IndeksIndeks  SzukajSzukaj  GrupyGrupy  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 :: 
Klan Rzeki
 :: Obóz Klanu Rzeki :: Omszona Skała
Pogrzeb Łosiego Ryku
Sob 26 Lis 2022, 12:19
Ryczący Niedźwiedź
Ryczący Niedźwiedź
Grupa : Klan Rzeki
Płeć : inna (zapach kotki)
Księżyce : 39 (VII)
Matka : Suchy Nos [npc]
Ojciec : Kruchy Pazur [npc]
Mistrz : Motyli Blask, Krzywa Gwiazda, Połyskująca Tafla
Wygląd : krótkowłosy, średniego wzrostu, czarny szylkret z rudymi plamami w tygrysie pręgi, zielone oczy z żółtą obwódką wokół tęczówki. Ma drobne białe znaczenia na przednich łapach.
Multikonta : Róg [pnk] Słoneczna Łapa [krz] || Zawilcowa Łąka, Ważkowa Łapa, Kukurydzowa Łapa [gk], Robak, Kasztan [pwł], Stokrotkowa Łapa [npc]
Autor avatara : Langlife816
Liczba postów : 790
Gwiezdny Klan
https://starlight.forumpolish.com/t1177-ryk#16920
Dopiero co pochowała brata... a nastał czas na kolejny pogrzeb. Wiedziała, że z ziołami u nich słabo i jest tak na prawdę raczkująca w leczeniu innych, ale nie miała pojęcia, że Gwiezdny Klan tak szybko ją za to ukara. Łosi Ryk, która powróciła z walki z psem i udała się do lecznicy na leczenie nigdy już nie opuściła Zielonych Krzewów. Jej rany nie chciały się goić. Później wdała się infekcja. Poranna Zorza nawet niczego nie potrafiła z tym zrobić. Ale to Ryczącej Łapy nie obchodziło aż tak jak fakt, że ONA SAMA nic nie zaradziła na istniejącą sytuację. Była kłębkiem irytacji i złości na samą siebie, gdy z dnia na dzień patrzyła jak infekcja pochłania Łosi Ryk. Jej mistrzynię i wojowniczkę, którą poznała jeszcze za czasów kocięcych. Została medyczką nie po to by patrzeć jak koty umierają. Chciała temu zapobiec. W szczególności, gdy chodziło o rany po walce, tak łatwe do wyleczenia. A tu gówno psie. Jest beznadziejną terminatorką medyka, która już serio zaczęła nienawidzić tą robotę.
W pewnym momencie Ryk czekała już aż jej mistrzyni umrze. Bo już była w takim stanie, że nie dało się jej uratować. A trucizn nie miały by ulżyć jej cierpienia. Śmierć w końcu przyszła. Z samego rana, albo zapewne w nocy gdy wszyscy spali. Szylkretowa kocica patrzyła się z frustracją na ciało bez ducha dłuższą chwilę. Odejście wojowniczki bolało ją bardziej niż śmierć brata. Bo czuła się bardziej winna jej śmierci. Ona opatrywała te rany. To do niej Łosi Ryk przyszła po walce z psem. I tak to się skończyło. Machnęła ogonem i zaczęła taszczyć ciało pod Omszoną Skałę. Nie wołała Porannej Zorzy. Medyczka jej nie zawołała, gdy zmarł Psia Łapa. Więc, po co Rycząca Łapa miałaby czynić inaczej. Miała dosyć Porannej Zorzy.
- Niech cały Klan zbierze się pod Omszoną Skałą! - ryknęła siadając przy ciele Łosiego Ryku, gdy już ułożyła je na polanie.
Nie zamierzała ukrywać złości jaką czuła. Bo nie potrafiła. Jej pysk więc był wykrzywiony z bólu, nos zmarszczony, a oczy lśniły jakby pokrywała je rosa. Oddychała nerwowo i łzy zaczynały zbierać się w kącikach jej oczu. Na prawdę dawno nie płakała. Ale była już zbyt zmęczona tym jak sprawy wyglądały. Poranna Zorza była niekompetentna, Rycząca Łapa tak samo. Jak bardzo chciałaby nie wmawiać sobie słów Migoczącej Iskry o tym na temat tego, że nie powinna w ogóle zostać wybrana do tej rangi, tak miała wrażenie w tym momencie, że miała rację. Nie potrafiła sama uzupełnić składzika i musiała prosić o ewentualną pomoc na zgromadzeniu, nie umiała wszystkich dolegliwości rozpoznać, a co dopiero wyleczyć, a koty jej nie ufają. A gdy darzą ją zaufaniem to... kończą jak Łosi Ryk.

_________________
po stromych miotam się urwiskach,
złotówki mi kaleczą ręce,
czuję się jak najtańsza dz*wka,
jakby mi ktoś narzygał w serce.

sączą się noce i godziny,
prosto stąd do nieskończoności,
życie ruchome, koleiny
stoją na drodze do wieczności

Re: Pogrzeb Łosiego Ryku
Sob 26 Lis 2022, 12:46
Sowia Gwiazda
Sowia Gwiazda
Grupa : Klan Rzeki
Płeć : kocur
Księżyce : 52 [IV]
Matka : Dym [NPC] (*) -> Suchy Nos [NPC]
Ojciec : Maciek [NPC] -> Czarnostopy [NPC]
Mistrz : Mknąca Gwiazda (*)
Wygląd : Bardzo wysoki, szczupły kocur, o długim, aksamitnym futrze. Jest ono czarne z przejaśnienaimi w okolicach szyi, boków, brzucha i na ogonie. Posiada też białe znaczena. Pokrywają one jego podbrudek, następnie ciągną się przez szyję, do końca brzucha. Na jego łapach widoczne są białe skarpetki, a między oczami dojrzeć można małą smugę bieli. Natomiast jego oczy mają złotą barwę. Charakterystyczną cechą w jego wyglądzie jest brak 2/3 lewego ucha.
Multikonta : Tęczowa Chmura [KG], Jałowcowa Łapa [KRz], Łabędź Szybujący nad Taflą Jeziora [PNK]
Liczba postów : 673
Przywódca
https://starlight.forumpolish.com/t1438-sowa#28126
Sowia Łapa nie spodziewał się, że wracając do obozu z poszukiwań mchu do odnowy swojego gniazdka, w obozie przywita go... śmierć. Jego żółte oczy od razu wypatrzyły złociste ciało, bez życia leżące pod Omszoną Skałą, a nad nim Rycząca Łapa zwołująca Klan Rzeki. Zakręciło mu się w głowie. Łapy zrobiły się jak z wełny. Przed oczyma zatańczyły mu ciemne mroczki. Łosi Ryk... nie żyła.
Kocur słyszał, że przez ostatnie dni, po walce z psem, jej rany nie chciały się goić. Martwił się, martwił się bo to z jego powodu je nabyła. A teraz... umarła też z jego powodu. Gdyby tylko nie musiała go ratować, nadal byłaby cała i zdrowa. A teraz, za głupotę dymnego, płacił cały klan. Potrzebowali wojowników, a zamiast dobrej wojowniczki, mieli przygłupiego, bezużytecznego terminatora. To on... to on powinien teraz tam leżeć.
Kocur stał chwilę w wejściu do obozu, nie mogąc obudzić się z szoku. Jego łapy jakby odmówiły posłuszeństwa i za nic nie chciały się ruszyć. Przez zaczątki łez cisnących się do oczu widział zbolały grymas Ryczącej Łapy. Nie chciał... nie, bał się tam podejść. Był pewien, że to jego reszta klanu obwini o śmierć Łosiego Ryku. Z resztą - słusznie. A on nie był w stanie znieść samej myśli o tym.
Sam nawet nad tym nie panując, postawił kilka kroków do tyłu, by następnie wycofać się z obozu i odejść jak najdalej było to możliwe.

