IndeksIndeks  SzukajSzukaj  GrupyGrupy  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 :: 
Plemię Niedźwiedzich Kłów
 :: Obóz Plemienia :: Strzeliste Skały
Pogrzeb Szakala Mknącego przez Dzikie Trawy
Wto 23 Lip 2024, 22:47
Wilk
Wilk
Pełne imię : wilk idący lekkim krokiem
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : transpłciowa kotka (zapach kocura)
Księżyce : 19 / k. września
Znak Przodków : Lis
Matka : jaszczurka owinięta wokół kamienia / npc
Ojciec : wodospad szumiący wśród leśnych ostępów / npc
Mistrz : błoto pokrywające podnóża gór
Wygląd : krótkowłosa i puszysta o zadbanej (w granicach rozsądku) sierści. dobrze umięśniona, przysadzista, o średnim wzroście. bury ticked, niekoniecznie zrudziała w barwie; o słomkowym odcieniu. czarny rysunek pręgowania widoczny na głowie i kończynach, pojedyncza pręga przebiega na wysokości kręgosłupa i rozprasza się w nalot na bokach. oczy piwne.
Multikonta : ruta, noc (s); rumianek (kw) / wawrzyn (m)
Autor avatara : @yuma_and_laura (ig)
Liczba postów : 168
Nowicjusz
https://starlight.forumpolish.com/t2019-wilk-idacy-lekkim-krokiem
Nie odezwałem się nawet wtedy, gdy byliśmy już przy Niedźwiedziej Grocie. Świat wciąż był ode mnie daleki, odcięto mnie brzydką, poszarpaną krawędzią i mógłem tylko obserwować, jak wszyscy dziali się obok mnie. Wszyscy robili coś obok mnie. Wszyscy mówili coś obok mnie, z czego duża część to były wulgarne wyrazy. Chyba nie były one wyplute w czyikolwiek pysk. Po prostu ktoś rzucał niematerialnymi kamieniami w powietrze, bo nie mogli zrobić nic. Albo raczej, nie, mogli. Mogli się złościć, ale nie mieli już na kogo, więc złościli się na siebie. Na trawy. Na owady, które jeszcze nie zmarły albo szykowały się do ostatniego lotu na tamten świat. Na te je*ane kamienie, czyim w ogóle, ku*wa, pomysłem było to, żebyśmy mieszkali w górach. Ale zdawało mi się, że nie złościli się na inne koty, jeszcze. Na razie wszyscy szli zgodnie, nieśliśmy ciało w milczeniu. Odzywaliśmy się do siebie pojedynczymi zwrotami, przepraszam, dziękuję, przesuniesz się? Pretensje zaczną się później i byłem tego pewny nawet, gdy Grom poprosił Brzaska o to, żeby ten poszedł po Wieszczów i moich rodziców. A co z rodzeństwem…, Grom przerwał mu i wszyscy spojrzeli się na mnie. Chyba. Nie mogłem ich winić. Ciężko było nie patrzeć na czyjąś tragedię, ale jeżeli tak faktycznie było to lepiej niech patrzą na ciało. Nie na mnie. To nie była moja tragedia. Ja po prostu chciałem, żeby Dąb i Mysz wreszcie podnieśli się z ich legowisk i przyszli wyczyścić to ciało, zanim krew wbije się w nie na dobre.
Gdy mrok w wejściu do Niedźwiedziej Groty zadrżał, rzuciłem się za Groma i skuliłem. Kręgosłup uszy nogi siebie, wszystko miałem skulone, bo na przodków, nie chciałem słyszeć ich reakcji. Losie, jak ja nie chciałem słyszeć ich reakcji. Reakcji Jaszczurki, reakcji Wodospada, reakcji rodzeństwa, które zdecydowało się przyjść. Nie chciałem, by mnie widzieli, ale nie przez ten stan, pie*dolić ten stan; nie chciałem WIEDZIEĆ, że by mnie widzieli, że JA bym widział, jak ich pyski wykrzywiają się w zrozumieniu, że Wilk, byłeś tam. Byłeś tam, i…? I co? CO Z TEGO. Po co im wiedza, że ja byłem, tam, w Sokolich Górach, i widziałem ciało siostry, która mnie szczerze i do bólu nienawidziła za wszystko, kim byłem i tym, kim chyba byłem. Nikt nie będzie mnie pytać o to, co innego widziałem, bo wszyscy będą patrzeć na Szakal. Ale nie będą patrzeć na Szakal dla Szakal. Będą tak naprawdę patrzeć na nią, potem na mnie i mówić, och, jeju, nigdy bym nie chciała, chciał, chciało, zobaczyć mojego rodzeństwa martwego, musi być ci teraz tak ciężko… No. Ale nie było. Nie było.
Kiedy szok minął, a Grom lekko mnie szturchnął, subtelna oznaka zamilknięcia szumu spoza obrębu mojej świadomości, poszedłem czyścić ciało. Po prostu. Jakby to był mój obowiązek jako Strażnik, pogrzeb. Może był. Ale jako Strażnik, który nie umiał nikogo chronić. Może potrafił zbierać mech, by odsączać krew, która nie trzymała się przez wysycenie chropowatości języka, może potrafił siedzieć w bezruchu i metodycznie wykonywać zajęcia, ale czy potrafił coś więcej? Czy tak bardzo oziębł na śmierć, że nie potrafił płakać? Nie potrafił rozpaczać? Nie potrafił znaleźć w sobie sił i odwagi, by wyrażać jakiekolwiek uczucia? Nie potrafił czuć empatii, jedynie ulgę na fakt, że zioła ostatecznie wyparły zapach krwi z powietrza?
Błoto. Błoto by mogło coś o tym powiedzieć. Mi powiedziało. Powiedziało, że niejeden kot zmarł z łap borsuka czy niedźwiedzia. Proszę nie pozwól sobie być kolejnym z nich. To było na naszym pierwszym treningu walki. Ale co wtedy, gdy kota zabije kot? Co wtedy, gdy między jego pazurami znajdziesz kręcone, czekoladowo-rudo-białe futro? Co wtedy? Wyskubiesz je? Odchylisz się do tyłu, zmarszczysz brwi, pomyślisz sobie, że masz wreszcie się na kogo gniewać? Na co zrzucić cały swój żal? A co, jeżeli niczego takiego nie ma? A co jeśli po prostu zanosisz ciało pod Strzeliste Skały? Co, jeśli po prostu myślisz o tym, że musisz wykonać ostatni obowiązek?
– Niech całe Plemię Niedźwiedzich Kłów zbierze się przy Strzelistych Skałach.

_________________
and i'd hate to see anybody fail
but i'd like to see you fail seeing me fail, though

and i said, "you can't make everybody happy."
she said, "you'd like to at least make yourself happy, though."
i'm not sure who i am
i'm not sure who i am, but i know who i've been



Ostatnio zmieniony przez Wilk dnia Sro 24 Lip 2024, 10:16, w całości zmieniany 2 razy
Re: Pogrzeb Szakala Mknącego przez Dzikie Trawy
Wto 23 Lip 2024, 23:13
Dymówka
Dymówka
Pełne imię : Dymówka Zwiastująca Kwitnące Drzewa
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : kotka
Księżyce : 11 [wrzesień]
Znak Przodków : Niedźwiedź
Matka : przepiórka skryta wśród wysokich traw
Ojciec : gwizd wiatru między źdźbłami trawy
Mistrz : chaber w łanie zboża
Wygląd : orientalna uroda | długowłosy czarny dymny cętkowany szylkret z bielą (niewielka ruda plama na podgardlu, białe palce przednich łap, biel do stawów skokowych na tylnych łapach) | długi, pierzasty ogon, smukłe łapy | średni wzrost | turkusowe oczy z żółtymi refleksami (większa, żółta plama wokół lewej źrenicy)
Multikonta : szakłakowa łapa [wicher]
Autor avatara : pliszka
Liczba postów : 26
Nowicjusz
https://starlight.forumpolish.com/t2318-dymowka-zwiastujaca-kwitnace-drzewa#66896
Dymówka w swoim krótkim życiu nie była nigdy wystawiona na powagę realnego, zewnętrznego świata. Mimo choroby która na pół życia przykuła ją do legowiska, widziała świat przez przysłowiowe różowe okulary - dobro widziała w każdym i nie była świadoma niebezpieczeństw jakie czyhały poza bezpiecznym obozem. Nie była świadoma tego, jak niebezpieczne potrafi być codzienne funkcjonowanie strażników, łowców, czy nawet nowicjuszy, kotów niewiele starszych od niej samej.

Nie była świadoma śmierci. Nie rozumiała jej konceptu i nie powinna była go poznać tak wcześnie. Choć, może - to i lepiej, że właśnie miała go poznać? Kiedyś musiała zostać przez jakąś osobę, jakiś czynnik zewnętrzny sprowadzona na ziemię.

Słysząc wołanie nie spodziewała się zobaczyć widoku, jaki zastała przy Strzelistych Skałach. Znalazła się na miejscu żwawym, radosnym krokiem i z uśmiechem na pysku, ale gdy podeszła zbyt blisko, rozejrzała się po kotach które zebranie zwołały i kiedy do jej nozdrzy dotarł obrzydliwy zapach - intensywna woń ziół wraz z metalowym, nikłym, nieznanym jej dotychczas zapachem drażnił jej powonienie, ciałem Dymówki aż wstrząsnęło. Uśmiech zniknął z podłużnego pyska; zamarła w kompletnym bezruchu i cofnęła się dwa kroki. Dwubarwne ślepia młodej kotki zawisły na charcim cielsku o tak znajomych jej ciemnych pręgach.

Wpatrywała się w Szakal, rozerwaną - choć wyczyszczoną z juchy - i nieruchomą i przez chwilę jej nie poznawała. Wiedziała, na kogo patrzy - na Szakal. Tą samą wredną Szakal która swoim paskudnym charakterem odrzucała od siebie nawet radosną, przyjazną Dymówkę. Patrzyła na Szakal i jej nieruchome cielsko i, jednak, zupełnie jej nie poznawała.

To nie była Szakal. To była pusta powłoka bez życia - i nawet Dymówka, dziecko nieświadome zjawiska takiego, jak śmierć, to wiedziała. Wiedziała to widząc puste, oliwkowe spojrzenie i okropne rany widoczne nawet po oczyszczeniu ciała. Z leżącą pod Strzelistymi Skałami, stygnącą nowicjuszką było coś nie tak, to nie była ona. To nie była Szakal która tak bardzo odganiała od siebie młodą Dymówkę te kilka, kilkanaście - ile to już było? - dni temu. Była za spokojna. Zbyt cicha. Zbyt zimna.

To był oszust, to nie była prawdziwa Szakal, to było cielsko podłożone w jej miejsce.

Dymówka cofnęła się jeszcze pół kroku i ledwo powstrzymała od zwymiotowania treści żołądka. Zrobiło jej się słabo, każdy włosek na jej ciemnym ciele zjeżył się, stanął dęba. Niepokój. Strach. Narastająca w drobnym, wątłym ciele panika na widok śmierci. Była zupełnie nieświadoma tego, kiedy gdzieś w tle pojawił się Gwizd, a po nim Przepiórka, próbujący coś do niej powiedzieć. Nie słuchała: otępiałym spojrzeniem gapiła się na martwe, sztywne cielsko Szakal.

_________________
the ground wrings an unknown strain, hear the prattle of the birds flying our way, the trees sway to the young one's piping

will you stay to listen to me sing? seeker, do you ever come to wonder if what you're looking for is within where you hold? will you leave a trail for them to follow a path?

Re: Pogrzeb Szakala Mknącego przez Dzikie Trawy
Wto 23 Lip 2024, 23:37
Skała
Skała
Pełne imię : Pęknięta Skała, z której wypływa Strumyk
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : kotka
Księżyce : 13 [VI]
Znak Przodków : Lis
Matka : Jaszczurka Owinięta wokół Kamienia
Ojciec : Wodospad Szumiący wśród Leśnych Ostępów
Mistrz : Jeleń Przedzierający się przez Las
Wygląd : Drobna, pulchna kotka o krótkim czarno-białym futrze. Ma spłaszczony pyszczek i duże, okrągłe, pomarańczowe oczy.
Multikonta : Leśna Łapa [KG], Jajo [S]
Autor avatara : timi3_thecat
Liczba postów : 68
Łowca
https://starlight.forumpolish.com/t1990-peknieta-skala-z-ktorej-wyplywa-strumyk#53886
Pochmurny dzień jak wiele innych ostatnimi czasy. Wstała o świcie i polowała wśród mgieł, jak na łowce przystało. Wróciła do Niedźwiedziej Groty przynosząc zwierzynę o którą było teraz coraz ciężej. Odpoczęła i planowała udać się na kolejne polowanie. Ot co, zwykły dzień, rutynowy. Skałę nawet naszła myśl, że jest łowcą tak krótko a już zaczęło jej doskwierać powtarzalność obowiązków które na niej ciążyły. Nie wiele później się jednak przekonała, że zrobiłaby wszystko by ten dzień był zwykły, rutynowy.

Nie wiele brakowało by wpadła na patrol który przyniósł ciało, bo właśnie miała wychodzić. Nagła woń krwi od razu ją sparaliżowała, stanęła jak wryta. Cały świat stał nagle taki rozmazany, wszystkie bodźce trafiały do Skały z późnieniem.
Szakal nie żyje.
Nie wiedziała nawet kiedy i jak znalazła się nad jej ciałem, razem z rodziną. Ten cały gwałtowny napływ emocji chyba ją na chwilę odciął. No tak, tradycja, obowiązek... trzeba umyć Szakal. Zaczęła robić to bardzo delikatnie, niepewnie, bardziej z presji, z przymusu, że to jest to co teraz do niej należy. Po chwili zorientowała się, że czyści swoją siostrę z... własnych łez, które wypływały z jej oczu i spadały na ciało.
Szakal nie żyje.
Dopiero teraz do niej ten fakt dotarł. Było jej tak przykro tak źle, nabrało ją na mdłości. Nie... nie sądziła, że będzie chować kogoś ze swoich bliskich, nie sądziła, że stanie się to tak... szybko. Myślała, że to będą zmartwienia dorosłej, dojrzałej Skały. Nie Skały, która ma niewiele więcej niż obieg pór.
Niewiele więcej niż obieg pór. Tyle czasu na tym świecie dostała Szakal. Tak mało. Była charakterna, była głośna, ale zasługiwała na wiele więcej niż dostała. To, że była nie miła dla Skały to mało powiedziane. Szakal chyba nienawidziła Skały, ale to wcale nic specjalnego w jej przypadku. Ostentacyjnie wyszła z groty w trakcie ceremonii Skały. Czy sama Skała ją za to nienawidziła? No... nie. Skała nigdy nie była zła, wściekła, wkurzona. W ciele czarno-białej kotki nigdy nie pojawiły się tego rodzaju emocje. Jedyna negatywną emocją nawiedzającą Skałę był strach. To też czuła w stosunku do Szakal całe życie, po prostu się jej bała. Co ma teraz zrobić, bać się martwego ciała? Tak? Może bać się śmierci samej w sobie. Wie teraz, że może dopaść każdego. Szakal. Dopadła Szakal.

Ciało zostało oczyszczone, natarte ziołami, wyniesione na środek jaskini. Usiadła dosyć blisko a sama w sobie Skała poczuła się... samotna. Boli ją śmierć siostry, tak bardzo boli. Nie miała z nią bliskich relacji, ale Skała to ten kot, co będzie opłakiwać śmierć każdego z rodziny, nie ważne jak skomplikowaną relacje miała z tym kotem. Ale z nikim nie mogła tego bólu dzielić. Jej rodzice? Nie chciała teraz nawet patrzeć na swoich rodziców. Jej rodzeństwo? Koty z którymi się urodziła chyba... chyba jej za bardzo nie lubili. Każdy z nich zachowywał się tak dziwnie na jej ceremonii... nikt nawet nie podszedł z nią porozmawiać, pogratulować. Czy wymagała zbyt wiele? No ale to chyba ewidentne, że jej nie lubią. Będzie żegnać Szakal sama, gdy reszta jej rodziny zapewnie dosiądzie się do siebie.

_________________
Pogrzeb Szakala Mknącego przez Dzikie Trawy 0gsYRQK
Re: Pogrzeb Szakala Mknącego przez Dzikie Trawy
Wto 23 Lip 2024, 23:41
Meduza
Meduza
Pełne imię : Meduza Pływająca w Rozgwieżdżonym Jeziorze
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : transpłciowy kocur (zapach kotki)
Księżyce : 19 (IX)
Znak Przodków : Lis
Matka : Jaszczurka Owinięta wokół Kamienia
Ojciec : Wodospad Szumiący wśród Leśnych Ostępów
Mistrz : Łabędź Szybujący nad Taflą Jeziora
Wygląd : Chudy, bardzo wysoki, lekko umięśniony. Krótkie niebieskie futro z lekkimi pręgami o wzorze ticked i kremowym brzuchem, pyskiem i łapami. Duże uszy, oczy o migdałowym kształcie, jasno-żółte.
Multikonta : Malinowa Łapa [kw] Tańcząca Łapa [krz] Tęcza [kg]| Robak i reszta
Autor avatara : Kevo Thomson
Liczba postów : 182
Nowicjusz
https://starlight.forumpolish.com/t2010-meduza-plywajaca-w-rozgwiezdzonym-jeziorze
Meduza nie spodziewała się, że kiedykolwiek z odpoczynku wyrwie ją woń tak intensywna jak ta dziś. Co prawda nie tak dawno temu miała okazję czuć bardzo intensywnie śmierć - zmarł dawny Wieszcz i Mżawka. Ale oboje byli częścią starszyzny i ich odejście nie było tak szokujące. Dla Meduzy w sumie nie było żadnym zaskoczeniem, a już tym bardziej dyskomfortem. A ich śmierć nie pachnęła krwią. Nie pachnęła potem, obcym kotem, dużą ilością, litrami, wylanej, zaschniętej krwii. A taki zapach czuła dziś Meduza, gdy do obozu wszedł Grom i Brzask..i Wilk....i szakal.
szakal. Szakal. Mknący przez Dzikie Trawy.
Szakal? Co tutaj robi Szakal? Znaczy. Nie inaczej. Co ona robi? Nie rozumiem. Wstaje i rusza w stronę grupy kotów. Gdzie oni nią niosą? Czemu ją niosą? oh. Już rozumiem. Widok, który pojawia jej się przed oczami, gdy podchodzi na bliską odległość do kotów jest absolutnie jasny dla Meduzy. Krew. Wszędzie krew! A cała ta krew jest na ciele Szakal. Nie trzeba być jakoś bardzo mądrym by domyślić się co się stało. No chyba, że było się Meduzą. Idą z nią do Wieszczów prawda? Tak, tak idą. Ja też idę. A potem...oh. Przygotowują jej ciało..? Nie leczą go? Ah. Oh. Okej...teraz. Teraz dopiero rozumiem. Tak w pełni. Ona nie żyje. Okej? Hm. Nie wiem nawet zbytnio jak się z tym czuć szczerze mówiąc. Powinno mi być przykro prawda? Może trochę jest. Ale nie jakoś bardzo..? Bardziej ciekawi mnie co się z nią stało niż to, że w jej ciele nie ma już Szakal, którą było dane mi znać. Gdzieś z tyłu głowy jest ta świadomość, że zawsze przegrywała ze mną walki. Że była słaba i nerwowa. Ale, żeby ktoś rozwalił ją tak szybko? To takie dziwne. Zbliżam się do ciała Szakal i pomagam wyczyścić jej futro. Może i Szakal nigdy nie była dla mnie dobra. Może i poniżała mnie, wybuchała na mnie, mówiła że przeze mnie naszą rodzinę uznają za szaloną i godną potępienia... ale z nikim z rodzeństwa nie udało mi się tak zbliżyć. O ironio. O ironio Szakal, która tak mnie nienawidziła była kotem, z którym najwięcej dane było mi rozmawiać oprócz Łabędzia. Totalna głupota. Ale przez to w głowie rodziła mi się iluzja, że ją znam. Znał...am? Bo już nie żyje. Że w sumie to była moją koleżanką? Bo te parę razy się ze mną biła i wyzywała mnie głaszcząc mój kamień. Właśnie. Dotykała mój kamień! Więc nie była byle kim. Ale z drugiej strony nie było mi bardzo smutno. Co najwyżej... dziwnie. Tak było mi dziwnie. No bo strażnicy wystraszeni, tragedia miała miejsce, tyle krwii, ktoś nie żyje, w dodatku jak się przypatrzeć to te rany dziwne jakieś, w pazurach Szakal czyjeś futro. A ja nic. Wiadomo, trochę nie wyobrażam sobie tego, że Szakal będzie potem zakopana i nigdy już nie zobaczę tej jej obrażonej mordy... ale teraz? Nie docierała do mnie ta strata poza takim, hm, analitycznym werdyktem. No bo tak, nie żyje, była mi najbliższa ze wszystkich, mimo że mnie nienawidziła, zachowywała wierzenia naszych rodziców, ale wybuchała złością, robiła sobie cały czas kłopoty i w sumie to szkoda, że umarła i dziwnie, że jej nie będzie, ale absolutnie nic w związku z tym nie czuje! Analiza życia Szakal przeprowadzona, a mi wciąż nie jest smutno. Nawet nie jest mi niekomfortowo wylizując jej futro. Robię to tak machinalnie i zwyczajnie, że można by mnie posądzić o znieczulicę. No i może byłaby w tym racja? W szczególności, że gdy wyprowadzamy ciało do obozu i widzę pyski naszych rodziców to w głowie świta mi jedna rzecz. Mam totalnie w dupie to, że naszym rodzicom jest smutno! Bo nie uważam, że powinno być im smutno. Tyle razy widzieli Szakal wrzeszczącą, może nawet i płaczącą z frustracji, tyle razy Wodospad krzyczał na nią, tyle razy dawał jej kary, tyle razy widać było po nich zawód zachowaniem Szakal. Więc czemu teraz żegnają się z jej duszą, jakby na prawdę kochali Szakal? Nie rozumiem tego. Przecież nie była tak posłuszna jakby tego chcieli. Chłonęła ich wiedzę i wartości jak gąbka, była wręcz idealnym przykładem ich wychowania, ale im wciąż coś nie pasowało. Bo była taka samodzielna, głośna, nagła, prędka, nader ambitna. Czy to nie czasem oni i ich zachowanie doprowadziło ją do takiego stanu? Że atakowała drapieżnika jeszcze nie tak dawno temu, a teraz walczyła z jakimś kotem? Mimo że nie jest Łowcą, ale tak bardzo służyła Plemieniu? Nie czują się winni? Myślą, że robili wszystko tak jak powinni? Jaszczurka i Wodospad byli jeszcze bardziej dziwni ode mnie. Zniosą tą stratę pewnie z dumą, ale widocznym smutkiem, a w ogóle nie mieli prawda odczuwać negatywnych uczuć. Powinni być zadowoleni prawda? Cieszyć się, że ich córka broniła Plemienia. Chyba. No walczyła za Plemię w każdym bądź razie. Że była aż tak stuknięta na punkcie dumy, rodziny, Plemienia i wszystkiego. Więc nie rozumiem ich. Nie zamierzam też ich pocieszać, ani nic w tym rodzaju. Zostanę tu gdzie jestem, na uboczu, bo ja już mam za sobą chwilę pożegnania się z Szakal, przy czyszczeniu jej miernego ciała. Niech żyją w swojej zgniliźnie wychowawczej dalej, ale beze mnie. Bo było mi na prawdę źle być ich kocięciem. Wodospad był straszny, Jaszczurka jemu równa w swoim chłodzie, a oboje doprowadzali do rozpaczy i śmierci. Nie chce tego dalej akceptować ani brać w tym udziału. Nie byłem szczęśliwy uczestnicząc w tym przedstawieniu znanym jako miot Jaszczurki i Wodospadu. I nie chciałem, żeby i do mnie kiedykolwiek dorwała się ich frustracja do takiego stopnia, do jakiego dotarła ona do Szakal. Nie chciałem skończyć... tak. Dobrze walczę, Szakal może też nie była nawet najgorsza w te klocki, ale nie zamierzam skończyć w jakiejś durnej walce o zasraną rodzinę albo Plemię, bo tak mówią mi rodzice, którzy nie czułem by kiedykolwiek mnie kochali.

_________________



Hold me, I'm a pale machine
Life is just okay out here, anyone can see
I'm lonely, with my pale machine
Eyes will run with tired tears
Leaving like a dream
Re: Pogrzeb Szakala Mknącego przez Dzikie Trawy
Sro 24 Lip 2024, 00:03
Szakal
Szakal
Pełne imię : Szakal Mknący przez Dzikie Trawy
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : inna (zapach kotki)
Księżyce : piętnaście na zawsze
Znak Przodków : Lis
Matka : Jaszczurka Owinięta wokół Kamienia
Ojciec : Wodospad Szumiący wśród Leśnych Ostępów
Mistrz : Żaba Skacząca Przez Kamyk
Partner : frustracja
Wygląd : Średniej wielkości, o budowie podobnej do charta - długiej i smukłej. Pokrywające je futro jest długie, lecz zdecydowanie rzadkie i mało okazałe. Wygląda troszkę jak pisklę wytarzane w błocie. Jej sierść jest szaro-brązowa w czarne, tygrysie prążki, a biel zabiera pigment z pyszczka, kryzy, brzucha i tworzy skarpetki na łapach. Oczy piwne - brązowooliwkowe.
Multikonta : Baranek (S), Zaćmiona Łapa, Rozgwieżdżony Płomień, Jeżyna (KG); Pliszkowy Dziób (GK)
Liczba postów : 278
Plemię Wiecznych Łowów
https://starlight.forumpolish.com/t2000-szakal
Gdyby Szakal mógł, splunąłby wszystkim obecnym w tej szopce zwaną pogrzebem na pysk.
Gdyby mógł, zadrwił by z Wilka. Z jego żałosnego, wpółświadomego stanu, jakby utrata Szakal faktycznie jakkolwiek nim wstrząsnęła. A może to tylko widok śmierci, krwi, świadomość, że takie rzeczy się zdarzają? Zadrwił by jeszcze bardziej z tego, jak naiwnym i słabym kotem Wilk jest. Jak bardzo nie potrafi zebrać się do kupy, bo co, bo siostrzyczka nie żyje? I tak jej nie lubiłeś, więc czemu udajesz, że ci niedobrze? Gdyby mógł, prychnąłby pod nosem widząc, jak Dymówka traci radość ze swojego kroku. Życzyłby jej sarkastycznego powodzenia, skoro takie emocje wzbudza w niej śmierć kota, który nie chciał mieć z nią niczego wspólnego. Gdyby mógł, odsunąłby się od płaczącej Skały, jakby jej łzy były czymś odrażającym i obrzydliwym. No tak, tobie na pewno jest najgorzej, chociaż myśl o siostrze napełniała cię tylko stresem. Gdyby mógł, zrzygałby się widząc każdą z ich reakcji.

Ale nie mógł: zamiast tego w całym obozie i okolicy słyszalne było wycie. Wysokie, wręcz piszczące wycie, jak lisi chichot połączony z głębokim, wilczym głosem. Przez chwilę było tak głośne, że przytłaczało wszystko inne, jak gdyby Szakal w swojej zwierzęcej formie chciał sprawić im ten jeden, ostatni dyskomfort.

A potem ucichło.

_________________

nauczyłem się umierać w sobie
nauczyłem się ukrywać cały strach

nie do wiary, że tak bardzo płonę
nie do wiary, że rozumiem każdy znak

zapomniałem, że od kilku lat
wszyscy giną jakby nigdy ich nie było
w stu tysiącach jednakowych miast
giną jak psy


Re: Pogrzeb Szakala Mknącego przez Dzikie Trawy
Sro 24 Lip 2024, 18:46
Niebo
Niebo
Pełne imię : Śreżoga Przebijająca Chmury Na Niebie
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : kocur
Księżyce : 2 [marzec]
Znak Przodków : Mysz
Matka : Grom Ryczący nad Górami
Ojciec : Brzask Zwiastujący Nowy Dzień
Wygląd : Długowłosy, niebieski point (przebarwienia na pysku, łapach, ogonie) o pręgowaniu tygrysim z bielą sięgającą jego palców. W przyszłości o niebieskich oczach.
Multikonta : Pył [KG]
Autor avatara : @aki_feline
Liczba postów : 108
Nowicjusz
https://starlight.forumpolish.com/t2090-srezoga-przebijajaca-chmury-na-niebie#57069
Między zebranymi, pojawił się i on - spóźniony, bo zwyczajnie niezainteresowany. Wołanie kogokolwiek po cokolwiek go nie obchodziło. Ceremonia byłaby nie jego, jakieś święto... no, co z tego? A inne okazje zwyczajnie nie miały żadnego znaczenia. A przynajmniej, z takim nastawieniem wpadł na, o, no proszę. Pogrzeb.
Przewinął się między innymi, ciekawy co i jak; szybko jednak chyba pożałował ciekawości. Dostrzegł znajome futro, ale nie tak jak sobie by życzył, że zaraz by podszedł, głupkowato zaczepił i podrażnił, jak miał w zwyczaju. Szakal była głównym powodem tego zbiorowiska.
Przepchnął się do przodu, ze zmarszczonymi brwiami - wpierw irytacji, że coś się dzieje, potem obrzydzenia na jej widok. Ranna, umarła, zabili ją. Ktokolwiek to nie był... miał szczerą nadzieję, że morderca i ktokolwiek z nim jest powiązany, będzie zdychać po trzykroć, w takich cierpieniach, że i po śmierci będzie cierpieć i boleć. Stuknął o nią lekko nosem.
Nie wiedział czy jest zły, czy mu przykro. Mieszanka obu? Raczej. Raczej na pewno. Czuł się obrzydliwie. Chciał kogoś rozszarpać, a potem położyć się i rozpłakać, a potem znowu kogoś rozszarpać i tak w kółko. Szakal była jedynym kotem, w całym obozie, jak i nie dziczy w jakiej żyli, którego szanował (na swój słodki sposób). I zniknęła.
Było cicho. Zbyt cicho. Wycie, jakie przez moment było tłem, też ucichło. Serce zabiło mu szybciej, gdy z każdą chwilą uświadamiał sobie, że ich ostatnią rozmową było po prostu śmianie się z jej zeza. Że nie wyszli nigdzie razem, że nie mógł jej pokazać jak mega dużo lepszy jest od niej we wszystkim i po prostu, koegzystować w tej ich dziwnej relacji.
Ugryzł się w policzek. Dla opamiętania, by czasem żadna z łez frustracji czy smutku nie wymsknęła się niepostrzeżenie.
- Ty - rzucił, niezbyt głośno, ale wyraźnie, podchodząc od razu do Wilka. On zwoływał. On wiedział co i jak. - Gdzie się to stało. Jak. Szakal by nigdy nie umarła tak po prostu. Widziałeś coś. Musiałeś.
Warknął, przyciszając głos jeszcze bardziej. Żądał odpowiedzi, jakichkolwiek. Jak najszybciej.

_________________
Pogrzeb Szakala Mknącego przez Dzikie Trawy Ym9Ujf8
Re: Pogrzeb Szakala Mknącego przez Dzikie Trawy
Sro 24 Lip 2024, 20:10
Lilia
Lilia
Pełne imię : Lilia w Małym Stawie
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : kotka
Księżyce : 35 ks | sierpień
Znak Przodków : Sarna
Matka : Jeż Skryty w Liściach [NPC]
Ojciec : Czosnek Dziko Rosnący w Wąwozie [NPC]
Mistrz : Senne Echo Szepczącego Strumienia [*]
Partner : Niknąca Łapa
Wygląd : wysoka, smukła kotka o krótkiej biało-czarnej sierści i charakterystycznie wygiętej końcówce prawego ucha i plamie na jasnoróżowym nosie. czarne plamy znajdują się na jej głowie (czoło i uszy), obu łopatkach, bokach, udach, lewym kolanie i w całości na ogonie. ma jasnozielone, często przyjaźnie przymrużone ślepia, ciemne poduszeczki i proste białe wąsiska
Multikonta : Wierzbowy Puch; Szerszeniowy Rój; Fasola
Autor avatara : love.lilli (ig)
Liczba postów : 375
Strażnik
https://starlight.forumpolish.com/t1930-lilia
Była zaskoczona, gdy przez obóz poniósł się głos Wilka. Była tak samo zaskoczona, gdy podniosła się i dostrzegła, że zwołuje pogrzeb, a ciałem, którym wszyscy mieli się zainteresować, było to należące do Szakal. Otworzyła nieco szerzej zielone ślepia i poczuła nieprzyjemny ścisk w gardle. Nie spodziewała się, że tak szybko pożegnają tak młodego kota. Nie po tym, jak tak niedawno odszedł od nich Wiatr. Podeszła bliżej, zerkając po już zebranych. Czuła jak smutek i żal, ale i jakiś rodzaj złości, wisiały i gęstniały wymieszane w powietrzu pomiędzy kotami. Nagłe i ostre wycie szakala również dołożyło się do ciężkiej atmosfery, chociaż Lilia nie wiedziała jak je zinterpretować. Jako znak? Ostrzeżenie? Ostatni sygnał od nowicjuszki, która właśnie odeszła do Przodków? Czymkolwiek było, Lilia nie była kimś, kto powinien się nad tym głębiej zastanawiać. Nie znała za dobrze Szakal, a ich relacja była, cóż, negatywna. Chociaż nie czuła wobec niej nienawiści, sympatią też by tego nie nazwała. Była jej obojętna, a od ich ostatniej rozmowy i boleśnie zdeptanego ogona, Lilia po prostu nie zwracała na burą uwagi. Nawet jakby chciała, nie miała na to czasu. Mimo wszystko, świadomość, że kocica odeszła w tak młodym wieku... zabolała. Jednak nic więcej. Był to ten rodzaj bólu, który wypada czuć na pogrzebie współplemieńca i kocica raczej  przejęła się zszokowaną Dymówką czy Wilkiem, który musiał natknąć się na ciało, skoro miał nieprzyjemność zwoływania pogrzebu, niż Szakal. Podeszła do ciała chwile po Niebie, na moment skupiając się na zapachu. Od ciała, prócz ziół, wciąż czuła smród wskazujący na drapieżnika, ale i kota. Obcego. Delikatnie zmarszczyła brwi, a gdy usłyszała słowa Nieba, zerknęła w jego stronę i delikatnie poruszyła wąsami. Sama była ciekawa co się stało i dlaczego, ale sposób w jaki kocur o to zapytał, zdecydowanie był nie na miejscu.
— Niebo — zwróciła się do kocura spokojnie. Grzeczniej. To pogrzeb, nie przesłuchanie — dodała już nieco poważniej. Następnie zerknęła w stronę Wilka, a w jej oczach błysnęło współczucie i ciepło. Obawiała się, jak to wszystko się na nim odbije, ale na ten moment nie wiedziała co innego powiedzieć oprócz: — Gdybyś potrzebował porozmawiać, po prostu podejdź. Zawsze cię wysłucham — zapewniła łagodnie, po czym skinęła łbem i powoli się wycofała. Jeżeli potrzebował teraz przestrzeni, nie chciała się niepotrzebnie narzucać. Chociaż sama traktowała go jak młodszego brata, w ostatnich księżycach raczej ze sobą nie rozmawiali. Chciała go jednak zapewnić, że jest. Przynajmniej tyle była w stanie mu zaoferować. Kątem oka dostrzegła Przepiórkę i Gwizd, którzy bezskutecznie próbowali zwrócić na siebie uwagę córki, ale nie reagowała. Koteczka nie była sama, więc Lilia wolała się nie pchać. W tym konkretnym momencie była tu dla Wilka, ale i Chabra czy Kruka, którzy również dowiedzą się o śmierci ich siostry. A poza tym... była tez ciekawa co się stało.

_________________
Pogrzeb Szakala Mknącego przez Dzikie Trawy 1kfeiox
Re: Pogrzeb Szakala Mknącego przez Dzikie Trawy
Czw 25 Lip 2024, 00:39
Ryś
Ryś
Pełne imię : Ryś Skąpany w Blasku Ognia
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : kocur
Księżyce : 10
Matka : Promyk Słońca Przebijający Chmury
Ojciec : Wieszcz Promieni Słońca
Wygląd : Ciemnorudy, dość chudy kocurek o tygrysich pręgach na futerku. Z pyszczka dosłownie przypomina rysia - posiada długie, opadające w dół futerko przy policzkach oraz pędzelki na uszkach. Reszta futerka nie jest przesadnie długa, (a na pewno krótsza niż ta u jego rodziców) i opada ono w dół. Jego oczka wybarwią się na kolor żółty.
Multikonta : Siwa Łapa [KW], Burza [KW]
Autor avatara : LugiaFly
Liczba postów : 150
Kocię
https://starlight.forumpolish.com/t2163-rys-skapany-w-blasku-ognia
Ryś zmarszczył brwi, kiedy usłyszał cudze wołanie. W końcu... To Wieszczowie zawsze zwoływali wszelkie zebrania, prawda? Więc... Czemu teraz ktoś inny chciał, by wszyscy zebrali się pod Strzelistymi Skałami?
Wyjrzał z Miękkich Półek, chcąc się rozejrzeć i rozeznać w sytuacji. Pierwsze, co uderzyło w jego wrażliwe nozdrza, to... Zioła. Rozpoznawał już doskonale ich zapach przez niedawną wizytę w legowisku Wieszczów, z którego musiał szybko wyjść, ponieważ zapach mocno drażnił jego nos. Teraz na szczęście nie był on aż tak intensywny, jednak wciąż pozostawał rozpoznawalny.
Kolejna rzecz, którą wyczuł, przyprawiła go o niemałe mdłości. Nieprzyjemny, metaliczny zapach, którego... Ryś jeszcze nie do końca rozpoznawał. Nie był pewien, czy to był pierwszy raz, kiedy go czuje, ale z pewnością było to dla niego coś... Nieszczególnie przyjemnego.
Zobaczył też koty zebrane pod Strzelistymi Skałami. Pod nimi ktoś leżał. Kto...? Stąd nie był w stanie zobaczyć. Widział tylko tyle, że ktokolwiek to był, nie ruszał się. Czyżby... Kolejny kot zmarł? Dopiero mieli jeden pogrzeb, a tu już był kolejny...?
Zdobył się na to, by podejść bliżej i... Pożałował tego. Czuł, jak jego żołądek wykręca się na drugą stronę, widząc znajomego kota... Leżącego kompletnie bez życia. Szakal Mknący przez Dzikie Trawy. Znał ją... Raczej z widzenia, ale znał. Miał nawet okazję z nią chwilę porozmawiać w kociarni. A teraz... Nie żyła...? Dziwnie... Się z tym czuł. Mógł przysiąc, że jeszcze rano widział, jak kotka wychodzi z obozu, a teraz...?
Jeszcze w pewnym momencie rozległo się to paskudne, mrożące krew w żyłach wycie. Ryś zwykle był odważny. Raczej nie był typem kota, który podkuliłby ogon i uciekł w obliczu niebezpieczeństwa, a raczej stawiłby mu czoło. Tylko no... Mimo wszystko był jeszcze kociakiem. Ledwo kilka księżyców dzieliło go od zostania nowicjuszem, ale wciąż wielu rzeczy jeszcze nie rozumiał. I to była jedna z nich. Być może dlatego aż tak sparaliżował go strach...?
Przywarł jedynie do ziemi, oczy szeroko otwarte, uszy przyciśnięte do czaszki. Drżał i rozglądał się dookoła, mimo że wycie już dawno minęło. Co to miało być? Nie brzmiało jak wilki, które jeszcze kilka wschodów słońca temu słyszał razem z mamą.
Chciał wrócić do kociarni, ale jego łapy odmawiały posłuszeństwa. Zamiast tego... Wpatrywał się tępo w ciało martwej Szakal. Miał nadzieję, że odnajdzie spokój w Plemieniu Wiecznych Łowów... Bo w Plemieniu Niedźwiedzich Kłów z pewnością ten spokój za szybko nie zawita.

_________________
Re: Pogrzeb Szakala Mknącego przez Dzikie Trawy
Czw 25 Lip 2024, 11:58
Wieszcz Blasku Księżyca
Wieszcz Blasku Księżyca
Pełne imię : Wieszcz Blasku Księżyca (Cicha Mysz Czyhająca w Gęstwinie)
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : kotka
Księżyce : 33 [VII]
Znak Przodków : Sarna
Matka : Jeż Skryty w Liściach
Ojciec : Czosnek Rosnący Dziko w Wąwozie
Mistrz : Promyk Słońca Przebijający Chmury | Wieszcz Szepczących Kamieni
Partner : kto z miłości jeszcze nie umarł nie potrafi żyć
Wygląd : Długowłosa, bura kotka z czarnymi klasycznymi pręgami. Oczy ma zielone, spiczaste uszy z czarnymi pędzelkami, na brodzie ma białe futerko, które przechodzi przez jej kołnierz, a później też przez cały brzuch - aż po ogon. Białe futro ma także na wszystkich czterech łapach, które kończy się zaraz nad linią jej palców. Ogon ma długi o kolorze ciemnym, niemal czarnym, sierść na nim jest puszysta i kotka bardzo o niego dba.
Multikonta : Pająk, Pnąca, Brzoza
Liczba postów : 429
Wieszcz Blasku Księżyca
https://starlight.forumpolish.com/t1866-cicha-mysz-czyhajaca-w-gestwinie#48632
Brzask przyszedł po nią, jak i po Wieszcza Słońca i już od wejścia czuła na nim zapach Szakal, a po tym co powiedział, było oczywiste co się stało. Przez jej głowę przebiegły różne scenariusze... jednak dopiero kiedy znalazła się przy ciele, dopiero gdy zobaczyła jak kotka wygląda i jak pachnie dotarło do niej, co się stało... albo raczej - mogła przypuszczać. Do jej nosa dotarł zapach drugiego kota, który już czuła wcześniej. Szałwia. Czy jak jej tam było, teraz to nie istotne. Pazury wysunęły się z jej łap, mimowolnie. Głupia. Była taka głupia próbując mieć neutralne, a nawet przyjazne nastawienie do samotników. Do kotów spoza plemienia. Kotka, którą spotkała pewnie tylko czekała na kogoś słabszego.
Może jednak powinna dowiedzieć się jak postrzegają Plemię klany? Choć z tego, co mówił Wiatr, to mają sobie nie wchodzić w drogę - taki zawarli układ. Światełko, które znała Lilia... Lilia. Nie uważała siostry za naiwną, ale co jeśli była w niebezpieczeństwie? Wbiła pazury w ziemię. Nie mogła patrzeć na całą sprawę tak zero-jedynkowo, przecież Błotko też było kiedyś samotnikiem. Biały kot, którego poznała jakiś czas temu mimo swojego roztargnienia nie wydawał się zły... ale teraz było inaczej, bo wszystko jest dobrze, dopóki nie wydarzy się tragedia. Taka właśnie jak teraz.
W swoich przemyśleniach na chwilę zapomniała o Szakal, jednak otrzepała się z tego i poszła po potrzebne zioła. Pomagała rodzinie przy ciele jak mogła. W międzyczasie dopytała Brzask o drugiego kota, po uzyskaniu odpowiedzi nieco jej ulżyło. Wszystko leciało na automacie, jak u większości kotów, takie miała wrażenie.
W końcu reszta Plemienia została zwołana, nie była pewna z kim porozmawiać najpierw i czy w ogóle powinna mówić o tym, co zaszło... powinna. Nie mogła tego zatajać przed Wieszczem. Teraz jednak nie był na to czas. Teraz koty mogły spokojnie opłakiwać śmierć bliskiego kota. Sama nie wiedziała co myśleć o kotce, była trudna w obyciu, jednak nikt nie zasługuje na to by umrzeć tak młodo. Zastanawiała się, jak mogła postąpić inaczej w rozmowie z nią, czy w ogól było cokolwiek co mogła zrobić. Dopóki nie rozległo się wycie. Nieprzyjemny dreszcz ją przeszedł, jednak nie dała tego po sobie poznać.
Czekała aż zbierze się więcej kotów, by mogli wspólnie odmówić modlitwę za Szakal.

_________________
Tu sais mes secrets, même les bien cachés
J'avoue, tu me connais mieux que jе m'connais
Pogrzeb Szakala Mknącego przez Dzikie Trawy Dcbpu5n-1b73a9d8-16ae-47b2-9510-33ccd75349ac.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzBlZjBlZWFiLTI3NGMtNGU5My1iOTU1LTg2OGUwZDhmNDY0ZlwvZGNicHU1bi0xYjczYTlkOC0xNmFlLTQ3YjItOTUxMC0zM2NjZDc1MzQ5YWMucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
C'est bien chouettе, mais j'ai pensé
Si toi, tu te barres, à quel point je changerais?


Re: Pogrzeb Szakala Mknącego przez Dzikie Trawy
Czw 25 Lip 2024, 14:11
Wieszcz Promieni Słońca
Wieszcz Promieni Słońca
Pełne imię : Wieszcz Promieni Słońca (Potężny Dąb Stawiający Opór Burzy)
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : kocur
Księżyce : 40 [VI]
Znak Przodków : Niedźwiedź
Matka : Pajęczyna Pokryta Poranną Rosą (NPC)
Ojciec : Jakiś samotniczy przegryw (Kopcuch NPC)
Mistrz : Jaszczurka Owinięta wokół Kamienia (NPC), Wieszcz Szepczących Kamieni (NPC)
Partner : Promyk Słońca Przebijający Chmury
Wygląd : Duży, wręcz ogromny kocur o umięśnionej budowie i silnych łapach. Jego ciało pokrywa długie, wypielęgnowane, bursztynowe futro z rozjaśnieniami po bokach głowy, na piersi, brzuchu i końcówkach łap oraz ciemnymi klasycznymi pręgami. Ogon zakończony czarną kitą. Trójkątna głowa o dosyć prostym profilu i sterczących uszach ze spiczastymi pędzelkami. Nos i obszar wokół niego są ciemne, niemal czarne. Oczy oliwkowe, opanowane.
Multikonta : Pszczeli Pył (KG), Żyto, Ignis (S) | Księżyc (PWŁ)
Autor avatara : Ja
Liczba postów : 736
Wieszcz Promieni Słońca
https://starlight.forumpolish.com/t1643-dab-potezny-dab-stawiajacy-opor-burzy
Odkąd odszedł dawny Wieszcz, obóz zdawał się być odrobinę pustym. Brakowało w nim ważnej części, jaką kiedyś stanowił Wiatr. Może Wieszcz Promieni Słońca nie dzielił z nim bliższej relacji, to wciąż był dla niego ważny jako mentor i wciąż nie mógł przyzwyczaić się do tego, że już nie może poprosić go o radę, ani spytać o to, jak kiedyś wyglądało Plemię. Nic. Wtedy nie wiedział, że będzie jeszcze gorzej...
Gdy do jego lęgowiska dotarł świeży zapach krwi połączony z wołaniem Brzasku, od razu zdał sobie sprawę, co na niego czeka. W pierwszej chwili podbiegł gwałtownie do ciała, jak gdyby licząc na to, że jednak uda się ją uratować, ale szybko zrozumiał, że na to było już zdecydowanie za późno.
Szakal. Spodziewał się takiej śmierci, a mimo to jego pysk przybrał zmieszany wyraz. Nie był zaskoczony, raczej rozczarowany tym, że tak się stało. Że jej izolacja, zuchwałość, nienawiść do wszystkich i zwykła głupota doprowadzą do zguby. Nie czuł żalu. Gdyby miał powiedzieć prawdę, nic do niej nie czuł. Nie miał ani trochę pojęcia, co powinien teraz czuć. Czy naprawdę powinno mu być przykro, że jej potencjał został zmarnowany? Może, lecz sama sobie zgotowała ten los. Owszem, miała trudnych rodziców, ale to ona odrzuciła kolejne szanse na lepsze życie, jakie zaoferowano. Nikt jej nie kazał wrzeszczenia na normalne koty. Nikt nie zmuszał do samotnych wypadów poza obóz. Mogła żyć świetnym życiem i faktycznie być porządnym członkiem Plemienia, gdyby tylko nie była tak dumna.
Wieszcz chciał udawać, że współczuje bliskim, ale w głębi duszy czuł ulgę, bo nigdy więcej nie usłyszy jej irytujących wrzasków i kłótni. Już nigdy więcej nie będzie sprawiać problemów.
Tylko nad jednym się zastanawiał. Póki nacierał jej ciało wonnymi ziołami, nie czuć było woni lisa, borsuka, ani żadnego innego drapieżnika. Był to samotnik. Budziło to w nim niepokój, bo jeśli ten kot nadal żył, to mógł stanowić zagrożenie dla pozostałych członków Plemienia. Jednak gdy spytał Groma, jego wątpliwość została rozwiana. Okazało się, że zastali jakąś kotkę, która leżała martwa niedaleko ciała nowicjuszki i już nadjedzona przez drapieżnego ptaka. To właśnie z nią pewnie walczyła Szakal. Lecz jak do tego doszło? Kto i dlaczego zaatakował pierwszy? Tak dużo pytań, a tak mało odpowiedzi.

Kiedy Wilk, jeden z najbardziej poruszonych tym zdarzeniem osób, zaczął zwoływać pogrzeb, Wieszcz zasiadł razem z Wieszczką, oczekując na zebranych. Na jego pysku nie pozostało już żadnych emocji, jedynie chłodny, kamienny wyraz, pozbawiony czegokolwiek. Nic już nie czuł, był tutaj tylko z obowiązku.
Cofnął uszy, a jego sierść zjeżyła się na karku, kiedy po obozie rozdało się paskudne, głośne wycie. Poruszył wibrysami z irytacji, czując na sobie czyjąś niewidzialną, a jednocześnie drażniącą obecność. Czuł, że Szakal była tutaj obecna nie tylko ciałem, ale i duchem. Specjalnie kazała swoim zwierzęcym kuzynom dać ten przeklęty głos, by pokazać, jak głęboko gdzieś miała ten pogrzeb. Szydziła ze wszystkich, nawet swojej rodziny. Wieszcz odwrócił wzrok od jej zwłok, przyciskając ogon do swoich łap. On również nie przepadała za tym pogrzebem. To pewnie jedyna rzecz, jaką dzielił ze zmarłą.
Dopiero kiedy zauważa kocięta, w końcu coś się w nim budzi. Jeszcze raz zerknął na martwą Nowicjuszkę, a potem przeleciał spojrzeniem po Dymówce i swoim własnym synu.
Zabierzcie stąd kocięta. – polecił matkom. Sądząc po zauważalnym dyskomforcie u już zebrawszych się młodzików, one nie były jeszcze gotowe na taki widok, a obecność na tym pogrzebie mogła im zaszkodzić. Wieszcz nie chciał narażać ich kruchej psychiki.

_________________
Pogrzeb Szakala Mknącego przez Dzikie Trawy Pixel-sun1v2-f2u-by-itwoi-dageaf5
You'll remember me, when the west wind moves
Upon the fields of barley
You'll forget the sun in his jealous sky
As we walk in fields of gold...

Many years have passed since those summer days
Among the f i e l d s of barley
You can tell the s u n in his jealous sky

When we walked in fields of gold...
Re: Pogrzeb Szakala Mknącego przez Dzikie Trawy
Pią 26 Lip 2024, 13:04
Wilk
Wilk
Pełne imię : wilk idący lekkim krokiem
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : transpłciowa kotka (zapach kocura)
Księżyce : 19 / k. września
Znak Przodków : Lis
Matka : jaszczurka owinięta wokół kamienia / npc
Ojciec : wodospad szumiący wśród leśnych ostępów / npc
Mistrz : błoto pokrywające podnóża gór
Wygląd : krótkowłosa i puszysta o zadbanej (w granicach rozsądku) sierści. dobrze umięśniona, przysadzista, o średnim wzroście. bury ticked, niekoniecznie zrudziała w barwie; o słomkowym odcieniu. czarny rysunek pręgowania widoczny na głowie i kończynach, pojedyncza pręga przebiega na wysokości kręgosłupa i rozprasza się w nalot na bokach. oczy piwne.
Multikonta : ruta, noc (s); rumianek (kw) / wawrzyn (m)
Autor avatara : @yuma_and_laura (ig)
Liczba postów : 168
Nowicjusz
https://starlight.forumpolish.com/t2019-wilk-idacy-lekkim-krokiem
Ile można było siedzieć przy jednym ciele? Strzępach futra rozciągniętych do granic możliwości na gnatach, suchej skórze i niczym innym. Strzępach powyrywanych, śmierdzących krwią, tak, były namaszczone ziołami i pobłogosławione przez Wieszczów, którzy wcale nie byli aż tak przejęci, dzięki Przodkom, ale czy tylko ja czułem tę krew? Czy tylko ja i jakieś głupie kocięta, trzęsące się i prawie srające pod siebie, bo zobaczyły wyczyszczone ciało sobie coś wyobraziły? Przełknąłem zaległą w kącikach pyska ślinę by zdusić mdłości, rozdęć żołądek do jego pierwotnych rozmiarów. Podniosłem się i odszedłem by Skała i rodzice mogli przejść żałobę w spokoju. Rodzice. Zmarszczyłem brwi. Zachowywali się jakby w ogóle ich to nie dotyczyło. Nagle płakali. Nagle coś w nich pękło. Dlaczego tylko zakała rodziny mogła wywoływać w nich takie emocje? To przez ten jazgot? Przez to wycie? Wycie. No nie. Wycie. Wycie szakali. Ona sobie chyba ku*wa żartuje.
Prychnąłem śmiechem. Tak, roześmiałem się. Poszedłem jeszcze dalej od zbiorowiska i znowu wcisnąłem pysk w futro co z tego że pewnie przeszło krwią, tylko w nie mogłem się śmiać. Tylko mając siebie samego przed oczami mogłem powiedzieć, nie wierzę. Nie wierzę, że nawet po śmierci, Szakal była najgłupszym, najbardziej skretyniałym lisim łajnem jakie przyszło mi znać. Jedną, pierdoloną, strawą dla wron. Hipokrytą, skurwiałym zakłamanym egoistą który znał tylko słowo "ja". Ja, ja, ja; mój pogrzeb, moja śmierć, moja szlachetna walka z równie gówno wartym samotnikiem, wszyscy myślą o mnie, wszyscy mnie nienawidzą, ja nienawidzę wszystkich, ja jestem lepsza od wszystkich, ja, ja, ja. Pewnie tera też mnie podsłuchuje, bo nie może się powstrzymać. I wiesz co? Bardzo, ku*wa, dobrze zdechłaś. Myślisz pewnie, że heh, teraz to mogę sobie udawać, że się nie przejąłem, kiedy wszyscy widzieli jak wyglądam — ale naprawdę wydaje ci się, że tam było tylko twoje ciało? Że cała polana nie była we krwi? Że to TOBIE ptak wypruł trzewia na zewnątrz? Myślisz, że wygrałaś? Że, jak zawsze, jesteś lepsza od wszystkich? Ale bez plemienia jesteś nikim. Wiesz? Kolejnym zwierzęciem, który myślał, że coś znaczył, bo był sobą — i zdechł! Mogę ci obiecać, że wszyscy o tobie zapomną. Nawet twój ku*wa tatuś o tobie zapomni, bo byłaś jedynie plamą gówna na jego honorze. Nawet twoja mamusia. Wszyscy o tobie zapomną.
O, a może się jednak myliłem? Może właśnie zaczął do mnie iść jej laluś? Kek, może tak szybko chciała skończyć trening, bo tak było jej spieszno pójść z nim w krzaki a potem do kociarni. Jakoś udało mi się uspokoić do tego czasu ale, no, jak tak na niego patrzyłem, jak się miota i ledwo duka te ONIEŚMIELAJĄCE słowa, ślina sama zaczęła napływać mi na język. Może bym zdążył splunąć. Zburzyć jego naiwną wizję świata. Przekazać mu, że mało powiedziane, że zwierzęta umierają bez powodu, one mogą też zdychać! Nawet jego ukochana! Nawet on! Nawet ja! Byłem po prostu kolejnym głupim zwierzęciem, który wszędzie czuł krew i nie mógł jej nawet zmyć z łap i z futra, bo był na pogrzebie i miał robić za głównego świadka i i, i przodkowie, zabierzcie mnie stąd czemu wszystko zawsze jest we krwi mam dość Mam dość Mam dość
Lilia? Czemu to robisz, do jasnej cholery. Nie musisz go karać za mnie, na osty i ciernie. Ty też myślisz, że jestem żałosnym kretynem, który nie potrafi odpędzać innych kretynów? Tak dobrze to udajesz, heh, to może mnie nauczysz, co? Po pogrzebie poudajemy sobie razem, staniemy w kółeczku, złapiemy się za ogonki i już Nie będzie zapachu krwi, nie będzie żadnych zwłok i rodzin, tak? Czy nie? Czy musimy poczekać? Czy muszę patrzeć się w pustkę między wami, zaciskając szczęki i machając ogonem z frustracji, pęczniejącej pod skórą, aż czułem obrzęk w łapach. Czy tylko ja mogłem podnieść się i po prostu wyjść? Chyba tak. Chyba tylko ja, ja i moja krew. Dla mnie już koniec pogrzebu. Żałoby nie będzie i nigdy nie było.

/ zt

_________________
and i'd hate to see anybody fail
but i'd like to see you fail seeing me fail, though

and i said, "you can't make everybody happy."
she said, "you'd like to at least make yourself happy, though."
i'm not sure who i am
i'm not sure who i am, but i know who i've been

Re: Pogrzeb Szakala Mknącego przez Dzikie Trawy
Pią 26 Lip 2024, 19:32
Niebo
Niebo
Pełne imię : Śreżoga Przebijająca Chmury Na Niebie
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : kocur
Księżyce : 2 [marzec]
Znak Przodków : Mysz
Matka : Grom Ryczący nad Górami
Ojciec : Brzask Zwiastujący Nowy Dzień
Wygląd : Długowłosy, niebieski point (przebarwienia na pysku, łapach, ogonie) o pręgowaniu tygrysim z bielą sięgającą jego palców. W przyszłości o niebieskich oczach.
Multikonta : Pył [KG]
Autor avatara : @aki_feline
Liczba postów : 108
Nowicjusz
https://starlight.forumpolish.com/t2090-srezoga-przebijajaca-chmury-na-niebie#57069
Dmuchnął nosem, gdy zamiast głosu Wilka, usłyszał ten Lilii. I pewnie by ją zignorował z dołu do góry, gdyby nie to, że Wilk faktycznie mu nie odpowiedział. Obu Wieszczów przyszło, a on... miał to chyba gdzieś.
- Lilia, spójrz mi w oczy i posłuchaj. Mam to w d u p i e - warknął, uderzając ogonem o podłoże. - To JEST pogrzeb, nie wiemy co się stało, każdy z nas, ja, ty, Wieszczowie, WSZYSCY mamy prawo wiedzieć co się stało i jak do tego doszło. Ale tak, masz rację, sorki...
Mruknął ciutkę łagodniej, z żałością spoglądając na odchodzącego Wilka.
- Smark może nie dorósł do tego, by mówić sam za siebie, dobrze że ty mnie uświadamiasz czegoś, co on mógł powiedzieć. A może sam do tego doprowadził, i teraz połknął języ... ojej, powiedziałem to na głos? Przepraszam, najmocniej. Rzygać mi się tobą chce, tobą też Lilia. Jesteście tak samo żałośni, głupi i bezduszni - splunął za Wilkiem, samemu oddalając się z miejsca zdarzenia.
On go zabije. Jak kiedykolwiek wejdzie mu w drogę. Za Szakal. Za głupotę. Za bezczelność.

[zt lol]

_________________
Pogrzeb Szakala Mknącego przez Dzikie Trawy Ym9Ujf8
Re: Pogrzeb Szakala Mknącego przez Dzikie Trawy
Sob 27 Lip 2024, 00:08
Chaber
Chaber
Pełne imię : Chaber w Łanie Zboża
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : kocur
Księżyce : 19 [wrzesień]
Znak Przodków : Lis
Matka : Jaszczurka Owinięta wokół Kamienia
Ojciec : Wodospad Szumiący wśród Leśnych Ostępów
Mistrz : Lilia w Małym Stawie
Wygląd : Duży, szeroki, zwarty. Sierść puszysta, krótka, dziko pręgowana, w kolorze niebieskiego złota z białą strzałką na nosie i pod nosem, łatą na brodzie, szyi, brzuchu i skarpetkami. Zielone oczy.
Multikonta : Jabłkowa Gałąź, Niknąca Łapa, Wapienna Łapa, Jerzyk
Autor avatara : n8fire (flickr)
Liczba postów : 190
Strażnik
https://starlight.forumpolish.com/t2005-chaber-w-lanie-zboza
Pierwszym etapem żałoby jest zaprzeczenie.
Nie mógł uwierzyć w to, co widział. Leżał nieopodal wejścia do obozu, zajmując się swoimi sprawami, gdy wpadła do niego grupa kotów niosąca Szakal i zmierzająca z nią do legowiska Wieszczów. Lisie łajno pewnie wpakowało się w jakąś walkę i teraz musieli ją składać. Zamieszanie jednak dziwnie przycichło, ciekawość zwyciężyła i Chaber zeskoczył ze skalnej półki i zbliżył się do tej części obozu, do której się udali... Dlaczego nikt nic nie robił? Dlaczego nie tamowano krwi? Dlaczego... Zmarszczył brwi. Stał w przejściu i patrzył, jak kolejne koty pojawiają się, mijają go, by podejść bliżej, utwierdzić się w przekonaniu, że Szakal nie żyje, by płakać, lamentować, czyścić jej pokiereszowane ciało, nacierać ją ziołami, opłakiwać. Chaber jednak nie podszedł bliżej.
Nie był w stanie w to uwierzyć. Nie rozumiał. Wiedział, że byli śmiertelni, że ta idiotka w końcu albo zabije kogoś, albo samą siebie - ale nie, że będzie to tak wcześnie. Że będzie to tak nagle. Że pozostawi go z taką dziurą w okolicy płuc. Bo nie czuł nic. Nie wiedział, co czuć. Patrzył się tępo i po prostu starał się nie wchodzić w drogę. Gdy wynieśli ją na środek obozu, po prostu podążył za nimi.
Nie dotykał jej. Po prostu patrzył w jej oczy, siedząc pół kroku przed nią. Myślał. I im dłużej myślał, tym bardziej czuł, jak jego krew miesza się z żółcią. Samolubna. Egoistyczna. Od urodzenia działająca na szkodę ich wszystkich. Swędziała go łapa, gdy tak patrzył na jej pysk. Wulgarna. Irytująca. Wrzód na dupie. Czy ją kochał jak siostrę? Czy ją lubił? Czy był w stanie przypomnieć sobie jakiekolwiek pozytywne wspomnienie z Szakal? Czy istniało jakiekolwiek wspomnienie, cokolwiek, co nie wiązało burej z olbrzymią frustracją?
A wtedy rozległo się wycie i w Chabrze coś pękło. Uniosła się sierść na karku, wysunęły pazury, łapa drgnęła, by uderzyć ją w pysk po raz ostatni. Wyobraź sobie, kretynko, że nikt nie chciał tu być. Że plemię w końcu odetchnie bez grasującego po nim kurwia, który psuł wszystkim krew. Wszyscy robili to, żeby dotarła do Plemienia Wiecznych Łowów - ale czy w ogóle ktokolwiek chciał, żeby tam dotarła? Po co ta szopka. Po co to wszystko. Po co udawanie, że ktokolwiek czuł coś innego niż ulgę, nawet jeżeli widok młodego, martwego kota był przykry, budził niepokój i lęk. Ale to był instynkt, chodziło jedynie o bliskość zwłok, a nie o to, że była to konkretnie ona. Strzepnął uchem, gdy w końcu przez jego czaszkę przedostały się jakieś słowa z zewnątrz.
- Stul wreszcie pysk - warknął w stronę Nieba, jeżąc kolejne rzędy sierści na grzbiecie. Ale ten widocznie musiał sobie pogadać, potupać nóżkami jak gówniarz, którym był, a później odejść, najpewniej po to, by sprawdzić, czy nie ma go w Miękkich Półkach. Sam też chciał odejść i nie brać dalej udziału w tej szopce. Nie zamierzał jednak psuć swojej własnej reputacji i obrazka, który stworzył; nie mógł jednak siedzieć bezczynnie. Musiał coś zrobić, dlatego też podniósł się wreszcie z miejsca i podszedł do Dymówki; stanął obok niej bark w bark i uśmiechnął się krótko, by następnie móc delikatnie, choć stanowczo naprzeć na nią, by nie rozmową, a fizycznie zmusić ją do tego, by jednak odwróciła się od Szakal.
Drugim etapem żałoby jest gniew.

_________________
just look at you now, such a promising young man! you both must be proud. if I were you I would make sure that he keeps both his feet on the ground

„don't be obscene” „just don't make a scene I'm sorry, I really don't know what you mean

Re: Pogrzeb Szakala Mknącego przez Dzikie Trawy
Sro 31 Lip 2024, 17:14
Promyk
Promyk
Pełne imię : Promyk Słońca Przebijający Chmury
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : kotka
Księżyce : 57 (sierpień)
Znak Przodków : Sarna
Matka : Jeż Skryty w Liściach [NPC]
Ojciec : Czosnek Rosnący Dziko w Wąwozie [NPC]
Mistrz : Robak [*], Tafla [*]
Partner : Wieszcz Promieni Słońca
Wygląd : Promyk to czarna szylkretka. Ma białe znaczenia na nosie, szczęce, lewej części pyska, klatce piersiowej, brzuchu, palcach i stopach przednich łap oraz na tylnych łapach (tu sięgają one do stawów skokowych). Czarne i rude łaty mieszają się ze sobą na większości powierzchni ciała. Ma również większą rudą plamę na prawym policzku, podłużną rudą plamkę na czole i rude plamki na lewej, zarówno przedniej, jak i tylnej łapie. Obie prawe łapy są całe czarne. Klasyczne pręgi na rudych odmiankach. Jej lśniące w słońcu futro jest długie i gęste, przez co trochę ją pogrubia. Sylwetka umiarkowanie umięśniona i dobrze odżywiona. Z początku będzie dość niską koteczką, jednak z czasem jej wzrost dojdzie do rozmiarów średniej wielkości kota. W szaroniebieskich oczach, które z czasem zmienią swą barwę na zieloną, często można dostrzec wesołe iskierki.
Multikonta : Bocian [nkt], Lisia Łapa [KW], Złocista Łapa [KR]
Liczba postów : 580
Łowca
https://starlight.forumpolish.com/t1355-promyk#24189
Zaskoczyło mnie, że dziś zamiast wołania któregoś z naszych wieszczów, usłyszeliśmy zbolały i smutny głos jednego z nowicjuszu. Wilka, potomka Jaszczurki i Wodospadu. To mogło oznaczać tylko jedno - nad plemieniem znów zawisł całun śmierci, tym razem tragicznej, albowiem ciało, które dostrzegłam pod Strzelistymi Skałami, należało do młodej i buntowniczej Szakal, rozszarpanej na kawałki jakby ktoś lub coś chciało ją zeżreć na obiad. Okropny był to widok i nie chciałam długo na niego patrzeć, dlatego tylko szybko pomodliłam się do Plemienia Wiecznych Łowów za duszę biedaczki, za którą może i niezbyt przepadałam, ale żywiłam przynajmniej trochę współczucia za utratę jej krótkiego, acz burzliwego już życia. Właśnie miałam odchodzić z powrotem do żłobka, gdy wśród zebranego tłumu żałobników mignęło mi rude futro mego syna, a poza nim jeszcze parę kociąt, zbyt młodych, by oglądać takie makabryczne i krwawe sceny. Podeszłam do Rysia, aby spróbować odciągnąć go i pozostałe maluchy z dala od całej tej zgrai, zasłaniając mu widok własnym ogonem.
- Rysiu, Dymówko, chodźcie, tu nie ma na co patrzeć. Pobawimy się w coś fajnego w naszej kociarni, co wy na to? - odparłam, starając się robić dobrą minę do złej gry. Może zabawa zajmie ich na tyle, żeby zapomnieli o przykrej sytuacji sprzed chwili, której przypadkowymi świadkami właśnie byli.

_________________

walking on sunshine
walking on sunshine

xxxi feel alive, i feel a love
-ˏˋ i feel a love that's really real ˊˎ-
i'm walking on sunshine, whoa-oh-oh
and don't it feel

good?


Re: Pogrzeb Szakala Mknącego przez Dzikie Trawy
Czw 01 Sie 2024, 18:20
Wieszcz Promieni Słońca
Wieszcz Promieni Słońca
Pełne imię : Wieszcz Promieni Słońca (Potężny Dąb Stawiający Opór Burzy)
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : kocur
Księżyce : 40 [VI]
Znak Przodków : Niedźwiedź
Matka : Pajęczyna Pokryta Poranną Rosą (NPC)
Ojciec : Jakiś samotniczy przegryw (Kopcuch NPC)
Mistrz : Jaszczurka Owinięta wokół Kamienia (NPC), Wieszcz Szepczących Kamieni (NPC)
Partner : Promyk Słońca Przebijający Chmury
Wygląd : Duży, wręcz ogromny kocur o umięśnionej budowie i silnych łapach. Jego ciało pokrywa długie, wypielęgnowane, bursztynowe futro z rozjaśnieniami po bokach głowy, na piersi, brzuchu i końcówkach łap oraz ciemnymi klasycznymi pręgami. Ogon zakończony czarną kitą. Trójkątna głowa o dosyć prostym profilu i sterczących uszach ze spiczastymi pędzelkami. Nos i obszar wokół niego są ciemne, niemal czarne. Oczy oliwkowe, opanowane.
Multikonta : Pszczeli Pył (KG), Żyto, Ignis (S) | Księżyc (PWŁ)
Autor avatara : Ja
Liczba postów : 736
Wieszcz Promieni Słońca
https://starlight.forumpolish.com/t1643-dab-potezny-dab-stawiajacy-opor-burzy
Choć Wieszcz zdawał się nie poświęcać uwagi niczemu konkretnemu, to o jego uszy obiły się warknięcie Nieba, które nieszczególnie mu się podobały. Reakcją pozostałych członków Plemienia nie tak bardzo się przejmował. Już chciał przywołać kocura do porządku, lecz ten zwyczajnie sobie poszedł. Wilk również stąd odszedł, bez chociażby jednego słowa. No cóż, skoro koty samowolnie zaczęły się rozchodzić, nawet sam organizator pogrzebu, to czas go zakończyć.
Wyprostował się, zanim zabrał głos.
Cokolwiek sądzicie o Szakal, ta Nowicjuszka umarła młodo i potencjalnie obroniła nas przed niebezpieczeństwem, jakie mogła stanowić ta samotniczka, więc należy jej się należyty pogrzeb. Uszanujcie ten moment ciszy i spokoju dla zmarłej. – zwrócił się do zebranych, na tyle głośno, by odchodzący Wilk i Niebo mogli usłyszeć jego przemowę. Następnie skierował głowę ku sklepieniu jaskini. – Niech Plemię Wiecznych Łowów przyjmie ją na Lśniący Szlak. – wypowiedział prośbę do Przodków, a po chwili milczenia pozwolił, by pozostali z obecnych bliskich Szakal wzięli się za jej pochówek. On sam potrzebował chwili dla siebie, dlatego udał się do lęgowiska, po drodze wspominając Łosiowi, aby popracował nad zachowaniem swojego nowicjusza. Miał nadzieję, że śmierć tej Nowicjuszki będzie przestrogą dla tych, co nie umieją walczyć, a wybierają się na tereny bez Strażnika.

//zt

_________________
Pogrzeb Szakala Mknącego przez Dzikie Trawy Pixel-sun1v2-f2u-by-itwoi-dageaf5
You'll remember me, when the west wind moves
Upon the fields of barley
You'll forget the sun in his jealous sky
As we walk in fields of gold...

Many years have passed since those summer days
Among the f i e l d s of barley
You can tell the s u n in his jealous sky

When we walked in fields of gold...


Ostatnio zmieniony przez Wieszcz Promieni Słońca dnia Czw 01 Sie 2024, 19:01, w całości zmieniany 2 razy
Re: Pogrzeb Szakala Mknącego przez Dzikie Trawy
Czw 01 Sie 2024, 18:56
Ryś
Ryś
Pełne imię : Ryś Skąpany w Blasku Ognia
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : kocur
Księżyce : 10
Matka : Promyk Słońca Przebijający Chmury
Ojciec : Wieszcz Promieni Słońca
Wygląd : Ciemnorudy, dość chudy kocurek o tygrysich pręgach na futerku. Z pyszczka dosłownie przypomina rysia - posiada długie, opadające w dół futerko przy policzkach oraz pędzelki na uszkach. Reszta futerka nie jest przesadnie długa, (a na pewno krótsza niż ta u jego rodziców) i opada ono w dół. Jego oczka wybarwią się na kolor żółty.
Multikonta : Siwa Łapa [KW], Burza [KW]
Autor avatara : LugiaFly
Liczba postów : 150
Kocię
https://starlight.forumpolish.com/t2163-rys-skapany-w-blasku-ognia
Cóż... Nie było się nad czym szczególnie tu rozwodzić. Do Rysia dotarły słowa ojca. "Zabierzcie stąd kocięta", a Ryś był wdzięczny mamie za zasłonięcie mu widoku i zabranie do kociarni. Nie chciał zostawać tu ani chwili dłużej, a i tak przeczuwał, że tej nocy dręczyć go będą koszmary. Wiedział też jednak, że... Powinien się do takiego widoku przyzwyczaić.
Zmarszczył brwi. Szakal... Obroniła Plemię przed niebezpieczeństwem? Zanim odszedł, obejrzał się jeszcze za siebie, na ciało leżące pod Strzelistymi Skałami. Obroniła Plemię...
Choć kociak wciąż był roztrzęsiony, to jednak poczuł... Swego rodzaju szacunek względem kotki. To była bohaterska śmierć, jaką być może sam chciałby kiedyś zginąć... Ale jeszcze nie teraz. Teraz był jeszcze kociakiem i nie chciał o takich rzeczach myśleć.
Na razie... Wrócił po prostu za mamą do Miękkich Półek, żeby jakoś odreagować ten stres.

Z.t.

_________________
Re: Pogrzeb Szakala Mknącego przez Dzikie Trawy
Pią 02 Sie 2024, 10:57
Dymówka
Dymówka
Pełne imię : Dymówka Zwiastująca Kwitnące Drzewa
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : kotka
Księżyce : 11 [wrzesień]
Znak Przodków : Niedźwiedź
Matka : przepiórka skryta wśród wysokich traw
Ojciec : gwizd wiatru między źdźbłami trawy
Mistrz : chaber w łanie zboża
Wygląd : orientalna uroda | długowłosy czarny dymny cętkowany szylkret z bielą (niewielka ruda plama na podgardlu, białe palce przednich łap, biel do stawów skokowych na tylnych łapach) | długi, pierzasty ogon, smukłe łapy | średni wzrost | turkusowe oczy z żółtymi refleksami (większa, żółta plama wokół lewej źrenicy)
Multikonta : szakłakowa łapa [wicher]
Autor avatara : pliszka
Liczba postów : 26
Nowicjusz
https://starlight.forumpolish.com/t2318-dymowka-zwiastujaca-kwitnace-drzewa#66896
Czuła się przytłoczona. Serce jej kołatało tak, że słyszała jego bicie i szum krwi w uszach; biło tak intensywnie, że niemal targało całym jej ciałem. Rzeczywistość i powaga sytuacji powoli zaczynały docierać do Dymówki i to tylko dodatkowo wprawiało jej rozdygotane ciałko w stan paniki. Szakal... nie żyje. Szakal nie ma. Nigdy więcej nie porozmawia z Szakal, nie usłyszy jej przepełnionego żółcią i wściekłością do całego świata głosu. Szakal nie lubiła Dymówki, ale Dymówka lubiła ją - jak każdego! - a teraz Szakal nie ma.

A potem echem po jaskini rozległo się wysokie, jazgoczące wycie i sierść kotki stanęła dęba. Rozejrzała się w panice za rodzicami, za kimkolwiek dorosłym i wtedy zmaterializował się przy niej Chaber. Chaber, Chaberek którego piękne, miękkie futerko kojarzyła. Rozdygotana Dymówka nie musiała być przez niego wcale nakłaniania do odwrócenia wzroku od zwłok Szakal: zrobiła to sama, wciskając się między łapy Nowicjusza i chowając pysk w jego futrze.

Pojawił się Łowca, pojawiła się i namawiała ją i jeszcze jakiegoś młodego kota do odejścia stąd, do zajęcia się czymś innym: a w Dymówce, która słyszała Promyk ale odmawiała spojrzenia na nią, wciśnięta w Chabra, gryzły się dwa wilki. Jeden rwał się do ucieczki, chciał skorzystać z danej jej szansy na odejście z tego miejsca z kimś dorosłym, drugi... drugi kazał jej pozostać w miejscu, blisko Chabra, kogoś, kogo znała i przy kim czuła się bezpiecznie.

Pociągnęła nosem i pokręciła głową, odmawiając łowczyni. Docisnęła się swoim drobnym ciałkiem mocniej do złotego Nowicjusza. Nie chciała teraz stąd iść. Chciała zostać z Chabrem.

_________________
the ground wrings an unknown strain, hear the prattle of the birds flying our way, the trees sway to the young one's piping

will you stay to listen to me sing? seeker, do you ever come to wonder if what you're looking for is within where you hold? will you leave a trail for them to follow a path?

Re: Pogrzeb Szakala Mknącego przez Dzikie Trawy
Pią 02 Sie 2024, 15:00
Meduza
Meduza
Pełne imię : Meduza Pływająca w Rozgwieżdżonym Jeziorze
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : transpłciowy kocur (zapach kotki)
Księżyce : 19 (IX)
Znak Przodków : Lis
Matka : Jaszczurka Owinięta wokół Kamienia
Ojciec : Wodospad Szumiący wśród Leśnych Ostępów
Mistrz : Łabędź Szybujący nad Taflą Jeziora
Wygląd : Chudy, bardzo wysoki, lekko umięśniony. Krótkie niebieskie futro z lekkimi pręgami o wzorze ticked i kremowym brzuchem, pyskiem i łapami. Duże uszy, oczy o migdałowym kształcie, jasno-żółte.
Multikonta : Malinowa Łapa [kw] Tańcząca Łapa [krz] Tęcza [kg]| Robak i reszta
Autor avatara : Kevo Thomson
Liczba postów : 182
Nowicjusz
https://starlight.forumpolish.com/t2010-meduza-plywajaca-w-rozgwiezdzonym-jeziorze
Wycie drapieżników rozniosło się po całym obozie. Absolutny, szakali jazgot rozbrzmiał w uszach każdego ze zgromadzonych. Meduze rozbawił ten dźwięk, który tak taktycznie pojawił się na pogrzebie jego siostry. Ale nie było to tak śmieszne, jak wszystko co zaczęło dziać się później. Na pogrzeb wpadł Niebo, zaczął się pruć do Wilka, wręcz darł mordę. Co za zabawna sytuacja. Jaka dziecinna sytuacja. Potem Wilk uciekł z pogrzebu, a za podążył Niebo. Meduza zaczął się śmiać na głos. Nie robił tego jakoś bardzo głośno, ale rechotał z bandy debili, którzy ponosili się emocjami, które z jakiegoś powodu tak im buzowały w tym momencie. Nawet Chaber zdążył się zezłościć na Niebo, bo sierść stanęła mu na grzbiecie. A Meduza potrafił się tylko śmiać. Śmiać i lekceważyć całe to zbiorowisko. Nie zamierzał pomóc w wynoszeniu kociąt do kociarni. Nie zamierzał też pomóc w pogrzebaniu ciała Szakal. Po prostu, gdy pogrzeb dobiegał końca, wyszedł sobie z obozu zapolować, jak gdyby nigdy nic.
//Zt

_________________



Hold me, I'm a pale machine
Life is just okay out here, anyone can see
I'm lonely, with my pale machine
Eyes will run with tired tears
Leaving like a dream
Re: Pogrzeb Szakala Mknącego przez Dzikie Trawy
Pią 02 Sie 2024, 17:56
Promyk
Promyk
Pełne imię : Promyk Słońca Przebijający Chmury
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : kotka
Księżyce : 57 (sierpień)
Znak Przodków : Sarna
Matka : Jeż Skryty w Liściach [NPC]
Ojciec : Czosnek Rosnący Dziko w Wąwozie [NPC]
Mistrz : Robak [*], Tafla [*]
Partner : Wieszcz Promieni Słońca
Wygląd : Promyk to czarna szylkretka. Ma białe znaczenia na nosie, szczęce, lewej części pyska, klatce piersiowej, brzuchu, palcach i stopach przednich łap oraz na tylnych łapach (tu sięgają one do stawów skokowych). Czarne i rude łaty mieszają się ze sobą na większości powierzchni ciała. Ma również większą rudą plamę na prawym policzku, podłużną rudą plamkę na czole i rude plamki na lewej, zarówno przedniej, jak i tylnej łapie. Obie prawe łapy są całe czarne. Klasyczne pręgi na rudych odmiankach. Jej lśniące w słońcu futro jest długie i gęste, przez co trochę ją pogrubia. Sylwetka umiarkowanie umięśniona i dobrze odżywiona. Z początku będzie dość niską koteczką, jednak z czasem jej wzrost dojdzie do rozmiarów średniej wielkości kota. W szaroniebieskich oczach, które z czasem zmienią swą barwę na zieloną, często można dostrzec wesołe iskierki.
Multikonta : Bocian [nkt], Lisia Łapa [KW], Złocista Łapa [KR]
Liczba postów : 580
Łowca
https://starlight.forumpolish.com/t1355-promyk#24189
Nie udało mi się przekonać młodej Dymówki do powrotu do kociarni, która wolała tu zostać w towarzystwie Chabra, ale przynajmniej Ryś grzecznie udał się tam ze mną. Po drodze szeptałam synkowi uspokajające słowa, nie chcąc, by później, gdy już położę go spać wraz z całym jego rodzeństwem, miał jakiekolwiek koszmary przez sytuację, która przed chwilą rozegrała się na jego oczach. Rodzeństwo Szakal zachowało się haniebnie, nie okazując nawet najmniejszego szacunku zmarłej, zwłaszcza kłócący się oraz uciekający z pogrzebu Wilk i Niebo czy śmiejąca się w niebogłosy Meduza. Nie okazali ani grama miłości do swej rodzonej siostry i powinni się za to wstydzić. Jaszczurka i Wodospad powinni byli lepiej ich wychować. Moje maleństwa nigdy nie będą wobec siebie aż takie nieczułe. Na odchodnym prychnęłam jedynie pod nosem, aby już po chwili wsunąć się przez próg żłobka do jego środka.

//zt

_________________

walking on sunshine
walking on sunshine

xxxi feel alive, i feel a love
-ˏˋ i feel a love that's really real ˊˎ-
i'm walking on sunshine, whoa-oh-oh
and don't it feel

good?


Re: Pogrzeb Szakala Mknącego przez Dzikie Trawy
Sponsored content

Skocz do: