Pełne imię : Szakal Mknący przez Dzikie Trawy
Grupa : Płeć : inna (zapach kotki)
Księżyce : piętnaście na zawsze
Znak Przodków : Lis
Matka : Jaszczurka Owinięta wokół Kamienia
Ojciec : Wodospad Szumiący wśród Leśnych Ostępów
Mistrz : Żaba Skacząca Przez Kamyk
Partner : frustracja
Wygląd : Średniej wielkości, o budowie podobnej do charta - długiej i smukłej. Pokrywające je futro jest długie, lecz zdecydowanie rzadkie i mało okazałe. Wygląda troszkę jak pisklę wytarzane w błocie. Jej sierść jest szaro-brązowa w czarne, tygrysie prążki, a biel zabiera pigment z pyszczka, kryzy, brzucha i tworzy skarpetki na łapach. Oczy piwne - brązowooliwkowe.
Multikonta : Baranek (S), Zaćmiona Łapa, Rozgwieżdżony Płomień, Jeżyna (KG); Pliszkowy Dziób (GK)
Liczba postów : 279
Plemię Wiecznych Łowów | Ich jakże wesoły konkurs gry w króla ciszy został ostatecznie przerwany czyjąś obecnością. Szakal odwróciła się tak, by nie widzieć, kto taki nadchodzi, ale co jej to dawało? Miała przecież nos. Czuła, że to Jeż, i… nie, no ku*wa nie. Skuliła się tylko bardziej na myśl o rodzicielce. Tylko jej tutaj brakowało, co nie? Co następne, może Wodospad? Niech na nią ryknie i rzuci nią do obozu. Może to im wszystkim pomoże. Szakal się troszeczkę wyłączyła, gdy Żaba mówiła. Nie chciała pokazywać nikomu z obecnych kotów swojej twarzy, swojej obrzydliwie wykrzywionej twarzy, swoich rozchylonych i drżących ust. Dopiero głos matki zmusił ją, mimowolnie, do spojrzenia na nią źrenicą cieńszą od igły. Przełknęła ślinę.
Szakal zdawała się uspokoić, ale niekoniecznie w sposób dobry. Najeżenie jej futra opadło, ale w jej mechanicznych ruchach brakowało życia. Oczami nie patrzyła na nikogo, już szczególnie nie na Żabę czy Jeż, a nie było w nich też zbyt wiele światła czy nienawistej pasji, jaka była w nich podczas kłótni ze wspomnianymi kotkami. Zdawała się ciągnąć swoje kończyny za sobą, a ogon nie był nawet uniesiony, szurając żałośnie po ziemi i… wracając z Jaszczurką do obozu.
Nie powiedziała ani słowa. _________________ ✧ nauczyłem się umierać w sobie nauczyłem się ukrywać cały strach
nie do wiary, że tak bardzo płonę nie do wiary, że rozumiem każdy znak
zapomniałem, że od kilku lat wszyscy giną jakby nigdy ich nie było w stu tysiącach jednakowych miast giną jak psy
|
|