//zt

_________________

Polały się łzy me czyste, rzęsiste,
na me dzieciństwo sielskie, anielskie,
na moją młodość      gór i durną,
na mój wiek męski, wiek klęski;
Polały się łzy me  czyste, rzęsiste…


Re: Pogrzeb Łosiego Ryku
Sob 26 Lis 2022, 12:53
Migocząca Iskra
Migocząca Iskra
Grupa : Klan Rzeki
Płeć : kotka
Księżyce : 77 (luty '23)
Matka : Leśna Ścieżka [npc] (*)
Ojciec : Lamparcie Gardło [npc] (*)
Mistrz : Wieczorna Mgła [npc] (*)
Partner : girlbossowanie
Wygląd : długie łapy, smukłe, atletyczne ciało; głowa w kształcie trójkątnego klina, prosty nos w jednej linii z czołem, duże, szeroko rozstawione uszy; krótka sierść, w większości jasnokremowa, a łapy, pysk, uszy i ogon czekoladowe; jaśniejszy czekoladowy nalot na grzbiecie i bokach; niebieskie oczy
Multikonta : Orzechowy Cień; Wieczorna Rosa; Echo
Liczba postów : 852
Nieaktywny
https://starlight.forumpolish.com/t682-iskra
Odruchowo zaciskam zęby, słysząc głos Ryczącej Łapy.
Moje myśli od razu idą w kierunku Łosiego Ryku. Doskonale wiem, że po walce z psem jej pobyt w lecznicy wciąż trwa i się przedłuża, ale tym razem nawet nie myślę o tym, by ją odwiedzić. Wyliże się, mówię sama sobie i spycham myśli o niej głębiej w siebie, udając, że mnie to nie interesuje. Poradzi sobie sama, jak ze wszystkim. Przez tyle księżyców mnie ignorowała, więc czemu ja miałabym się teraz nią zajmować?
Nie powinno mnie to obchodzić.
Z tym, że to jej martwe ciało teraz leży na środku obozu, a moje ciało zamiera w bezruchu kawałek dalej.
Nie powinno mnie to obchodzić.
Więc czemu nagle nie mogę oddychać, czemu moje mięśnie mnie nie słuchają, czemu Łoś tam leży, czemu się nie rusza, czemu ciężko mu uwierzyć w to, co mam przecież przed oczami, a czego można się było spodziewać, biorąc pod uwagę działania Porannej Zorzy i niewytrenowanie jej terminatorki?
Nie powinno mnie to obchodzić.
Więc czemu tak cholernie boli?
Te wszystkie spotkania, przypadkowe i nie… awantury, pretensje, jej zazdrość, więcej rzeczy, które nas łączyły, niż dzieliły, chociaż obie byłyśmy zbyt dumne, by to przyznać, i wreszcie: jakaś cienka nić porozumienia między nami. Moja naiwność, myśli o tym, że ufam jej bardziej, niż niektórym wojownikom, i że mogłaby zostać mistrzynią któregoś z moich kociąt.. i to, jak zaczęła mnie traktować już po tej rozmowie: całe księżyce milczenia i obojętności, jakby mnie nie znała. Czemu nigdy nie mogła mi być obojętna? Nawet gdy miałyśmy zły kontakt, to od czasu powstania Klanu Rzeki była pewną stałą w moim życiu, czymś, co odbierałam za oczywistość, a teraz…
Nie powinno mnie to obchodzić.
A jednak trudno mi nie być wku*wioną na Poranną Zorzę, na stan składzika, na jej lenistwo i pychę, na Ryczącą Łapę, na Klan Rzeki, na tego cholernego psa, na tego debila Sowią Łapę, na kogokolwiek kto postanowił, że walka z tym psem to dobry pomysł, zamiast uciekania… Zabiliście ją. Wszyscy. Sku*wysyny.
Nie powinno mnie to obchodzić.
A jednak nie jestem w stanie nawet podejść; napięte mięśnie pozwalają mi tylko w niedowierzaniu i okropnej złości usiąść w miejscu, w którym się zatrzymałam. Chcę spytać Ryczącą Łapę, czy… czy Poranna Zorza w ogóle próbowała coś zrobić, czy dało się ją uratować, czy – ale czemu w ogóle mnie to interesuje? Przecież dla Łosiego Ryku byłam nikim, prawda?

_________________

you walk off wearin' your disguise
never give me something and


don't think twice

and I told you all the things I would do
but does it matter when you
chase after pleasure you can't have?

now look where you ended up at

Re: Pogrzeb Łosiego Ryku
Sob 26 Lis 2022, 13:45
Krzywowąsy
Krzywowąsy
Grupa : Klan Rzeki
Płeć : kocur
Księżyce : 124 ks | lipiec
Matka : Jarzębina (NPC) [*] | Mokry Nos (NPC) [*]
Ojciec : Kaczor (NPC) [*]
Mistrz : Lepki Muł (NPC) [*]
Partner : Różany Płatek (NPC) [*]
Wygląd : wysoki; szczupły kot o delikatniejszej niż przeciętny kocur budowie ciała, aczkolwiek posiadający widocznie zarysowane mięśnie. Jego ciało pokryte jest w większości krótką, białą i kędzierzawą sierścią. Jedynie pomiędzy uszami (uszy również), ogonie czy pojedynczych miejscach na ciele (grzbiet, wewnętrzna strona przedniej prawej i tylnej łapy) widoczne są bure, tygrysio pręgowane plamy. Blizny ma na lewej łopatce, tylnej lewej łapie (ślad po ugryzieniu szczura) i lekko wyszczerbione ucho. Porusza się skocznym krokiem, czasem kuleje. [więcej w KP]
Multikonta : Wierzbowy Puch, Tafla, Szerszeniowa Łapa
Autor avatara : @enzo_und_remy
Liczba postów : 782
Gwiezdny Klan
https://starlight.forumpolish.com/t795-krzywowasy#7026
Najpierw przyszło zaskoczenie. Kompletnie nie spodziewałem się głosu Ryczącej Łapy, który mógł zwiastować tylko jedną rzecz; pogrzeb. Jednak kogo? Wtedy też przyszedł niepokój, gdyż tylko jedno imię przychodziło mi do głowy, może dwa. Zerwałem się najszybciej jak mogłem, opuściłem Kosmaty Kamień i zastygłem w bezruchu, gdy moje spojrzenie napotkało to charakterystyczne futro należące do Łosiego Ryku. Wtedy uderzyło we mnie niedowierzanie, wypierając wszystko inne. Stałem dłuższą chwilę w bezruchu czując, jak złość i narastający smutek prześcigają się w tym które z nich mocniej ściśnie mój żołądek. Nim się zorientowałem, byłem już tuż obok ciała i ustałem obok Ryk, chociaż jej sylwetka była dla mnie rozmyta. Wpatrywałem się w niezagojone rany śmierdzące zakażeniem, w matowe futro i nieruchome boki, w pozbawioną wyrazu mordkę, w wiotkie łapy, w... Truchło. Truchło kotki, która była moją terminatorką, którą przyjąłem do klanu wraz z Czarnostopym, którą traktowałem jak córkę i kogoś, kogo widziałem jako swoją prawą łapę w momencie kryzysu z Mknącym Nurtem. Dlaczego... dlaczego?
Coś swędziało mnie pod skórą. Złość. Ledwo się powstrzymałem od żałosnego jęku spowodowanego stratą i drżeniem łap, a przez to i przed upadkiem. Moje oczy zaszkliły się, co mnie niewiele obchodziło. Straciłem kolejnego ważnego dla mnie kota, kolejnego wojownika i członka klanu z powodu paprzących się ran! Mając w obozie doświadczonego medyka i jego terminatora! Przelotnie zerknąłem wokoło i dostrzegłem Iskrę, jednak nic do niej nie powiedziałem. Wróciłem spojrzeniem na Łoś i po prostu w ciszy zamknąłem ślepia, przycupnąłem przy niej, a właściwie to przy pustej skorupie jaka po niej została, i wcisnąłem nos w jej futro, zaczynając bezgłośnie szlochać. Czułem ból, żal, ale i złość. Złość na psa, złość na siebie, złość na brak ziół, na Poranną Zorzę, na wszystko wokół. Płakałem bo straciłem kolejne kocię, kota, któremu obiecywałem bezpieczeństwo, a... Stało się to. Gdy w końcu zacisnąłem zęby i delikatnie podniosłem na łapach urywając szloch, poczułem, że w przypływie emocji wysunąłem pazury. Wiedziałem, że czasem się tak zdarzało; koty umierały, medykamenty nie działały chociażby medycy stawali na wąsach, ale... To przelało czarę goryczy. Co jeżeli zabrakło odpowiednich medykamentów? Albo doświadczenia Ryk bo jej mistrzyni była niedyspozycyjna przez własną ranę i łapę? To musiało się skończyć, bo zaraz wszyscy padną jak muchy. Jeden po drugim. Uderzyłem ogonem o ziemię i zmrużyłem ślepia, jednak na razie nic nie powiedziałem, nie mogłem. Gorycz ściskała mi gardło, a ja miałem ochotę skulić się i opłakiwać własną stratę tak długo, jak tylko bym mógł, ale wiedziałem, że to niemożliwe. Nie mogłem stracić panowania; nie teraz, gdy niekompetencja przynosiła najgorsze z możliwych żniw. To mogłem być równie dobrze ja; jednak w przeciwieństwie do biednej Łoś, miałem zapasowe życia. Nie mogłem jednak dopuścić do kolejnych zgonów z powodu ran, które nie były przecież takie poważne! Dlaczego akurat teraz los odbierał mi kolejnego wojownika? Czemu akurat Łoś. Zmarszczyłem brwi i zerknąłem w kierunku Ryczącej Łapy, tak samo wstrząśniętej i rozgoryczonej co ja. Nawet nie chciałem myśleć jak to wszystko było trudne dla niej; westchnąłem i delikatnie położyłem końcówkę ogona na grzbiecie terminatorki.
— Na pewno robiłaś co mogłaś. Czasem nawet najszczersze próby przynoszą odwrotne efekty, Rycząca Łapo. To nie jest tylko i wyłącznie twoja wina, chciałbym abyś to wiedziała. — szepnąłem najłagodniej na ile pozwalało mi ściśnięte gardło. — Jednakże... To brutalny sygnał do zmian. Ostatni, najgorszy i nie może być następnego. — dodałem, powoli się prostując i odzyskując nieco trzeźwe myślenie. — To definitywny koniec twojego treningu pod okiem Porannej Zorzy. Nie rozwiniesz umiejętności z kotem, który sam zaniedbuje swoje obowiązki. Śmierć Łosiego Ryku nigdy nie powinna mieć miejsca.
Re: Pogrzeb Łosiego Ryku
Nie 27 Lis 2022, 10:56
Mknący Nurt
Mknący Nurt
Grupa : Klan Rzeki
Płeć : kocur
Księżyce : 97
Matka : Księżycowa Noc
Ojciec : Orli Cień
Mistrz : Lisi Ogon
Wygląd : Wysoki, niezbyt masywny, nieznacznie umięśniony. Lekki krok, łagodne spojrzenie i duże, pomarańczowe, ogniste wręcz oczy. Mały, czarny nos i dwukolorowa, krótka, szorstka sierść. Na dolnej partii ciała dominuje kolor biały, na górnej z kolei – niebieski. W ten sposób również podzielony jest pyszczek: po lewej stronie w oczy rzuca się niebieski, po prawej – biel. Kocur posiada dwie blizny po głębokim zadrapaniu przez samotnika: jedna znajduje się na jego prawym policzku, druga zaś na prawej łopatce. Posiada długie, splątane, białe wąsy i wiecznie czujne, wrażliwe na dźwięki uszy.
Liczba postów : 441
Gwiezdny Klan
https://starlight.forumpolish.com/t403-mknacy-nurt#981
Kiedy usłyszał głos Ryczącej Łapy, z całego serca miał nadzieję, że to nie pogrzeb. Nie kolejny. Nie dość im było już problemów i przykrości? Niestety, kiedy znalazł się na miejscu, okazało się, że jego nadzieje były złudne. Łosi Ryk, wojowniczka, która była z nimi niemalże od początku, odeszła. Odeszła prawdopodobnie z powodu odniesionych ran, którym medyczki nie dały rady. Nie był blisko z kocicą, ale poczuł ukłucie żalu na widok jej ułożonego na polanie ciała. Na widok Ryczącej Łapy, jej terminatorki i osoby, która sprawowała w lecznicy nad nią pieczę – która teraz nie potrafiła ukryć swoich emocji. Podszedł do ciała wojowniczki, życzył jej udanych łowów na Srebrnej Skórce i z przybitym wzrokiem odszedł na bok, żeby jej bliscy mogli się z nią pożegnać. Usłyszał słowa przywódcy i choć na początku nie chciał tak krytycznie podchodzić do Porannej Zorzy, dzięki której ten klan w ogóle istniał, to wiedział, że Krzywa Gwiazda miał rację.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Re: Pogrzeb Łosiego Ryku
Nie 27 Lis 2022, 11:31
Re: Pogrzeb Łosiego Ryku
Nie 27 Lis 2022, 21:57
Ryczący Niedźwiedź
Ryczący Niedźwiedź
Grupa : Klan Rzeki
Płeć : inna (zapach kotki)
Księżyce : 39 (VII)
Matka : Suchy Nos [npc]
Ojciec : Kruchy Pazur [npc]
Mistrz : Motyli Blask, Krzywa Gwiazda, Połyskująca Tafla
Wygląd : krótkowłosy, średniego wzrostu, czarny szylkret z rudymi plamami w tygrysie pręgi, zielone oczy z żółtą obwódką wokół tęczówki. Ma drobne białe znaczenia na przednich łapach.
Multikonta : Róg [pnk] Słoneczna Łapa [krz] || Zawilcowa Łąka, Ważkowa Łapa, Kukurydzowa Łapa [gk], Robak, Kasztan [pwł], Stokrotkowa Łapa [npc]
Autor avatara : Langlife816
Liczba postów : 790
Gwiezdny Klan
https://starlight.forumpolish.com/t1177-ryk#16920
Był to pogrzeb. Publiczny w obozie. Nieuniknionym było więc to, że zjawiły się koty. Jak bardzo by tego Ryk starała się nie ignorować patrząc się w skupieniu na martwe ciało Łosiego Ryku. Słyszała ich kroki łap. A widok zakażonych ran tylko ją dobijał. Czuła się za nie w jakimś stopniu odpowiedzialna. Gdyby tylko zaczęła działać wcześniej... nie straciłaby kolejnego kota w lecznicy. Albo i tak by się to stało. Nie ma pojęcia co tym obcym, nie połączonym z nią krwią kotom z Gwiezdnego Klanu siedziało w głowie. Nie byli jej krewnymi. Może więc mniej ich obchodziła? Lisie łajno.
Wiedziała, że usiadł obok niej Krzywa Gwiazda. Nie powiedziała jednak niczego w jego stronę. Ani niczyją stronę. Zaciskała tylko szczęki, nie mogąc znieść tego skurczu mięśni na pysku, które wymuszała próbując powstrzymać się choć odrobinę od płaczu. Ale to nie działało. Gdy przywódca położył końcówkę ogona na jej grzbiecie i zaczął mówić zupełnie się rozkleiła. Łzy leciały z jej oczu niczym strumyk wzdłuż policzków. Czuła się, że nie zrobiła właśnie wszystkiego co mogła. Mogła się bardziej postarać lecząc Łosi Ryk, nawet jeśli i tak robiła wszystko co mogła, mogła od razu w zgromadzenie pójść po zioła od innych medyków, nie ważne że mieli akurat jakież zioła na rany Łosiego Ryku i nic by to nie pomogło. Czuła się jak porażka. Jakby wszystko co mówiła na zebraniu te parę księżycy temu było nie ważne. Bo zawaliła. Bo kot leży martwy. Bo to Łosi Ryk leży martwa. Bo nie nadaje się do bycia medyczką. Bo jej trening medyczny jest w tyle. Bo była beznadziejna.
To że teraz będzie kontynuować trening pod okiem kogoś kompetentnego się dla niej nie liczył. To było już za późno. Kot już umarł. Czuła się źle z tym, że organizowała dzisiaj pogrzeb. Że inni tylko patrzą i na pewno myślą, że to jej wina. Że nie zrobiła wszystkiego co mogła. Nie potrafiła się uspokoić. Wbiła mocno pazury w ziemię i ryczała. Po prostu ryczała. Jak małe dziecko.

_________________
po stromych miotam się urwiskach,
złotówki mi kaleczą ręce,
czuję się jak najtańsza dz*wka,
jakby mi ktoś narzygał w serce.

sączą się noce i godziny,
prosto stąd do nieskończoności,
życie ruchome, koleiny
stoją na drodze do wieczności

Re: Pogrzeb Łosiego Ryku
Nie 27 Lis 2022, 22:58
Płotkowy Potok
Płotkowy Potok
Grupa : Klan Rzeki
Płeć : inna (zapach kocura)
Księżyce : 20 (luty)
Matka : Zakwitająca Jabłoń
Ojciec : Kijankowy Ogon
Mistrz : Śpiewający Raniuszek
Wygląd : Kot o smukłej budowie; futro jest krótkie i rude z ciemniejszymi pręgami, które widać na pysku, łapach i ogonie, za to wzdłuż grzbietu idzie jedna pręga, która zdaje się "wtapiać" w jaśniejszy kolor, im bliżej brzucha. Oczy ma jasnoniebieskie.
Multikonta : Zaćmione Słońce, Rozgwieżdżona Łapa, Zawilcowa Łapa
Autor avatara : kuroki fuminori
Liczba postów : 261
Wojownik
https://starlight.forumpolish.com/t1447-plotka#28357
Chociaż już nie trenowali, Płotka uważał Łosi Ryk za kota, którego darzył sympatią i szacunkiem: szczególnie, że teraz jego mistrzynią był ktoś o wiele gorszy pod względem charakterku. Zamieniał więc z burą słowo czy dwa w ciągu dnia, a gdy usłyszał, że wdała się w walkę z psem z kilkoma innymi kotami, odwiedzał co jakiś czas, by sprawdzić, jak się ma.
Medyków uważał, mimo wszystkich ostatnich spraw, za cudotwórców: skoro już nie byli w wirze walki, to wszystko powinno już pójść z górki, nieprawdaż? Walnie się kilka ziółek, pajęczynę, tak jak na jego ugryzienie po Gorzkiej Łapie, przeczeka, a Łosi Ryk będzie zdrowa i jeszcze silniejsza, niż wcześniej…

Tylko że nie.
Najpierw słyszał, że rany jedynie się pogarszają, nie chcą leczyć. Jego myśli wtedy od razu powędrowały do stanu ich składzika i Porannej Zorzy, dla której to wszystko powinno być główną odpowiedzialnością… i choć wiedział, że czasem to zwykły pech, to czy tu na pewno? Starał się być w miarę neutralny w tej sprawie, przecież w niej nie uczestniczył i nie miał za wiele do powiedzenia, ale…

Łosi Ryk leżała martwa na środku obozu.

I czyja to była wina? Psa, pustego składziku, Porannej Zorzy, Ryczącej Łapy? Siłą racjonalności powstrzymywał się od wskazywania konkretnego winnego, chociaż to byłoby zdecydowanie łatwiejsze, ale był wręcz przekonany, że po prostu… kulejąca instytucja medyka w Klanie Rzeki zabiła jego pierwszą i najlepszą mistrzyni, kocicę wartą naśladowania - odszedł już Pies, odeszła Łoś, więc kto następny? Czy inne klany też borykały się z podobną sytuacją, czy to faktycznie akurat tylko Rzeka miała braki?
Jeszcze nigdy nie musiał przeżywać śmierci kogoś, kogo faktycznie znał… i w tym momencie czuł właściwie nic, poza frustracją i bezsilnością, tak irytującą. Stan Klanu Rzeki? To miał już w nosie, to nawet nie był jego oryginalny dom, i gdyby tutaj nie przyszli, to miałby dziesięć zmartwień mniej, ale to po prostu… denerwowało, psia mać. Przygryzł wargę nieświadomie. Chciał powiedzieć coś do martwej kocicy, tak, jak robiły to koty na poprzednim pogrzebie, ale nie mógł znaleźć słów, a to nie tak, że był z nią blisko… i tak właściwie i tak go już nie usłyszy.
Westchnął i przysiadł na boku, marszcząc brwi.

_________________

in a back alley dumpster, carelessly,
my childhood backpack was thrown away
since   when   did   i  get  into   the  habit
of worrying about my surroundings,

even as i smiled?

The author of this message was banned from the forum - See the message
Re: Pogrzeb Łosiego Ryku
Pon 28 Lis 2022, 19:04
Re: Pogrzeb Łosiego Ryku
Wto 29 Lis 2022, 12:13
Połyskująca Tafla
Połyskująca Tafla
Grupa : Klan Rzeki
Płeć : kotka
Księżyce : 25 [sierpień]
Matka : Migocząca Iskra (?)
Ojciec : Kruk [NPC] (*)
Mistrz : Migocząca Iskra
Partner : bardzo śmieszne
Wygląd : Wysoka, szczupła i smukła, o orientalnej budowie (głowa w kształcie trójkątnego klina, prosty nos w jednej linii z czołem i duże, szeroko rozstawione uszy). Ma krótkie, jednolite liliowe futerko i intensywnie pomarańczowe oczy.
Multikonta : Motyli Blask
Autor avatara : boru (art w podpisie)
Liczba postów : 248
Nieaktywny
https://starlight.forumpolish.com/t1478-polysk
Wołanie Ryczącej Łapy nie jest czymś, co Połysk chciałaby słyszeć, bo tym razem wie, że oznacza to pogrzeb, tak jak wtedy, kiedy wołała ich Poranna Zorza. Przygryza wargę od środka. Kolejny kot, który umarł w lecznicy? I to tak niedługo po tym, jak chowali Psią Łapę? Nie podoba jej się to. Nie tylko dlatego, że nie lubi pogrzebów, ale przede wszystkim dlatego, że martwi ją to, że ginie już kolejny kot pod opieką medyków, tym bardziej biorąc pod uwagę niekompetencję Porannej Zorzy. Ech. Ma nadzieję, że to nie jest coś, co będzie się powtarzać jeszcze częściej.
Kiedy wychodzi z legowiska terminatorów, widzi ciało Łosiego Ryku, jednak ją ledwo zna i nie jest to dla niej aż taki cios. Bardziej przejmuje się tym, w jakim stanie są Płotka i mama, bo szczerze... żadne z nich nie wygląda najlepiej. Przede wszystkim mama. Chyba nigdy nie widziała jej takiej... złej? Sama nie jest pewna, czy to dobre słowo.
Swoje kroki od razu kieruje w stronę Migoczącej Iskry, a przechodząc koło Płotkowej Łapy, rzuca do niego ciche "cześć" i "trzymaj się", ale się nie zatrzymuje. Przystaje dopiero koło mamy, żeby obok niej usiąść, przylegając do niej jednym bokiem i dotyka nosem jej łopatki w geście niemego wsparcia. Nie jest pewna, co się mówi w takich sytuacjach, ani nawet co jej mama może teraz czuć, dlatego milczy. Ma nadzieję, że chociaż trochę jej to pomoże.

_________________

I GUESS TO YOU NOW I'M JUST A FACE IN THE CROWD
confront all the pain like a gift under the t r e e
oh please, I can't be who you need me to be
I grind in the sunshine, grind in the rain
SO REAL THAT I FEEL FAKE


last night i dreamt i still knew you

Re: Pogrzeb Łosiego Ryku
Pią 02 Gru 2022, 23:27
Śpiewający Raniuszek
Śpiewający Raniuszek
Grupa : Klan Rzeki
Płeć : kotka
Księżyce : 20 ks
Matka : Dym [*]
Ojciec : Maciek
Mistrz : Migocząca Iskra
Wygląd : Niskiego wzrostu, czarna dymna szylkretka z bielą, o długiej puchatej sierści i na pewno nie prostych wąsach. Kremowe plamy objęły jej pysk, część łap, a ostrzejszy rudy osiedlił się również w małej ilości na plecach. Szarość natomiast, zagęściła się na szyi, brzuchu - przechodząca wyżej, na boki, oraz na ogonie. Biel obejmuje małą część pyska, przednią część szyi palce u przednich łap, oraz większą część tylnych. Posiada spłaszczony pyszczek i szaro-zielonkawe oczęta.
Multikonta : Pył, Żywica, Jarzębina[nkt], Jaśmin [*]
Liczba postów : 370
Gwiezdny Klan
https://starlight.forumpolish.com/t1300-raniuszek
Głos Ryczącej Łapy rozbrzmiał w jej uszach i już wiedziała, co się święci. Tylko co tym razem? Kto? Na chwilę poczuła żółć w gardle, kiedy szybkim, mechanicznym krokiem wyszła by zobaczyć- ah. Napięcie z jej ciała jakby uleciało do ziemi, kiedy futro leżące w obozie było bure, a nie szylkretowe. A jednocześnie gdzieś w głębi poczuła lekkie, ironiczne rozbawienie. Wow, kolejny wojownik rzeki umiera, a Świergot nadal się jakimś cudem trzyma. Czy to nie przyrównywało jej do chwastu, czy też jakiegoś pasożyta? Tak czy siak obleciała wzrokiem wszystkich zgromadzonych, by na chwilę po tym przysiąść się nieopodal. Nie znała Łosiego Ryku jakoś z bliska, więc nie czuła powinności jakiegoś bliższego kontaktu z zimnym truchłem. Sowiej Łapy nie widziała, chociaż może nawet w chwili obecnej nie chciała widzieć. Bo, hmmm, jakby się tak nad tym zastanowić, to czy to nie była konkretnie JEGO wina? Cóż, na pewno był ogniwem które to wszystko zapoczątkowało, a dalszy przebieg randomowych zdarzeń? No cóż, ups. Ucho jej z lekka drgnęło, podczas gdy umysł zachęcał ciało do wstania i wyjścia. Atmosfera była nie za ciekawa, szczególnie dla kogoś, kto czuł się postawiony całkowicie poza tą bańką stworzoną z kotów pogrążonych w żałobie. No i ta Ryk. Po kiego ryczy? Całe przedstawienie było z lekka żałosne w oczach kotki, głównie przez fakt, że był to już kolejny namacalny dowód umieralności w Rzece. Tak czy inaczej, Śpiewka nie miała zamiaru dać po sobie poznać swoich myśli, jedynie z neutralną, pasującą do pogrzebu miną i postawą siedząc na uboczu. Byle tylko się szybko skończyło.
Re: Pogrzeb Łosiego Ryku
Sob 03 Gru 2022, 15:33
Migocząca Iskra
Migocząca Iskra
Grupa : Klan Rzeki
Płeć : kotka
Księżyce : 77 (luty '23)
Matka : Leśna Ścieżka [npc] (*)
Ojciec : Lamparcie Gardło [npc] (*)
Mistrz : Wieczorna Mgła [npc] (*)
Partner : girlbossowanie
Wygląd : długie łapy, smukłe, atletyczne ciało; głowa w kształcie trójkątnego klina, prosty nos w jednej linii z czołem, duże, szeroko rozstawione uszy; krótka sierść, w większości jasnokremowa, a łapy, pysk, uszy i ogon czekoladowe; jaśniejszy czekoladowy nalot na grzbiecie i bokach; niebieskie oczy
Multikonta : Orzechowy Cień; Wieczorna Rosa; Echo
Liczba postów : 852
Nieaktywny
https://starlight.forumpolish.com/t682-iskra
Z osłupienia wyrywa mnie dopiero dotyk Połysk. Posyłam jej wdzięczne, krótkie spojrzenie, ale zaraz się prostuję i podnoszę na równe łapy. Spojrzenie wbijam w Krzywą Gwiazdę.
Czy ktoś jeszcze musi umrzeć, byś w końcu zrobił coś z Poranną Zorzą, Krzywa Gwiazdo? Nawet nie raczyła się tu zjawić… nawet nie spojrzy nam w oczy i nie przyzna się do błędu, albo chociaż nie wytłumaczy, że wszystkie próby leczenia spełzły na niczym – mówię w końcu głośno, ale zduszonym głosem, wypełnionym emocjami – żalem, złością, goryczą… zawodem. – Czy nawet czyjaś śmierć nie otwiera WAM WSZYSTKIM oczu? Czy naprawdę musieliśmy stracić wojowniczkę, żeby Poranna Zorza DALEJ była medyczką w najlepsze? – syczę głośno.

_________________

you walk off wearin' your disguise
never give me something and


don't think twice

and I told you all the things I would do
but does it matter when you
chase after pleasure you can't have?

now look where you ended up at

Re: Pogrzeb Łosiego Ryku
Nie 04 Gru 2022, 11:19
Krzywowąsy
Krzywowąsy
Grupa : Klan Rzeki
Płeć : kocur
Księżyce : 124 ks | lipiec
Matka : Jarzębina (NPC) [*] | Mokry Nos (NPC) [*]
Ojciec : Kaczor (NPC) [*]
Mistrz : Lepki Muł (NPC) [*]
Partner : Różany Płatek (NPC) [*]
Wygląd : wysoki; szczupły kot o delikatniejszej niż przeciętny kocur budowie ciała, aczkolwiek posiadający widocznie zarysowane mięśnie. Jego ciało pokryte jest w większości krótką, białą i kędzierzawą sierścią. Jedynie pomiędzy uszami (uszy również), ogonie czy pojedynczych miejscach na ciele (grzbiet, wewnętrzna strona przedniej prawej i tylnej łapy) widoczne są bure, tygrysio pręgowane plamy. Blizny ma na lewej łopatce, tylnej lewej łapie (ślad po ugryzieniu szczura) i lekko wyszczerbione ucho. Porusza się skocznym krokiem, czasem kuleje. [więcej w KP]
Multikonta : Wierzbowy Puch, Tafla, Szerszeniowa Łapa
Autor avatara : @enzo_und_remy
Liczba postów : 782
Gwiezdny Klan
https://starlight.forumpolish.com/t795-krzywowasy#7026
Gdy usłyszałem słowa Migoczacej Iskry, podniosłem na nią spojrzenie i zmrużyłem ślepia, a końcówka mojego ogona uderzyła o ziemię w jawnej irytacji. Czy ona naprawdę myślała, że moje aktualne milczenie to ciche przyzwolenie i po prostu od tak puszczę to dalej? Nie. Po prostu cierpliwie czekałem w ciszy i własnej żałobie po stracie Łosiego Ryku, aż Poranna Zorza łaskawie przyjdzie i powie cokolwiek, jednak jedyne co dostałem, to wielkie nic. — Migocząca Iskro, dość. — miauknąłem twardo, posyłając jej ostre spojrzenie zaraz po jej następnych słowach, powoli podnosząc się na łapy i prostując. Widziałem po niej ile nerwów i emocji ją to wszystko kosztuje, bo i dla niej śmierć Łoś była ogromnym wstrząsem, jednak nie zamierzałem pozwalać, by w emocjach podważała moje decyzję, które i tak już zapadły w mojej głowie, a które wypowiedziałem do Ryczącej Łapy na tyle, by tylko ona usłyszała. Najwyraźniej powinienem krzyczeć od razu jak coś wpadnie mi do głowy. — Opanuj emocje, Migocząca Iskro, złość i syki to ostatnie co nam potrzebne. — dodałem już łagodniej, posyłając jej przez moment troskliwe spojrzenie, po czym napiąłem mięśnie barków i w dwóch susach wskoczyłem na Kosmaty Kamień.
— Wbrew twoim słowom, Migocząca Iskro, już podjąłem decyzję. Poranna Zorza od teraz nie jest już medyczką Klanu Rzeki i oficjalnie przechodzi do starszyzny, gdyż utwierdziła nas wszystkich w tym, że nie jest już w stanie wypełniać swoich obowiązków czy nawet się tutaj pojawić, a dalszym treningiem Ryczącej Łapy zajmie się Motyli Blask, gdyż wyraził na to gotowość i chęci. — oznajmiłem donośnie, a po dłuższej chwili na reakcję, zeskoczyłem że skały i trzepnąłem biczowatym ogonem w lekkiej irytacji. — Teraz trwa pogrzeb, jeżeli ktokolwiek zakłóci spokój, zostanie wyproszony. — mruknąłem twardo, po czym zawołałem do siebie Suchy Nos by znalazła Poranna Zorzę i poinformowała ją o jej przejściu do starszyzny, a sam wróciłem do ciała, przysiadając przy nim z lekko spuszczoną głową. To była już przesada. Gdy nikt nie robił już większej ilości problemów, po prostu w ciszy przesiedziałem odpowiedni czas, a gdy przyszło do zakopania ciała, wraz z chętnymi do tego kotami, zaniosłem je w odpowiednie miejsce. Żegnaj, Łoś.

zt
Re: Pogrzeb Łosiego Ryku
Nie 04 Gru 2022, 13:52
Ryczący Niedźwiedź
Ryczący Niedźwiedź
Grupa : Klan Rzeki
Płeć : inna (zapach kotki)
Księżyce : 39 (VII)
Matka : Suchy Nos [npc]
Ojciec : Kruchy Pazur [npc]
Mistrz : Motyli Blask, Krzywa Gwiazda, Połyskująca Tafla
Wygląd : krótkowłosy, średniego wzrostu, czarny szylkret z rudymi plamami w tygrysie pręgi, zielone oczy z żółtą obwódką wokół tęczówki. Ma drobne białe znaczenia na przednich łapach.
Multikonta : Róg [pnk] Słoneczna Łapa [krz] || Zawilcowa Łąka, Ważkowa Łapa, Kukurydzowa Łapa [gk], Robak, Kasztan [pwł], Stokrotkowa Łapa [npc]
Autor avatara : Langlife816
Liczba postów : 790
Gwiezdny Klan
https://starlight.forumpolish.com/t1177-ryk#16920
Przycisnęła mocno uszy do czaszki, gdy Migocząca Iskra zaczęła krzyczeć. Czy ona serio nie mogła poczekać chociaż na pogrzebie? Przecież Krzywa Gwiazda nie musiał robić wszystkiego natychmiast. Był pogrzeb do kurwy. Ryk milczała, a z jej oczu leciały dalej łzy. Miała ochotę krzyczeć, ale powstrzymywała się. Zaciskała kły, po czym gwałtownie je rozluźniała, żeby wziąć wdech. Szylkretka starała się nie słuchać Migoczącej Iskry ale w jakiejś części podzielała jej zdanie. Poranna Zorza powinna zostać pozbawiona rangi już na tamtym zgromadzeniu. Do tej pory Ryk może byłaby realnie w stanie pomóc Łosiemu Rykowi. Może byłaby już w pełni wykształcona. Ale córka Suchego Nosa dawała jej cały czas szansy. I po co jej to było. Nie pisnęła nawet i słowem, gdy mówił Krzywa Gwiazda. Już to wszystko wiedziała. O Motylim Blasku była pewna już na zgromadzeniu. Uszanowała prośbę przywódcy o zachowaniu spokoju. Siedziała więc dalej w ciszy popłakując. Po woli musiała się uspokoić, bo chciała iść pogrzebać byłą mistrzynię. A potem wygonić Poranną Zorzę z lecznicy jak najszybciej się da, jeśli nie zebrałaby swojej zastanej łapy wystarczająco szybko. Nie chciała jej widzieć w lecznicy. Poczekała więc do końca pogrzebu i gdy uspokoiła się wystarczająco poszła zakopywać Łoś razem z przywódcą.
//Zt

_________________
po stromych miotam się urwiskach,
złotówki mi kaleczą ręce,
czuję się jak najtańsza dz*wka,
jakby mi ktoś narzygał w serce.

sączą się noce i godziny,
prosto stąd do nieskończoności,
życie ruchome, koleiny
stoją na drodze do wieczności

Re: Pogrzeb Łosiego Ryku
Nie 04 Gru 2022, 17:00
Spadająca Łapa
Spadająca Łapa
Grupa : Klan Rzeki
Płeć : kocur
Księżyce : 7 księżycy [I]
Matka : Powracające Zimno [NPC]
Ojciec : Orli Krzyk [NPC]
Mistrz : Sowi Zmierzch
Wygląd : przeciętna budowa, zielone oczy, długowłosy, niebieski z bielą [krótkie skarpetki; plama między tylnymi łapami; plama między przednimi łapami; plama na piersi i podgardlu, wchodząca na lewą stronę pyszczka do lewego oka; kropka między brwiami]
Multikonta : Piórko
Autor avatara : https://instagram.com/fluffysilje/
Liczba postów : 73
Nieaktywny
https://starlight.forumpolish.com/t1623-lisc#36302
Nie usłyszał wołania Ryczącej Łapy, ale kiedy już się przebudził, dotarł do niego harmider pod Omszoną Skałą. Oczywiście nie mógł nie sprawdzić, o co chodzi, toteż wyszedłszy z przytulnej nory kociarni, przeciągnął się i podszedł w końcu do zgromadzonych. Wtedy też dopadła go brutalna rzeczywistość. Śmierć. Kolejna śmierć, którą teraz mógł trochę bardziej świadomie oglądać, choć nie znał kota, który leżał teraz na środku. Znowu. Ile jeszcze takich siedzi w lecznicy? Takich, co to wyjdą tylko po to, żeby ich... zakopać?
Zerknął na odchodzącego Krzywą Gwiazdę. Nie słyszał całej, hm, rozmowy, ale jego decyzje zdążyły dotrzeć do młodocianych uszu. Sam Liść nie wiedział, co o tym sądzić. Czuł się bezsilny, a tym samym zepchnięty do roli obserwatora. Tak powinno być? Chyba. Chyba tak, w końcu był jeszcze tylko kociakiem.
Nie podszedł do zmarłej. Widok wątłego od niedawnych przeżyć ciała, zapach ran i ziół i ogólnie to wszystko... Nie chciał do niej podchodzić. Zresztą to tylko ciało, tak? Siedział więc mocno na uboczu, odprowadził wzrokiem koty, które zabrały Łosi Ryk poza Obóz, a potem wrócił do swoich spraw.

z.t.
Re: Pogrzeb Łosiego Ryku
Nie 04 Gru 2022, 19:16
Migocząca Iskra
Migocząca Iskra
Grupa : Klan Rzeki
Płeć : kotka
Księżyce : 77 (luty '23)
Matka : Leśna Ścieżka [npc] (*)
Ojciec : Lamparcie Gardło [npc] (*)
Mistrz : Wieczorna Mgła [npc] (*)
Partner : girlbossowanie
Wygląd : długie łapy, smukłe, atletyczne ciało; głowa w kształcie trójkątnego klina, prosty nos w jednej linii z czołem, duże, szeroko rozstawione uszy; krótka sierść, w większości jasnokremowa, a łapy, pysk, uszy i ogon czekoladowe; jaśniejszy czekoladowy nalot na grzbiecie i bokach; niebieskie oczy
Multikonta : Orzechowy Cień; Wieczorna Rosa; Echo
Liczba postów : 852
Nieaktywny
https://starlight.forumpolish.com/t682-iskra
Wiem, że emocje biorą nade mną górę, ale mam dość, tak cholernie dość tej hipokryzji, tego przyzwalania, traktowania Porannej Zorzy jak nie wiadomo kogo, udawania, że wszystko w tym klanie jest świetne… bezsilności. Widoku martwej Łoś, która wciąż tam leży, nie znika, a oni tylko patrzą i milczą, wszyscy milczą, jakby nikt nie miał w sobie albo odwagi, by coś powiedzieć, albo na tyle pomyślunku, by w ogóle wpaść na to, że to się nie powinno stać, albo że chociaż Poranna Zorza powinna się tu łaskawie zjawić, a skoro tego nie robi, to coś jest nie tak. Łoś, Łoś, Łośłośłośłoś… Nie powinno mnie to obchodzić, ale, ku*wa mać, obchodzi! Ciężko mi oddychać, po wyduszeniu z siebie tych słów moje ciało drży lekko, a moje spojrzenie znowu wraca na ciało.
Łapy mnie świerzbią, by po prostu odwrócić się na pięcie i stąd odejść, zostawić tę żałosną podróbkę Klanu Rzeki, zbudowaną na samotnikach i ich kociętach, na słabym Przywódcy, nieobecnym Zastępcy, beznadziejnej Medyczce. Zatrzymuje mnie tylko jedno. Myśl o kociętach. Nie mogłam im tego zrobić. Połysk… nie powinnam pozwalać na to, by mnie widziała w takim stanie, by ktokolwiek mnie taką widział. Jednak powściągnięcie emocji nie jest takie proste, jak zawsze, bo… nie zawsze umiera kot, którego… którego co dokładnie?
Nie. Nic. Nieistotne. Łosi Ryk sama wybrała. Sama zdecydowała, że nasza relacja nic nie znaczy. Że ja dla niej nic nie znaczę.
Teraz nie jest ważne nawet, czy jej śmierć to wina Porannej Zorzy, czy nie. Nie ma znaczenia, czy to kwestia braku ziół, czy pecha, czy jakiejś śmiesznej woli Gwiezdnego Klanu, jeśli ktoś wierzy w takie bzdury jak to, że decydują oni o takich kwestiach. Medyczka po raz kolejny zawiodła jako ktoś, kto powinien być ze swoim klanem w takich momentach, kto powinien zapewnić, że robiła wszystko, by ją uratować, ale rany były zbyt poważne. Zawiodła nie tylko jako medyczka, nie tylko jako pewne wsparcie dla klanu, ale również jako mistrzyni dla swojej terminatorki, zrzucając na nią zbyt duży ciężar odpowiedzialności, zmuszając ją do samodzielnego przeżywania ciężkich sytuacji, kiedy nawet nie była za nie w pełni odpowiedzialna.
Napinam mięśnie, biorę głęboki oddech. Coś się we mnie gotuje i buntuje na pierwsze słowa Krzywej Gwiazdy, tylko mnie bardziej rozsierdza, bo… jak mam nie być zła, kiedy dzieje się TO? Kiedy ONA tam leży i to nie jest ŻART, tylko RZECZYWISTOŚĆ? Ale przecież wiem, że zrobiłabym to samo na jego miejscu, że przekroczyłam granicę, że ma rację. Zaciskam zęby. Niechętnie kiwam głową.

Kolejne słowa Krzywej Gwiazdy przynoszą rozwiązanie i ulgę, która pozwala mi opanować emocje, jednak… jest ona tylko pozorna. Natrętne myśli wciąż pozostają, a moje spojrzenie wciąż ucieka w kierunku ciała Łoś.

Czy twoja ofiara była naprawdę potrzebna, by wreszcie coś do nich dotarło?

Mimo chęci ucieczki, zbieram się w sobie, by udać się wraz z resztą poza obóz, by pogrzebać ciało Łoś.
A wraz z nią, grzebię swoje uczucia do niej, myśli, nadzieje na przyszłość, która mogła nas połączyć; zdradliwe myśli o tym nachodziły mnie co jakiś czas, jednak dopiero dzisiaj brutalnie zdałam sobie z nich sprawę. Wraz z nią, grzebię i to, co mogłoby kiedyś być. Wraz z nią, grzebię wszystkie „a co jeśli” i „co gdyby”. Wraz z nią, grzebię wspomnienia. Niech… niech pozostaną głęboko zakopane – na zawsze.
Jak ona.

zt

_________________

you walk off wearin' your disguise
never give me something and


don't think twice

and I told you all the things I would do
but does it matter when you
chase after pleasure you can't have?

now look where you ended up at

The author of this message was banned from the forum - See the message
Re: Pogrzeb Łosiego Ryku
Pon 05 Gru 2022, 15:32
Re: Pogrzeb Łosiego Ryku
Sponsored content

Skocz do: