IndeksIndeks  SzukajSzukaj  GrupyGrupy  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 :: 
Klan Rzeki
 :: Obóz Klanu Rzeki :: Omszona Skała
Pogrzeb Śpiewającego Raniuszka
Pon 9 Sty - 0:51
Ryczący Niedźwiedź
Ryczący Niedźwiedź
Grupa : Klan Rzeki
Płeć : inna (zapach kotki)
Księżyce : 39 (VII)
Matka : Suchy Nos [npc]
Ojciec : Kruchy Pazur [npc]
Mistrz : Motyli Blask, Krzywa Gwiazda, Połyskująca Tafla
Wygląd : krótkowłosy, średniego wzrostu, czarny szylkret z rudymi plamami w tygrysie pręgi, zielone oczy z żółtą obwódką wokół tęczówki. Ma drobne białe znaczenia na przednich łapach.
Multikonta : Róg [pnk] Słoneczna Łapa [krz] || Zawilcowa Łąka, Ważkowa Łapa, Kukurydzowa Łapa [gk], Robak, Kasztan [pwł], Stokrotkowa Łapa [npc]
Autor avatara : Langlife816
Liczba postów : 790
Gwiezdny Klan
https://starlight.forumpolish.com/t1177-ryk#16920
No i wyszedł. Przyjemny, jesienny blask słońca o poranku zaczął oświetlać obóz. Jakimż grzechem było to zakłócać. Chociaż dla Ryk też... jedyną satysfakcją na ten moment. Zaraz przepadnie ona bez śladu. Ustawił się przed Omszoną Skałą i położył, delikatnie, ciało Śpiewającego Raniuszka na ziemi. Wyglądała tak żałośnie nie żyjąc. Nawet jeśli Ryk ją przygotował, by wyglądała jak najlepiej. Znad ciała zmarłej uniósł się intensywny zapach mięty, ale też stłumiona woń śmiertelnej rany. Warknął jeszcze raz marudnie pod nosem i nabrał powietrza.
- Niech cały Klan zbierze się pod Omszoną Skałą! - ryknął swoim głębokim, szorstkim głosem.
To był już drugi pogrzeb, który musiał zorganizować. Oby ostatni przez dłuższy okres czasu. Miał dosyć śmierci i własnej niekompetencji wymieszanej z brakiem szczęścia.

_________________
po stromych miotam się urwiskach,
złotówki mi kaleczą ręce,
czuję się jak najtańsza dz*wka,
jakby mi ktoś narzygał w serce.

sączą się noce i godziny,
prosto stąd do nieskończoności,
życie ruchome, koleiny
stoją na drodze do wieczności

The author of this message was banned from the forum - See the message
Re: Pogrzeb Śpiewającego Raniuszka
Pon 9 Sty - 11:01
Re: Pogrzeb Śpiewającego Raniuszka
Pon 9 Sty - 13:12
Spadająca Łapa
Spadająca Łapa
Grupa : Klan Rzeki
Płeć : kocur
Księżyce : 7 księżycy [I]
Matka : Powracające Zimno [NPC]
Ojciec : Orli Krzyk [NPC]
Mistrz : Sowi Zmierzch
Wygląd : przeciętna budowa, zielone oczy, długowłosy, niebieski z bielą [krótkie skarpetki; plama między tylnymi łapami; plama między przednimi łapami; plama na piersi i podgardlu, wchodząca na lewą stronę pyszczka do lewego oka; kropka między brwiami]
Multikonta : Piórko
Autor avatara : https://instagram.com/fluffysilje/
Liczba postów : 73
Nieaktywny
https://starlight.forumpolish.com/t1623-lisc#36302
  Usłyszał wołanie Ryczącego Niedźwiedzia i chyba głównie dlatego nie miał z początku ochoty tam iść. Wygrzewający się na zmarniałej już trawie Liść miał złe przeczucia. Bo po co innego może wzywać klan medyk, jeśli nie... śmierć. Przeciągnął przednie łapy i ziewnął krótko. To ich obowiązek, nie? Słuchać starszych, bawić się, żegnać zmarłych. Chyba powoli przestawało go to dziwić, w końcu nie bez kozery to właśnie pogrzeb był pierwszym dużym wydarzeniem w jego życiu. Zabawne nawet. Ale nie wylegiwał się znowu aż tak długo, to tylko drobna chwila zwłoki, nim podniósł się na cztery łapy i powędrował do Omszałej Skały. Czas być wzorowym klanowiczem.
  Dotarły na wydeptaną ziemię, zatrzymał się w pierwszej chwili szczerze zdziwiony. Co prawda coś tam słyszał o rozprawie z lisami i w ogóle, ale po pierwsze, nie bardzo orientował się, kto tam dokładnie poszedł, po drugie, zdecydowanie nie spodziewał się, że kot w sile wieku skończy w ten sposób. Śpiewający Raniuszek była przecież zdrowa, zawsze widział ją gdzieś w pobliżu i miała się świetnie, nie to co pozostali pogrzebani, już chyba prędzej spodziewałby się zobaczyć tam Gwiazdę...
  Kocurek delikatnie potrząsnął głową i skierował wolne kroki w stronę zmarłej, chwilowo nie poświęcając szczególnej uwagi ani Niedźwiedziowi, ani też Ptakowi. Pochylił się nad głową kolorowej kotki, by delikatnie trącić nosem jej czoło. Odpoczywaj z przodkami, Raniuszku. Zaraz potem odsunął się nieco, zerknął przelotnie na Ryczącego Niedźwiedzia, a potem na Ptaka. Wydawała się... może nie przeżywać, ale zdecydowanie bardziej obchodziła ją ta konkretna śmierć, więc po paru uderzeniach serca spędzonych w namyśle, Liść podszedł do siostry i ułożył się obok niej, dzieląc futro i ciepło. Teraz mógł ponownie pogrążyć się w rozmyślaniach.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Re: Pogrzeb Śpiewającego Raniuszka
Pon 9 Sty - 14:42
Re: Pogrzeb Śpiewającego Raniuszka
Pon 9 Sty - 15:02
Wrzeszcząca Łapa
Wrzeszcząca Łapa
Grupa : Klan Rzeki
Płeć : kotka
Księżyce : 25 [XII]
Matka : Suchy Nos
Ojciec : Kruchy Pazur
Mistrz : Migocząca Iskra fuj
Partner : ble
Wygląd : krótkowłosa, niska, czarna szylkretka z rudymi łatami w tygrysie pręgi, dużo białych znaczeń rozmieszczonych na jej łapach, szyi, głowie i brzuchu, niewybarwione niebieskie oczy które wkrótce zmienią się na zielono-żółte
Multikonta : Koźlorogi [KG] Sroka [KW]
Autor avatara : szad :>
Liczba postów : 109
Gwiezdny Klan
https://starlight.forumpolish.com/t1201-wrzask#17931
Donośne wołanie jej siostry chyba można było usłyszeć w całym obozie. Niezależnie gdzie się przesiadywało. Nic też dziwnego, że Wrzask niedługo po tym wyszła ze swojego małego zakątka. Była ciekawa co się stało ale nie nastawiała się na nic przyjemnego. Za każdym razem gdy nie był to głos przywódcy to wnioskowało tylko jedno. Śmierć. I tak było i tym razem. Szylkretka zauważyła znajome futro wojowniczki. Śpiewajacy Raniuszek. Wrzask wiedziała, że była w złym stanie. Chyba każdy wiedział, że ta walka była dla każdego uczestnika ciężka. Niestety ale walka zazwyczaj przynosiła straty. I dziś to Raniuszek nie miała szczęścia i przegrała ze śmiercią. Wrzeszcząca Łapa poczuła lekki smutek. Nie znała jej dobrze ale wydawała jej się ciekawą kocicą. Więc żałowała, że nie było jej dane bardziej jej poznać. Była dobrą wojowniczką. Umarła godnie i chyba nikt nie powie inaczej.
Podeszła bliżej zebranych. Nie było ich jak na razie dużo. Stanęła przy ciele wojowniczki a następnie schyliła się by dotknąć jej czoła swoim nosem. W myślach powiedziała krótkie podziękowania za jej ciężką pracę i życzyła jej bezpiecznej podróży na Srebrną Skórkę.
Gdy skończyła, postanowiła usiąść nieopodal Ryk. Czuła, że nie była w dobrym humorze i doskonale wiedziała czemu. Nie trudno było się domyślić. Była teraz jedyną medyczką i kolejny trup na jej koncie nie dawał powodu do radości. Spojrzała się na nią. Wymieniła się tylko spojrzeniem. Nie uśmiechnęła się ani nic. Jedynie co to w jej oczy mogły się wydawać bardziej… wyrozumiałe? Wiedziała, że miała teraz ciężko i nie zamierzała dokładać jej problemów. Ale mimo wszystko nie chciała by teraz za bardzo o tym myślała. Więc usiadła odległość lisiego ogona od niej.

_________________
Pogrzeb Śpiewającego Raniuszka HQf6brc
Re: Pogrzeb Śpiewającego Raniuszka
Pon 9 Sty - 16:07
Świergocząca Łapa
Świergocząca Łapa
Grupa : Klan Rzeki
Płeć : inna (zapach kotki)
Księżyce : 20 [grudzień]
Matka : Dym [NPC] †, Suchy Nos [NPC]
Ojciec : Maciek [NPC], Czarnostopy [NPC]
Mistrz : Krzywa Gwiazda
Wygląd : Długowłosy, czarny srebrny szylkret klasycznie pręgowany z bielą. Rudy kark, prawy policzek, czoło, góra tylnej lewej łapy; na grzbiecie znajdują się mniejsze, losowo rozłożone rude kępki sierści. Biel na nosie, pysku, szyi, brzuchu i wszystkich łapach.
Sierść często splątana lub posklejana.

Multikonta : Słonecznikowe Pole o Zmierzchu
Liczba postów : 54
Pustka
https://starlight.forumpolish.com/t1325-swiergotek#23229
Widziała. Z ukrycia spoglądała na Ryczący Niedźwiedź, który zaczął krzątać się wokół siostry szylkretki. Z przerażeniem zanotowała, że Śpiewający Raniuszek nie reagowała na czynności medyka. Nie docinała. Nie zaczepiała. Nie syczała, nie prychała, nie krzyczała, nie mówiła, nie oddychała…nie żyła . Rany, które poniosła w walce, o której w zasadzie Świergot niewiele słyszała, były zbyt dotkliwe, by Ryk sobie z nimi poradziła? Zdawało się to niemożliwe, w końcu terminatorka czuła zapach ziół od wojowniczki, obserwowała opatrunki na jej ciele, przecież powinno być dobrze. Dlaczego więc medyk czyścił jej ciało, przygotowując je do pożegnania?
Zamarła. Oblał ją pot, żołądek boleśnie się wykręcił, a jedna, brzydka myśl zaczęła powtarzać się w jej głowie jak echo - zabiła ją. To z winy Ptaszyny, Śpiewający Raniuszek leżała tam sztywno, bez oznak życia. Zabiła własną siostrę, słowami ociekajacymi jadem, złością i żalem. Czuła, jak poprzedni posiłek podchodził jej do gardła.
Zwymiotowała. Zaczęła oddychać szybko, płytko, czując jak panika zaczęła jawić się w jej umyśle. Walczyła z nią, musiała walczyć bowiem czuła potrzebę odkręcania tego wszystkiego. Musiała, musiała podjąć akcje, musiała odkręcić zło, które spowodowała. Teraz czuła, nie, wiedziała, że nie miała na myśli tego wszystkiego. Wcale nie chciała, by jej siostra zmarła. Pobiegła niezdarnie do swojej małej, osobistej kryjówki, urażając przy tym zranioną łapę, gorzkie łzy skapujące na jej sierść. Upadła ciężko na mech, którego dawno nie wymieniała, próbując nie ryczeć. Może dało się to odkręcić. Musiało się dać. Musiało.
– Gwiezdni… – jęknęła żałośnie, prośba której nigdy by się po sobie nie spodziewała. Wcześniej nie była pewna, czy klanowa wiara faktycznie do niej przemawiała, ale była skłonna uwierzyć we wszystko, jeśli tylko jej przewinienia zostałyby odkręcone. – Gwiezdni, j-jeśli…jeśli jesteście. Je-śli istnie-jecie…To…To…J-ja…Ja wiem, że to przeze m-mnie! Przeze mnie o-ona…Raniuszek… – urwała, potrzebując opanować swójj żal, który dusił ją łzami. – Jeśli t-to moja wina, a…a wiem, że to moja wina p-prosze…o-ddajcie jej…ja, ja j-estem brzy-dka w środku. To moja wina, m-mam brzydkie ser-ce…o-oddajcie jej je, oddajcie Śpiewającemu Raniuszkowi m-moje życie, proszę. Ona wykorzysta je lepiej, n-niż j-ja, miała rację, j-jestem brzy-dkim pasożytem i do… do niczego się nie nadaję – pisnęła, zakrywając pysk łapą ze wstydu, strachu i żalu.
Czekała. Gwiezdny Klan nie odebrał jej jeszcze życia, ale szczerze wierzyła, że to zrobią. Miało to przecież sens - jedną jej prośbę, pełną złości i goryczy, ktoś wysłuchał, więc tą też powinni. Postanowiła pójść na pogrzeb, by pożegnać się z siostrą - w końcu gdy ta się obudzi, po Świergotek nie powinno być śladu. Postanowiła podarować jej ostatni podarunek, by o niej pamiętała…o ile jej nie znienawidziła do reszty. Ostrożnie uniosła motyla, ze skrzydłami mieniącymi się pięknymi kolorami. Był jej pierwszą lekcją, ucząc ją o tym, że nie wszystko jest wieczne i śmierć może dopaść nawet najpiękniejsze stworzenia. Świergot chciała zostawić po sobie coś ładnego, bowiem żadne związane z nią wspomnienia takie nie były. Ona sama zresztą też nie.
Ruszyła. Ostrożnie przenosząc owada, ślepia puste i bez żadnych iskierek. Nawet nie płakała, nie miała już siły. Zresztą, nie miała po co płakać, przecież Śpiewający Raniuszek wróci! Ptaszyna nie miała znaczącego życia, więc nie mogła też płakać nad samą sobą. To byłoby głupie. Ryk akurat wnosił ciało wojowniczki, zapach mięty niosący się po okolicy. Świergot podeszła do tego, co pozostało po jej siostrze, kładąc przy jej uchu motylka, jego skrzydła kolorami pięknie pasujące do sierści wojowniczki. Zacisnęła zęby, patrząc chwilę na nią, po czym…upadła, wtulając się w sierść Śpiewającego Raniuszka, nietypowo dla niej czując potrzebę bliskości. Siostra była zimna…może dzięki temu Ptaszyna nie czuła się przytłoczona dotykiem.Zakryła ją swoim cielskiem, tworząc mur obronny, odsuwając i odganiając wszystkich, którzy w jej mniemaniu byli za blisko. Nie używała póki co agresji, jedynie swoich rozmiarów i wagi, by przeszturchać Ptak i Liść na bok. Nie muszą się żegnać, Raniuszek wróci! Musiała do nich wrócić!

_________________
Pogrzeb Śpiewającego Raniuszka 026wOm4NIE CHCE NIE MOGĘ ZA BARDZO SIĘ BOJĘ
UCIEKAM MYŚLAMI ZAMYKAM SIĘ W SOBIE
NIE CHCE NIE MOGĘ ZA BARDZO SIĘ BOJĘ
UCIEKAM MYŚLAMI ZAMYKAM SIĘ W SOBIE

częściej wychodzę z s i e b i e niż ze strefy komfortu

Re: Pogrzeb Śpiewającego Raniuszka
Pon 9 Sty - 16:25
Przepiórcze Pierze
Przepiórcze Pierze
Grupa : Klan Rzeki
Płeć : kotka
Księżyce : 36 [VIII]
Matka : Dym (*) | Suchy Nos [NPC]
Ojciec : Maciek [NPC] | Czarnostopy [NPC]
Mistrz : Łosi Ryk [*] > Śpiewający Raniuszek [*] > Płotkowy Potok > Sowi Zmierzch
Wygląd : Krótkowłosy, czarno srebrny tygrysio pręgowany szylkret o średnim wzroście i okrągłej budowie. Biel pokrywa szyję, całe przednie łapy, brzuch, spód ogona i część grzbietu pod postacią sporej plamy, a na tylnych łapach tworzy krótkie skarpetki. Srebrzystorudy kolor pokrywa sporą część obu boków, zaś szarawy znajduje się na głównie ogonie, czubku głowy i w mniejszej ilości przylega do rudych plam. Oczy okrągłe; jasnozielone. Długa blizna po kurzym pazurze przechodzi pod jej lewym okiem i kończy się po środku szczęki. Ma kilka drobnych blizn rozsianych na całym ciele.
Multikonta : Jeżynowa Łapa [KG] | Wysoki [KG]
Liczba postów : 119
Wojownik [NPC]
https://starlight.forumpolish.com/t1311-przepiorka
Z błogiego snu wyrwało mnie poruszenie w legowisku terminatorów i głos dobiegający z zewnątrz. Po co ceremonia o tak wczesnej porze? W sensie chyba ceremonia, nie znam się co jeszcze może być zwoływane, jakiś problem czy coś... śmierć przywódcy? Przeciągnęłam się leniwie na prędce układając najbardziej nieposłuszne fragmenty sierści i wyszłam zaciągając się świeżym dość chłodnym powietrzem. Zapach mięty - to pierwsze na co zwróciłam uwagę, dopiero po chwili dotarło do mnie o co to całe zamieszanie.
Gdy zobaczyłam ciało Śpiewającego Raniuszka momentalnie zrobiło mi się słabo, usiadłam na chwilę łapiąc powietrze i próbując opanować chwiejący się świat wokół mnie. Bolała mnie od tego głowa, ale po kilku głębszych oddechach podeszłam chwiejnym krokiem do sióstr. Spojrzałam pustym wzrokiem na Świergotek wtuloną w jej ciało, i następnie usiadłam wtulając się w szyję Raniuszka.
Hej kochana, przepraszam że was zostawiłam... dałabym wiele aby znów spotkać się z tobą w kociarni i bawić się pod okiem Suchego Nosa czy Czarnostopego. Pamiętasz jak próbowałaś mi wyprostować uszy? Nie specjalnie ci to wyszło jak widać, ale próbowałaś. Gdy Świergotek ukrywała się w swoich samotniach, a chory Sówka leżał w lecznicy... ty byłaś mi najbliższa. Miałyśmy zwojować cały Klan Rzeki. Pokazać wszystkim jak być przykładowymi silnymi wojowniczkami. Zauraczać się i łamać serca kocurom. Zostać ciociami swoich siostrzeńców... i na starość robić wszystkim na złość i chodzić zbierać kleszcze poza obóz. Kocham cię, i zawsze będę.

_________________
Overcriticizin', always villainizin'
Overanalyzin', always overridin'
Slither like a snake
Just a caterpillar, you won't see me gettin' bigger
'Til I'm flyin' in a figure eight
Circlin' your face
Re: Pogrzeb Śpiewającego Raniuszka
Pon 9 Sty - 17:08
Sowia Gwiazda
Sowia Gwiazda
Grupa : Klan Rzeki
Płeć : kocur
Księżyce : 54 [V]
Matka : Dym [NPC] (*), Suchy Nos [NPC]
Ojciec : Maciek [NPC] (?), Czarnostopy [NPC]
Mistrz : Mknąca Gwiazda (*)
Wygląd : Bardzo wysoki, szczupły kocur, o długim, aksamitnym futrze. Jest ono czarne z przejaśnienaimi w okolicach szyi, boków, brzucha i na ogonie. Posiada też białe znaczena. Pokrywają one jego podbrudek, następnie ciągną się przez szyję, do końca brzucha. Na jego łapach widoczne są białe skarpetki, a między oczami dojrzeć można małą smugę bieli. Natomiast jego oczy mają złotą barwę. Charakterystyczną cechą w jego wyglądzie jest brak 2/3 lewego ucha.
Multikonta : Tęczowa Chmura [GK], Jałowcowa Łapa [KRz], Łabędź Szybujący nad Taflą Jeziora [PNK], Słonecznikowa Łapa [KW]
Liczba postów : 692
Przywódca
https://starlight.forumpolish.com/t1438-sowa#28126
Sowi Zmierzch już od kilku dni wiedział, że ze Śpiewającym Raniuszkiem... jest źle. Po tym, gdy przejął trening Koziej Łapy, nie trudno było się domyśleć, że sytuacja nie jest najlepsza. Starał się nie załamywać i jak zawsze myśleć pozytywnie, z czasem jednak dotarło do niego, że jego siostra... umiera. Starał się odwiedzać ją w lecznicy najczęściej, jak tylko był w stanie, ale sam widok kotki i jej pogarszającej się rany sprawiał mu psychiczny ból.
Tak więc, gdy tego poranka do jego uszu dotarło wołanie Ryczącego Niedźwiedzia wiedział, czym było spowodowane. Pomimo tego zawirowało mu w głowie, zebrało się na wymioty. Ciężko było mu w ogóle wstać z posłania. Jego nogi nagle zrobiły się jak z waty. Nie miał najmniejszej ochoty tam iść i widzieć ciała Raniuszka. Ale musiał. Musiał należycie pożegnać się z siostrą i pocieszyć pozostałe dwie.
Nieco chwiejnym krokiem wyszedł więc z legowiska wojowników. Do tego czasu, gdzieś z tyłu głowy nadal miał nadzieję, że to nie o pogrzeb chodziło. Albo przynajmniej nie ten jego siostry. Teraz już jednak nie miał wątpliwości. Powolnym krokiem podszedł do zgromadzonych z bólem na nich spoglądając. Świergotek i Przepiórka już tam były, blisko, przy ciele dymnej wojowniczki. A z nimi jakieś kociaki. Przycupnął ciężko przy siostrze. Zamrugał kilka razy przeszkolonymi oczami i wtulił nos w jej kryzę. Co teraz bez ciebie będzie, Śpiewający Raniuszku? Jak mogłaś być tak głupia, by iść do Młodnika, wiedząc, że mieszkają tak lisy? Przecież jeszcze kilka księżyców temu beształaś mnie za tamto samotne polowanie - pomyślał z goryczą. Jego przełyk zacisnął się niemalże boleśnie. Niby od kilku dni starał się przygotować na tę chwilę ale teraz... nie mógł sobie wyobrazić kolejnych dni, tygodni, księżyców bez siostry, która przez bardzo długi czas była jednym z najbliższych, a nawet jedynych bliskich kotów jakie miał.
Jeszcze przez kilka uderzeń serca wdychał miętowy zapach siostry po czym powoli odsunął od niej głowę. Zerkną na Przepiórczą Łapę, która to siedziała najbliżej i w ramach cichej otuchy polizał ją w głowę.

_________________

Polały się łzy me czyste, rzęsiste,
na me dzieciństwo sielskie, anielskie,
na moją młodość      gór i durną,
na mój wiek męski, wiek klęski;
Polały się łzy me  czyste, rzęsiste…


Re: Pogrzeb Śpiewającego Raniuszka
Pon 9 Sty - 17:29
Rybia Ość
Rybia Ość
Grupa : Klan Rzeki
Płeć : kocur
Księżyce : 37 ks. [VI]
Matka : Suchy Nos
Ojciec : Kruchy Pazur
Mistrz : Srebrna Łuska | Krzywa Gwiazda
Wygląd : krótkowłosy, jednolicie niebieski z bielą (na pysku, kryzie, brzuchu oraz łapach), wysoki, ze złocisto zielonymi oczami w kształcie migdałów
Multikonta : Słodki Nektar [KW] | Owcze Runo [KG] | Skacząca Łapa [KRz]
Autor avatara : @lifephotographynl
Liczba postów : 302
Nieaktywny
https://starlight.forumpolish.com/t1180-luska#16951
Był wczesny ranek. Odkąd otrzymałem nową rangę i nie musiałem już udawać się na treningi, spałem długo starając się wykorzystać dany mi czas odpoczynku zanim sam będę musiał uganiać się za swoimi terminatorami. Coś co stanowiło nieodzowny element mojej dziennej rutyny w ten jeden konkretny dzień został zaburzony. Pierwej zanim rozwarłem ślepia chcąc sprawdzić cóż zakłóciło mój spokojny sen, moje uszy zaalarmowane dźwiękiem nastawiły się, a na moim pysku odmalował się krótki, niezadowolony grymas. "Nie dadzą się kotu porządnie wyspać!" - burknąłem w myślach. Głos, który mnie zbudził był wówczas mętny, nieokreślony. Nie wiedziałem więc do kogo należał. Przeciągnąłem się w te i we w te, przygładziłem kosmyki, które sterczały po wielokrotnym przewracaniu się na mchu i wyszedłem przed legowisko zaintrygowany czym było zbiorowisko, którego w momencie opuszczenia Kamiennych Szczelin, byłem świadkiem. Podszedłem oczywiście bliżej, być może już musząc przeciskać się między zgromadzonymi wokół czegoś, lub bardziej kogoś.
Między rzeczniakami dostrzegłem barwne futro. Lecz nie takie jak miała Ryk, tylko inne, przydymione. I im bliżej byłem tym coraz mocniej utwierdzałem się w przekonaniu do kogo należało. Raniuszek. Cóż za...ciekawe odkrycie. Miałem ochotę prychnąć pod nosem i kpiąco się uśmiechnąć, lecz miałem jeszcze ostatnie resztki ogłady i szacunku do zmarłej. To, żeś się ptaszyno doigrała. Patrzcie tylko na to. Wielka wojowniczka się znalazła. Tak chojrakowała aż w końcu pozostał z niej tylko rozkładający się trup. Czegóż innego można było się spodziewać po kimś takim?
Nawet nie zorientowałem się, gdy obojętny wzrok zawiesiłem na pysku wojowniczki, wpatrując się w niego pusto. Wiedziałem, że jesteś mysim móżdżkiem. dodałem, kwasząc się na mordzie. Nie żegnałem jej. Nie życzyłem jej udanych łowów. Po prostu tępo lustrowałem to co z niej pozostało, czując jak w środku mnie króluje przede wszystkim pustka. Nie czułem nic, ani smutku, ani złości za to, że poddała się w ostatnim momencie. Wiedziałem jedynie, że w pewnym sensie będzie mi jej brakować. Nawet jeżeli jej nie lubiłem. Jej osobowość utkwiła mi w głowie, jak i wspólne sprzeczki. Te, które były i te, które jeszcze miały okazję zaistnieć. Miałem pokazać jej, że słów nie rzucałem na wiatr, że moi terminatorzy faktycznie będą lepsi. Ale już nie mogłem. Majtnąłem ogonem tnąc ze świstem powietrze. Rzuciłem na nią ostatni raz okiem, na ten pogrążony w śnie pysk i podszedłem do Ryczącego Niedźwiedzia. Nigdy nie uważałem się za kota wylewnego. Mimo tego dotknąłem nosem barku medyczki, by dodać siostrze otuchy.
Zrobiłaś wszystko co mogłaś. – wyszeptałem jej do ucha i przysiadłem tuż obok niej, owijając szczelnie ogonem łapy.

_________________
- ̗̀Wake up the beast
Bury the bones
Enjoy the feast
Take all control
- ̗̀When I give you my soul
Pogrzeb Śpiewającego Raniuszka Liuskkk
Re: Pogrzeb Śpiewającego Raniuszka
Pon 9 Sty - 18:08
Płotkowy Potok
Płotkowy Potok
Grupa : Klan Rzeki
Płeć : inna (zapach kocura)
Księżyce : 20 (luty)
Matka : Zakwitająca Jabłoń
Ojciec : Kijankowy Ogon
Mistrz : Śpiewający Raniuszek
Wygląd : Kot o smukłej budowie; futro jest krótkie i rude z ciemniejszymi pręgami, które widać na pysku, łapach i ogonie, za to wzdłuż grzbietu idzie jedna pręga, która zdaje się "wtapiać" w jaśniejszy kolor, im bliżej brzucha. Oczy ma jasnoniebieskie.
Multikonta : Zaćmione Słońce, Rozgwieżdżona Łapa, Zawilcowa Łapa
Autor avatara : kuroki fuminori
Liczba postów : 261
Wojownik
https://starlight.forumpolish.com/t1447-plotka#28357
Nie wiedział, w czym żył ostatnie kilka dni. Głupim, naiwnym przekonaniu, że wszystko będzie lepiej, że Śpiewający Raniuszek jest kimś zbyt ważnym w całej tej rzeczywistości, kimś zbyt wyrazistym, by umrzeć; Śpiewający Raniuszek zajmowała zbyt wiele miejsca w jego głowie, by po prostu zdechnąć nawet nie w walce, a z powodu nieleczącej się rany. Więc przychodził, każdego dnia, czasem może nawet zbyt natrętnie, przynosił swoje zdobycze, jak dumny szczeniaczek, i każdego dnia oszukiwał siebie, że mu się, ku*wa, to wszystko wydaje.
Wydaje mu się tylko, że z każdym dniem Raniuszek jest słabsza w głosie, robi mniej złośliwych przytyków i żartów - ba, zazwyczaj byłby z tego całkiem zadowolony, ale wiedział pod skórą, jaki jest tego powód; widział coraz mniej blasku w jej oczach, coraz mniej życia w tym głupim, płaskim ryju, nie widział żadnego śladu gojenia na tej zasranej ranie. Ale to tylko jego głowa mówiła mu te głupie rzeczy - dlaczego w ogóle myślał o tej możliwości, chciał tego? Nie chciał, bardzo zaparcie nie chciał, ale wszystko to wydawało się takie niezręczne i nieistotne. Nie powinien tak reagować. A może powinien? Był dla Śpiewającego Raniuszka nikim, zdecydowanie chętniej witała w lecznicy swoje rodzeństwo, i jakaś część jego chciała czuć z tego względu tą samą zazdrość, co na ceremonii, ale miał wystarczająco opanowania w sobie, by wiedzieć, że byłoby to obrzydliwe w scenariuszu, w którym Raniuszek…
Raniuszek umierała.
Wiedział to, doskonale to wiedział, jego życie stawało się grą czekania, aż to wszystko się w końcu skończy, bo wiedział, że w końcu ten koniec nastąpi; nie wiedział, kiedy, więc cały czas myślał o tym samym, cały czas jakoś niezręcznie kręcił się przy lecznicy, czując się obrzydliwie z własnymi myślami. Raniuszek umierała, to były fakty, ale fakty, które… nie chciał, by faktami były, które nimi być nie powinny; logika kłóciła się z jego własnymi odczuciami…
Ale przede wszystkim, miał wrażenie, że czuł za mało.

I tak faktycznie było. Myślał o tym cały czas, ale ani jedno uderzenie smutku nie spadało na jego barki. Bo… ostatecznie Raniuszek nie była tak ważna. A może była? Nie wiem, nie wiem, nie wiem, dlaczego nie wiem, był w limbo, stanie przejściowym; Śpiewający Raniuszek mogła stać się kimś ważnym, może, gdyby podroczył się z nią dłużej, gdyby w jakimś momencie swojego życia był mądrzejszy, ale jeszcze nie zdążyła zostać takim kimś dla Płotkowego Potoku; on dla niej zaś chyba nigdy nie znaczyłby więcej, ale idea jej egzystencji w płotkowym życiu była… chyba wystarczająca, nawet, gdyby ta miała go jedynie okłamywać, manipulować i traktować jak śmieszną zabaweczkę.

Niepokój; ten głównie czuł, gdy jego oczy otworzyły się gdzieś w okolicach poranka, bo… prawdą było, że o tej porze to on bardzo wstawać nie lubił. Nie było jeszcze gwaru, nie było zainteresowania pogrzebem, ale jego ciało najwyraźniej wiedziało; być może do nosa już dotarł zapach trupa i mięty, zanim zarejestrował to jego móżdżek.
Nie chciał wstawać, gdy robiło się coraz głośniej. Wtedy musiałby to zobaczyć. Co, dokładnie? Co chcesz, kuźwa, zobaczyć? Chcesz? Jak w ogóle śmiesz myśleć o tym w takich kategoriach, życzysz jej tego? Nie, nie życzę, nie chcę, nie wiem dlaczego, ale nie chcę, więc dlaczego to wiem? Irytacja, zdenerwowanie - samym samą, innymi kotami, Raniuszek, życiem. Nie chcę wstawać, a mimo wszystko zrywam się w pewnym impulsie na równe nogi i szybkim krokiem idę na środek obozu. Nie rejestruję nawet, że pokonuję jakąkolwiek drogę, jakbym w jednym momencie leżał pusto na legowisku, a w drugim stał przed całym przedstawieniem, wryty w ziemię jak słup, analizując po kolei każdego kota, każdą irytująca przeszkodę, każdy powód, dla którego mam dosyć mentalności Klanu Rzeki.
Świergot, wiecznie nieobecna sierota, podpowiada mu mózg, chociaż jego serce wcale nie chce myśleć w tej sposób o kotach; rozpycha się i zasłania, jakby Raniuszek należała do niej, chociaż nawet nie ma tyle szacunku do niej i do reszty swojej rodziny, by trenować, wypełniać swoje obowiązki i uczestniczyć w życiu klanu, nie, nie, zamknij się, dlaczego tak myślę, a wydaje jej się, że może rządzić się tym, kto może podejść do Raniuszek, a kto nie; bo w końcu odepchnęła od siebie Ptak i Liścia, ale heh, czy mógł ją winić, skoro sam widząc białą szkaradę miał ochotę soczyście wpie*dolić jej swoją łapą za to, że jest kolejną, której się wydaje, że może wszystko; kim była, żeby przytulać się do Raniuszek?Głupim, zwyczajnie tępym kocięciem, które najpierw chwali się swoją patologią niczym trofeum na pogrzebie Porannej Zorzy, potem - skacze z drzew i robi sceny, gdy inni chcą z tym zrobić, no zajebiście - przy tym oczywiście go nie było, ale akcja w środku obozu nie umknęła plotkom, i właściwie jedyny powód, dla którego był w stanie uciszyć wszystkie te myśli, to stojący obok kotki Liść, który - w przeciwieństwie do niej - był normalny, nie zasługiwał na gniew, nie przytulał się do obcej mu kotki, a do siostry; Płotka nie wiedział, dlaczego był taki zirytowany, dlaczego każdy obecny kot wzbudzał w nim chęć wysunięcia pazurów, nie, nie powinno tak być, jedynie dodawał do problemu, jakim był cały Klan Rzeki, ale czy mógł trzymać się długo, gdy Klan Rzeki był jego codziennością?
Wku*wia mnie Ryk, która znowu zawiodła, wku*wia mnie całe to „rodzeństwo” Śpiewającego Raniuszka, które w teorii ją opłakuje, ale nie wystarczająco, on zrobiłby to lepiej, on– On nie płakał, bo płakać nie mógł, zdawało się; zakopał tą umiejętność wraz z wiekiem, ale płacz brzmiał obrzydliwie, płacz brzmiał żałośnie, Raniuszek nie chciałaby płaczu, Raniuszek chciałby konfliktu, chciałaby ironicznych komentarzy, chciałaby zemsty na lisach, chciałaby by Płotkowy Potok był lepszy niż którykolwiek z terminatorów Rybiej Ości, tylko dlatego, by złośliwie utrzeć mu nosa;  och, mówiąc o nim, ten nawet się z nią porządnie nie pożegnał, jedynie skwasił ryj na jej widok, i wiecie co? Z jakiegoś powodu to budziło w nim mniej złości niż wszystkie szlochy i ryki Świergotek, głupstwa Ptak, tulenie i żegnanie Przepiórczej Łapy i Sowiego Zmierzchu. Rybia Ość przynajmniej zostawał szczery do tego, co czuje– więc sugerujesz, że żałoba jej rodzeństwa nie jest szczera? Nie, nie, była szczera, na pewno była szczera, ale nie była wystarczająca, TO CO JEST WYSTARCZAJĄCE? Nie wiemniewiemniewiem nie wiem dlaczego jestem taki zły i dlaczego nie mogę po prostu musnąć nosem jej futra, jak wszyscy inni, i sobie pójść, zamiast tego stoję najeżony i oceniam wszystkich dookoła w myślach, bo wiem, że na głos byłoby to bezpodstawne, ale och, jak chciałem krzyknąć im wszystkim, żeby spierdalali, żeby tego pogrzebu nie było, żeby Raniuszek nigdy nie–
Ale stało się. Więc powinna mieć lepsze pożegnanie. Nie wiem, co znaczy lepsze, ale czuję frustrację, czuję bezsilność, czuję, jak pali mi się każdy skrawek ciała, bo zdaję sobie sprawę, że to tyle, to koniec, Raniuszek nie wróci, ku*wa super, zajebiście! Już nigdy nie poczuje dziwnego uczucia w piersi, gdy ją widzi, już nigdy nie poczuje dziwnej potrzeby przypodobania się jej, już nigdy nie poczuje dziwnej chęci przyniesienia jej najpiękniejszej zdobyczy ze stosu–
ku*wa, przestań kryć się za słowem dziwny, kiedy doskonale już rozumiesz, że po prostu zakochałeś się w jakiejś denerwującej kocicy o płaskim ryju, która od początku cię nie znosiła i zapewne patrzy się teraz na ciebie z mieszanką rozbawienia i politowania, bo dla niej nie znaczyłeś nic ważnego… i zabrana została ci jakakolwiek szansa, by to zmienić. może następnym razem nauczysz się robić to szybciej, a nie bawić się w podchody. następnym razem, iksde.

Miał serdecznie dosyć, gryząc swoją wargę co rusz, ostatecznie nawet nie mając odwagi podejść do ciała Śpiewającego Raniuszka, bo ta zapewne nie chciałaby, bym ją dotykał, biorąc pod uwagę jak obrzydzona była polizaniem mnie z własnej woli, siadając w końcu na ciemnym tyle tego wszystkiego i jedynie mierząc wzrokiem wszystkich dookoła. Musiał ochłonąć, zanim cokolwiek zrobi.

_________________

in a back alley dumpster, carelessly,
my childhood backpack was thrown away
since   when   did   i  get  into   the  habit
of worrying about my surroundings,

even as i smiled?



Ostatnio zmieniony przez Płotkowy Potok dnia Wto 10 Sty - 2:45, w całości zmieniany 1 raz
Re: Pogrzeb Śpiewającego Raniuszka
Pon 9 Sty - 18:39
Ryczący Niedźwiedź
Ryczący Niedźwiedź
Grupa : Klan Rzeki
Płeć : inna (zapach kotki)
Księżyce : 39 (VII)
Matka : Suchy Nos [npc]
Ojciec : Kruchy Pazur [npc]
Mistrz : Motyli Blask, Krzywa Gwiazda, Połyskująca Tafla
Wygląd : krótkowłosy, średniego wzrostu, czarny szylkret z rudymi plamami w tygrysie pręgi, zielone oczy z żółtą obwódką wokół tęczówki. Ma drobne białe znaczenia na przednich łapach.
Multikonta : Róg [pnk] Słoneczna Łapa [krz] || Zawilcowa Łąka, Ważkowa Łapa, Kukurydzowa Łapa [gk], Robak, Kasztan [pwł], Stokrotkowa Łapa [npc]
Autor avatara : Langlife816
Liczba postów : 790
Gwiezdny Klan
https://starlight.forumpolish.com/t1177-ryk#16920
A Ryk przyglądał się całej sytuacji. Tym pierd*lonym kociętom Powracającego Zimna, które oczywiście, że musiały się pchać pierwsze do wszystkiego. Tej Ptak, co powinna siedzieć w lecznicy, bo jeszcze proces leczenia jej obić trwał. Patrzył na to kocie, które śmiało wylizywać futro obcego jej, martwego kota. Bo nie obchodziło go to czy ją znała jako wojowniczkę koleżankę czy coś. Nie była jej rodziną. Jak śmiała dotykać martwego ciała Śpiewającego Raniuszka. Już miał przegonić ją do lecznicy, gdy przyszła... kolejna zguba z Zielonych Krzewów. Chociaż tą rozumiał bardziej, bo była to Świergot. Chociaż ku*wa. Nie, nie rozumiał. Ta niemota jeszcze parę dni temu ŻYCZYŁA ŚMIERCI kotu, który dziś nie żył. Którego tak niby opłakiwała nie mogąc przy tym zachowywać się dojrzałe. Kolejne, pierd*lone kocie. Ale w ciele starej prukwy. Jedyne co dobrego zrobiła to odgoniła te głupie kocięta. Chociaż nie. Ryk, dobrze, cieszy cię to, że to białe obrzydliwe kocie nie będzie już dotykać twojej martwej siostry, ale chyba... miało do tego prawo? Żegnać się ze zmarłym może każdy. Czy tego chcesz czy nie. Mruknęło niezadowolone pod nosem.
- Świergot, daj dochodzić innym do ciała Raniuszek. Każdy ma prawo się z nią pożegnać.
Nachylił się nieco nad srebrną siostrą, żeby słowa były jak najcichsze.  
Później szły kolejne koty żeby zobaczyć co się dzieje. Przepiórka. Sowa. Rodzeństwo zmarłej. Znalazła się też Wrzask, którą medyk totalnie zignorował. Ryk zacisnął tylko zęby poirytowany bo dobrze wie, że cierpią przez niego.
Był beznadziejnym medykiem.
Nigdy nie chciał nim być.
Nastoletnie łaknięcie wiedzy i władzy tak właśnie kończyło się dla Ryczącego Niedźwiedzia. Na byciu mordercą. Nie w taki sposób o jaki można było go posądzać w młodości. Zabijał przez przypadek. Bo miał takiego okropnego pecha i brakowało mu doświadczenia. Bo co? Bo Poranna Zorza przez wiele księżycy marnowała jego edukację? Nie. Przez niego, bo niczego z tym nie zrobił. Ten temat powracał niczym bumerang w życiu Ryk. Że mimo haryzmy, którą miał był tchórzem. Tak. Był tchórzem. Bo poproszenie o jakąkolwiek pomoc zajęło mu długie księżyce i Gwiezdny Klan nie da mu o tym NIGDY zapomnieć. Koty będą umierać. Jeden po drugim, cały czas. On po prostu nie może być dłużej medykiem. A jednocześnie nie ma terminatora. I nie będzie go mieć, bo jest tak pieruńsko samotny, że nie ma pojęcia kto miałby nim być. Nie zna nikogo tak dobrze by podjąć decyzję. Więc co ma teraz zrobić? Zabijać kolejne koty? Łosi Ryk, Psia Łapa, Śpiewający Raniuszek kto wie kim będzie kolejny kot? Może Rybia Ość bo był jego bratem. Pasowałoby. Lisie łajno.
Z jego gardła wydobył się odruchowy warkot, gdy ktoś zwrócił się w jego stronę i dotknął nosem. O wilku mowa. Łuska. Położył po sobie uszy żałując swojej naturalnej reakcji. Nie lubił dotyku. Ale powinien się zachowywać spokojnie. Brat przyszedł go wesprzeć. Zaczął bić nerwowo ogonem zdając sobie sprawę z tego, że wypadłoby coś heh, powiedzieć. Chociaż chyba każdy nie licząc tępych dzieci miał pojęcie co się wydarzyło. Proces przyczynowo-skutkowy. Raniuszek zaatakowały lisy, oberwała, nie wyleczyła się. Koniec. Ale przecież nie może tego powiedzieć w taki sposób. W międzyczasie gdy myślał w tle minęło mu rude futro Płotki.
- Śpiewający Raniuszek nie wylizała się z jednej z ran - powiedział krótko przerywając ogólnopanujące milczenie i przełknął ślinę - przykro mi.
Ryk nie przepraszał. Nigdy. Poza pomniejszymi wyjątkami. Ale dziś chyba nie przeżyłby jakby nie powiedział tego. Nawet jeśli gardło mu się ściskało gdy to wypowiadał.

_________________
po stromych miotam się urwiskach,
złotówki mi kaleczą ręce,
czuję się jak najtańsza dz*wka,
jakby mi ktoś narzygał w serce.

sączą się noce i godziny,
prosto stąd do nieskończoności,
życie ruchome, koleiny
stoją na drodze do wieczności

Re: Pogrzeb Śpiewającego Raniuszka
Pon 9 Sty - 21:47
Trzcinowy Brzeg
Trzcinowy Brzeg
Grupa : Klan Rzeki
Płeć : kocur
Księżyce : 55 [III]
Matka : Suchy Nos
Ojciec : Kruchy Pazur
Mistrz : Migocząca Iskra
Wygląd : Praktycznie całkowicie rudy kocur o pręgowaniu klasycznym. Wokół oczek i pyszczka ma nieco jaśniejszą sierść. Jeśli chodzi o nierude miejsca, to są to: biała plamka na pyszczku koło noska, na brodzie łącząca się z tą na piersi, jedna między przednimi łapkami, druga między tylnymi, oraz na przednich łapach białe paluszki, a na tylnych znaczenia z tyłu do pięty, a z przodu nieco krótsze. Sierść krótka, oczy pomarańczowo-żółte.
Multikonta : Rwący Strumień, Zamglone Jezioro [KG]
Liczba postów : 294
Wojownik
https://starlight.forumpolish.com/t1267-trzcina
Wiedział, że Raniuszek jest w lecznicy, wiedział, że jest z nią nie najlepiej, ale łudził się, że pewnego dnia jeszcze wyjdzie z lecznicy, że obrazi go słowem, czy dwoma, i wszystko będzie po staremu. Ale tak nie było. I być nie miało. Wiedział, że życie w lesie jest ciężkie, nie był to pierwszy raz, jak kot umierał, ale jednak... Śpiewający Raniuszek była mu bliska, mimo wszystko. Była jego prawie-siostrą, adoptowaną przez Suchy Nos, miał też swój malutki wkład w wychowanie tych kociąt. Może nie dosłownie, bo sam był niewiele od nich starszy, no i nie wiedział jak wychowywać kocięta, ale spędzał sporo czasu w kociarni doglądając ich, bawiąc się z nimi czasami, no i Raniuszek nie była wyjątkiem. Wciąż pamiętał jej upartość, gdy chciała się wkraść do legowiska przywódcy, a on za wszelką cenę starał się ją powstrzymać... i nie mógł się pogodzić z tym, że nigdy już nie porozmawiają.
Usłyszał głos siostry, podniósł głowę znad łap, a wychodząc ze swojego legowiska już wiedział kogo zobaczy - i absolutnie się nie mylił. Nie wiedział, co ma zrobić ze sobą w pierwszej kolejności. Podejść do martwej i się pożegnać? Podejść do siostry i pocieszyć ją? Stał więc jak słup, łapy wrosły mu w ziemię, a on poczuł mdłości jak wtedy, gdy był chory. Czemu koty musiały umierać? Czemu nie mogły żyć wcześniej? Czemu Gwiezdny Klan wołał o nich tak szybko? Czemu nie mogły... pożyć dłużej?
Dość szybko wydarzyło się... dość sporo rzeczy. Przyszła też Świergocząca Łapa, która wtuliła się w ciało siostry, przyszedł Sowi Zmierzch, Przepiórcza Łapa, Wrzeszcząca Łapa, no i Rybia Ość. Niepewnie więc zbliżył się do ciała, a następnie do Ryczącego Niedźwiedzia, mimo że obok był już jego brat. Delikatnie dotknął ją nosem w bark, w ramach pocieszenia, niezdolny do powiedzenia chociaż słowa, bo czuł, że gardło nieprzyjemnie mu się zaciska. Chciał podejść też do zmarłej, ale zebrało się tam już jej rodzeństwo, więc... postanowił przysiąść obok Ryk, po drugim boku, co Łuska, jemu posyłając krótkie kiwnięcie głową, podobnie jak do drugiej siostry, po czym spuścił łeb i zamknął oczy.
Re: Pogrzeb Śpiewającego Raniuszka
Czw 12 Sty - 12:53
Spadająca Łapa
Spadająca Łapa
Grupa : Klan Rzeki
Płeć : kocur
Księżyce : 7 księżycy [I]
Matka : Powracające Zimno [NPC]
Ojciec : Orli Krzyk [NPC]
Mistrz : Sowi Zmierzch
Wygląd : przeciętna budowa, zielone oczy, długowłosy, niebieski z bielą [krótkie skarpetki; plama między tylnymi łapami; plama między przednimi łapami; plama na piersi i podgardlu, wchodząca na lewą stronę pyszczka do lewego oka; kropka między brwiami]
Multikonta : Piórko
Autor avatara : https://instagram.com/fluffysilje/
Liczba postów : 73
Nieaktywny
https://starlight.forumpolish.com/t1623-lisc#36302
  Powoli schodziły się inne koty i zachowywały całkiem zwyczajnie, za jednym wyjątkiem. Liść doszedł do wniosku, że musiała to być jakaś rodzina Raniuszka, której niekoniecznie kojarzył, to znaczy to chyba też był kot z rodzaju Świergotków, ale nie był pewien, gdyby go ktoś spytał. W każdym razie kocica przyniosła motyla, to było ładne, całkiem miłe, ale potem... potem wepchnęła się na Raniuszka, a na ten gest brwi kociaka uniosły się do góry, on sam zaś podniósł się do siadu. Tylko na moment zresztą, bo bura zaczęła ich odsuwać. Skubnął Ptaka za sierść przy barku, bo pociągnąć nieco w bok. Wiedział, że nie ma sensu kłócić się z kimś tak... pretensjonalnym i chyba mocno rozgoryczonym.
  Potem przyszła kolejna chcąca przytulić się do zmarłej. I nie tylko ona. Robiło się tłoczno, a on nie był pewien, czy powinien tu siedzieć, ale nie chciał zostawić Ptaka samej. Kątem oka zauważył Płotkę gdzieś nieco dalej, ale nie gapił się na rudego, mając wrażenie, że... teraz chyba każdy powinien mieć moment dla siebie. Zbiorowy moment dla siebie, tak właśnie wyglądały pogrzeby.
  Zerknął na Ryczącego Niedźwiedzia, kiedy padły kolejne słowa, tym razem do nich wszystkich. A potem popatrzył na Ptaka i wrócił spojrzeniem do jakiegoś upatrzonego kamienia na ziemi. Nie tuż pod jego łapami, by nie wyglądać przy tym jak okrzyczany kociaczek, po prostu był to najbardziej neutralny punkt w okolicy, który nie zmuszał go do podnoszenia wzroku nad głowy innych. Dzięki temu też wyłapał kolejnego kota, który zakręcił się przy zgromadzeniu, po czym usiadł obok medyka. To ponownie zwróciło jego uwagę na ilość przylep, jakie przyciągnęła do siebie Raniuszek, a co w jego przypadku było trochę... niepotrzebne? Zerknął krótko na siostrę, a potem wstał i przesunął się na bok, by zrobić miejsce komuś, kto może bardziej miał prawo tam siedzieć aż tyle czasu.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Re: Pogrzeb Śpiewającego Raniuszka
Czw 12 Sty - 13:24
Re: Pogrzeb Śpiewającego Raniuszka
Pią 13 Sty - 12:53
Spadająca Łapa
Spadająca Łapa
Grupa : Klan Rzeki
Płeć : kocur
Księżyce : 7 księżycy [I]
Matka : Powracające Zimno [NPC]
Ojciec : Orli Krzyk [NPC]
Mistrz : Sowi Zmierzch
Wygląd : przeciętna budowa, zielone oczy, długowłosy, niebieski z bielą [krótkie skarpetki; plama między tylnymi łapami; plama między przednimi łapami; plama na piersi i podgardlu, wchodząca na lewą stronę pyszczka do lewego oka; kropka między brwiami]
Multikonta : Piórko
Autor avatara : https://instagram.com/fluffysilje/
Liczba postów : 73
Nieaktywny
https://starlight.forumpolish.com/t1623-lisc#36302
  Nie wiedział, co teraz dzieje się w głowie Ptaka, a to było zasadniczo dobre pytanie. Jego wzrok po raz kolejny przesunął się pobieżnie po zgromadzonych. Niespecjalnie słuchał tego, co mówili, o ile cokolwiek, bo i słowa Ryczącego kończyły się tak, że ciężko byłoby dodać coś, co nie byłoby pretensją do medyka. Ale ktoś miałby do tego prawo? Dla Liścia całe to leczenie było jak czarna magia, bierzesz roślinę, przykładasz do rany i rana się szybciej goi. Dziwne, ale prawdziwe. Tym bardziej nie umiałby powiedzieć, co poszło nie tak.
  Zerknął na Ptaka i lekko pochylając uszy, również trącił ją głową. Nie spodziewał się jednak kolejnych słów siostry.
  — Ha? — Nastawił uszu na to dziwne stwierdzenie, bo chyba sam nie wpadłby na coś takiego, ale... może miało to sens? Nie chciał oceniać, nie wiedząc wszystkiego.
  Kiedy zaczęła iść, tak i szary podniósł się z miejsca i ruszył w ślad za nią, opuszczając smętne zgromadzenie.

z.t.
Re: Pogrzeb Śpiewającego Raniuszka
Nie 15 Sty - 14:08
Rybia Ość
Rybia Ość
Grupa : Klan Rzeki
Płeć : kocur
Księżyce : 37 ks. [VI]
Matka : Suchy Nos
Ojciec : Kruchy Pazur
Mistrz : Srebrna Łuska | Krzywa Gwiazda
Wygląd : krótkowłosy, jednolicie niebieski z bielą (na pysku, kryzie, brzuchu oraz łapach), wysoki, ze złocisto zielonymi oczami w kształcie migdałów
Multikonta : Słodki Nektar [KW] | Owcze Runo [KG] | Skacząca Łapa [KRz]
Autor avatara : @lifephotographynl
Liczba postów : 302
Nieaktywny
https://starlight.forumpolish.com/t1180-luska#16951
Choć po licu nie było widać moje zdziwienia, warkot Ryk postawił na moment moje niebieskie futro. Sam zaś przeniosłem na jej mordę wzrok, szczególnie gdy mówiła o przyczynach śmierci Śpiewającego Raniuszka. Przykro mi. Usłyszenie tych słów z pyska medyczki, było czymś zaskakującym i nieprawdopodobnym. Było to niesłychanie rzadkie, a jednak. Śmierć dymnej sprawiła, że usłyszałem je ponownie. Jak gdyby przeprosiny. Rozumiałem ją albo przynajmniej chciałem zrozumieć. Mimo że wiedziałem, że Ryczący Niedźwiedź zrobiła wszystko co mogła aby ją wyleczyć z ran, nie każdy mógł postrzegać to w ten sam sposób. Dla innych mógł być to kolejny powód wskazujący na jej niekompetencję. W każdym razie trwałem przy jej boku jeszcze dobre paręnaście uderzeń serca. W tym czasie pojawił się również Trzcinowy Brzeg, któremu rzuciłem krótkie spojrzenie, a samemu wstałem. Nie zamierzałem uczestniczyć w pochówku zmarłej, toteż po prostu oddaliłem się po pewnym czasie, powstrzymując się od drwiącego uśmiechu na komentarz Ptak i rzucając jeszcze na koniec przelotne spojrzenie Płotkowemu Potokowi.

[zt]

_________________
- ̗̀Wake up the beast
Bury the bones
Enjoy the feast
Take all control
- ̗̀When I give you my soul
Pogrzeb Śpiewającego Raniuszka Liuskkk
Re: Pogrzeb Śpiewającego Raniuszka
Nie 15 Sty - 16:15
Blady Duch
Blady Duch
Grupa : Klan Rzeki
Płeć : kocur
Księżyce : 13
Matka : Migocząca Iskra
Ojciec : Kruczy Cień
Mistrz : Migocząca Iskra
Wygląd : Nieduży, delikatny, szczupły, krótkowłosy czekoladowy point o orientalnej urodzie. Ma charakterystycznie skośne, niebieskie oczy. Urodził się niemal cały biały, z wiekiem będzie ciemniał - jego ciało zrobi się biało-kremowe, a na łapkach, pyszczku, ogonie i uszkach pojawi się czekoladowa barwa.
Multikonta : Cień (PNK), Wronia Łapa (KG), Wilcza Łapa (KW)
Liczba postów : 271
Nieaktywny
https://starlight.forumpolish.com/t1482-brzask#29645
Zdecydowanie zaplanowanym było, że Brzask przyszedł w chwili, gdy koty powoli się rozchodziły. Nie chciał być w tłumie. Nie mógł, nie potrafił, nadal nie umiał do tego wszystkiego podejść jak zawsze - realnie, spokojnie, ale i z uczuciem, które po prostu miało wspierać innych.
Dzisiejszego dnia, śmierci Śpiewającego Raniuszka, obudził się jako morderca. Mogło być to sformułowaniem zbyt ostrym, zbyt zbaczającym w tę stronę, w której przesadzał z opinią - miał do tego skłonności odkąd się nauczył mówić. Brzask lubił nadinterpretowywać. Ale tym razem, czy tak było? Raniuszek by żyła, gdyby nie on.
Smętnie przesunął się bliżej, kończąc przed jej ciałem. Marne, smutnie leżące, tak jak chyba żadne inne, które do tej pory widział. Z tego życie uszło bardziej, niż z jakiegokolwiek innego. Zmarszczył brwi, nosem ostrożnie uderzając w jej bok, najdelikatniej jak potrafił, usiłując wyprzeć z siebie tym samym myśl, że ta może jeszcze wstanie. Nie dało to wiele, nie miał co oszukiwać samego siebie.
- Czy mogę pomóc w pochówku? - rzucił do Ryk. Nie myślał teraz o opinii matki; wiedział że ta byłaby nieprzychylna, bo jak skończony idiota nadal lgnął do Ryk. W tej chwili jednak, czy mógł o tym myśleć? - I pogadać, później?
Tu spojrzał na Ryk. On potrzebował tej rozmowy, a tak naprawdę, chyba mógł zwrócić się z nią tylko do Ryk. Jedynie on, być może, pozwoli się mu wygadać. Matka, Połysk, a nawet Przywódca, nie byli kimś do kogo ośmieliłby się odezwać. A wyjątkowo, potrzebował towarzystwa, jak nigdy dotąd.

_________________
Pogrzeb Śpiewającego Raniuszka Podpisnowy
Re: Pogrzeb Śpiewającego Raniuszka
Nie 15 Sty - 16:30
Ryczący Niedźwiedź
Ryczący Niedźwiedź
Grupa : Klan Rzeki
Płeć : inna (zapach kotki)
Księżyce : 39 (VII)
Matka : Suchy Nos [npc]
Ojciec : Kruchy Pazur [npc]
Mistrz : Motyli Blask, Krzywa Gwiazda, Połyskująca Tafla
Wygląd : krótkowłosy, średniego wzrostu, czarny szylkret z rudymi plamami w tygrysie pręgi, zielone oczy z żółtą obwódką wokół tęczówki. Ma drobne białe znaczenia na przednich łapach.
Multikonta : Róg [pnk] Słoneczna Łapa [krz] || Zawilcowa Łąka, Ważkowa Łapa, Kukurydzowa Łapa [gk], Robak, Kasztan [pwł], Stokrotkowa Łapa [npc]
Autor avatara : Langlife816
Liczba postów : 790
Gwiezdny Klan
https://starlight.forumpolish.com/t1177-ryk#16920
Jeszcze przyszedł Trzcina, którego dotyk również sprawił, że z gardła Ryczącego Niedźwiedzia wydobył się cichy warkot. Nie potrafił nad tym zapanować. Był zdenerwowany. Może nawet zestresowany. Pogrzebem oczywiście. Później już koty zaczęły po woli się rozchodzić. Głupie kocięta sobie poszły, Łuska też. Opóźniony zjawił się za to Blada Łapa. Na pewno też nie miał się najlepiej w tej sytuacji. W końcu był z Raniuszek podczas walki z lisami. Medyk mruknął niepewnie i posłał terminatorowi, o dziwo, zmartwione spojrzenie. Nie wiedział co czuł Brzask. Chciał też porozmawiać. Nie miał w sumie powodu by odsuwać go od pomocy w pochówku... chociaż lepiej jakby zrobiła to rodzina. Przyszywana, lub nie.
- Dobrze - powiedział spokojnie, bez kszty zawahania w głosie.
Poczekał aż wszyscy co mieli taką chęć pożegnali się ze zmarłą, wstała i machnęła ogonem rozkazująco. Czas pogrzebać trupa za obozem.
//Zt

_________________
po stromych miotam się urwiskach,
złotówki mi kaleczą ręce,
czuję się jak najtańsza dz*wka,
jakby mi ktoś narzygał w serce.

sączą się noce i godziny,
prosto stąd do nieskończoności,
życie ruchome, koleiny
stoją na drodze do wieczności

Re: Pogrzeb Śpiewającego Raniuszka
Nie 15 Sty - 18:29
Sowia Gwiazda
Sowia Gwiazda
Grupa : Klan Rzeki
Płeć : kocur
Księżyce : 54 [V]
Matka : Dym [NPC] (*), Suchy Nos [NPC]
Ojciec : Maciek [NPC] (?), Czarnostopy [NPC]
Mistrz : Mknąca Gwiazda (*)
Wygląd : Bardzo wysoki, szczupły kocur, o długim, aksamitnym futrze. Jest ono czarne z przejaśnienaimi w okolicach szyi, boków, brzucha i na ogonie. Posiada też białe znaczena. Pokrywają one jego podbrudek, następnie ciągną się przez szyję, do końca brzucha. Na jego łapach widoczne są białe skarpetki, a między oczami dojrzeć można małą smugę bieli. Natomiast jego oczy mają złotą barwę. Charakterystyczną cechą w jego wyglądzie jest brak 2/3 lewego ucha.
Multikonta : Tęczowa Chmura [GK], Jałowcowa Łapa [KRz], Łabędź Szybujący nad Taflą Jeziora [PNK], Słonecznikowa Łapa [KW]
Liczba postów : 692
Przywódca
https://starlight.forumpolish.com/t1438-sowa#28126
Trwanie przy ciele Śpiewającego Raniuszka wydawało się jak wieczność. Sowi Zmierzch miał ochotę jak najszybciej stamtąd uciec. Ale wiedział, że nie mógł. Musiał być przy pozostałych siostrach i pomóc pochować Raniuszek. Trzeba było towarzyszyć jej w podróży do Gwiezdnego Klanu.
Został więc do końca i pomógł Ryczącemu Niedźwiedziowi zakopać zmarłą.

//sory że taki gniot ale zt Pogrzeb Śpiewającego Raniuszka 1f62d

_________________

Polały się łzy me czyste, rzęsiste,
na me dzieciństwo sielskie, anielskie,
na moją młodość      gór i durną,
na mój wiek męski, wiek klęski;
Polały się łzy me  czyste, rzęsiste…


Re: Pogrzeb Śpiewającego Raniuszka
Sponsored content

Skocz do: