| :: Klan Wichru :: Obóz Klanu Wichru :: Zielone Zarośla | Grupa : Płeć : kocur
Księżyce : nieskończone
Matka : srebrna skórka
Ojciec : gwiezdny pył
Wygląd : utkany z gwiazd
Multikonta : administracja
Liczba postów : 2169
Administracja | First topic message reminder :Przy wejściu do Zielonych Zarośli, można zauważyć kępkę roślin, do której nie dociera wystarczająca ilość wody przez liczne korzenie krzewów dookoła nich i w końcu uschły. Co rusz pojawiają się nowe rośliny na miejsce starych i pomimo krótkiego etapu wzrostu, bardzo szybko stają się sztywne i łamliwe, a chrzęst spowodowany ich deptaniem niesie się po całym legowisku. |
|
| Grupa : Płeć : kocur
Księżyce : 73 w chwili śmierci
Matka : Mroźny Wiatr [NPC] (*)
Ojciec : Niedźwiedzia Gwiazda [NPC] (*)
Mistrz : Taneczny Krok (*), Pliszkowy Dziób (*)
Partner : mięta
Wygląd : Wysoki, ale chudy i o słabej budowie. Niebieski złoty tygrysio pręgowany, długowłosy, z białymi znaczeniami sięgającymi do kostek na tylnych łapach oraz na palcach przednich, a także na pyszczku, gardle i klatce piersiowej, gdzie biała plama przybiera kształt przypominający nieco motyla. Złote oczy.
Multikonta : Lin, Królicze Futerko, Wichura, Blask; dawniej: Królik, Skowronkowy Trel, Połyskująca Tafla
Autor avatara : pliszka (avek), brivi (art w podpisie)
Liczba postów : 2522
Gwiezdny Klan | Wziął głębszy wdech, słysząc instrukcję od Dymnego Wąsa. Okazało się to łatwiejsze, niż się w sumie spodziewał, wystarczyła intencja i jego gotowość, ale wiedział, że sama rozmowa wcale łatwa nie będzie. I trochę go to przerażało. Miał świadomość, że to było potrzebne, bo nie tylko on uważał to, co zadziało się na Zgromadzeniu, za błąd, a sami Gwiezdni również, ale z drugiej strony... nigdy nie był odważny. Konfrontacje z jakimikolwiek kotami na jakikolwiek temat nigdy nie przychodziły mu łatwo, a to, że był niedojrzały i emocjonalny również nie pomagało. Kiedy teraz miał wziąć takie ważne sprawy w swoje łapy, zaczynało się robić jeszcze straszniej. Przez krótką chwilę, gdy w pełni do niego dotarło, na co tak dokładnie się porywał, miał taką myśl, że teoretycznie nie było za późno, żeby się wycofać – nie robić tego wszystkiego i po prostu jakoś... przetrwać trening, a wątpliwie słuszne zachowania Pliszkowego Dziobu zostawić komuś innemu. Komu? Nie wiedział, ale na pewno znalazłby się ktoś, kto zrobiłby to lepiej niż on. Kompetentniej. Niemniej... miał świadomość, że to nie byłoby słuszne rozwiązanie. Nie bez powodu chciał w ogóle rozmawiać z Gwiezdnymi i nie bez powodu był z nimi łącznikiem. To był też jego problem, a ignorowanie go, zostawianie innym kotom i liczenie, że w ten sposób się rozwiąże, nie było dobrym rozwiązaniem, a właściwie nie było żadnym rozwiązaniem. W momencie, kiedy postanowił się tym wszystkim zająć, podjął już decyzję – i teraz miał zamiar przetrwać to wszystko do końca. – W porządku. Przemyślę, jak porozmawiać z Pliszkowym Dziobem i tak zrobię – odpowiedział. W takim razie wyglądało na to, że mieli gotowy plan. Jeżeli Gwiezdni nie mieli nic do dodania... on też nie. No, prawie. – Naprawdę dziękuję wam za pomoc. I... to może trochę, um, nieprofesjonalne z mojej strony, ale boję się, że nie będziemy mieć okazji, żeby porozmawiać tak na spokojnie, więc... mamo? – powiedział, w tym momencie zwracając się w stronę Mroźnego Wiatru. Nie, żeby chciał wykluczać Dymnego Wąsa z rozmowy, ale miał jej coś do przekazania jak syn rodzicowi. – Cieszę się, że jesteś i mam nadzieję, że u taty... wszystko w porządku. – Nawet jeśli po śmierci Niedźwiedziej Gwiazdy nie był w stanie płakać tak, jak po śmierci Mroźnego Wiatru, nawet jeśli doszedł do jakiegoś swojego limitu... cały czas się przejmował i wiele o tym myślał, myślał o nich obu. Gdzieś w głębi wciąż siedziały w nim strach i poczucie winy, dlatego chciał, żeby o tym wiedzieli, nawet jeżeli trochę mu nie wypadało. Nie mógł zmarnować takiej szansy, szansy, której nie miała reszta z jego rodzeństwa, skoro była mu dana. _________________ AND SO, IF ON THE DAY I DIE YOU COME TO BE AT MY SIDE SURELY, UPON THE DAY I DIE
I'll sing of the love in my life
LIKE YOU SAID, EVERY MOMENT WAS .WORTH .IT .TO .BE .ALIVE |
| | Grupa : Płeć : kocur
Księżyce : 71 (sierpień)
Matka : Mroźny Wiatr [NPC] (*)
Ojciec : Niedźwiedzia Gwiazda [NPC] (*)
Mistrz : Gwieździsta Noc (*)
Partner : Słodki Nektar
Wygląd : stosunkowo masywny, wyższy niż przeciętnie długowłosy kocur o złocisto-orzechowym futerku, na którym malują się rudawo-brązowe i czarne klasyczne pręgi, i złocistych oczach; często rozczochrany, odstaje mu futro na głowie i piersi; porusza się z uniesionym ogonem
Multikonta : Wieczorna Rosa; Echo; Tygrysica
Autor avatara : avatar ja, art pliszka
Liczba postów : 2982
Gwiezdny Klan | Na słowa Motylej Łapy Dymny Wąs skinął lekko głową z uśmiechem na pysku i oddalił się, stopniowo znikając, aby pozostawić matkę z synem samych. Dawny przywódca nie chciał przeszkadzać, ani też wywoływać dyskomfortu u swojej terminatorki czy Motylej Łapy. Mroźny Wiatr zaś podeszła bliżej do młodego kocura i trąciła nosem jego czoło. – Tak, w jak najlepszym porządku. Bardzo za wami tęskni, ale… nie bolą go już stawy. Nic go nie boli – odparła cicho. To boli, kiedy jesteś na Srebrnej Skórce samemu – ale równie mocno Mroźny Wiatr bolał moment, w którym Niedźwiedzia Gwiazda zmarł, mimo iż to znaczyło, że do niej dołączy. W końcu zostawił Klan Wichru, a także ich dzieci. – I jest z was bardzo dumny. Tak jak i ja.
|
| | Grupa : Płeć : kocur
Księżyce : 73 w chwili śmierci
Matka : Mroźny Wiatr [NPC] (*)
Ojciec : Niedźwiedzia Gwiazda [NPC] (*)
Mistrz : Taneczny Krok (*), Pliszkowy Dziób (*)
Partner : mięta
Wygląd : Wysoki, ale chudy i o słabej budowie. Niebieski złoty tygrysio pręgowany, długowłosy, z białymi znaczeniami sięgającymi do kostek na tylnych łapach oraz na palcach przednich, a także na pyszczku, gardle i klatce piersiowej, gdzie biała plama przybiera kształt przypominający nieco motyla. Złote oczy.
Multikonta : Lin, Królicze Futerko, Wichura, Blask; dawniej: Królik, Skowronkowy Trel, Połyskująca Tafla
Autor avatara : pliszka (avek), brivi (art w podpisie)
Liczba postów : 2522
Gwiezdny Klan | Ulżyło mu, że Dymny Wąs nie wyglądał na złego ani nic w tym stylu, a nawet sobie poszedł, żeby dać im trochę przestrzeni... co ucieszyło go jeszcze bardziej. Od tak dawna nie miał okazji, żeby zamienić z Mroźnym Wiatrem chociażby słowa na osobności. Tęsknił za nią, za tatą też... i miał wrażenie, że to wszystko byłoby znacznie łatwiejsze, gdyby żyli i mógł liczyć na ich radę i wsparcie na ziemi, nie tylko na Srebrnej Skórce. Wiedział jednak, że na to nie było szansy, a więc niezwykle doceniał to, że mógł porozmawiać z mamą chociaż w ten sposób. Z drugiej strony jakaś jego część czuła się z tym źle, bo czy Orzeszek, Kiełek albo Świergot kiedykolwiek będą mieli na to szansę? Miał wrażenie, że na to zasługiwali, być może znacznie bardziej niż on sam. Być może przez to czuł, że jego pytanie było trochę samolubne, ale nawet jeśli... chociaż na ten moment nie chciał być gdziekolwiek indziej na świecie. W odpowiedzi na gest ze strony Mroźnego Wiatru schylił się nieco, żeby otrzeć się głową na miękkie futerko na jej kryzie i przymknął oczy. Częściowo po to, żeby po prostu być blisko niej, a częściowo dlatego, że chciał jakoś ukryć fakt, że na słowa "nie bolą go już stawy" w jego oczach wezbrało się trochę łez. – Dziękuję – szepnął. To, czy ona i Niedźwiedzia Gwiazda byli z niego dumni, zawsze było dla niego ważne, więc cieszył się, że to powiedziała... nawet jeśli nie do końca wiedział, za co mogliby być dumni z niego. Był w tyle ze wszystkim, co możliwe, wciąż był wycofany i przestraszony, w zasadzie, miał wrażenie, nie robił żadnych postępów w niczym i nie mógł nawet znaleźć medykamentów innych niż miodunka i niecierpek, co przyczyniało się do niezbyt dobrego stanu już i tak zaniedbanego przez Pliszkowy Dziób składziku klanu Wichru. A jednak... nie potrafił jej nie wierzyć, kiedy mówiła to w ten sposób. I bardzo doceniał jej słowa. – My też tęsknimy. I za tatą, i za tobą, a-ale... dobrze wiedzieć, że ma się dobrze. A ty? – odsunął się trochę, żeby Poważnie Spojrzeć na Mroźny Wiatr. Rozmawiali, więc widział, że przynajmniej fizycznie nic jej nie było (co zresztą było logiczne w Gwiezdnym Klanie)... ale widział też wcześniej, jak reagowała na to, co mówił o Pliszkowym Dziobie, no i znowu: słuchanie z pyska jakiegokolwiek kota, że umarło się, bo Gwiezdny Klan chciał twojej śmierci, musiało nie być zbyt przyjemnym doświadczeniem. _________________ AND SO, IF ON THE DAY I DIE YOU COME TO BE AT MY SIDE SURELY, UPON THE DAY I DIE
I'll sing of the love in my life
LIKE YOU SAID, EVERY MOMENT WAS .WORTH .IT .TO .BE .ALIVE |
| | Grupa : Płeć : kocur
Księżyce : 71 (sierpień)
Matka : Mroźny Wiatr [NPC] (*)
Ojciec : Niedźwiedzia Gwiazda [NPC] (*)
Mistrz : Gwieździsta Noc (*)
Partner : Słodki Nektar
Wygląd : stosunkowo masywny, wyższy niż przeciętnie długowłosy kocur o złocisto-orzechowym futerku, na którym malują się rudawo-brązowe i czarne klasyczne pręgi, i złocistych oczach; często rozczochrany, odstaje mu futro na głowie i piersi; porusza się z uniesionym ogonem
Multikonta : Wieczorna Rosa; Echo; Tygrysica
Autor avatara : avatar ja, art pliszka
Liczba postów : 2982
Gwiezdny Klan | – Ja? Dobrze. I dobrze mieć obok siebie tatę, choć wolałabym, żeby zestarzał się spokojnie i był przy was. Przy klanie. Poczekałabym na niego – odparła w wyważony sposób Mroźny Wiatr, ale zaraz, zapewne pod wpływem jakiejś myśli, jej futro najeżyło się lekko. Motyla Łapa nie musiał długo czekać na ujawnienie, jaka to była myśl. – Przyznam, że gdyby to ode mnie zależało… działania Gwiezdnego Klanu byłyby o wiele bardziej zdecydowane – powiedziała z ciężkim westchnięciem. Złocista kocica nie mogła udawać, że jest inaczej. – Pliszkowy Dziób nie ma prawa traktować tak kogokolwiek – Klanu Rzeki, ich medyczki… ciebie. Kotów, które zmarły.Odnoszę wrażenie, że zapomniała, jak brzmi Kodeks Medyka: medyk jest ponad klanami i klanową rywalizacją. Jestem nią rozczarowana, i to tym bardziej, że zaraz po groźbach Brzozowej Skóry przyszłam do niej, żeby jej powiedzieć, że… jest kompetentnym medykiem. Niestety, okazało się, że na kompetencjach medycznych się kończy.
|
| | Grupa : Płeć : kocur
Księżyce : 73 w chwili śmierci
Matka : Mroźny Wiatr [NPC] (*)
Ojciec : Niedźwiedzia Gwiazda [NPC] (*)
Mistrz : Taneczny Krok (*), Pliszkowy Dziób (*)
Partner : mięta
Wygląd : Wysoki, ale chudy i o słabej budowie. Niebieski złoty tygrysio pręgowany, długowłosy, z białymi znaczeniami sięgającymi do kostek na tylnych łapach oraz na palcach przednich, a także na pyszczku, gardle i klatce piersiowej, gdzie biała plama przybiera kształt przypominający nieco motyla. Złote oczy.
Multikonta : Lin, Królicze Futerko, Wichura, Blask; dawniej: Królik, Skowronkowy Trel, Połyskująca Tafla
Autor avatara : pliszka (avek), brivi (art w podpisie)
Liczba postów : 2522
Gwiezdny Klan | Pokiwał lekko głową w zamyśleniu. Nie tylko Mroźny Wiatr wolałaby, żeby Niedźwiedzia Gwiazda zestarzał się na spokojnie. Jego śmierć, mimo pogarszającego się stanu, była niespodziewana. Miał w końcu dziewięć żyć i od dawna był przywódcą, przez co Motylowi wydawało się, że był prawie od zawsze... i na równie długo jeszcze będzie, przez co do ostatniej chwili łudził się, że nagle mu się poprawi. A jednak się nie poprawiło, a wręcz było tylko gorzej i swoje ostatnie księżyce Niedźwiedzia Gwiazda spędził z bólem stawów. Uch, nie chciał o tym myśleć. Chciał już coś odpowiedzieć na ten temat mamie, ale wtedy zauważył, że humor jakby jej się zmienił... i nie potrzebował pytać, żeby dowiedzieć się, czemu. Szczerze? Jakiejkolwiek sympatii do Pliszkowego Dziobu wcześniej nie miał, podzielał jej zdanie. Był nawet w stanie zrozumieć, skąd brał się jej problem do Gwiezdnego Klanu i współczuł jej z powodu Brzozowej Skóry, bo chociaż nigdy nie powiedziałby tego na głos, to zawsze wydawała mu się straszna i taka się zresztą okazała. Nie dawało jej to jednak prawa, żeby krzywdzić w ten sposób inne koty, bo... sama zachowywała się w tym momencie nie lepiej, niż Brzozowa Skóra. Wymyślała sobie swoją własną wolę Gwiezdnych i wciskała ją innym w taki sposób, że zwyczajnie ich krzywdziła, a to było okrutne i tym bardziej nie przystawało medykowi. – Uch, zawsze miałem inne zdanie o Pliszkowym Dziobie... i to wszystko trochę mnie dziwi. I przeraża – przyznał i westchnął lekko. – Nie wyobrażam sobie mówienia kotom, które straciły w pożarze wszystko, że powinny były to stracić... a o zmarłych, że powinni byli umrzeć. I nawet jak porozmawiamy z Pliszkowym Dziobem, to... to to się już stało. I nie wiem, co o tym myśleć... ani co będzie dalej – mruknął gorzko. Nawet gdyby udało im się skłonić medyczkę do jakichkolwiek refleksji, nawet jeśli podejrzewał, że mówiła ze swojego urazu do Gwiezdnych, to powiedziała, co powiedziała. Nie dało się tego cofnąć, a Motyla Łapa doskonale o tym pamiętał i w ogóle nie wyobrażał sobie w tym momencie, jak jego dalsza współpraca z Pliszkowym Dziobem miała wyglądać, skoro przez większość czasu jej unikał, a na treningach czuł się jakoś tak obco. _________________ AND SO, IF ON THE DAY I DIE YOU COME TO BE AT MY SIDE SURELY, UPON THE DAY I DIE
I'll sing of the love in my life
LIKE YOU SAID, EVERY MOMENT WAS .WORTH .IT .TO .BE .ALIVE |
| | Grupa : Płeć : kocur
Księżyce : 71 (sierpień)
Matka : Mroźny Wiatr [NPC] (*)
Ojciec : Niedźwiedzia Gwiazda [NPC] (*)
Mistrz : Gwieździsta Noc (*)
Partner : Słodki Nektar
Wygląd : stosunkowo masywny, wyższy niż przeciętnie długowłosy kocur o złocisto-orzechowym futerku, na którym malują się rudawo-brązowe i czarne klasyczne pręgi, i złocistych oczach; często rozczochrany, odstaje mu futro na głowie i piersi; porusza się z uniesionym ogonem
Multikonta : Wieczorna Rosa; Echo; Tygrysica
Autor avatara : avatar ja, art pliszka
Liczba postów : 2982
Gwiezdny Klan | – Nie tylko ty – przyznała kocica. – Z wiekiem jednak… Pliszkowy Dziób zdaje się upodabniać do swojej mistrzyni. – A Brzozowa Skóra również nie należała do aniołków. Była kocicą nieprzyjemną, o wiele mniej empatyczną, niż wypadałoby to medykowi, obwiniła swoją siostrzenicę o śmierć jej matki… i miała potknięcia, włączając w to pozbawienie życia Zielonego Pnącza. Na dodatek okrutnie okłamała Pliszkowy Dziób, żeby zmusić ją do bycia medyczką. – Poradzisz sobie z tym, Motylu. A w razie potrzeby… poradzimy. Na pewno nie możesz tego tak po prostu zostawić – oznajmiła, pocierając brodą o czubek głowy syna.
Rozmawiali jeszcze krótką chwilę, aż nie przyszła pora na pożegnanie.
|
| | Grupa : Płeć : kocur
Księżyce : 73 w chwili śmierci
Matka : Mroźny Wiatr [NPC] (*)
Ojciec : Niedźwiedzia Gwiazda [NPC] (*)
Mistrz : Taneczny Krok (*), Pliszkowy Dziób (*)
Partner : mięta
Wygląd : Wysoki, ale chudy i o słabej budowie. Niebieski złoty tygrysio pręgowany, długowłosy, z białymi znaczeniami sięgającymi do kostek na tylnych łapach oraz na palcach przednich, a także na pyszczku, gardle i klatce piersiowej, gdzie biała plama przybiera kształt przypominający nieco motyla. Złote oczy.
Multikonta : Lin, Królicze Futerko, Wichura, Blask; dawniej: Królik, Skowronkowy Trel, Połyskująca Tafla
Autor avatara : pliszka (avek), brivi (art w podpisie)
Liczba postów : 2522
Gwiezdny Klan | Pokiwał głową nieco smętnie. Myślał dokładnie o tym samym... i ani trochę mu się to nie podobało, nie tylko dlatego, że w ogóle upodabnianie się do Brzozowej Skóry nie brzmiało jak dobra zmiana, ale też tak prywatnie. Aż do niedawna wydawało mu się, że miał z Pliszkowym Dziobem dobrą relację – ściśle profesjonalną, bo kocica od zawsze była taka, hm, poważna i zdystansowana, ale dobrą. Nie obawiał się przebywania w jej towarzystwie, wręcz przeciwnie, czuł się w nim komfortowo, a teraz to wszystko zniknęło i zupełnie nie wiedział, czy mogło w ogóle wrócić, a jeśli nie, to jak sobie z tym poradzić. Zapewnienie Mroźnego Wiatru było jednak pokrzepiające... i tylko utwierdziło go w przekonaniu, że powinien działać. Jakoś. – Wiem – szepnął. Nie miał zamiaru tego tak zostawiać. Teraz musiał tylko obmyślić sposób... na co miał trochę czasu, na szczęście. Szkoda tylko, że nie miał dużo więcej czasu, żeby porozmawiać z Mroźnym Wiatrem na osobności, bo miał swoje życie; koniec końców musiał obudzić się ze snu. Zamienił z nią jednak jeszcze parę słów, a gdy przyszła pora, żeby się pożegnać, powiedział jej po prostu, że ją kochał... i niedługo później się obudził, sam w swoim legowisku, gotowy rozpocząć kolejny dzień, nawet jeśli wcale nie czuł się gotowy i miał dużo do przemyślenia.
/zt _________________ AND SO, IF ON THE DAY I DIE YOU COME TO BE AT MY SIDE SURELY, UPON THE DAY I DIE
I'll sing of the love in my life
LIKE YOU SAID, EVERY MOMENT WAS .WORTH .IT .TO .BE .ALIVE |
| | Grupa : Płeć : kocur
Księżyce : 73 w chwili śmierci
Matka : Mroźny Wiatr [NPC] (*)
Ojciec : Niedźwiedzia Gwiazda [NPC] (*)
Mistrz : Taneczny Krok (*), Pliszkowy Dziób (*)
Partner : mięta
Wygląd : Wysoki, ale chudy i o słabej budowie. Niebieski złoty tygrysio pręgowany, długowłosy, z białymi znaczeniami sięgającymi do kostek na tylnych łapach oraz na palcach przednich, a także na pyszczku, gardle i klatce piersiowej, gdzie biała plama przybiera kształt przypominający nieco motyla. Złote oczy.
Multikonta : Lin, Królicze Futerko, Wichura, Blask; dawniej: Królik, Skowronkowy Trel, Połyskująca Tafla
Autor avatara : pliszka (avek), brivi (art w podpisie)
Liczba postów : 2522
Gwiezdny Klan | *** Minęło trochę czasu, odkąd rozmawiał z Mroźnym Wiatrem i Dymnym Wąsem, ale to nie tak, że Motyla Łapa chciał jak najbardziej odwlekać dalszą część rozmowy. Owszem, potrzebował czasu, żeby się przygotować, więc faktycznie nie zabrał się za to od razu, a mógł... ale pewnie wziąłby się za tę rozmowę z Pliszkowym Dziobem wcześniej, gdyby nie epidemia kleszczy, która spadła im na głowę. Nadwyrężanie swojej i tak nadwyrężonej relacji z medyczką w czasie, kiedy musieli się skupić na zbieraniu potężnej ilości medykamentów i leczeniu dość sporej liczby kotów w porównaniu do tego, co zazwyczaj działo się w lecznicy, nie brzmiało zbyt dobrze, więc zdecydował się przeczekać ten drobny kryzys. A kiedy to już się stało, potrzebował ze dwóch czy trzech wschodów słońca na zebranie się w sobie... i proszę bardzo, znów nadszedł czas na dzielenie snu z Gwiezdnymi. Zorientował się, kiedy mniej więcej Pliszkowy Dziób miała spać, a sam udał się do legowiska w podobnym czasie, zasypiając ponownie z zamiarem zobaczenia Gwiezdnego Klanu we śnie. Podejrzewał, że zasypianie mogło jednak trochę zająć, bo powiedzieć, że się stresował, to powiedzieć bardzo mało. Chociaż zdążył już sobie niezliczone ilości razy przemyśleć, co dokładnie chciał powiedzieć, to jednak wciąż nie był tego pewny... ani nie był pewny, czy jego słowa będą go słuchać i czy zdoła dobrze przekazać to, co chciał. Martwił się też, jak się to wszystko skończy oraz czy w ogóle się uda, bo nawet jeśli Mroźny Wiatr i Dymny Wąs powiedzieli mu, że musiał zrobić tylko tyle, żeby pojawili się znowu w jego śnie, to nie mógł powstrzymać obaw, że coś nie wypali, a wtedy nie wiedział już zupełnie, co zrobić z tą sytuacją. Ale... nie przekonasz się, dopóki nie sprawdzisz, mysi móżdżku, więc ogarnij się i skup, ochrzanił siebie samego w głowie. No tak, przecież nawet Mroźny Wiatr powiedziała, że nie mógł tego tak zostawić... więc musiał działać, próbować. Proszę bardzo, nadszedł czas. /pliszka i karo z gwiezdnym telefonem, tak, bardzo lubię ten temat, how did you know? _________________ AND SO, IF ON THE DAY I DIE YOU COME TO BE AT MY SIDE SURELY, UPON THE DAY I DIE
I'll sing of the love in my life
LIKE YOU SAID, EVERY MOMENT WAS .WORTH .IT .TO .BE .ALIVE |
| | Grupa : Płeć : kotka
Księżyce : 5 na srebrnej skórce (w momencie śmierci 72)
Matka : srebrzysty kłos
Ojciec : świerkowa gałązka
Mistrz : brzozowa skóra
Partner : szczur 7
Wygląd : wysoka, chuda kotka o długim, srebrzystym futrze w niebieskie pręgi, z bielą na pysku, szyi, brzuchu, łapach i ogonie. jej oczy są jasnozielone, jednakże widoczne są na nich niebieskie plamki świadczące o heterochromii.
Multikonta : szakal (PNK), baranek (S), rozgwieżdżony płomień, zaćmione łapa, jeżyna (kg) | płotkowy potok, zawilcowa łapa, pąk, traszkowa łapa, ślimaczy ślad, chrząszczyk, lilia (nkt bądź martwi)
Autor avatara : ja
Liczba postów : 1628
Gwiezdny Klan | Motyl zdążył przeżyć już herbatkę z Gwiezdnymi i przez cały ten czas nosić w swej głowie niecny plan na wkopanie Pliszkowego Dziobu, za to Pliszkowy Dziób nie miała o żadnej z tych rzeczy pojęcia i nie wpadłaby na to, że gdy tej nocy położy się spać, to nie obudzi się w tym samym miejscu. Właściwie to, ba! Nie spodziewała się, że zaśnie tak szybko, bo zazwyczaj miała z tym problem i przewracała się z boku na bok aż do późnego zmroku, ale tym razem przyszło jej to nadzwyczaj łatwo. Ale od początku, gdy już miała za sobą kolację i inspekcję chorych pacjentów, to skierowała swoje łapy do swojego legowiska i ułożyła się w kuleczkę, owijając ciało długim i puszystym ogonem. Poczuła w swojej głowie senność, co było...podejrzane, ale co, nie skorzysta? Była to miła odmiana. Wpadła więc w senne objęcia, ale biedna nie wiedziała, co ją czeka. _________________ once in a dream I thought I could be anyone I wanted hard. to. believe,. but. it. felt. real. to. me
ᴜɴᴛɪʟ ᴛʜᴇ ᴍᴏʀɴɪɴɢ
when I'm awake, I still can't shake the taste of freedom I can't stop, I can't break, I carry the weight for you |
| | Grupa : Płeć : kocur
Księżyce : 71 (sierpień)
Matka : Mroźny Wiatr [NPC] (*)
Ojciec : Niedźwiedzia Gwiazda [NPC] (*)
Mistrz : Gwieździsta Noc (*)
Partner : Słodki Nektar
Wygląd : stosunkowo masywny, wyższy niż przeciętnie długowłosy kocur o złocisto-orzechowym futerku, na którym malują się rudawo-brązowe i czarne klasyczne pręgi, i złocistych oczach; często rozczochrany, odstaje mu futro na głowie i piersi; porusza się z uniesionym ogonem
Multikonta : Wieczorna Rosa; Echo; Tygrysica
Autor avatara : avatar ja, art pliszka
Liczba postów : 2982
Gwiezdny Klan | Podczas gdy Pliszkowy Dziób nie wiedziała, co ją czeka tej nocy… Motyla Łapa wiedział aż za dobrze. Czy na pewno był przygotowany? Czy na pewno będzie potrafił odnaleźć odpowiednie słowa i argumenty, by nakierować Pliszkowy Dziób na właściwszą drogę? Czy na pewno postępował właściwie, występując przeciwko swojej mistrzyni, na dodatek w obecności Gwiezdnych, których wolę przecież tak świetnie znała – we własnej opinii, rzecz jasna – kocica? I przede wszystkim… jak na to zareaguje medyczka, i co w tym wszystkim będą mieli do powiedzenia przodkowie? Oboje kładli się spać w swoich legowiskach, osobno, ale obudzili się na Srebrnej Skórce – razem. Futra obu kotów przeczesał lodowaty niemalże wiatr, wybudzający ich ze snu. Kiedy otworzyli oczy, mogli stwierdzić, że znajdują się nie w lecznicy, a… w miejscu Zgromadzeń. Przy Gadzich Łuskach. Oczywiście odpowiednio zmienionych, nieco przezroczystych, utkanych z gwiezdnego pyłu, tak, że było wiadome, że to siedziba Gwiezdnego Klanu, a nie rzeczywistość. Jednak tym razem żadnemu z nich nie było dane miejsce na jednemu z głazów. Na jednym z najniższych siedziała bowiem Mroźny Wiatr z Dymnym Wąsem, koty, które tak naprawdę zaproponowały to… spotkanie. Na wyższych głazach można było rozpoznać sylwetki innych; Niedźwiedziej Gwiazdy, Nocnej Zamieci, Burzowego Nieba, a także wyraźnie skwaszonej Brzozowej Skóry… a im wyżej, tym sylwetek było więcej, ale były one bardziej niewyraźne. Najwyraźniej Wichrowi przodkowie byli żywo zainteresowani tym, co będzie się tu działo, i pewnie było to najciekawsze zdarzenie na Srebrnej Skórce od wielu, wielu księżyców… choć zdawać by się mogło, że poza Mroźnym Wiatrem i Dymnym Wąsem to nikt nie będzie grał tu istotnej roli, nawet mistrzyni Pliszkowego Dziobu czy Niedźwiedzia Gwiazda. -– Pliszkowy Dziobie. Motyla Łapo – odezwał się Dymny Wąs. – Zaczynajmy, Motyla Łapo.
|
| | Grupa : Płeć : kocur
Księżyce : 73 w chwili śmierci
Matka : Mroźny Wiatr [NPC] (*)
Ojciec : Niedźwiedzia Gwiazda [NPC] (*)
Mistrz : Taneczny Krok (*), Pliszkowy Dziób (*)
Partner : mięta
Wygląd : Wysoki, ale chudy i o słabej budowie. Niebieski złoty tygrysio pręgowany, długowłosy, z białymi znaczeniami sięgającymi do kostek na tylnych łapach oraz na palcach przednich, a także na pyszczku, gardle i klatce piersiowej, gdzie biała plama przybiera kształt przypominający nieco motyla. Złote oczy.
Multikonta : Lin, Królicze Futerko, Wichura, Blask; dawniej: Królik, Skowronkowy Trel, Połyskująca Tafla
Autor avatara : pliszka (avek), brivi (art w podpisie)
Liczba postów : 2522
Gwiezdny Klan | Gdy, tak jak poprzednim razem, poczuł powiew wiatru, od razu zorientował się o tym, że się udało – musiał być teraz na Srebrnej Skórce. Z jednej strony mu ulżyło, bo przynajmniej Gwiezdni faktycznie się zjawili i miał ich, hm, wsparcie, z drugiej natomiast doskonale wiedział, że dopiero teraz zaczynała się najtrudniejsza część. Szczerze? Bardzo chętnie poleżałby tak sobie trochę, udając, że Pliszkowego Dziobu wcale najpewniej nie było gdzieś obok, a on po prostu spał dalej. Mieli przecież całą noc... ale tylko jedną noc, a więc doskonale wiedział, że nie było co zwlekać. I nie wypadało. Dlatego otworzył oczy, spodziewając się, że znajdzie się w lecznicy (wersja Gwiezdny Klan), którą doskonale znał, a przed nim będą się znajdowali Dymny Wąs i Mroźny Wiatr... ale zamiast tego znalazł się na miejscu, o ironio, Zgromadzeń. Natomiast Dymny Wąs i Mroźny Wiatr? Byli obecni, owszem. Szkoda tylko, że oprócz nich na kamieniach, gdzie zwykle siedzieli przywódcy, znajdowała się cała reszta Gwiezdnego Klanu, a przynajmniej tak wydawało się Motylej Łapie. Logicznie rzecz biorąc, wiedział, że nie było możliwości, żeby obserwowali go wszyscy Gwiezdni, szczególnie że klanów niegdyś było aż pięć, a więc przodków musiały być miliony. Ba, logika podpowiadała mu, że prawdopodobnie nawet wszyscy z pochodzenia wichrowi członkowie Gwiezdnego Klanu to byłaby przesada, bo o ile czas i przestrzeń pewnie działały na Srebrnej Skórce inaczej, szczerze wątpił, żeby w ogóle chciało się tu zjawiać każde z niezliczonych pokoleń wstecz. Kiedy jednak tylko zobaczył, jak dużo było sylwetek na Gadzich Łuskach, w przerażającej większości zupełnie mu nieznajomych, logika poszła w kąt. Miał wrażenie, że czuł na sobie wzrok wszystkich kotów na świecie, nawet jeśli w takiej skali faktycznie była to jedynie ich garstka. Przez chwilę, kiedy obejmował ich wszystkich wzrokiem, zmroził go strach; doskonale mu znany strach, który towarzyszył mu w wielu momentach w jego życiu. Był to strach, który objawiał się, kiedy rozmawiał z nieznanymi. Strach, który sprawiał, że nie potrafił czerpać pełnej radości z ważnych wydarzeń takich jak jego własne ceremonie. Strach, który plątał mu język i nie pozwalał mu mówić nic logicznego, który w jego głowie wywoływał pogardę wobec samego siebie, który sprawiał, że był słaby. Przez tę krótką chwilę, kiedy stał sparaliżowany, był pewny, że to był koniec. Że nie da rady nic z siebie wykrztusić, że będzie tak po prostu stał i zrobi z siebie pośmiewisko przed całym Gwiezdnym Klanem, że rozzłości tym wszystkim Pliszkowy Dziób, ale nie będzie w stanie nawet spróbować do niej dotrzeć, a przecież po to było to wszystko. Wtedy jednak usłyszał spokojny głos Dymnego Wąsa, który sprawił, że jego rozbiegane spojrzenie zatrzymało się na sylwetkach jego i Mroźnego Wiatru, a to... pozwoliło mu się uspokoić przynajmniej na kilka uderzeń serca. Obecność tych wszystkich kotów była dla niego przytłaczająca, ale kiedy skupił się wyłącznie na znajomych sylwetkach, było mu łatwiej i czuł ich wsparcie, a nie tylko obce spojrzenia. Choć jego myśli dalej były chaotyczne i zamglone przerażeniem, zdołał wziąć głębszy wdech i odpowiedzieć lekkim, niepewnym... ale z pewnością również pełnym szacunku skinieniem głowy, skierowanym właściwie nie tylko do nich, ale też do reszty Gwiezdnych, na którą odważył się spojrzeć ponownie. Tym razem nie skupiał się jednak na tym, jak wielu kotów nie znał, a na tych, które rozpoznawał; wzrokiem odnalazł między innymi Brzozową Skórę, której obecność sama w sobie była niezwykle stresująca, ale przede wszystkim – zobaczył Niedźwiedzią Gwiazdę, faktycznie całego i zdrowego. Jego obecność, podobnie jak obecność mamy i znajomego mu już Dymnego Wąsa, działała na swój sposób kojąco. Być może stał właśnie przed tak wieloma przodkami, że nie był nawet w stanie ich zliczyć, ale wierzył, że miał zrozumienie tych trzech kotów, w tym dwóch najważniejszych kotów w swoim życiu... i przynajmniej oni nie patrzyli na niego oceniająco, a na niego liczyli. I wierzyli, że sobie poradzi, o czym zresztą Mroźny Wiatr mu powiedziała. Kiedy więc Dymny Wąs powiedział "zaczynajmy", Motyla Łapa kiwnął mu głową na znak, że był gotowy. Czy faktycznie się taki czuł? Nie, ani trochę; wiedział jednak, że był tam w konkretnym celu i nikt inny nie mógł tego zrobić za niego, a więc musiał być gotowy. Inaczej chyba nie mógłby się nazwać synem Niedźwiedziej Gwiazdy i Mroźnego Wiatru. Ponownie wziął głębszy wdech, tym razem spojrzenie kierując w stronę Pliszkowego Dziobu. Kiedy był na Zgromadzeniach, lubił patrzeć na gwiazdy. Teraz to gwiazdy patrzyły na niego. – Pliszkowy Dziobie. Um... jakiś czas temu miałem okazję rozmawiać z Dymnym Wąsem i m... Mroźnym Wiatrem o tym, co mówiłaś na Zgromadzeniu i na treningu o woli Gwiezdnego Klanu – zaczął, nieco się wahając i prawie używając określenia "mama", kiedy powinien chyba mówić poważniej. Stres związany z obecnością tak wielu przodków sprawiał jednak, że w dalszym ciągu nie myślał do końca jasno. Zresztą, spojrzenia Gwiezdnych nie były jedyną rzeczą, która sprawiała, że to wydarzenie było stresujące. Pamiętał doskonale reakcję Pliszkowego Dziobu, kiedy zaczął zadawać jej pytania na treningu i spodziewał się właściwie, że teraz zareaguje podobnie. Dlatego musiał... mówić. Mówić dalej, póki mu nie przerwała. – Mroźny Wiatr i Dymny Wąs zaproponowali, żebym porozmawiał z tobą na ten temat w ich obecności... dlatego proszę, tym razem wysłuchaj mnie do końca. Wiem, że to ty jesteś moją mistrzynią, a nie odwrotnie, ale jako drugi łącznik klanu Wichru z Gwiezdnym Klanem chciałbym wyrazić swoje... wątpliwości. Bo od Dymnego Wąsa i Mroźnego Wiatru dowiedziałem się, że Gwiezdny Klan nie decyduje o tym, kto żyje, a kto umiera ani nie panuje nad żywiołami. Zagłada klanu Rzeki i klanu Cienia nie była wolą Gwiezdnych. Żadna śmierć też nie. I tak właściwie... mało rzeczy jest wolą Gwiezdnych, bo zdarzają się różne wypadki, na które nikt nie ma wpływu. Poza tym każdy kot ma swoją własną wolną wolę i może podejmować indywidualne decyzje, czy wśród żywych, czy na Srebrnej Skórce, więc trudno o to, żeby Gwiezdny Klan czegoś jednogłośnie chciał... i miał moc sprawczą, żeby to się wydarzyło – wyjaśnił, posyłając szybkie spojrzenie w stronę Mroźnego Wiatru i Dymnego Wąsa, może licząc na to, że w tym momencie upewnią go w tym, że mówił dobrze i tym samym dadzą potwierdzenie prawdziwości jego słów Pliszkowemu Dziobowi. Przełknął ślinę, ponownie obracając się w stronę Pliszkowego Dziobu – I... w sytuacji, kiedy wiemy od samych Gwiezdnych, że Gwiezdni nie chcieli zagłady żadnego z klanów... moim zdaniem to, co stało się na Zgromadzeniu, było niewłaściwe. I mnie martwi, zarówno dlatego, że nie jest prawdziwą wolą Gwiezdnego Klanu, jak i... przez to, że zostało wypowiedziane w krzywdzący dla innych kotów sposób. – Czuł, że szumiało mu w uszach. Choć w myślach powtarzał sobie nie jeden raz, co chciał przekazać Pliszkowemu Dziobowi i w jaki sposób, kiedy stał przed nią i przed tymi wszystkimi Gwiezdnymi, wszystkie starannie ułożone słowa uleciały mu z głowy, a nigdy nie był w nich dobry. Miał wrażenie, że serce waliło mu tak głośno, że wszyscy obecni mogli to słyszeć... i stojąc tak pod skałami, z obserwującymi go wieloma parami oczu dookoła, czuł się niezwykle mały i wręcz głupi, jak kocię, a nie ktoś dorosły, kto właśnie odbywał jedną z najpoważniejszych rozmów w swoim życiu. Dlatego zamilkł, czekając na to, co dalej. Powiedział za mało, za dużo? Dobrze, źle? Czy Gwiezdni chcieli się jakoś w to wtrącić, a może zamierzali milczeć? A przede wszystkim... co miała do powiedzenia na ten temat sama Pliszkowy Dziób? _________________ AND SO, IF ON THE DAY I DIE YOU COME TO BE AT MY SIDE SURELY, UPON THE DAY I DIE
I'll sing of the love in my life
LIKE YOU SAID, EVERY MOMENT WAS .WORTH .IT .TO .BE .ALIVE |
| | Grupa : Płeć : kotka
Księżyce : 5 na srebrnej skórce (w momencie śmierci 72)
Matka : srebrzysty kłos
Ojciec : świerkowa gałązka
Mistrz : brzozowa skóra
Partner : szczur 7
Wygląd : wysoka, chuda kotka o długim, srebrzystym futrze w niebieskie pręgi, z bielą na pysku, szyi, brzuchu, łapach i ogonie. jej oczy są jasnozielone, jednakże widoczne są na nich niebieskie plamki świadczące o heterochromii.
Multikonta : szakal (PNK), baranek (S), rozgwieżdżony płomień, zaćmione łapa, jeżyna (kg) | płotkowy potok, zawilcowa łapa, pąk, traszkowa łapa, ślimaczy ślad, chrząszczyk, lilia (nkt bądź martwi)
Autor avatara : ja
Liczba postów : 1628
Gwiezdny Klan | Chłodny, lodowaty wręcz wiatr przesunął po jej futrze, a w odpowiedzi całe jej ciało zadrżało. Otworzyła zdziwiona ślepia: skąd wicher w jej legowisku, szczelnie odgrodzonym od wszelkich podmuchów? Spodziewała się zobaczyć ciemność; ciemność, która panowała w legowisku zawsze, ale w szczególności w nocy. Zamiast tego oślepił ją gwiezdny migot i blask i... Pliszkowy Dziób wiedziała, dokąd to zmierza. A najwyżej w jakimś stopniu. W końcu to nie pierwszy raz, gdy patronat gwiezdnych przychodził do niej w snach. Nie zobaczyła jednak starej lecznicy, ani usłanej gwiazdami polanki - zamiast tego jej oczom ukazały się Gadzie Łuski, miejsce zgromadzeń. I kot, z pewnością gwiezdny. I kolejny. I kolejny. I jeszcze kolejny. A dalej? Jeszcze więcej gwiezdnych sylwetek, sylwetek których już nie poznawała; zdawało się, że 'łuski', na których mogli siedzieć, się nie kończyły. Miliony gwiezdnych oczu osadzonych na niej i... I co tu, na osty ciernie, robił ten mały smarkacz? Odskoczyła niczym poparzona, a powoli doszły do niej wszystkie bodźce, jakie odbierało jej ciało. Cały ciężar, jaki nosił ze sobą widok niezliczonej ilości kotów utkanych z gwiezdnego pyłu - w pewnym momencie przestała rozróżniać ich ślepia od rzeczywistych gwiazd, chociaż czy miało to znaczenie? I tak każda z nich była kotem. Jej wzrok powoli schodził z nieba w dół: na półki bliższe jej, na których siedziały o wiele bardziej rozpoznawalne przez nią koty. Mroźny Wiatr, na której widok poczuła ukłucie dyskomfortu, przypominając sobie rozmowę z Motylą Łapą na treningu. Przychodziła już do niej wcześniej, ale przed Zgromadzeniem. Zgromadzeniem, które działo się na Gadzich Łuskach, tu, gdzie właśnie byli. Jej łapy mimowolnie drgnęły w pewnej panice i poczuciu, że nie ma gdzie uciec; wszędzie były gwiezdne koty, w którą stronę by się nie obróciła...oprócz ziemi pod sobą, na którą tak lubiła patrzeć. Dziś jednak nie trzymała swojego łba w dole, nie przy takiej publiczności. Obok Mroźnego Wiatru - dymny kocur, którego Pliszkowy Dziób nie skojarzyła aż tak prędko, ale podobieństwo do Pochmurnego Świtu naprowadziło ją na odpowiedź: Dymna Gwiazda, poprzednik Niedźwiedziej Gwiazdy. Co dawny przywódca robił w śnie jej i Motylej Łapy, najwyraźniej? Nieco wyżej zaś siedziała...no tak, ona. W końcu czym byłoby nawiedzenie bez lodowatego spojrzenia Brzozowej Skóry, to niczym Pora Nagich Drzew bez śniegu. Pliszkowy Dziób poczuła ukłucie, podobnie jak przy Mroźnym Wietrze, ale nie było to to samo; wraz z ujrzeniem mistrzyni najeżyła się w mieszance złości, nienawiści i strachu, chociaż wcale tego nie chciała. Nie wiedziała, czego może chcieć od niej cała ta chmara gwiezdnych kotów; nie wiedziała też, ze rozmawiały one wcześniej z Motylą Łapą. Pliszkowy Dziób wyprostowała się więc dumnie i dostojnie, jak miałaby to w zwyczaju widząc kogoś tak ważnego (nawet jeśli sama nie pałała do niego szczególną sympatią), jak przywódca, mistrzyni, czy w ogóle cały Gwiezdny Klan. Pomyślała sobie, że może mają jakąś ważną wiadomość dla wichrowych medyków, których chcąc, nie chcąc było już dwóch, nawet jeśli jeden nie do końca wytrenowany. Na początku odezwał się Dymna Gwiazda, witając ich obojga; srebrzysta medyczka skinęła głową w odpowiedzi, chociaż w środeczku nadal była bardzo zdezorientowana, co dokładnie się działo i dlaczego Gwiezdni postanowili do niej zejść. Nie spodziewała się niczego pozytywnego, bo jedyne dwa nawiedzenia, jakie przeżyła, były pełne obwiniania i pospieszania. Szczerze mówiąc z tego ostatniego nie pamiętała za wiele poza nieprzespaną nocą i, um, prawdą. Prawdą, którą próbowała od siebie odrzucić. To, co nastąpiło jednak potem, zupełnie zbiło ją z tropu. Dymny kocur zwrócił się do Motylej Łapy, jak gdyby znali się wcześniej i nakazał...coś zacząć. Co zacząć. W głowie Pliszkowego Dziobu zapaliła się lampka i już otwierała pysk by zapytać, co takiego wyprawiają, ale Motyl zabrał głos. Irytujące. Bezczelne. Jakiś czas temu miałem okazję rozmawiać z Dymnym Wąsem i Mroźnym Wiatrem. Co. Zmrużyła nieprzyjemnie oczy; miał czelność porozumiewać się z Gwiezdnymi bez żadnego uprzedzenia czy poinformowania swojej mistrzyni! A co najlepsze, Gwiezdni zdawali się z nim zgadzać. Martwe szuje. ...O tym, co mówiłaś na Zgromadzeniu i na treningu o woli Gwiezdnego Klanu. Mięśnie Pliszkowego Dziobu napięły się. No tak, byli na Gadzich Łuskach, jaki byłby inny temat rozmowy? Jej słowa z treningu, jak i Zgromadzenia, cóż...to nie tak, ze się już z nimi nie zgadzała, ale nieco się ich wstydziła, gdy była w towarzystwie czegoś, co wyglądało jak cały, cholerny Gwiazdy Klan. Co, przyszli jej powiedzieć, że nie miała racji? Właściwie to, tak - Motyla Łapa kontynuował gadanie swoim denerwującym, nie do końca pewnym siebie głosikiem. Gwiezdny Klan nie decyduje o tym, kto żyje, a kto umiera ani nie panuje nad żywiołami. Zagłada klanu Rzeki i klanu Cienia nie była wolą Gwiezdnych. Żadna śmierć też nie.
Pfft. Śmieszne, co najmniej. Śmieszni byli Gwiezdni, tak obrzydliwie niezdecydowani i dwulicowi, przedstawiani jej za młodu jako najsilniejsi, najważniejsi, panujący nad każdym kotem i klanem, ale gdy przyszło przyznać się przed małym Motylkiem do okrutnych decyzji, to nagle...nic nie mogli! Nagle byli biernymi obserwatorami, nagle nie mieli żadnej mocy sprawczej i czyścili się z wszelakich win, bo przecież gdyby Motyla Łapa usłyszał prawdę, to zwątpiłby w swoją wiarę. Że też wpadł na tak...odważny pomysł, jakim było skontaktowanie się z Gwiezdnymi. Jakby nie mógł po prostu uwierzyć w to, co mówiła mu jego własna mistrzyni. Myślał, że co? Że powiedzą mu to samo? Musieli przecież trzymać wrażenie wybawców klanów. — Tsk — po chwili milczenia Pliszkowy Dziób w końcu postanowiła się odezwać, a na jej pysku gościło cyniczne rozbawienie. — I ty im wierzysz? Mówiłam ci już, Gwiezdni nie są tym, za co ich masz — mówiła też, że 'gwiezdni wiedzą lepiej', ale zdążyła już zmienić zdanie na rzecz tej sytuacji...i w ogóle swoich przemyśleń i realizacji, że Gwiezdni nie do końca wiedzieli lepiej. — Przejrzyj na oczy. Mówią ci to, co chcesz usłyszeć — warknęła, jak gdyby Gwiezdny Klan nie patrzył na nią milionem ślepi. W końcu co miała do stracenia? Mroźny Wiatr już jej mówiła, że nie mogą jej do niczego zmusić. — Gwiezdny Klan jest zdolny do wielu rzeczy, inaczej nie mielibyśmy tak głębokiej wiary. Po prostu nie do każdej chce się przyznać — wycedziła, mrużąc oczy, jednakże wszelkie nieprzyjemności w jej głosie nie były skierowane do Motylej Łapy i jej ton był wręcz...milszy, niż zazwyczaj. Nie chciała zrobić sobie z niego wroga; był bardzo użyteczny w lecznicy i mądry, nawet jeśli medyczka nie zawsze chciała tego przyznać. Swoje żale szczerze miała do Gwiezdnych. Skoro byli tacy wspaniali, dobrzy i niewinni, że zagłada Rzeki na pewno nie była ich planem, to ciekawe, czy przyzwolenie na kłamstwa Brzozowej Skóry też było ich planem. To nie zdawało jej się takie wspaniałe, dobre i niewinne. Zresztą, co Mroźny Wiatr mogła wiedzieć o tym, czy jej śmierć była zwykłym przypadkiem, skoro jeszcze wtedy nie owijał jej gwiezdny pył? _________________ once in a dream I thought I could be anyone I wanted hard. to. believe,. but. it. felt. real. to. me
ᴜɴᴛɪʟ ᴛʜᴇ ᴍᴏʀɴɪɴɢ
when I'm awake, I still can't shake the taste of freedom I can't stop, I can't break, I carry the weight for you |
| | Grupa : Płeć : kocur
Księżyce : 71 (sierpień)
Matka : Mroźny Wiatr [NPC] (*)
Ojciec : Niedźwiedzia Gwiazda [NPC] (*)
Mistrz : Gwieździsta Noc (*)
Partner : Słodki Nektar
Wygląd : stosunkowo masywny, wyższy niż przeciętnie długowłosy kocur o złocisto-orzechowym futerku, na którym malują się rudawo-brązowe i czarne klasyczne pręgi, i złocistych oczach; często rozczochrany, odstaje mu futro na głowie i piersi; porusza się z uniesionym ogonem
Multikonta : Wieczorna Rosa; Echo; Tygrysica
Autor avatara : avatar ja, art pliszka
Liczba postów : 2982
Gwiezdny Klan | Kiedy Motyla Łapa mówił, Gwiezdni milczeli. Gwiezdni obserwowali. Gwiezdni… oceniali. Każdy na swój sposób, każdy według własnej miary. Nie byli bezkształtną masą, która miała dokładnie tę samą opinię, a klanem – i, tak jak w każdym klanie, ile kotów, tyle opinii. Choć ogień był winą dwunogów, a szalejącemu pożarowi sprzyjała susza i wiatr wiejący w odpowiednią stronę, niektórzy z nich nie żałowali upadku dwóch klanów wcale. Inni rozpaczali i czuli, że to zachwianie dotychczasowej równowagi świata Czterech Klanów. Inni głęboko wierzyli, że to po prostu próba dla tych, co przetrwali – nie od Gwiezdnych, a od losu. Opinii było jeszcze więcej, a teraz… niektórym nie podobał się ten teatrzyk. Niektórzy sądzili, że sprawa jest słuszna, ale forma nieodpowiednia, a Pliszkowy Dziób wystarczyłoby potraktować piorunem, i to od razu na Zgromadzeniu, albo chociaż krótko po nim, żeby w końcu nabrała pokory. Niektórzy nie chcieli się mieszać w sprawy żyjących w ogóle, że Pliszkowy Dziób i Motyla Łapa powinni sami się z tym uporać. Inni… jak Brzozowa Skóra… patrzyli na całą kwestię z pogardą i dezaprobatą. A jeszcze innych dotyczyło to osobiście. Mroźny Wiatr co prawda teraz zachowywała kamienne oblicze, ale odczuwała frustrację i ból, kiedy Pliszkowy Dziób traktowała jej syna w ten sposób… i kiedy twierdziła, że jej śmierci chcieli Gwiezdni. Tak naprawdę Mroźny Wiatr zginęła bowiem przez dwie rzeczy: własną głupotę i przypadek. Przeszła przez Cichy Strumyk w najpłytszym miejscu, a kiedy pożar nagle otoczył Gwieździstą Polanę i odciął jej tę samą drogę ucieczki, którą przyszła… to był jej koniec. Nigdy sama nie widziała w tym woli swoich szlachetnych przodków. – Ile razy będziesz zmieniać zdanie, Pliszkowy Dziobie, ilekroć ktoś powie coś, co ci nie odpowiada? – spytała Mroźny Wiatr, wchodząc w słowo Pliszkowemu Dziobowi tonem ostrym niczym szczypiący mróz. Jej pazury błyszczały w księżycowym świetle, wbite w powierzchnię głazu. – Manipulujesz SWOIM WŁASNYM TERMINATOREM. Manipulujesz nim tak, jak tobą manipulowała Brzozowa Skóra przez całe swoje życie i po śmierci, a może nawet gorzej. Teraz mówisz, że Gwiezdni nie są tym, za co ma ich Motyla Łapa… mimo iż praktycznie wszystko, co wie o Gwiezdnych, wie od ciebie, a część tego to zwykłe kłamstwa. ZDECYDUJ SIĘ W KOŃCU. I zdaj sobie sprawę z tego, KIM się stałaś. Zdaj sobie sprawę, co próbujesz przykryć swoimi manipulacjami, kłamstewkami, pogardą, czy złością na Motylą Łapę, kiedy przynosi ci za dużo mysiej żółci, niż byś sobie życzyła. Jesteś zła na niego, czy na siebie samą? Na niego… czy na nas, Pliszkowy Dziobie? A Brzozowa Skóra? Milczała. Wyraźnie została w ostatnich księżycach potępiona przez resztę Gwiezdnego Klanu i najwyraźniej w jakiś sposób nakłoniona do tego, by teraz nie odzywać się i pozwolić zająć się tą sprawą innym. Jednak na jej pysku widniał cyniczny uśmiech, jakby była zadowolona z tego, co osiągnęła. Co zrobiła ze swoją terminatorką: beztroską, radosną koteczką, marzącą o wojowniczym życiu pełnym przygód. Z jej strony było zresztą słychać ciche, rozbawione prychnięcie, kiedy Mroźny Wiatr skończyła mówić.
|
| | Grupa : Płeć : kocur
Księżyce : 73 w chwili śmierci
Matka : Mroźny Wiatr [NPC] (*)
Ojciec : Niedźwiedzia Gwiazda [NPC] (*)
Mistrz : Taneczny Krok (*), Pliszkowy Dziób (*)
Partner : mięta
Wygląd : Wysoki, ale chudy i o słabej budowie. Niebieski złoty tygrysio pręgowany, długowłosy, z białymi znaczeniami sięgającymi do kostek na tylnych łapach oraz na palcach przednich, a także na pyszczku, gardle i klatce piersiowej, gdzie biała plama przybiera kształt przypominający nieco motyla. Złote oczy.
Multikonta : Lin, Królicze Futerko, Wichura, Blask; dawniej: Królik, Skowronkowy Trel, Połyskująca Tafla
Autor avatara : pliszka (avek), brivi (art w podpisie)
Liczba postów : 2522
Gwiezdny Klan | Czekał, a każde uderzenie serca dłużyło mu się nieubłaganie. Nie wiedział, czego spodziewać się po Pliszkowym Dziobie. Najbliżej było mu jednak do podejrzewania, że zareaguje... złością. Krzykiem. Agresywnym tonem. Każe mu znać swoje miejsce, uzna to za próbę... buntu, czy czegokolwiek. Przygotowywał się na to mentalnie od dłuższego czasu; w końcu wcale nie byłoby to dziwne, biorąc pod uwagę to, że ostatnio miał wrażenie, że traktowała go w ten sposób przez większość czasu, a czegokolwiek by nie zrobił – na swój sposób było to złe. Nawet jeśli nie był pewny, jak Pliszkowy Dziób mogła zareagować, był przekonany, że czeka właśnie na to: uniesiony głos, ucinanie dyskusji, przelewana na niego złość. Zamiast tego na pysku medyczki wymalowały się rozbawienie i cynizm. Rozbawienie i cynizm, które zupełnie zbiły go z tropu. Ty im w to wierzysz?, spytała Pliszkowy Dziób, a coś w jej tonie sprawiło, że na chwilę się zawahał. Poczuł, że zaczynają mu lekko drżeć łapy, bo... co on tak właściwie wiedział? Pliszkowy Dziób miała więcej doświadczenia, więcej wiedzy... jednak nie trwało to długo; zdał sobie sprawę z tego, że po raz kolejny miał słowo kogoś, kogo chciał uważać za autorytet, przeciwko każdemu innemu kotu na świecie. Przeciwko sobie samemu, bo może i nie wiedział dużo, ale chciał wierzyć w to, co według niego było słuszne. Jakaś jego część chciała zgodzić się z medyczką, chciała, żeby było tak samo jak przed tym felernym Zgromadzeniem... Ale Pliszkowy Dziób nie zachowywała się dłużej w sposób, z którym mógłby się zgadzać, którego mógłby bronić. Wziął głębszy wdech. Czemu masz nie wierzyć?, spytał samego siebie. Znał odpowiedź. – Myślę, Pliszkowy Dziobie... że to ty mówisz mi to, co chcesz, żebym myślał – powiedział. Jeśli miał komuś wierzyć, to wolał wierzyć kotom, które nie używały swojej pozycji jako asa w rękawie, żeby postawić się nad wszystkimi innymi i udowodnić im, że mają rację; kotom, które nie krzyczały na niego, kiedy odnosił sukcesy, bo wiecznie coś im nie pasowało; kotom, które nie mówiły innym, że po prostu powinni byli umrzeć; kotom, które odpowiedziały na jego pytania, kiedy miał wątpliwości, zamiast odsyłać z kwitkiem i uciszać. Z takim nastawieniem spojrzał Pliszkowemu Dziobowi w oczy, gotowy z nią dyskutować, gdyby chciała temu zaprzeczyć... a wtedy usłyszał głos Mroźnego Wiatru. Jego spojrzenie zwróciło się w stronę mamy, która zareagowała, cóż, znacznie ostrzej, ale nie mógł stwierdzić, że się z nią nie zgadzał. Sam zauważył, że to, co robiła Pliszkowy Dziób, przypominało mu Brzozową Skórę i wszystkie jej ohydne kłamstwa, o których słyszał podczas swojej ostatniej rozmowy z Gwiezdnymi. Nie mógł więc powstrzymać wyrazu irytacji, który wdarł się na jego pysk, kiedy usłyszał prychnięcie ze strony nikogo innego, jak właśnie byłej medyczki. Co cię tak bawi, Brzozowa Skóro?, miał ochotę spytać, ale wiedział, że w jego wykonaniu będzie to jedynie nie na miejscu i nic nie wniesie, bo wątpił, żeby ktoś, kto przez swoją samolubność i idiotyczny nepotyzm zdecydował się zniszczyć komuś innemu plany i odebrać mu wolną wolę dotyczącą jego własnego życia, miał się przejąć byle terminatorem medyka. Posłał jej więc tylko jedno, rozdrażnione spojrzenie, a potem zwrócił wzrok ponownie ku Mroźnemu Wiatrowi i Pliszkowemu Dziobowi... ale nie odzywał się. Jeszcze nie. Chciał wiedzieć, co na to wszystko odpowie jego mistrzyni. _________________ AND SO, IF ON THE DAY I DIE YOU COME TO BE AT MY SIDE SURELY, UPON THE DAY I DIE
I'll sing of the love in my life
LIKE YOU SAID, EVERY MOMENT WAS .WORTH .IT .TO .BE .ALIVE |
| | Grupa : Płeć : kotka
Księżyce : 5 na srebrnej skórce (w momencie śmierci 72)
Matka : srebrzysty kłos
Ojciec : świerkowa gałązka
Mistrz : brzozowa skóra
Partner : szczur 7
Wygląd : wysoka, chuda kotka o długim, srebrzystym futrze w niebieskie pręgi, z bielą na pysku, szyi, brzuchu, łapach i ogonie. jej oczy są jasnozielone, jednakże widoczne są na nich niebieskie plamki świadczące o heterochromii.
Multikonta : szakal (PNK), baranek (S), rozgwieżdżony płomień, zaćmione łapa, jeżyna (kg) | płotkowy potok, zawilcowa łapa, pąk, traszkowa łapa, ślimaczy ślad, chrząszczyk, lilia (nkt bądź martwi)
Autor avatara : ja
Liczba postów : 1628
Gwiezdny Klan | Myślę, Pliszkowy Dziobie... że to ty mówisz mi to, co chcesz, żebym myślał. Postawa Pliszkowego Dziobu zmieniła się nagle na poważniejszą, bardziej skwaszoną, jak gdyby spadła z niej cała ta maska, przez którą mogła wyglądać jakkolwiek sympatycznie dla terminatora. Nie chce się jej słuchać? To nie, najwyraźniej jego mała główka już w pełni została wypełniona całą tą gwiezdną bzdurą, jaką mu powiedziano. Szkoda. — No tak, w końcu ty wiesz lepiej — fuknęła ironicznie w odpowiedzi, ale zanim powiedziała cokolwiek więcej, przerwał jej głos. Głos Mroźnego Wiatru, głośny i zdenerwowany, nieprzypominający delikatności sprzed dawnego nawiedzenia czy wyprawy do Spienionych Wodogrzmotów. Srebrzysta ponownie napięła się i nieco aż podskoczyła, by wzrok swój skierować na martwą kocicę. Na jej pierwsze kilka słów nieszczególnie zareagowała. Dopiero gdy wspomniała o Brzozowej Skórze w tym samym zdaniu, co 'manipulacja', jej uszy cofnęły się do tyłu, zaś źrenice zwęziły się. Szybko rzuciła okiem na kamyk, z którego obserwowała jej mistrzyni...i zobaczyła na jej nieprzyjemnym pysku równie nieprzyjemny, cyniczny uśmieszek, od którego Pliszkę skręciło w środku. Zdaj sobie sprawę z tego, KIM się stałaś.
Jesteś zła na niego, czy na siebie samą? Siebie samą.
Na niego… czy na nas, Pliszkowy Dziobie? Na was, zdradliwe i bezużyteczne szuje, które raz po raz wchodziły nieproszone w jej życie. Wchodziły aż od samego jego początku; Srebrzysty Kłos i Świerkowa Gałązka byli silnie wierzącymi kotami, więc Pliszkowa Łapa z kociarni wyszła równie im oddana. I już na jej ceremonii, ponownie, zostali w nią wciśnięci, a raczej ona została wciśnięta w nich. A potem przyszli, raz. Drugi. Trzeci. Nie prosiła się o żadną z tych rzeczy, nie chciała się w to wszystko bawić, nigdy. A jednak nigdy nie potrafiła zebrać w sobie siły, by odmówić. Kiedyś...miała szansę. Ale z każdym księżycem umierała i trzaskała się jej pewność siebie, motywacja, własny charakter i zdanie. Zostały zastępowane tym, co wkładała tam Brzozowa Skóra. Gównem.
— Mhm, oczywiście, ja jestem tu najgorsza. Tak mnie przedstawiajcie — burknęła, marszcząc nos i brwi. — Mam rozumieć, że dopiero teraz zachciało wam się do was przyjść, bo powiedziałam kilka niewygodnych słówek na Zgromadzeniu. Ciekawe tylko, gdzie byliście wcześniej — wysyczała z żalem i...pewnym bólem w głosie, choć zdecydowanie śladowym. — Gdy Brzozowa Skóra...gdy Brzozowa Skóra wymyślała sobie przepowiednie. Gdy mnie manipulowano. Ale Mroźny Wiatr najwyraźniej obchodzą jedynie krzywdy jej własnego dziecka — zaczęła dość nieśmiało; jeszcze nigdy nie mówiła o tym na głos. Zresztą, nie wiedziała, że Motyla Łapa i tak już o wszystkim wie, chyba nawet lepiej, niż ona sama. Potem jednak zaczęła mówić coraz głośniej, zdecydowanie, z większą dozą najróżniejszych emocji: nienawiści, złości, żalu, bólu. Skupiła swój wzrok jedynie na złocistej wojowniczce przed nią i bała się go podnieść wyżej, na nią. Łapy mimowolnie delikatnie jej drżały, ale starała się jak mogła, by zachować pozory. _________________ once in a dream I thought I could be anyone I wanted hard. to. believe,. but. it. felt. real. to. me
ᴜɴᴛɪʟ ᴛʜᴇ ᴍᴏʀɴɪɴɢ
when I'm awake, I still can't shake the taste of freedom I can't stop, I can't break, I carry the weight for you |
| | Grupa : Płeć : kocur
Księżyce : 71 (sierpień)
Matka : Mroźny Wiatr [NPC] (*)
Ojciec : Niedźwiedzia Gwiazda [NPC] (*)
Mistrz : Gwieździsta Noc (*)
Partner : Słodki Nektar
Wygląd : stosunkowo masywny, wyższy niż przeciętnie długowłosy kocur o złocisto-orzechowym futerku, na którym malują się rudawo-brązowe i czarne klasyczne pręgi, i złocistych oczach; często rozczochrany, odstaje mu futro na głowie i piersi; porusza się z uniesionym ogonem
Multikonta : Wieczorna Rosa; Echo; Tygrysica
Autor avatara : avatar ja, art pliszka
Liczba postów : 2982
Gwiezdny Klan | Nawet teraz, kiedy obserwowały ją niezliczone pary oczu Gwiezdnych, Pliszkowy Dziób musiała fukać na swojego terminatora, traktować go z wyższością i pogardą. Wzrok Mroźnego Wiatru wyraźnie stwardniał w reakcji na to, w jaki sposób kocica zwróciła się do Motylej Łapy, ale nic nie powiedziała. Na razie.
– Słyszysz i wyciągasz z tego wszystkiego tylko to, co chcesz usłyszeć, Pliszkowy Dziobie – wtrącił się krótko Dymny Wąs, prostując się lekko, kiedy medyczka stwierdziła, że jest „najgorsza”. Przywódca w głębi sądził, że medyczce brakuje pokory i wglądu we własne emocje, a także wglądu w to, jaki wpływ swoim zachowaniem ma na innych. Zamiast przemyśleć sprawę i przyznać się do błędu, wolała przerzucać winę na Gwiezdnych i próbować obrócić to wszystko na swoją korzyść, tak, by to mieszkańcy Srebrnej Skórki wyszli na „najgorszych”. Co jest zabawne, biorąc pod uwagę, że Pliszkowy Dziób była medyczką, a o medykach można by pomyśleć, że są empatyczni i skromni.
– Brzozowa Skóra doskonale wiedziała, jakie jest zdanie części Gwiezdnych na temat tego oszustwa. I miałaś się o nim dowiedzieć… ale dowiedziałaś się za późno. I to najwyraźniej gdy już stałaś się taka, jak ona – odpowiedziała Mroźny Wiatr tonem… jeszcze opanowanym, ale wciąż zimnym, a już zaczynała w nim brzmieć nutka większego gniewu. Wojowniczka o złocistym futrze zawsze słynęła z tego, jak zawzięcie broniła swoich racji… i tego, że nie zawsze nad sobą w pełni panowała, choć może nie doświadczył tego Motyla Łapa. – Jak ŚMIESZ twierdzić, że obchodzi mnie tylko to? Obchodzi mnie Klan Wichru. Obchodzi mnie to, by miał zapewnioną najlepszą opiekę medyczną, jaka jest możliwa. Obchodzi mnie stan psychiczny medyczki, która zachowuje się, jakby nie chciała być na pozycji, na której jest, a jednocześnie wykorzystuje ją do zdobywania poczucia władzy nad innymi. Gdyby obchodził mnie tylko Motyl, to nie przyszłabym po ciebie po tym gównie, które wylała na ciebie Brzozowa Skóra! – fuknęła kocica, zaraz jednak jej wzrok skierował się na… na coś za Pliszkowym Dziobem. I złagodniał, a kocica zamilkła, jakby sama nie spodziewała się takiego obrotu sprawy.
– Pliszko – usłyszała medyczka miękki głos… swojej matki, której wcześniej nie widziała na głazach Gadzich Łusek. Teraz jednak stała kilka kroków za nią, dokładnie taka, jaką Pliszkowy Dziób mogła pamiętać ją jeszcze z kociarni. |
| | Grupa : Płeć : kocur
Księżyce : 73 w chwili śmierci
Matka : Mroźny Wiatr [NPC] (*)
Ojciec : Niedźwiedzia Gwiazda [NPC] (*)
Mistrz : Taneczny Krok (*), Pliszkowy Dziób (*)
Partner : mięta
Wygląd : Wysoki, ale chudy i o słabej budowie. Niebieski złoty tygrysio pręgowany, długowłosy, z białymi znaczeniami sięgającymi do kostek na tylnych łapach oraz na palcach przednich, a także na pyszczku, gardle i klatce piersiowej, gdzie biała plama przybiera kształt przypominający nieco motyla. Złote oczy.
Multikonta : Lin, Królicze Futerko, Wichura, Blask; dawniej: Królik, Skowronkowy Trel, Połyskująca Tafla
Autor avatara : pliszka (avek), brivi (art w podpisie)
Liczba postów : 2522
Gwiezdny Klan | Czy wiedział lepiej? Nie. Nie uważał, że wiedział ani lepiej, ani więcej od Pliszkowego Dziobu, wręcz przeciwnie. Jej odpowiedź uderzyła więc dokładnie tam, gdzie uderzyć powinna, ale zanim zdążył się tym zniechęcić, przypomniał sobie w myślach, że może nie wiedział lepiej, ale wiedział wystarczająco. Powstrzymał się więc od jakiejkolwiek reakcji i po prostu przysłuchiwał się dalszemu tokowi rozmowy. Kiedy medyczka odezwała się następnym razem, Motyla Łapa poczuł swego rodzaju... ulgę. Och, nie, żeby jej odpowiedź była dużo lepsza od jej poprzednich słów, szczerze powiedziawszy. Właściwie to zgadzał się z Dymnym Wąsem, bo przecież nie o to w tym wszystkim chodziło, żeby zwalać winę za wszystko na medyczkę i to nie na ten temat rozmawiali. Ulga polegała jednak na tym, że w pewien Pliszkowy Dziób zabrzmiała zdecydowanie mniej, hm, obco. Zabrzmiała... jak kot, którym kierowały silne emocje, po części słuszne. Kot, który został zraniony i oszukany przez, bądź co bądź, swoją najbliższą rodzinę, kot, którego nikt w porę nie poinformował o kłamstwie, które zrujnowało jego życie. I choć wciąż nie zgadzał się z tym, co Pliszkowy Dziób robiła, kiedy stan rzeczy był... taki, Motyla Łapa czuł, że miał szansę z nią porozmawiać, że dopiero teraz tak naprawdę mogli w jakikolwiek sposób do niej dotrzeć, bo przestała wreszcie zasłaniać się cynizmem i nienawistnym zachowaniem skierowanym w stronę jego albo klanu Rzeki. Nie zdążył się jednak odezwać, bo wtedy Mroźny Wiatr wybuchła, na co mimowolnie cofnął lekko uszy. Rozumiał, skąd brała się u niej ta złość i, podobnie jak w przypadku Pliszkowego Dziobu, nie sądził, żeby była nieuzasadniona. Ale... w tym wypadku mogła wnieść znacznie więcej złego niż dobrego. Zacisnął więc zęby, a kiedy tylko kocica przestała na chwilę mówić, spojrzał na nią i odezwał się, nieco niepewnie, ale z zamiarem lekkiego wtrącenia się: – Mamo, poczekaj. – Wtedy jednak jego wzrok powędrował tam, gdzie wzrok Mroźnego Wiatru i okazało się, że nawet nie musiał nic mówić, bo na scenę całego wydarzenia przyszedł ktoś nowy. No tak. Porozmawiam z Pliszkowym Dziobem, pomyślał pewnego dnia Motyla Łapa. Wyglądało jednak na to, że wcale nie miał dużo do powiedzenia... bo rozmowa wkrótce eskalowała w coś znacznie większego. Może to i lepiej. Ze swoim talentem pewnie i tak nie wniósłbyś w to nic dobrego, zaszydził jakiś głosik w jego głowie, ale Motyla Łapa uprzejmie kazał samemu sobie się zamknąć i skupił się na kocicy, która właśnie przyszła. To nie był czas na zastanawianie się nad takimi sprawami, bo to, czy mówił, czy nie, nie miało w tej chwili żadnego znaczenia. Znacznie ważniejsze było to, co działo się przed nim. Pliszko, zwróciła się do medyczki. Skoro mówiła do niej w ten sposób, musiała być chyba kimś dla niej bliskim, ale kim dokładnie? Właściwie to... niezależnie od tego, chyba nie powinien się odzywać, póki nie zabierze głosu. Miał tylko nadzieję, że nowoprzybyła nie wznieci jeszcze gorszej dyskusji. _________________ AND SO, IF ON THE DAY I DIE YOU COME TO BE AT MY SIDE SURELY, UPON THE DAY I DIE
I'll sing of the love in my life
LIKE YOU SAID, EVERY MOMENT WAS .WORTH .IT .TO .BE .ALIVE
Ostatnio zmieniony przez Motyla Łapa dnia Pon 12 Lip 2021, 22:38, w całości zmieniany 3 razy |
| | Grupa : Płeć : kotka
Księżyce : 5 na srebrnej skórce (w momencie śmierci 72)
Matka : srebrzysty kłos
Ojciec : świerkowa gałązka
Mistrz : brzozowa skóra
Partner : szczur 7
Wygląd : wysoka, chuda kotka o długim, srebrzystym futrze w niebieskie pręgi, z bielą na pysku, szyi, brzuchu, łapach i ogonie. jej oczy są jasnozielone, jednakże widoczne są na nich niebieskie plamki świadczące o heterochromii.
Multikonta : szakal (PNK), baranek (S), rozgwieżdżony płomień, zaćmione łapa, jeżyna (kg) | płotkowy potok, zawilcowa łapa, pąk, traszkowa łapa, ślimaczy ślad, chrząszczyk, lilia (nkt bądź martwi)
Autor avatara : ja
Liczba postów : 1628
Gwiezdny Klan | W odpowiedzi, po raz pierwszy, odezwał się Dymna Gwiazda. Pliszkowy Dziób spojrzała na niego przelotnie z grymasem na twarzy; nie podobało jej się, że się odzywał, chociaż nie znał jej za życia. Był jedynie...dawną legendą, historyjką, czymś co przeminęło i niepotrzebnie włazi z łapami do nieswoich spraw, tak samo jak cały ten żałosny tłumik Gwiezdnych na Gadzich Łuskach. Srebrzysta medyczka starała się ów tłum ignorować i traktować jako tą jednogłośną, zbitą masę szarych, nieznaczących kotków. Przyszli sobie, po co? Dla ozdoby? A jednak, gdy powtórzyła sobie słowa kocura w głowie, nie potrafiła się z nimi w jakimś stopniu nie zgodzić. Bo łatwo było jej się burzyć, gdy byłaby nazywana najgorszą, ale czy nie była najgorszą, patrząc na to, jak absolutnie żałosne były jej decyzje...a raczej brak decyzji, brak własnego głosu, brak jakiejkolwiek wewnętrznej siły? — Za późno, i co, to moja wina? Wydaje mi się, że to wy powinnyście się tym zająć — wysyczała, a chwilę potem jej źrenice zwęziły się w oburzeniu, gdy usłyszała kolejne słowa od Mroźnego Wiatru. I otwierała już swój wykrzywiony w złości pysk, by temu zaprzeczyć, ale właściwie to...nie wiedziała jak miałaby zaprzeczyć. Nie była jak Brzozowa Skóra, nie, po prostu Mroźna robiła z niej jakiegoś potwora, ale nadal brakowało jej jakichkolwiek sensownych słów, by to pokazać, toteż wydała z siebie tylko niezadowolone mruknięcie. A potem, cóż, potem Mroźny Wiatr odpaliła się już kompletnie, każdym swoim słowem jeżąc futro na ciele Pliszkowego Dziobu. Obchodzi mnie stan psychiczny medyczki, która zachowuje się, jakby nie chciała być na pozycji, na której jest. Srebrzysta kocica przygryzła wargę i wbiła pazury w ziemię. — BO NIE CHCE, K*RWA, NIE CHCĘ! — huknęła gniewnie, i chociaż od palców do czubka głowy rozpierała ją złość, to nie potrafiła stłumić i powstrzymać nieprzyjemnego uczucia w oczodołach. Chciała się rozpłakać, jak małe, bezsilne kocię, chciała się skulić w kulkę, ale nie mogła, nie teraz. Wyglądała już...nie do końca w porządku, z wysuniętymi pazurami, zwężonymi do kresek źrenicami i zgarbioną postawą. Mroźny Wiatr zdawała się uspokoić i przesunąć wzrok na co innego; Pliszkowy Dziób pomyślała, że to przez jej krzyk, ale gdzieś w środku wiedziała, że nie miała szans wygrać żadnej dyskusji z tą kocicą; zresztą, chociaż jeszcze chwilę temu paliły się w niej emocje, nagle zdały się one zgasnąć. Obróciła się więc, bo i Motyla Łapa, i jego matka zdawali się patrzeć na coś za nią. I zobaczyła. Równie srebrzyste, niebieskawe futerko, co te Pliszki, było teraz spowite świetlistym obłokiem i wyglądało, jak utkane z gwiazd. Patrzyła na nią para złotych oczu, ta sama, która pilnowała jej, gdy przewracała się z siostrą w kociarni, albo która bacznie obserwowała i analizowała jej ruchy, gdy trenowała swą pozycję łowiecką. Srebrzysty Kłos, wojowniczka, jej matka, której nie widziała już więcej księżyców, niż potrafiła spamiętać. Nigdy nie przyszła do niej we śnie, więc Pliszkowy Dziób uznała, że po prostu...ją zawiodła. Że nie chciała przychodzić do córki, która w jakimś stopniu doprowadziła do jej śmierci. — Ja... — ja co? Przepraszam, że cię zawiodłam? Przepraszam, że stałam się tym? Przepraszam, że straciłam własny rozum i zdanie? Przepraszam, że jednak nie byłam specjalna, jak wszyscy sądziliśmy? Przepraszam, że moja głupota, nie, ja cię zabiłam? Nie wiedziała, co powiedzieć, jak zwykle, więc stała w szoku jak słup. Cała reszta kotów na Gadzich Łuskach nie była już dla niej ważna, ale nadal starała się jakkolwiek trzymać pozory, że jeszcze nie oszalała. Niekoniecznie z powodzeniem. _________________ once in a dream I thought I could be anyone I wanted hard. to. believe,. but. it. felt. real. to. me
ᴜɴᴛɪʟ ᴛʜᴇ ᴍᴏʀɴɪɴɢ
when I'm awake, I still can't shake the taste of freedom I can't stop, I can't break, I carry the weight for you |
| | Grupa : Płeć : kocur
Księżyce : 71 (sierpień)
Matka : Mroźny Wiatr [NPC] (*)
Ojciec : Niedźwiedzia Gwiazda [NPC] (*)
Mistrz : Gwieździsta Noc (*)
Partner : Słodki Nektar
Wygląd : stosunkowo masywny, wyższy niż przeciętnie długowłosy kocur o złocisto-orzechowym futerku, na którym malują się rudawo-brązowe i czarne klasyczne pręgi, i złocistych oczach; często rozczochrany, odstaje mu futro na głowie i piersi; porusza się z uniesionym ogonem
Multikonta : Wieczorna Rosa; Echo; Tygrysica
Autor avatara : avatar ja, art pliszka
Liczba postów : 2982
Gwiezdny Klan | – Nie. Wina Brzozowej Skóry, gdy żyła. Wina Gwiezdnych, że jej wierzyli. A Dymny Wąs już powiedział, że słyszysz i interpretujesz wszystko tak, jak chcesz to robić – Mroźny Wiatr odparła podobnym sykiem. To nie była wina Pliszkowego Dziobu i nikt tego nie mówił, chociaż ta uparcie dopatrywała się takich sugestii; to była wina Brzozowej Skóry i Gwiezdnych, którzy wierzyli w jej kłamstwa i zapewnienia, że wkrótce swojej terminatorce powie prawdę. Niestety, srebrzysta kocica wszystko interpretowała jako atak wymierzony na swoją osobę, jednocześnie nie znajdując odpowiedzi na większość słów i argumentów padających ze strony Mroźnego Wiatru. Robiła miny, jeżyła się, tupała nóżką i fuczała, poddawała się złości i bezsilności, jakby nie znała innych uczuć, ale nie potrafiła powiedzieć praktycznie nic merytorycznego. Jak… kocię. A frustracja wojowniczki narastała. – To po co… – zaczęła gniewnie Mroźny Wiatr, ale jej głos zdążył się zlać z miękkim dźwiękiem imienia medyczki, padającym z pyska Srebrzystego Kłosu.
– To po co tu jesteś, chciała zapewne spytać Mroźny Wiatr – odezwała się matka medyczki, jednak jej ton był zupełnie inny od głosu złocistej wojowniczki. Podeszła do córki bliżej, patrząc jej prosto w oczy, choć najpierw jej spojrzenie spotkało się z pyszczkiem Mroźnego Wiatru, której skinęła lekko głową, jakby chciała podziękować za to, że jednak urwała. – I, szczerze powiedziawszy, sądzę, kochanie, że… to bardzo dobre pytanie – dodała łagodnie, patrząc na córkę ciepło, z miłością w oczach, jaką mogła mieć w sobie tylko matka dla własnego dziecka. I właśnie dziecko w niej widziała, nawet teraz, kiedy Pliszka od wielu, wielu księżyców była dorosłą kocicą, wytrenowaną medyczką Klanu Wichru; tak bardzo zagubiona wydawała się być medyczka swojej matce. – Które musisz jednak najpierw zadać sama sobie… bo atakiem na innych nie rozwiążesz tego, co cię trapi. Nie rozwiążesz w ten sposób tego, że zostałaś okłamana, zmanipulowana, stłamszona; że wzbudzono w tobie poczucie winy za rzeczy, na które nie miałaś ŻADNEGO wpływu; że czujesz frustrację, złość, wypalenie – a chyba najwyższy czas stawić temu czoła, bo wpływa to zarówno na ciebie, jak i innych, Pliszko.
Wśród kotów na Gadzich Łuskach rozległy się szepty, a także szelest: Brzozowa Skóra zeskoczyła z wysokiego głazu, posłała pogardliwe spojrzenie Pliszkowemu Dziobowi i Motylej Łapy, i… odeszła. Najwyraźniej ona również nie zamierzała brać JAKIEJKOLWIEK odpowiedzialności za swoje błędy i okropne rzeczy, których się dopuściła chociażby wobec swojej terminatorki, nawet jeśli nie były to czyny wbrew Kodeksowi Medyka czy Kodeksowi Wojownika, przez co wciąż mogła być na Srebrnej Skórce. |
| | Grupa : Płeć : kocur
Księżyce : 73 w chwili śmierci
Matka : Mroźny Wiatr [NPC] (*)
Ojciec : Niedźwiedzia Gwiazda [NPC] (*)
Mistrz : Taneczny Krok (*), Pliszkowy Dziób (*)
Partner : mięta
Wygląd : Wysoki, ale chudy i o słabej budowie. Niebieski złoty tygrysio pręgowany, długowłosy, z białymi znaczeniami sięgającymi do kostek na tylnych łapach oraz na palcach przednich, a także na pyszczku, gardle i klatce piersiowej, gdzie biała plama przybiera kształt przypominający nieco motyla. Złote oczy.
Multikonta : Lin, Królicze Futerko, Wichura, Blask; dawniej: Królik, Skowronkowy Trel, Połyskująca Tafla
Autor avatara : pliszka (avek), brivi (art w podpisie)
Liczba postów : 2522
Gwiezdny Klan | – Nikt ci nie zarzuca, że to twoja wina, Pliszkowy Dziobie – powiedział, znacznie spokojniej i delikatniej niż Mroźny Wiatr. O ile to, co jego matka mówiła, było sensowne, miał wrażenie, że z każdym słowem wypowiedzianym w ten sposób jedynie dolewała oliwy do ognia, a kiedy medyczka krzyknęła zdecydowanie głośniej niż wcześniej, był o tym właściwie przekonany. Dziękował więc w duchu srebrzystej kocicy za to, że odezwała się w porę, żeby nie dać Mroźnemu Wiatrowi dokończyć... a poza tym poczuł, jak coś ścisnęło mu żołądek, kiedy Pliszkowy Dziób przyznała, że wcale nie chciała być medykiem. Od Mroźnego Wiatru i Dymnego Wąsa dowiedział się, że nigdy nie była to pozycja, o której marzyła; zastanawiał się jednak, czy przez te wszystkie księżyce coś zdążyło się zmienić, czy nie. Kiedy już miał pewność, że wcale nie... Miał wrażenie, że zaczynał lepiej rozumieć niektóre rzeczy. Chociażby to, że Pliszkowy Dziób nie wychodziła tak często po medykamenty i, o czym rozmawiał jakiś czas wcześniej z Orzeszkiem, być może nawet zazdrościła mu tego, jak łatwo mu to szło. Ponownie odczuwał, że wszystko nabierało sensu i układało się razem jak części układanki. I choć wciąż uważał, że nic nie uprawniało Pliszkowego Dziobu do zachowania się w taki sposób, w jaki się ostatnimi czasy zachowywała, przynajmniej... nie rzutowało mu to już aż tak bardzo na jej obraz ogółem. Część strachu i dystansu, które odczuwał przed nią przez poprzednie księżyce, zdawała się zniknąć. Odpowiedział sobie na pytanie, które zadawał sobie, odkąd tylko rozmawiał z nią tamtego dnia na treningu: Pliszkowy Dziób wcale nie była taka od zawsze. Była kimś, kto został oszukany, skrzywdzony i zrobił rzeczy, których nie powinien był robić, ale wciąż mogła to wszystko zmienić, bo nie kierowały nią samolubność i własne zachcianki, jak było w przypadku Brzozowej Skóry, tylko ból i gorycz, a przynajmniej w to wierzył Motyla Łapa. Rozmowa nie dotyczyła już dłużej zachowania Pliszkowego Dziobu na Zgromadzeniu, nie, chodziło już teraz o coś znacznie więcej... i miał szczerą nadzieję, że po tym wszystkim jego mistrzyni uda się w końcu wziąć swoje życie w swoje własne łapy i żyć tak, jak chciała, żeby to, co się wydarzyło tej nocy, nie musiało się już nigdy powtarzać. W związku z tym milczał – nie chciał wchodzić z butami w życie Pliszkowego Dziobu, to nie było jego miejsce. Zamiast tego słuchał, co miała do powiedzenia kocica, która, jak zgadywał po tym, w jaki sposób się do medyczki zwracała, była jej matką, a kiedy skończyła mówić, praktycznie niezauważalnie pokiwał głową sam do siebie, cicho zgadzając się z jej słowami. Zauważył jednak, że Brzozowa Skóra zeskoczyła z głazu, a następnie zwyczajnie... odeszła. Poczuł, że gdzieś w środku gotowały się w nim frustracja i gniew. Irytowało go to, jak pełna pogardy i ignorancji była. Jak nie zamierzała brać żadnej odpowiedzialności za swoje czyny, nie zdawała się nawet zauważać, że zrujnowała komuś życie... albo wręcz przeciwnie, widziała doskonale, ale nie czuła z tego powodu poczucia winy, a wręcz zachowywała się, jakby była z siebie dumna. Więc choć z jednej strony frustrowało go to, że poszła sobie w momencie, w którym jej czyny miały zostać wywleczone na światło dzienne, z drugiej – bardzo dobrze, niech sobie idzie i oby nie wracała, krzyżyk na drogę. Z każdą chwilą tej rozmowy obecność Brzozowej Skóry tylko go bardziej obrzydzała, a więc miał nadzieję, że już nie będzie musiał oglądać jej pyska. Pliszkowy Dziób też nie. _________________ AND SO, IF ON THE DAY I DIE YOU COME TO BE AT MY SIDE SURELY, UPON THE DAY I DIE
I'll sing of the love in my life
LIKE YOU SAID, EVERY MOMENT WAS .WORTH .IT .TO .BE .ALIVE |
| | | |
| |