IndeksIndeks  SzukajSzukaj  GrupyGrupy  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 :: 
Wprowadzenie
 :: Karty Postaci :: Martwi
Renifer Pędzący przez Śnieżne Zaspy
Pią 2 Kwi - 10:45
Renifer
Renifer
Pełne imię : Renifer Pędzący przez Śnieżne Zaspy
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : kocur
Księżyce : 83 (XII)
Znak Przodków : Lis
Matka : Lekki Podmuch Wiatru Poruszający Liśćmi [NPC] [*]
Ojciec : Potężny Nurt Bystrego Strumienia [NPC]
Mistrz : Łoś Gnający przez Bór [NPC] [*], Pąk Zakwitający na Bratkowej Łące
Wygląd : Duży, masywny kocur o długim, jednolicie białym futrze i czekoladowych oczach. Posiada białe pędzelki na uszach, różowy nos i różowe opuszki łap, a także puchate łapcie. Na tylnej stronie głowy posiada bliznę po drapnięciu pazurami przez jastrzębia. Na obu bokach posiada po dwie blizny na bokach - dwie na lewym, dwie na prawym, dość szerokie i poszarpane, częściowo ukryte pod długim futrem.
Multikonta : Kozia Łapa [KR], Rozżarzona Gwiazda [KG] || Poranna Zorza [GK]
Autor avatara : polar_coons
Liczba postów : 194
Plemię Wiecznych Łowów
https://starlight.forumpolish.com/t712-renifer-pedzacy-przez-sniezne-zaspy#5369
Imię: Renifer Pędzący przez Śnieżne Zaspy
Płeć: kocur
Wiek: 71 księżyców

Grupa: Plemię Niedźwiedzich Kłów -> Samotnik
Ranga: Kocię -> Nowicjusz (łowca) -> Nowicjusz (strażnik) -> Strażnik -> Samotnik


Wygląd:
Renifer jest kocurem o masywnej, potężnej budowie ciała i wysokim wzroście, znacznie przekraczając średnią wzrostu dla plemiennych kotów, przez co jest jednym z najwyższych kotów. Jego długa, biała sierść jest zadbana i lśniąca, chociaż zwykle pokryta listkami lub gałązkami, które się w nie wplątują. Posiada różowy nos, podobnie jak opuszki łap, które są obficie pokryte gęstą, długą sierścią, posiada również białe pędzelki na stosunkowo niewielkich uszach. Oczy są barwy ciemnego brązu, które zwykle mają spokojny i chłodny wyraz. Krok ma dość ciężki, nawet pomimo faktu, że może się skradać, to zwierzyna jakoś go zawsze odnajduje i ucieka, biega również dość wolno i rzadko kiedy dogania uciekającą ofiarę. Posiada również bliznę ciągnącą się od karku do potylicy, będącej śladem po szponach jastrzębia, z którym raz walczył.

***

Renifer nie zmienił się dużo. Przez moment samotniczego życia długa, biała sierść się nieco skołtuniła i nadal brakuje paru kłaków, które zostały wyrwane przy nierównej walce z psem. Na jego bokach znajdują się blizny po trzymaniu go przez psa – nierówne, dwa ogromne ślady, które rozpościerają się od połowy tułowia prawie do grzbietu. Znajdują się po obu stronach ciała, w tym na prawym boku wyglądają dużo poważniej. Blizny są poszarpane i nierówne, największe znajdowały się w mniej więcej połowie dawnej rany.
Galeria: Kosmo


Charakter:
Kocur jest typem spokojnego introwertyka, który obserwuje koty z oddali i rzadko kiedy wtrąca swoje trzy grosze. Dodatkowo życie nauczyło go, że wysiłek jest daremny, chociaż gdzieś w jego sercu nadal tli się nadzieja, że przestanie być postrzegany jako lis. Nie mówi zbyt dużo, dużo więcej rzeczy za to dzieje się w jego głowie, w której analizuje wszystko, co ma w zasięgu wzroku. Lubi przyrodę, w tym spacery po terenach bez konkretnego celu, czasami wychodzi daleko poza tereny, na których mieszka plemię, by zobaczyć, co jest dalej. Jest typem ciężko pracującym na swoją lepszą przyszłość, nie zaprzestaje starań i jest wytrzymały, jednak przez fakt, że gromadzi wszystkie emocje w sobie, to jest sfrustrowany i zestresowany. Przy pierwszym kontakcie nieufny i niezbyt rozmowny, nie robi pierwszego kroku, ale za to stara się utrzymywać już trwającą relację. Posiada waleczne zacięcie, jest również wierny plemieniu i Wiecznym Łowcom, chociaż wiara ta została wielokrotnie wystawiona na próbę. Stara się nad sobą panować i nie dać się ponosić swoim uczuciom, jednak nie zawsze się to udaje i wtedy żałuje popełnionych w emocjonalnej chwili czynów.

***

Charakter Renifera niezbyt się zmienił. Nadal preferuje życie z małym gronkiem przyjaciół, nabrał jednak trochę pewności siebie podczas samotniczej podróży. Stał się bardziej opanowany, chociaż wewnątrz nadal jest tym samym wrażliwym kocurem, który nie chce obciążać nikogo swoimi problemami. Stał się bardziej samodzielny, nawet trochę uwierzył w siebie i we własne umiejętności, pomimo przegranej walki. Dużo go jednak nauczyła i wyciągnął z niej wnioski.


Historia:

Moje żałosne życie zaczęło się już w dniu moich narodzin.  Lekki Podmuch Wiatru Poruszający Liśćmi urodziła dwa zdrowe kocięta, byłem jej pierworodnym synem, a mój brat był zawsze nieco drobniejszy i smuklejszy. Poród był wyczerpujący dla naszej matki, dodatkowo sen z powiek rodziców spędzała zagadka – czy jesteśmy lisami, czy też myszami. Niby granice są dość niewielkie i zacierające się, jednak dzień po naszych urodzinach spadł pierwszy śnieg, co mogło oznaczać, że bylibyśmy spod innego znaku. Może wtedy nasze życie by się inaczej potoczyło i zarówno ja, jak i mój brat, wyszlibyśmy na porządne koty. Obecnie panujący Wieszcz po odczytaniu sygnałów od Plemienia Wiecznych Łowców uznał, że narodziliśmy się jeszcze w Porze Złotych Liści i że oficjalnie mamy być uznawani za lisy. Matka po dziś dzień nie jest w stanie się pogodzić, podobnie jak ojciec, którym był Potężny Nurt Bystrego Strumienia. Pewnego dnia, gdy wyszedłem z mojego długiego pobytu u wieszcza i jeszcze nosiłem opatrunki na głowie, nie omieszkała się wygarnąć mi prosto w pysk, jak bardzo żałuje, że wydała mnie na świat dzień za wcześnie. Już wtedy znosiłem jej przytyki z kamiennym wyrazem pyska, chociaż wewnętrznie czułem przeżerającą mnie na wskroś łapę ciemności. Czy tak czuły się koty, które nie dostały się do śmierci do Wiecznych Łowców? Cóż, być może. Ale od początku.
Po naszym urodzeniu i ogłoszeniu Wieszcza, rodzice nie byli w stanie się pozbierać. Tak, że matka, zasłaniając się osłabieniem po porodzie, nie nadała nam imion przez dłuższy czas, ale słysząc późniejsze plotki, które niezbyt rozważne koty mówiły zbyt głośno, gdy przechodziłem, to chodziło o nieprawidłowy znak. Czy rzeczywiście mieliśmy aż taki wpływ na to, jacy się urodziliśmy? Nie sądziłem. Jednak teoria tych znaków potwierdziła się u mojego brata, Liścia Opadającego na Zmarzniętą Ziemię, który… No cóż. Był typowym lisem. W dzieciństwie, gdy ja wolałem się zajmować obserwacją obozu czy przyrody otaczającej nasze bezpieczne miejsce, mój brat… No cóż. Uważałem, że był dużo bystrzejszy ode mnie, cały czas analizował otoczenie, jednak w zupełnie inny sposób, niż mój. Jego ścieżka toczyła się wśród innych kotów i kociaków, potrafił bez mrugnięcia okiem zrzucić na kogoś winę w sposób tak przekonujący, że nawet fakt, że był lisem, nie pomagał w osadzeniu go w roli sprawcy. Był energiczny, wiecznie uśmiechnięty i tryskający energią, która pomagała mu w realizacji jego planów, które… Już nie były tak przyjazne, jak jego zewnętrzna powłoka. Prawdopodobnie przez to, że jestem jego bratem i dużo spędzaliśmy ze sobą czasu, to doskonale wiedziałem, kiedy kłamie. Nic jednak nie mówiłem. W końcu był moim bratem, prawda? Parę razy jednak zrzucił na mnie winę, a ja, w sposób niepodobny do lisa, zacząłem się wykręcać w nieudolny sposób, przez co obrywało mi się nie tylko od ojca, który był… Jakkolwiek obecny w naszym życiu. Nawet, jak zjawiał się w nim jedynie po to, aby nas skarcić, czy to słowem, czy swoją łapą. Przez to, że byliśmy rozrabiakami, nie cieszyliśmy się dobrą opinią… Jednak ja zdecydowałem, że się wyrwę. Przebiję się przez wszystkie stereotypy, zostając najsilniejszym, najbardziej prawym strażnikiem, jakiego plemię widziało. Wtedy uniosłem głowę w górę po każdym niepowodzeniu, uśmiechając się do gwiazd i wmawiając sobie w myślach, że jeszcze się ułoży. I wszystko dzięki temu, że będę ciężko pracował, by odmienić opinię o mojej osobie. Przynosiłem jedzenie starszym, a także strażnikom, którzy pełnili wartę przy legowisku Wieszcza. Na początku spotykałem się z chłodnym odzewem, gdy kazali mi odnieść jedzenie na miejsce, w ich oczach mogłem widzieć obawę i niepewność, czy to nie kolejny żart cieszącego się nieciekawą opinią lisa. Jednak wtedy nie nalegałem, a jedynie odnosiłem jedzenie. W końcu ktoś je spróbował. I kolejny kot również zjadł jedzenie podarowane ze stosu przeze mnie. I kolejni. Jednak rodzice nigdy nie zdecydowali się zjeść tego, co im przyniosłem, jednak nie poddawałem się! Zacząłem pomagać przy wymianie legowisk, najpierw tych z legowiska matek i kociąt, jednak prędko przeniosłem się również do innych, pomagając wynieść lub wyścielić leża na nowo miękkim mchem. Praca sprawiała, że uśmiech pojawiał się na moim pysku, pomimo że nieczęsto słyszałem pochwały. Każda z nich była niczym miód na gardło, tylko słodycz i łagodność rozchodziła się nie po gardle, a w klatce piersiowej, wypełniając mnie nadzieją, że przede mną nie było żadnych przeszkód. Cóż.
Moja matka zaszła w ciążę przed moim mianowaniem na nowicjusza. Wiadomość o rodzeństwie mnie na początku cieszyła… Póki nie usłyszałam od jednego… Znajomego z kociarni, który został już nowicjuszem, że Lekki Podmuch Wiatru Poruszający Liśćmi spłodziła sobie kolejne kocięta tylko po to, by zapomnieć o mnie i moim bracie i wychować sobie lepsze dzieci. Wtedy po raz pierwszy puściły mi nerwy. Byłem już wyrośnięty, mój wzrost przekraczał grubo ponad przeciętną dla mojego wieku, byłem praktycznie równy z moim przeciwnikiem, a do tego masywniejszy. Po dziś dzień pamiętam jego wykrzywiony w przerażeniu pysk, który jednocześnie wprawiał mnie w jeszcze głębszą furię, gdyby nie fakt, że zostaliśmy powstrzymani przez strażników, którzy zobaczyli, że nasza walka zaczynała być poważna. Nowicjusz wyłgał się z zarzutów niczym rodowy lis, obarczając mnie całą winą, przez co zostałem ukarany obowiązkiem przeproszenia go i dbania o jego legowisko. Oczywiście to zrobiłem. Gdybym próbował się bronić, moje odzywki byłyby brane za kłamstwa. Bo jak ktoś spod znaku niedźwiedzia mógłby kłamać, jeszcze jak drugim sprawcą był lis. Odbyłem swoją karę, nie mogąc uciec przed pełnym wyższości wzroku mojego dawnego przeciwnika i jego kolegów, którym rozpowiedział.
Jak jedno wydarzenie z życia może przekreślić całą swoją dotychczasową pracę? Ano w sposób bardzo prosty. Przez wzgląd na bójkę przed moim wejściem w wiek 10 księżyców, uznano mnie za niegodnego zaufania. Wszyscy, którzy żywili do mnie cieplejsze uczucia, zdawali się odwracać, a ja… Nie wiedziałem dlaczego. Pracowałem coraz ciężej, jednak praktycznie każdy odwracał wzrok lub nie zwracał na mnie uwagi. Rosła we mnie panika oraz frustracja spowodowana lękiem przed odrzuceniem przez plemię. Od tego miała mnie uchronić ceremonia na nowicjusza, na której nie dostrzegłem nigdzie swoich rodziców. Mój brat został nowicjuszem uczącym się na łowcę, co doskonale odpowiadało jego gabarytom. Był lekko poniżej przeciętnej jeśli chodzi o wzrost z wąskimi barkami i smukłą sylwetką. Był zwinny i szybki, pomimo że niezbyt silny, był również wrażliwy na ciosy, co dyskwalifikowało go z rangi strażnika. I tak o niej nigdy nie marzył. Kojarzyła mu się zbyt mocno z odpowiedzialnością za cudze życie, to była za duża odpowiedzialność dla niego i preferował spokojne życie łowcy. Tak mi powiedział. Natomiast ja mierzyłem wysoko. Byłem już wtedy bardzo dużym kocurem, praktycznie dorównującym dorosłym, ale jeszcze nie w pełni wyrośniętym. Szerokie barki, duża siła z predyspozycjami do rozwijania się oraz wytrzymałość i mało wrażliwa skóra sprawiały, że byłem praktycznie idealnym kandydatem. Nie było lepszego. Jednak Plemię Wiecznych Łowców postanowiło ponownie ze mnie zakpić, posyłając mnie na rangę nowicjusza uczącego się sztuki łowieckiej. Lub być może to przez uprzedzenie Wieszcza, czułem, że pragnie mi wymierzyć sprawiedliwszą karę i sprawić, że ulegnę. Nie dyskutowałem. Być może to była rola, którą mi przypisano na początku życia. Może Wieszcz widział we mnie predyspozycje kogoś głęboko ukrytego wewnątrz? Może byłem przeznaczony do chwytania zwierzyny większej i silniejszej dla zwykłego łowcy? Po wielu księżycach treningów okazało się, że nie. Jednak o tym później.
Matka nigdy nie zwracała na nas zbyt wielkiej uwagi, jednak nie mogła odpuścić sobie upokorzenia nas obojga podczas naszej ceremonii. Nadawanie Lśniących Śladów odbyło się w sposób szybki i niechlujny, Lekki Podmuch Wiatru Poruszający Liśćmi jedynie zatopiła łapę w soku, odciskając jeden ślad w losowo wybranym przez siebie miejscu i odeszła bez słowa. Gdy stałem przed Wieszczem, który nadawał nam nowe rangi i mistrzów, nie mogłem podnieść wzroku z ziemi. Czułem, jak wzrok całego plemienia skierowany jest na nas, bynajmniej nie był on przyjazny, ciepły i współczujący. Moim mistrzem został Łoś Gnający przez Bór, który nie słynął z dobrej opinii ani wśród łowców, ani wśród potencjalnych mistrzów. Słynął z olewczego podejścia, ograniczając spotkania do minimalnego minimum, podobnie do swoich obowiązków związanych z rangą. Liściowi również się nie poszczęściło, ale co się dziwić.
Niedługo po mojej ceremonii mianowania, Lekki Podmuch Wiatru Poruszający Liśćmi urodziła nowy miot, tym razem stworzony z trzech małych sarenek - Tafli Jeziora Zmąconej przez Płatek Śniegu, Wichra Szalejącego na Polanie oraz Trzciny, na której Przysiadła Ważka. Było to spełnienie marzeń rodziców, a ja… Nie miałem pojęcia, co o tym myśleć. W głowie miałem wydarzenie, które spowodowało we mnie wybuch furii. Sądziłem, że będę czuł jedynie chłód lub agresję w stosunku do swojego młodszego rodzeństwa, jednak gdy je zobaczyłem po raz pierwszy… Wszystkie negatywne emocje wyparowały. W sercu wezbrało się ciepło, które nie towarzyszyło mi od bardzo dawna, moje ciało przechodził dreszcz, gdy widziałem wszystkie trzy maluchy. Nie potrafiłem nawet wymusić, by odepchnąć od siebie kolejną potencjalną rzecz, która mogła mnie zranić, czułem przypływ miłości. I postanowiłem być najlepszym bratem pod słońcem. O ile by była szansa. Trójka rodzeństwa została nazwana natychmiast, a matka wraz z ojcem wydawali się nie posiadać z radości. Nawet wspaniałomyślnie pozwolili, by starsze rodzeństwo zobaczyło ich doskonalsze dzieła… No cóż. Widocznie i to nie było mu dane. Prędko po tym spotkaniu, wraz z bratem otrzymaliśmy zakaz zbliżania się do rodzeństwa. Co zdecydowanie nie wyszło mnie i Tafli Jeziora Zmąconej przez Płatek Śniegu, która po wyjściu z legowiska pierwsze, co zrobiła, to wpadła na drzemiącego w swoim odludnym miejscu… Mnie.  Nie wiedziałem, jak zareagować. Nie chciałem łamać zakazu nakazanego przez rodziców, ale jednocześnie, wizja zabawy z młodszym rodzeństwem była… Niezwykle kusząca. I tak oto kulka stworzona z mchu z mojego legowiska poturlała się do młodszej siostry, która od razu ją złapała i praktycznie się do niej przytuliła. Była to jedna z nielicznych rzeczy, która wywołała u mnie uśmiech.
Jak to mówią, nic nie trwa wiecznie. Matka prędko odkryła nasze potajemne spotkania i kategorycznie ich zakazała, przez co ponownie musiałem się sam mierzyć z samotnością. Jednak miałem jeszcze swojego brata, z którym wyszedłem na krótki spacer po terenach. Nie było to może najlepsze towarzystwo dla kogoś, kto chciałby się zrehabilitować i pokazać, że jest godny rangi strażnika, o którą nadal zabiegał, ale… Był to jedyny kot, który chciał sam z siebie ze mną przebywać. Był późny wieczór, większość kotów już spała, prócz nas. Wędrowaliśmy ku granicy z górami, skierowałem wtedy wzrok na wznoszące się szczyty przebijające swoimi ostrymi wierzchołkami chmury, gdy nagle doszły do mnie słowa Liścia Opadającego na Zmarzniętą Ziemię, że… Nie pasuje do życia w plemieniu. Chce odkryć nowy świat, poznać nowe koty i zwiedzić nowe ziemie. I żyć według własnych zasad. Nie byłem w stanie go powstrzymać, gdy przekraczał granice terenów, które uważaliśmy za swoje i wędruje w kierunku przesmyku. Był to ostatni raz, gdy go widziałem.
Po zniknięciu brata, moja pozycja w klanie nadal się nie poprawiała, a dodatkowo obecnie nie miałem z kim przebywać. Coraz mniej mówiłem, w pewnym momencie bałem się, że gdy będę chciał się odezwać, to z mojego gardła wydobędzie się niekształtne mruknięcie, nieprzypominające słów. Jednak co mogłem poradzić, gdy świat wewnątrz mojej głowy był o wiele bezpieczniejszy? Bez nagłych zwrotów akcji, wszystko było przemyślane. Nawet potrafiłem rozmawiać z innymi kotami jedynie w myślach. I czasami cieszyłem się, a czasami żałowałem, że nie mogą usłyszeć moich uwag. Moje zabiegi o rangę nowicjusza strażnika były odrzucane, a w polowaniu mi nie szło. Ponadto, uznano, że lepiej, jak będę pod czyimś stałym nadzorem. Po odejściu brata, większość plemienia zgodnie stwierdziła, że to jedynie kwestia czasu, aż i ja odejdę. Rozmyślałem o tym wiele razy, jednak w plemieniu trzymała mnie myśl o moim młodszym rodzeństwie, które żyje i się rozwija. Przynajmniej mogłem ich obserwować z odległości.
Ja również nie zdołałem raz kogoś uratować. Przynajmniej nie tak w pełni. Wyruszyłem na polowanie z Pąkiem Zakwitającym na Bratkowej Łące. Zaatakował nas wtedy jastrząb, który był potężnym ptakiem, nie mogłem patrzeć, jak kotka sama walczy z zagrożeniem, dlatego się do niej dołączyłem. Pomimo ślamazarnych, niewyćwiczonych w walce ruchów, udało nam się go pokonać… Jednak kosztem lewego oka kotki oraz blizną na tyle mojej głowy, ciągnącą się od karku do potylicy, gdy unikałem ostrych szponów. Podczas walki czułem się… Dobrze. Dużo lepiej niż na polowaniu, pomimo faktu, że nie byłem szkolony do walki. Jednak po dziś dzień nie mogę pozbyć się wyrzutów sumienia, które mnie dręczą, bo gdybym tylko bardziej się postarał, to być może Pąk nie skończyłaby bez jednego oka. Na innych polowaniach chodziłem wraz z Królikiem Kicającym ku Kwiecistej Kniei, jednak to, że się nie dogadywaliśmy, to było mało powiedziane.
Trening ukończyłem bardzo późno, jednak do tej pory nie zostałem dopuszczony do mianowania. Moje umiejętności były bardzo słabe i nawet, jak udało mi się wytropić zwierzynę, to często płoszyłem ją przez nieudolne skradanie się. Za to wspinaczka nigdy nie stanowiła dla mnie problemu, pomimo moich gabarytów. Nie było to jednak wystarczające, bym stał się Łowcą… Może to i nawet lepiej. Nigdy nie chciałem nim być, czułem się na tej pozycji obco i nieswojo. Mogłem jedynie z zazdrością spoglądać na strażników, którzy szkolili się w walce i chronili inne koty. I tak wyszło, że do tej pory jestem nowicjuszem… I pewno długo nim pozostanę.
Śmierć Wieszcza mną nie wzruszyła, podobnie jak śmierć matki czy kogokolwiek z teorii bliskich mi osób. Byłem na ich pogrzebach, oddałem im cześć i szacunek, bo tak trzeba było, jednak zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz nie czułem się w jakikolwiek sposób dotknięty. Zachowywałem się poprawnie, siedząc na uboczu i patrząc, jak inni przyozdabiają ciało matki, by dopełnić obrządek pogrzebowy. Ciekawym był fakt, że bardzo dużo osób lubiło kocicę, co mnie… Zastanawiało. Niedawno również zmarł mój mistrz, którego strażnicy nie zdołali uratować, gdy zaatakował go pies, co mogło się okazać moją szansą na odmienienie życia. Poprzedniego Wieszcza nie znałem zbyt dobrze, tak samo obecnego, jego syna. Przez pierwsze księżyce jego rządów, obserwowałem go i jego reakcję, starając się ocenić swoje szanse w ponownym proszeniu o nową rangę. Miał nadzieję, że się uda. Jeśli nie… To cóż. Zostanie nowicjuszem na zawsze, mimo ukończenia szkolenia. Tak bywało.

***

Wszystko zaczęło się układać. Mój trening przejęła Pąk Zakwitający na Bratkowej Łące za sprawą rozmowy z Wieszczem o moim prawdziwym przeznaczeniu. Wkrótce zostałem strażnikiem. Otrzymałem dwóję nowicjuszy – Niskiego Lotu Polującego Jerzyka i Niedźwiedzia Wędrującego przez Las. Każdy z nich był dla mnie ogromnym zaszczytem i wyrazem zaufania Wieszcza. W pewnym momencie narodził się miot mojego ojca z Kaczką, jednak zniknięcia kociąt były dla mnie wstrząsające. Wycofałem się trochę z życia, skupiając się na obowiązkach strażniczych.
Podczas patrolowania jednej z granic przy Wschodnich Rubieżach, stało się coś, czego się nie spodziewałem. Zaatakował mnie ogromny pies, tak wielki, że ruchem szczęk momentalnie złapał mnie za boki. I pobiegł gdzieś, szarpiąc mną przy okazji. Doskonale się bawił moim bezwładnym ciałem, nawet jak próbowałem sięgnąć jego ślepi czy czegokolwiek za pomocą pazurów, to moje próby były daremne. Pies, na szczęście dla plemienia, na nieszczęście dla mnie, szedł daleko. Przez krwawienie z potężnych ran na bokach nie miałem sił się dalej przeciwstawiać. Pogodziłem się ze swoim losem. Gdy przestałem się szarpać i miotać, wkrótce pies się mną znudził, zostawiając gdzieś w lesie i przysypując ziemią, niczym łowca zakupujący swoją zwierzynę. Widocznie chciał mnie zostawić sobie na później. Odpłynąłem w mgłę nieświadomości, przez co nie widziałem, że nadchodzi ratunek.
Obudziłem się w wielkim bólu na miękkim legowisku z mchu, piór i skrawków długiej, białej sierści. Zastanawiałem się przez moment, czy to moje… Jednak już za moment chciałem się zapytać, dlaczego udało mi się przeżyć. Byłem pozostawiony na pewną śmierć. Doszedł do mnie łagodny głos ogromnego kocura, który wyglądał na podstarzałego, a po jego bokach stała młoda, rosła kocica i trochę starszy od niej kocur. Cała trójka biała futro w kolorze czystej bieli. Byłem jednak zbyt słaby na rozmowę, napoili mnie i podali zwierzynę i zioła. Moje rany były opatrzone.
Rany długo nie chciały się goić. Były poważne, wdało się do nich zakażenie, a starszy kocur nie miał takiego doświadczenia w opatrywaniu takich obrażeń. Jednak wkrótce udało mi się odzyskać trochę sił. Okazało się, że jest to wielopokoleniowa rodzina i myśleli, że byłem ich zaginionym krewnym. Wyprowadziłem ich z błędu, nie znałem tych kotów. Oni postanowili pomóc mi do czasu, aż całkowicie nie wyzdrowieje. Dlatego poznałem Górę, Śnieżka i Chmurę. Byli samotnikami, z dziada pradziada śnieżnobiałymi. Ich geny były tak silne, że nawet geny rudo-białej kotki, matki Chmury, nie zdołały przebić się przez intensywną biel, a cały miot Chmury urodził się bielutki. Wszyscy jednak rozeszli się po świecie. A co do mnie… Byli przekonani, że byłem zaginionym synem Góry, bratem Śnieżka i wujkiem Chmury, który zaginął wiele księżyców temu. Jednak to nie byłem ja. Widziałem rozczarowanie na ich pyskach, jednak byli skłonni nadal mi pomagać.
W końcu stanąłem na własne łapy. Opuściłem białą rodzinę, ruszając… Sam nie wiem, dokąd. Góry rozpościerały się tu szeroko, ciężko mi było rozróżnić, przy których górach mieszka moje plemię. Ruszyłem więc za pomocą intuicji. Nie wiedziałem, dokąd dojdę, widziałem jedynie ogromne góry, przez które musiałem się jakoś przedostać. Poszukiwałem przesmyków czy przejść, chcąc dojść do swojej grupy.
Podczas wędrówki spotkałem… Liścia. Na początku go nie rozpoznałem, w końcu minęło tyle księżyców… Nadal jednak byłem nieufny w stosunku do rodzonego brata, który wylewnie się ze mną przywitał. Takiego spotkania się nie spodziewałem. Liść powiedział, że doprowadzi mnie do plemienia. Pomimo nieufności, nie miałem żadnego innego tropu… Dlatego postanowiłem za nim podążyć. Obiecał, że doprowadzi mnie do znajomego miejsca, a potem odejdzie w swoją stronę. Nie chciał wracać do plemienia, przyzwyczaił się do samotniczego życia i nie chciał ponownie stać się jednym z wielu szarych kotów w plemieniu, którzy szkoleni są nie po to, by sami stali się lepsi, ale po to, by mogli pracować dla Wieszcza i plemienia. Cóż… Ciekawy sposób myślenia.
Wkrótce spotkaliśmy Jezioro w Którym Toną Gwiazdy. Zdecydowanie nie spodziewałem się odnaleźć kocura, tak samo, jak jego młodszy brat nie spodziewał się ujrzeć mnie. Kocur nie chciał wracać… Po dłuższej rozmowie jednak przekonał się, że jest to dobry pomysł. Ruszyliśmy więc we trójkę w kierunku znajomych terenów, a gdy tylko zacząłem rozpoznawać okolicę, powiedziałem o tym Liściowi. Brat pożegnał się zarówno ze mną, jak i ze swoim młodszym bratem, ruszając w swoją stronę z wysoko uniesionym ogonem. Więc tym razem nikogo nie oszukał ani nie wywiódł w pole. Ciekawiło mnie jednak, co się kryło za pozornie szczerymi intencjami.
Po rozstaniu, razem z Jeziorem ruszyliśmy w kierunku granic. Od tej samej strony, z której mnie porwał pies. Nie wiedziałem, czy zostaniemy ponownie przyjęci, czy zostaniemy odprawieni… Jednak chciałem wrócić do domu ze wszystkich swoich sił.



Statystyki:
S: 46 | Z: 14 | Sz: 14 | O: 30
HP: 145 | W: 135
P: 5 | PD: 0/400

Cechy:
Twarda Skóra
Ostre Pazury
Ciężki Krok

Umiejętności:
Skradanie się [1]
Tropienie [2]
Wspinaczka [3]


Ostatnio zmieniony przez Renifer dnia Nie 5 Cze - 0:07, w całości zmieniany 3 razy
Re: Renifer Pędzący przez Śnieżne Zaspy
Sob 3 Kwi - 21:50
Renifer
Renifer
Pełne imię : Renifer Pędzący przez Śnieżne Zaspy
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : kocur
Księżyce : 83 (XII)
Znak Przodków : Lis
Matka : Lekki Podmuch Wiatru Poruszający Liśćmi [NPC] [*]
Ojciec : Potężny Nurt Bystrego Strumienia [NPC]
Mistrz : Łoś Gnający przez Bór [NPC] [*], Pąk Zakwitający na Bratkowej Łące
Wygląd : Duży, masywny kocur o długim, jednolicie białym futrze i czekoladowych oczach. Posiada białe pędzelki na uszach, różowy nos i różowe opuszki łap, a także puchate łapcie. Na tylnej stronie głowy posiada bliznę po drapnięciu pazurami przez jastrzębia. Na obu bokach posiada po dwie blizny na bokach - dwie na lewym, dwie na prawym, dość szerokie i poszarpane, częściowo ukryte pod długim futrem.
Multikonta : Kozia Łapa [KR], Rozżarzona Gwiazda [KG] || Poranna Zorza [GK]
Autor avatara : polar_coons
Liczba postów : 194
Plemię Wiecznych Łowów
https://starlight.forumpolish.com/t712-renifer-pedzacy-przez-sniezne-zaspy#5369
Spis sesji
Głucha Knieja - polowanie

Żabia Dolina - Huragan Szumiący w Koronach Drzew
Cicha Skała - Mgła Wędrująca wśród Oszronionej Trawy
Słoneczne Skałki ​- Śnieżna Lawina Przechodząca przez Pasmo Gór
Obdrapana Ściana - Jezioro w którym Toną Gwiazdy
Siwe Pajęczyny - Lisi Skowyt Roznoszący się po Górach


Historia sesji
Trening Renifera Pędzącego przez Śnieżne Zaspy z Pąkiem Zakwitającym na Bratkowej Łące

Róg Obfitości - Pąk Zakwitający na Bratkowej Łące
Zdeptany Mech - Huragan Szumiący w Koronach Drzew
Szumiący Gąszcz - Jezioro Tętniące Życiem
Kryjówka za Skałami - Królik Kicający ku Kwiecistej Kniei
Rybie Ogony - Tafla Jeziora Zmącona przez Płatek Śniegu
Kryjówka za Skałami - Królik Kicający ku Kwiecistej Kniei
Rybie Ogony - Tafla Jeziora Zmącona przez Płatek Śniegu
Siwe Pajęczyny - Len Chwiejący się na Skraju Klifu
Gęsta Ziemia - Ośnieżony Szczyt Sięgający Nieba
Cicha Skała - Mgła Wędrująca wśród Oszronionej Trawy
Słoneczne Skałki ​- Śnieżna Lawina Przechodząca przez Pasmo Gór
Obdrapana Ściana - Jezioro w którym Toną Gwiazdy
Żabia Dolina - Huragan Szumiący w Koronach Drzew
Siwe Pajęczyny - Lisi Skowyt Roznoszący się po Górach


Głucha Knieja - polowanie

Skocz do: