IndeksIndeks  SzukajSzukaj  GrupyGrupy  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 :: 
Plemię Niedźwiedzich Kłów
 :: Obóz Plemienia :: Strzeliste Skały
Pogrzeb Królika Kicającego ku Kwiecistej Kniei
Sro 28 Gru 2022 - 13:02
Tafla
Tafla
Pełne imię : Tafla Jeziora Zmącona przez Płatek Śniegu
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : kotka
Księżyce : 90 ks | czerwiec
Znak Przodków : Sarna
Matka : Lekki Podmuch Wiatru Poruszający Liśćmi [NPC] [*]
Ojciec : Potężny Nurt Bystrego Strumienia [NPC]
Mistrz : Kaczka Lecąca nad Lasem [NPC]
Partner : Królik Kicający ku Kwiecistej Kniei [*]
Wygląd : Czarny colorpoint z dużą ilością bieli. Poza tym wysoka, atletyczna, smukła i urodziwa kotka poryta długim, białym futrem. Na jej mordce i wszystkich łapach widać ciemno-czekoladowe plamki które im wyżej się znajdują, tym są jaśniejsze. Ma ciemny ogon płynnie przechodzący w coraz ciemniejszy kolor, blado-niebieskie, duże oczy, subtelny pyszczek, nakrapiany nos i porusza się powabnym krokiem.
Multikonta : Wierzbowy Puch, Szerszeniowa Łapa, Krzywa Gwiazda
Autor avatara : @hippo_le_gato_
Liczba postów : 587
Plemię Wiecznych Łowów
https://starlight.forumpolish.com/t691-tafla-jeziora-zmacona-przez-platek-sniegu
Mimo tego, że z każdą minioną porą przybywało im księżyców, mimo tego, że oboje żyli w górach, gdzie niebezpieczeństwo czaiło się na każdym kroku, Tafla jakoś nie myślała o śmierci. To nie tak, że naiwnie wierzyła w nieśmiertelność Królika czy swoją, w końcu oboje byli tylko kotami, ale... Chyba odpychała od siebie myśl, że ten odejdzie przed nią, że będzie musiała go żegnać w samotności. Nie widziała swojej przyszłości bez niego u boku; po prostu nie. Odkąd tylko pamiętała byli razem. Czy to jako zwykli członkowie tego samego plemienia, znajomi, przyjaciele i w końcu partnerzy. Królik z irytującego sztywniaka, któremu miała ochotę wydrapać ślepia, stał się nieodłącznym elementem jej każdego dnia i nim się zorientowała, zakochała się w nim po uszy. Kochała jego sztywne poczucie humoru, jego zakłopotanie, gdy wypychała go ze strefy komfortu i jego próby odgryzania się. Kochała jego spokój, którym przesiąkała, jego wyrozumiałość i wsparcie. Kochała jego szczerość i oddanie pracy. Kochała to, że mogła mu powiedzieć o wszystkim i w każdy sposób, bo ten ją po prostu wysłuchiwał i próbował zrozumieć. Kochała nawet jego małomówność i ciężki charakter, jego pozorną jałowość i zaściankowość; kochała po prostu go. Uwielbiała miękkość i ciepło jego futra, szorstkość blizn, twardość barków i jego krótki ogon. Uwielbiała jego chłodne ślepia i wiecznie kamienny wyraz pyska, który zdawał się mięknąć na jej widok. Długo maskowała własne uczucia, po prostu bojąc się, że koty okrzykną ją hipokrytką przez złamanie swojej najważniejszej zasady; żadnego partnera i głupich, ulotnych uczuć, które mogły ją tylko osłabić i zranić. Ten obrzydliwy lęk przed staniem się kimś równie okropnym co jej własna matka, odebrał jej najlepsze księżyce życia. Kto wie, może gdyby nie to, już wcześniej związałaby się z Królikiem? Otwarcie z nim flirtowała? Założyła rodzinę? Odchowała kocięta? Chciała tak myśleć, ale rzeczywistość była inna; i nie było w niej kociąt. Nie chciała ich, a Królik to szanował. Szanował i jej zasady. Nie naciskał na nią, po prostu był i to kochała w nim najbardziej. Miała z tyłu głowy, że kiedyś przyjdzie czas, w którym jedno z nich odejdzie do Plemienia Wiecznych Łowów, jednak nie przypuszczała, że nastąpi to tak wcześnie, a może raczej; nagle.
Zwykły dzień. Rano została obudzona przez Królika, który jak zwykle chciał wyjść na pierwszy patrol. Zjedli wspólnie śniadanie i pożegnała go, oddając się własnym zajęciom w jaskini. Gdy wrócił, przysiedli gdzieś z boku i rozmawiali. Tafla nie oszczędziła mu żartobliwych złośliwości czy bezpośrednich podtekstów, po prostu ciesząc się jego towarzystwem. Rozmawiali nawet o drobnych szczegółach na nowo poruszonego tematu Głosu Serca, i pewnie rozmawialiby o nim dłużej gdyby nie fakt, że kocur znowu opuścił jaskini na kolejny patrol, z którego miał wrócić dopiero pod wieczór. Jak tylko zajęli wspólne legowisko, zwinęli się przytuleni do siebie, po krótkiej rozmowie po prostu zasnęli. Gdyby tylko wiedziała, że to miała być ich ostatnia rozmowa... Powiedziałaby coś więcej niż "dobranoc". Jednak nawet gdyby chciała, nie mogła już cofnąć czasu. Stało się.
Dziwne przeczucie. Miała bardzo irytujący sen, przez który nie opuszczało jej wrażenie, że nie spała, a jedynie ciągle się wierciła. Zupełnie jakby coś ze wszystkich sił próbowało zmusić ją do otworzenia oczu. Nagły natłok myśli, dziwny skok emocji; zignorowała to, po prostu kuląc się bardziej i wciskając nos pod łapę w końcu zasypiając. Gdy przyszedł poranek, ze szczerym zaskoczeniem odnotowała, że Królik wciąż spał, chociaż powinien dawno ją obudzić i upomnieć się o wspólne śniadanie. Szturchnęła go raz, później drugi, a jej brwi delikatnie się zmarszczyły. Coś było nie tak. Powoli się podniosła i zamrugała, by odgonić mimowolną senność. Kocur leżał do niej plecami i kompletnie nie reagował na jej zaczepki czy wypowiedziane szeptem imię. Panika ogarnęła ją zatrważająco szybko. Nim się zorientowała, poderwała się na równe łapy i mocniej uderzyła łapami o barki partnera, siłą woli powstrzymując się przed nawrzeszczeniem na niego, że robi sobie żarty. Szybko jednak zrozumiała, że kocur nie spał, a to co uznawała za głupią gierkę by ją nieco nastraszyć, w rzeczywistości było o wiele poważniejsze. Królik nie oddychał. On... był martwy. Zastygła w bezruchu, powoli zdejmując z niego łapy i cofając się o krok, a jej ślepia zaczęły zachodzić łzami. Nagle znów miała kilkadziesiąt księżyców i widziała nieruchome truchło własnej matki na środku obozu, ale tym razem... Bolało natychmiast. Nie było tłumiącego szoku i niewinnego wyparcia. Uderzyło to w nią szybko i brutalnie. Zupełnie jakby ktoś w ułamku sekundy pozbawił jej połowy najważniejszych narządów i kończyn. Królik. Był. Martwy. Zmarł we śnie, tak o, po po prostu. Bez słowa, bez żadnego dźwięku. Nic.
Jaskinie przeciął głośny zrozpaczony jęk. A może już ryk? Cokolwiek to było, każdy kto go usłyszał mógł pomyśleć tylko jedno - stało się coś złego. Łapy ugięły się pod łowczynią, a cała jej twarda skorupa, którą utrzymywała od księżyców, po prostu się pokruszyła i rozwiała. Nie było już wstydu, nie było zdrowego rozsądku; była tylko rozpacz. Zaalarmowana tym żałosnym jękiem Kaczka, praktycznie od razu zjawiła się przy legowisku przybranej córki, a to co mogła zobaczyć, niewątpliwie złamało jej serce. Tafla głośno i żałośnie szlochała wtulona w truchło zmarłego partnera, niczym małe kocię. Kaczka ledwo namówiła ją do tego by się od niego odsunęła, by można było je odrobine przesunąć. Tafla sztywno się zapierała i dopiero gdy podszedł ktoś jeszcze, udało się odsunąć zrozpaczoną kocicę na tyle, by chwycił ciało i przeciągnąć je pod Strzeliste Skały. Kaczka próbowała wszystkich swoich sił w uspokojeniu dawnej nowicjuszki, jednak ta zdawała się kompletnie głucha na jej słowa. Lamentowała i szlochała, zupełnie jak nie ona, ta zawsze opanowana i biorąca na siebie czyjąś rozpacz. Ta wspierająca w ciszy i zrozumieniu. Po chwili ponownie dopadła do ciała, podchodząc do niego na mocno ugiętych łapach. Skuliła się zaraz przy nim, wciąż żałośnie wyjąc w rozrywającej jej wnętrze rozpaczy. Nie potrafiła pohamować własnych uczuć, a jej ciałem szarpały niekontrolowane spazmy spowodowane najpewniej równie niepohamowanym szlochem i jękiem. To wszystko spadło na nią tak nagle i tak boleśnie, że nie miała czasu by w ogóle pomyśleć jak inni na nią przez to spojrzą. A może miała to głęboko w zadzie? Ze wszystkich kotów, które mogła stracić, musiała stracić akurat Królika. Wraz z nim, odeszła lwia część jej samej i nie mogła tego od tak zaakceptować. Nie mogła zaakceptować permanentnego faktu, że już nigdy nie porozmawia z kocurem, że nie zjedzą wspólnego posiłku, że nie będą mieli Głosu Serca, że nie zmusi go do głupot, że nie powie jak cholernie mocno go kocha od wielu, wielu księżyców! Była głupia, że tyle z tym wszystkim zwlekała; z przełamaniem się, z Głosem Serca, z odpowiednim ubraniem w słowa własnych uczuć. Naiwnie sądziła, że mają jeszcze mnóstwo czasu, że się razem zestarzeją, że wspólnie zajmą legowisko zaraz obok Mżawki. Dobre sobie! Zalana łzami, wciąż głośno lamentując, po prostu siedziała skulona przy ciele Królika, a ktoś inny zwołał resztę plemienia, jakby sam widok kompletnie rozhisteryzowanej Tafli nie był jasnym "zaproszeniem" na pogrzeb.
Re: Pogrzeb Królika Kicającego ku Kwiecistej Kniei
Sro 28 Gru 2022 - 13:37
Księżyc.
Księżyc.
Pełne imię : Księżyc Schowany we Mgle
Grupa : Plemię Wiecznych Łowów
Płeć : kotka
Księżyce : 47 [III 2023]
Znak Przodków : Sarna
Matka : Mżawka Szepcząca o Świcie [NPC]
Ojciec : Zając Nurkujący w Norze na Wrzosowisku [NPC]
Mistrz : Królik Kicający ku Kwiecistej Kniei (*)
Partner : Niedźwiedź Wędrujący przez Las
Wygląd : Smukła, wysoka kocica o długich łapach i ogonie, głęboko błękitnych oczach, a także krótkim, zadbanym futrze maści czarny srebrny szynszylowy. Na łbie i ogonie widać słabe pręgowanie. Jej okrągłą mordkę zdobi krótki pysk oraz niewielkie, skierowane na boki pędzelki na uszach.
Multikonta : Pszczeli Pył, Ogień (KG), Żyto (S), Dąb (PNK)
Autor avatara : Ja
Liczba postów : 1406
Plemię Wiecznych Łowów
https://starlight.forumpolish.com/t728-ksiezyc-skryty-we-mgle#5651
Kaczka nie była jedyną z pierwszych osób, które zareagowały na ryk kocicy. Księżyc właśnie wracała ze spokojnego patrolu z Niedźwiedziem i ponieważ wszystko przebiegło spokojnie, była w dobrym humorze. Dlatego za nic się nie spodziewała, że ten cudowny poranek zostanie tak nagle zrujnowany. Strażniczka drgnęła uszami i od razu podbiegła do zrozpaczonej cioci. Wtedy zrozumiała w pełni, co się stało. Królik... Jej własny wujek i mentor... Nie żył.
Lecz w tym momencie nie przejmowała się tym tak bardzo, bowiem teraz coś ją powstrzymywało przed okazaniem w pełni emocji. Jakaś wewnętrzna blokada, która chroniła przed ogromną falą żałoby. W tej chwili Księżyc była skupiona na biednej Tafli, której powiedzieć, że było ciężko, to nie powiedzieć nic. Serce łowczyni było roztrzaskanie na drobne części od tak szokującego wydarzenia. Szynszylowa kocica pomogła Kaczce uspokoić ją i wynieść ciało Królika na Strzeliste Skały. Nawet nie wiedziała, co powiedzieć, dlatego po prostu milczała. Nie chciała przecież złamać Tafli jeszcze bardziej. Zamiast słów użyła ciała, którym oparła się lekko o bark cioci. Zaraz jednak była zmuszona do puszczenia, gdy Tafla ponownie rzuciła się na swojego partnera.
Widząc, że teraz raczej nie będą mogli oczyścić zwłoki, po uzgodnieniu wszystkiego z Kaczką wzięła głęboki wdech i zrobiła parę kroków w tył. Stanęła przy Strzelistych Skałach, wyciągnęła szyję i nabrała powietrza w płuca.
Niech całe Plemię Niedźwiedzich Kłów zbierze się przy Strzelistych Skałach! – zawołała głośno, tak, żeby cały obóz był w stanie ją usłyszeć. Jej żałobne, ale nie drżące wołanie było jedyną rzeczą, jaką mogła z siebie wydusić. Poza tym... zachowywała wyjątkowy spokój, jak na taką sytuację, mimo że w jej wnętrzu właśnie buszowały emocje. Nie krzyczała w rozpaczy, nie lały się łzy, a wszystko przez szok, który nie pozwalał na wyrzucenie tego na zewnątrz, tylko kazał trzymać wszystko we wnętrzu. Ponownie usiadła obok Tafli, próbując się o nią oprzeć, lecz gdyby ta wyraziła sprzeciw, to by się cofnęła i przesunęła się na bok.
Re: Pogrzeb Królika Kicającego ku Kwiecistej Kniei
Sro 28 Gru 2022 - 13:47
Robak
Robak
Pełne imię : Robak Wspinający się po Wielkim Dębie
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : inna (zapach kocura)
Księżyce : 45 (I)
Znak Przodków : Sarna
Matka : Mżawka Szepcząca o Świcie [NPC]
Ojciec : Zając Nurkujący w Norze na Wrzosowisku [NPC]
Mistrz : Tafla Jeziora Zmącona przez Płatek Śniegu
Partner : :[
Wygląd : Chudy, wysoki kot o kościstych kształtach. Na jeno trójkątnym kościstym pysku widnieje para jasnych żółtych oczu. Jeno futro jest długie i czarne, opadające równo ku dołowi.
Multikonta : Meduza [pns] Malina [kw] Promyczek [krz] | martwe: Zawilcowa Łąka, Ryczący Niedźwiedź, Kasztan, Ważkowa Łapa, Słoneczna Łapa, npc: Stokrotkowa Łapa
Autor avatara : beevilove
Liczba postów : 775
Plemię Wiecznych Łowów
https://starlight.forumpolish.com/t721-robak-wspinajacy-sie-po-wielkim-debie#5559
Bardzo źle spało, budząc się praktycznie co chwilę, dręczone przez koszmary. Wrzask Tafli więc poskutkował tym, że... Robak panicznie się wystraszyło leżąc w legowisku. Sierść stanęła na niem dęba, a nogi zadrżały w strachu. A gdy ujrzało byłą mistrzynię i czemu płakała... zamarło. Paraliż obladnął jeno ciałem, a oczy otworzył się szeroko, zwężając żrenice.
Królik nie żył.
Jeno ukochany, najwspanialszy wujek pod słońcem. Zmarł. Tak... nagle. W śnie? Było wcześnie. Przypatrywało się poczynaniom Kaczki i zrozpaczonej Tafli nie mogąc wydobyć z siebie żadnego ruchu. Robak było tak... absolutnie puste i przerażone. Co jeszcze przyniesie Plemieniowi los? Robak nie chciało się przekonywać. Zakopało się na początku głęboko w mchu, nie mogąc znieść napięcia w jeno ciele. Ale nie płakało. Czuło taką bezsilność, że nie potrafiło się do tego zmusić. Do tej pory płakało przy każdej najmniej nawet okazji jak szalone. A gdy przychodziło co do rzeczy to nie umiało nawet uronić łez dla wujka? Było żałosne. Miało już dosyć od dawna. Ale musiało przyjść na pogrzeb prawda? Prawda?
Nie byłoby sobą, gdyby instynkt nie podpowiadał nu, żeby uciekać. Ale się mu nie poddało. Na razie nie. Zaczęło schodzić po paru schodach Omszonych Półek, żeby zejść w stronę Tafli i Księżyc. No i. Królika. Chyba. Czy puste ciało można było nazwać jeszcze jeno wujkiem? Po drodze potknęło się, bo łapy drżały nu jak szalone, ale nic nu się nie stało, bo zaamortyzowało upadek łapami. Można by rzec, że się ześliznęło z Omszonych Półek. Po tym wszystkim... zamarło na parę uderzeń serca. Bało się podejść. Nie chciało podchodzić. Ale szacunek do zmarłego i swojej zrozpaczonej rodziny mówił nu inaczej.
Usiadło nieco z tyłu od zgromadzonych. Całe spięte, wyprostowane i patrzące się w pustkę. Nie miało odwagi spojrzeć na nikogo konkretnego. Jeno wzrok mógł być jedynie pochylony w dół, prawie jakby patrzyło się na swoje łapy. Puchate, czarne i obrzydliwe łapy. Jedyne co dawało znać, że Robak nie zamieniło się w laleczkę były powtarzające się co jakiś czas drgania uszami.

_________________
振り向いた その後ろの (正面だぁれ?)
暗闇に 爪を立てて (夜を引き裂いた)

雨だれは血のしずくとなって頬を
つたい落ちる
もうどこにも帰る場所が無いなら

この指止まれ 私の指に
その指ごと 連れてってあげる
ひぐらしが鳴く 開かずの森へ
後戻りは もう出来ない
Re: Pogrzeb Królika Kicającego ku Kwiecistej Kniei
Sro 28 Gru 2022 - 17:15
Słonecznik.
Słonecznik.
Pełne imię : Słonecznikowe Pole o Zmierzchu
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : kotka
Księżyce : 25 księżyców [XII]
Znak Przodków : Lis
Matka : Orzeł Szybujący wśród Górskich Szczytów, Żaba Skacząca przez Kamyk
Mistrz : Krulik
Partner : twoja mama;)
Wygląd : bardzo niska kotka o długiej, rudej sierści w tygrysie pręgi. białe znaczenia na pyszczku, klatce piersiowej, brzuchu i na łapach; całej lewej przedniej łapie i kawałku prawej, a także na połowie obu tylnych łap. oczy okrągłe, błyszczące i zielone, mordka często uśmiechnięta, wąsy długie i lekko zakręcone. na koniuszkach uszu pędzelki. nosek różowy, na którym z wiekiem zaczęły się pojawiać niewielkie, ciemne plamki.
Multikonta : Świergocząca Łapa [RZ]
Autor avatara : me
Liczba postów : 94
Plemię Wiecznych Łowów
https://starlight.forumpolish.com/t1220-slonecznik#18967
  Słonecznik nie rozmyślała o śmierci. Owszem, zdawała sobie sprawę, że kiedyś każdy będzie musiał się z nią spotkać, każdy kiedyś będzie miał swój ostatni dzień po tej stronie, ale…nie myślała. Nie zbliżała się do tego tematu, przekonana, że każdemu w jakiś magiczny sposób uda się dożyć starości i odejść w spokoju, zadowolonym ze swojego długiego życia. Dlaczego więc musiało się stać…to?
  Nowicjuszkę ze snu wyrwały przeraźliwe odgłosy - pełne rozpaczy, emocji, które wywołały u niej nieprzyjemny dreszcz. Zerwała się na równe nogi, nim zdążyła się w pełni obudzić, machinalnie wręcz pędząc w stronę odgłosów. W głowie miała tylko tyle, że nieważne co się działo - musiała działać, musiała pomóc! Oczywiście, pierwszą jej myślą było jakieś zagrożenie: może się paliło, waliło, ktoś kogoś atakował? Jej obowiązkiem było coś w tym momencie zrobić, ruszyć się i komuś przydać. Zdyszana, zatrzymała się w tym wirze myśli dopiero kilka kroków od Tafli i…Królika?
– Och. – bąknęła, nawet nie uświadamiając sobie tego, że wypowiedziała to na głos. Wciąż łapiąc oddech, wpatrywała się tępo w malujący się przed nią obraz, nie wiedząc co czuć.
  Jej ciało zareagowało jako pierwsze - łapy jej zesztywniały, chwilowa adrenalina którą czuła gdzieś uciekła, a w gardle pojawiła się nieprzyjemna gula. W zielonych oczach zeszkliły się łzy, rozmazując jej na moment widok. Pokręciła gwałtownie głową, próbując się wyrwać z tego, w czym tkwiła: zwidy, sen, cokolwiek to było - nie mogło być prawdziwe. To nie mógł być Królik, jej mistrz, do ch*lery, leżący bez życia. Martwy. Jednak nieważne, co próbowała wymyślić - wszystko wskazywało na to. Nie dało się pomylić Strażnika, w końcu jego blizny były w tych miejscach, co zawsze, ogon był dalej tak samo krótki, sierść taka sama…
  Dopiero wołanie Księżyc, było w stanie przekonać córkę Żaby, że to…to chyba działo się naprawdę. Jej mistrz nie żył. Dlaczego nagle? Dlaczego teraz, kiedy wszystko zdawało się na nowo układać - Słonecznik w końcu wyzdrowiała, mieli plany na wznowienie treningu, ba, jeszcze tego dnia miał ją nauczyć czegoś nowego! Wszystko miało być już dobrze…
  Na sztywnych łapach, podeszła bliżej, próbując się zmusić do zaakceptowania przerażającej prawdy.

Królik Kicający ku Kwiecistej Kniei nie żył.

  Schyliła się, zanurzając ostrożnie nos w długą sierść kocura, łzy spływające po jej policzkach, malując przerażający obraz kotki. Tej zawsze uśmiechniętej, kipiącej energią i radością, nagle spiętej, przestraszonej, rozżalonej.

Już nigdy nie będzie mogła z nim porozmawiać.

  Myślała chwilę nad słowami, którymi go pożegna. W końcu, wydusiła z siebie drżące, ciche ”Dziękuję za wszystko. Przeprrraszam, że nie udało nam się dokończyć trrreningu. Obiecuję, że cię nie zawiodę i zostanę Strrrażniczką…Najlepszą, jaką zostać mogę. Prze-...Przeprrraszam.” Choć nie miała wpływu na postęp swojej choroby, czuła się winna. Gdyby nie ta choroba, może skończyliby trening.

Nie doczeka się Lśniących Śladów namalowanych przez swojego mentora.

  Cofnęła się o krok, próbując się nie rozpłakać. Nie chciała się rozsypać, pęknąć, kiedy wokół było wiele kotów, które były o wiele bliżej kocura. Spojrzała na Taflę, która cały ten czas opłakiwała Królika, cierpiąc pewnie o stokroć więcej, niż Słonecznik mogła sobie wyobrazić. Współczuła jej.
Nie odzyska już tego, co straciła przez chorobę. Przez ten czas mogła dowiedzieć się o nim tylu rzeczy, których teraz nie będzie dane jej się dowiedzieć.
  Chcąc okazać jakieś wsparcie, dotknęła nosem boku Tafli, w zmartwieniu cofając uszy. Nie chciała jednak nadmiernie naruszać jej przestrzeni osobistej i - nie wiedząc jak inaczej pomóc - zrobiła miejsce dla innych kotów, siadając blisko Robak. Spojrzała na mordkę Łowcy, jenu również próbując okazać jakieś wsparcie, opierając ostrożnie jedną z łap na jeno barku.
  Ciężko było jednak wspierać innych, kiedy sama Słonecznik nie była w stanie dłużej wytrzymać, teraz już pociągając nosem i chlipiąc cichutko. Nienawidziła, kiedy inni byli smutni. Szczególnie, gdy nie była w stanie nic zrobić, by złagodzić ich ból.
Re: Pogrzeb Królika Kicającego ku Kwiecistej Kniei
Sro 28 Gru 2022 - 18:29
Błoto
Błoto
Pełne imię : Błoto Pokrywające Podnóża Gór
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : inna (zapach kotki)
Księżyce : 42
Znak Przodków : Mysz
Matka : Huragan Szumiący w Koronach Drzew [*]
Ojciec : Ośnieżony Szczyt Sięgający Nieba [*]
Mistrz : Huragan Szumiący w Koronach Drzew [*], Niedźwiedź Wędrujący przez Las
Wygląd : Smukła kotka o długim tułowiu. Futerko ma krótkie, ale gęste, czarne z szaro-białymi przejaśnieniami w formie pasków na całym ciele, chociaż głównie na brzuszku i najmniej na pyszczku oraz łapach. Okrągły pyszczek okalają duże uszy. Ma bursztynowe oczy.
Autor avatara : kermitnx
Liczba postów : 285
Strażnik
https://starlight.forumpolish.com/t1558-dluga#33091
Błotko nie lubi myśleć o negatywnych rzeczach. Znacznie łatwiej jej zignorować wszelkie zło tego świata i z uśmiechem na pyszczku przeć naprzód. I mimo iż lubiła myśleć, że nie jest strachliwa, to zawsze unikała wszelkich konfrontacji. Tego ranka ze snu wybudził ją odłgos, tak przeraźliwy i przeszywający, że jej pierwszym odruchem było wstać i uciekać. Rozbudziła się, ale zamieszanie nie ustawało. Przytulona do ściany jaskini czekała z zapartym tchem. Przez myśl przeszło jej, że to atak. Że ktoś na nich napadł, że jako przyszły strażnik powinna teraz ruszyć w kierunku całęgo wydarzenia. Jednak dopiero zawołanie Księżyc pozwoliło jej przemóc się i powolutku zbliżyć się do zbierającej się grupy kotów. Jej wzrok powoli przemieszczał się po znajomych pyskach, po Robaku i Słoneczniku, po Księżyc, po Tafli i po... Po ciele. Bo to właśnie leżało na ziemi i Błoto nie mogła odwrócić wzroku, mimo iż z każdą chwilą czuła większy i większy niepokój i strach w sercu. Nie było tajemnicą, że Królik nie żyje. A ona... Ona nie wiedziała co zrobić. Nagle łapy jakby ją parzyły, chociaż stała nie ruszając się niczym skała. Wydawało jej się, że stała za blisko, mimo iż obserwowała z dużej odległości.
Śmierć. Śmierć w plemieniu. Oczywiście, wiedziała. Że nawet tu, koty odchodzą. A jednak śmierć Królika wydawała się plamą na jej cudownym domu, skazą w jej raju. Co gorsza nie czuła... nic. Nic pożytecznego. Widziała twarze zebranych, widziala ból, widziała rozpacz i czuła wszystko, tylko nie żal po straconym kocie. Przymknęła ślepia. Skupiła się, musi czuć jakiś smutek, prawda? Ale nie, wypełniał ją jedynie niezwykły dyskomfort. Zastanawiała się, czy to dlatego, że go nie znała. Takie wytłumaczenie nie wydawało się wystarczające, kiedy wszyscy dookoła byli załamani. Cofnęła się o krok. O dwa. Chciała uciec. Gdyby mogła, wyszłaby z własnej skóry. Czy to dlatego, że się tu nie urodziła? Czy to kwestia jej pochodzenia? Niezwykła złość, na Królika, na resztę plemienia, na siebie, z którą nie wiedziała co zrobić, wypełniła ją bez ostrzeżenia. Czemu muszą pokazywać to obrzydliwe ciało wszytskim? Czemu Błoto musi na to patrzeć, czemu nie jest smutna? Wypełniona niechcianymi emocjam skuliła się ponownie blisko ścianay obozu. Z dala od tego wszystkiego, ale z klarownym widokiem. Nie chciała w tym uczestniczyć. A może chciała? Inni by jej tam nie chcieli. Bo nie jest jej smutno.
Widziała Taflę, tak załamaną. I była wściekła. Czemu robi scenę? Czemu zmusza wszystkich, żeby jej współczuli? Inni jej nie pomogą, z tą okropną pustką, jaką zostawia po sobie ktoś, kogo się kocha. Nic tego nigdy nie naprawi. Z tym się żyje, czemu więc wszyscy ją teraz obskakiwali? Pociągnęła nosem. Jej gardło było dziwnie ściśnięte. Błotko wolałaby się tego dnia nie obudzić. Wolałaby nie słyszeć, nie widzieć tego. Wolałaby, żeby Tafla się zakmnęła. Wolałaby, żeby wszyscy się rozeszli, żeby jej dom nie był nigdy brudny i śmeirdzący od śmierci. Czemu Królik postąpił tak samolubnie? Teraz... Tearz już się nigdy nie dowie. Nie dowie czemu on zniszczył jej raj.

_________________
Pogrzeb Królika Kicającego ku Kwiecistej Kniei Baotko10Pogrzeb Królika Kicającego ku Kwiecistej Kniei Baotko10Pogrzeb Królika Kicającego ku Kwiecistej Kniei Baotko10
Re: Pogrzeb Królika Kicającego ku Kwiecistej Kniei
Sro 28 Gru 2022 - 22:02
Renifer
Renifer
Pełne imię : Renifer Pędzący przez Śnieżne Zaspy
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : kocur
Księżyce : 83 (XII)
Znak Przodków : Lis
Matka : Lekki Podmuch Wiatru Poruszający Liśćmi [NPC] [*]
Ojciec : Potężny Nurt Bystrego Strumienia [NPC]
Mistrz : Łoś Gnający przez Bór [NPC] [*], Pąk Zakwitający na Bratkowej Łące
Wygląd : Duży, masywny kocur o długim, jednolicie białym futrze i czekoladowych oczach. Posiada białe pędzelki na uszach, różowy nos i różowe opuszki łap, a także puchate łapcie. Na tylnej stronie głowy posiada bliznę po drapnięciu pazurami przez jastrzębia. Na obu bokach posiada po dwie blizny na bokach - dwie na lewym, dwie na prawym, dość szerokie i poszarpane, częściowo ukryte pod długim futrem.
Multikonta : Kozia Łapa [KR], Rozżarzona Gwiazda [KG] || Poranna Zorza [GK]
Autor avatara : polar_coons
Liczba postów : 194
Plemię Wiecznych Łowów
https://starlight.forumpolish.com/t712-renifer-pedzacy-przez-sniezne-zaspy#5369
Zaalarmował mnie krzyk Tafli, który był przepełniony rozpaczą. Szybko podniosłem się z legowiska, pozostawiając niedokończony posiłek i tylko lekko próbując doprowadzić się do porządku, by nie straszyć swoim wyglądem po zjedzeniu małej przekąski. Jak najszybciej skierowałem się do miejsca, skąd usłyszałem swoją siostrę i... Widok kotki w takim stanie mną wstrząsnął. Stanąłem na moment, uchylając usta i przez moment nie mogąc się ruszyć. Królik... Nie żył? Nie byli jakoś blisko, ale swojego rodzaju byli rodziną, a sam kocur miał jeszcze dużo życia przed sobą. Wiele księżyców z Taflą, a teraz... Została sama. Zwykle przy takich okolicznościach siedziałem z boku, pozwalając innym przeżywać swoją żałobę, jednak tym razem dotyczyło to jego siostry. Która straciła miłość swojego życia. Powoli ruszyłem do przodu, przybliżając się do Tafli i do martwego ciała, przez moment zawieszając wzrok na martwym i w myślach się z nim żegnając. Może nie lubiliśmy się jakoś bardzo, dlatego również unikał dotykania ciała, spodziewając się, że to nie byłoby zbyt mile widziane przez Królika, jednak chciałem okazać szacunek za wszystko, co Królik dokonał. Był jednym z najsilniejszch strażników, był obowiązkowy i nigdy nie opuszczał posterunku. I również dał radę zmiękczyć serce Tafli, która, od kiedy zdołałem ją bliżej poznać, mówiła, że nie będzie chciała dać się wepchnąć na rolę, którą wyznaczyła jej matka. Obniżyłem się na łapach, wspierając bok siostry swoim i lekko obejmując ją ogonem. Przy tym uważnie obserwowałem jej reakcję. Nie wiedziałem, w jaki sposób można pocieszyć kogoś po śmierci tak bliskiej osoby, jednak... Chciałem wesprzeć pstrokatą kotkę.
- Jestem przy tobie - powiedziałem cicho, nic więcej nie dodając. Gdyby chciała być sama ze swoim smutkiem - odsunąłbym się. Gdyby jednak przyjęła moją nieudolną pomoc, trwałbym przy jej boku nawet do samego końca mojego życia.
Re: Pogrzeb Królika Kicającego ku Kwiecistej Kniei
Czw 29 Gru 2022 - 14:45
Niedźwiedź
Niedźwiedź
Pełne imię : Niedźwiedź Wędrujący przez Las
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : inna (zapach kotki)
Księżyce : 58
Znak Przodków : Niedźwiedź
Matka : Gałązka targana przez wiatr
Ojciec : Wieszcz Szepczących Kamieni(Bio samotniczy przegryw wasyl)
Mistrz : Zbyt dużo jak na raz
Partner : Księżyc na niebie
Wygląd : Średniego wzrostu koteczka o okrągło-kwadratowych kabarytach. Krótkie futro, miękkie w dotyku. Na okrągłej głowie widnieją zielone oczy i lekko okrągłe, zwyczajne uszyska.
Kocica prezentuje na swym futrze głównie ciepłe barwy, gdyż są nimi czekoladowy brąz, beżowy, kremowy, a także rudy wraz z bielą.
Kasztanowe, pstrokate rudym kolorem łaty na mordce, ogonie, łapach i rozlanej linii tułowia towarzyszy bardziej wyróżniająca się jasno-ruda łata na drugiej stronie mordki kotki. Rude plamy posiadają na sobie nikły zarys tygrysich pręg.
Białe paluszki, podbrudek, końcówka ogona i kropeczka pod ciemnym nosem.
Multikonta : Truskawkowa Łapa
Liczba postów : 206
Strażnik [NPC]
https://starlight.forumpolish.com/t839-niedzwiedz-wedrujacy-przez-las
Ich spokojny patrol, a raczej powrót z niego przerwał ryk pełen goryczy. Niedźwiedź był przy boku partnerki, lecz spojrzał na nią z lekkim oszołomieniem, kto mógłby wydać z siebie taki dźwięk. Pełen żalu, smutku i...Bólu.
Odpowiedź pojawiła się jakby sama - Tafla Jeziora Zmącona przez Płatek Śniegu przy sztywnym jak głaz, jasnofutrym ciele.
Zielone oczyska Niedźwiedzia spadły na scenę, która rozwinęła się z instynktu partnerki - ta pobiegła pomóc.
Jak zawsze Niedźwiedź doceniał pomoc jasnej, to tak poczuł dziwne przeczucie, że Tafla...Miała poważny powód do płaczu.

***

Założenia okazały się trafne. Na sto skał i piorunów. Misiek przeklinał się w myślach, gdy usłyszał głos partnerki wołający Plemie. Nie był to dobry znak.
Szybko znalazł się przy jej osobie, nie będąc daleko od całego zamieszania, a niebieskooka już po chwili znalazła się przy plamiastej kocicy.
Niedźwiedź od razu pomyślał, patrząc na ciało przed nimi, o tradycji - że ciało będzie trzeba przygotować, przynieść dla ducha otuchę podczas chowania, lecz gdy ujrzał żałobę w całym ciele starszej z łowczyń, która w szokach łkała i łkała. Powstrzymał się od wypomnienia o procesie. Nie miał serca. Będzie na preparacje jeszcze czas, stety lub niestety, lecz teraz...
Misiek westchnął ciężko i zgarbił się przy boku partnerki, a przy ciele starszego ze strażników - jednego z najlepszych, ktoś śmiałby rzec. Najbardziej pracowitego, o. Takiego, który zawsze był.
Dopiero teraz docierało do sepii, że Królika już nie będzie. Nie znali się bliżej po za patrolami oraz wartami, lecz był to wuj Księżyc, a sama sepia podziwiała jego rodzaj uparcia w życiu, czy to w służbie.
Teraz już tego nie będzie. Całego uparcia, jego ostrych docinek na same niedoświadczenie niektórych(w tym niedźwiedzia) strażników, które bądź co bądź szylkretowy potomek Wieszcza doceniał.
Plamista kotka dalej szlochała, a już po chwili coraz więcej znajomych i rodziny zaczęło się zbierać przy ciele. Misiek poczuł niepokój - czy powinien być tak blisko ciała, gdy to było miejsce przyjaciół i rodziny? Do której sama sepia...Nie należała?
Posłał otoczce cielesnej Królika ostatnie spojrzenie. Odpocznij, strażniku. Spokojnie, bo na to zasługujesz.
Z ciężkim sercem modlitwa o spokój dla kocura niosła się w jego głowie - Ze wszystkich kotów...Czemu właśnie on?

Spojrzał się zielony wzrok szylkretki ku Księżyc - Jak się czuła? Tafli nie było co pytać, bo było widać.
Mogła nie mówić, lecz sepia wiedział, że będzie od teraz ciężej.
Oh na wiecznych łowców ... Co to za czasy.
A nie wspomnieć o partnerze zaginionej siostry, przy którym usiadła Słonecznik. Misiek poczuł pewnego rodzaju gorycz, lecz wiedział, że martwemu na nic jego szlochy się zdadzą.

_________________
Pogrzeb Królika Kicającego ku Kwiecistej Kniei Dzwiedz
Re: Pogrzeb Królika Kicającego ku Kwiecistej Kniei
Sob 31 Gru 2022 - 16:59
Światło Gwiazd
Światło Gwiazd
Grupa : Gwiezdny Klan
Płeć : kocur
Księżyce : nieskończone
Matka : srebrna skórka
Ojciec : gwiezdny pył
Wygląd : utkany z gwiazd
Multikonta : administracja
Liczba postów : 1890
Administracja
https://starlight.forumpolish.com
Wieszcz Szepczących Kamieni




Wieszczowi serce podeszło do gardła, kiedy usłyszał głośny, pełen rozpaczy jęk, rozchodzący się po obozie, a zaraz krzyk Księżyc. Zadygotał lekko, podniósł się z legowiska i wyszedł na sztywnych łapach… a na widok ciała Królika aż łapy ugięły się pod nim tam, gdzie się zatrzymał. Królik… nie żył. Nie był ranny. Nie… nie chorował, chyba, prawda? Królik by nie zaniedbał choroby… jednak przyczyna nie była wcale aż tak ważna, ważny był efekt. Nie… nie wierzył w to. Jeszcze… zniknięcie Wiatr, a teraz to… nie chciał w to uwierzyć, nie chciał tego widzieć, ale… Zadrżał znowu i dźwignął się ciężko, żeby podejść bliżej. Przez długą chwilę żegnał się ze swoim martwym przyjacielem – w ciszy, roniąc łzy. Naiwnie sądził, że jeszcze kilkadziesiąt księżyców, a oboje spotkają się w legowisku starszyzny… ale, ach, czy to pasowało do Królika…?
Taflo… tak bardzo mi przykro…powiedział cichym, łamiącym się głosem, wciąż przez łzy, i, jeżeli kotka na to pozwoliła, przytulił przyjaciółkę delikatnie.
Re: Pogrzeb Królika Kicającego ku Kwiecistej Kniei
Sob 31 Gru 2022 - 21:40
Tafla
Tafla
Pełne imię : Tafla Jeziora Zmącona przez Płatek Śniegu
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : kotka
Księżyce : 90 ks | czerwiec
Znak Przodków : Sarna
Matka : Lekki Podmuch Wiatru Poruszający Liśćmi [NPC] [*]
Ojciec : Potężny Nurt Bystrego Strumienia [NPC]
Mistrz : Kaczka Lecąca nad Lasem [NPC]
Partner : Królik Kicający ku Kwiecistej Kniei [*]
Wygląd : Czarny colorpoint z dużą ilością bieli. Poza tym wysoka, atletyczna, smukła i urodziwa kotka poryta długim, białym futrem. Na jej mordce i wszystkich łapach widać ciemno-czekoladowe plamki które im wyżej się znajdują, tym są jaśniejsze. Ma ciemny ogon płynnie przechodzący w coraz ciemniejszy kolor, blado-niebieskie, duże oczy, subtelny pyszczek, nakrapiany nos i porusza się powabnym krokiem.
Multikonta : Wierzbowy Puch, Szerszeniowa Łapa, Krzywa Gwiazda
Autor avatara : @hippo_le_gato_
Liczba postów : 587
Plemię Wiecznych Łowów
https://starlight.forumpolish.com/t691-tafla-jeziora-zmacona-przez-platek-sniegu
Cóż, śmiało można było powiedzieć, że starsza łowczyni kompletnie nie kontaktowała z rzeczywistością. Była tak roztrzęsiona i przytłoczona nagłą śmiercią partnera, że mało który bodziec do niej docierał. Pewnie gdyby nie była w takim szoku, odganiałaby wszystkich, którzy próbowali okazać jej współczucie; nigdy go nie potrzebowała, ale teraz... O Przodkowie! Obraz miała rozmazany przez łzy i pulsujący ból głowy. Ledwo słyszała co koty do niej mówiły i co działo się wokół niej, również ledwo orientowała się w tym kto w ogóle do niej podszedł! Widziała Kaczkę i białe futro Renifera, może Księżyc? Nie wiedziała, nie obchodziło jej nic oprócz znieruchomiałego ciała Królika. To na nim skupiła całą swoją rozdygotaną uwagę i ból. Szumiało i dudniło jej w uszach, a jedyne co słyszała to własny szloch i żałosne zawodzenie. Chciała się pozbierać i strzelić samej sobie w pysk za to żałosne przedstawienie, ale... ale nie potrafiła. Wiedziała, że strata strażnika będzie dla niej trudna, ale że nie aż tak.
Czuła, że ktoś przysiadł obok niej, dotknął barku, przytulił... Jednak to jej nie pomagało. Wciąż zawodziła i łkała; coraz ciszej, przez wciąż obolałe  gardło, ale daleko jej było do całkowitego uspokojenia się. Miała ochotę krzyczeć z bólu, ale i złości. Na kogo? Na Królika, że od tak sobie umarł we śnie? Czy na Plemię Wiecznych Łowców, że miało czelność przedwcześnie odebrać jej partnera? A może na samą siebie, że nie zdążyła się odpowiednio pożegnać i teraz... została z niczym? Na moment zamilkła tylko po to by ponownie żałośnie jęknąć i skulić się przy ciele. Na ten moment chciała umrzeć, zniknąć, zapaść się pod ziemię; cokolwiek. Ból ściskający jej gardło, klatkę piersiową i żołądek ani myślał by zelżeć. To wszystko było jak okropny, zbyt realistyczny koszmar, ale chociaż Tafla bardzo chciała - nie mogła się z niego wybudzić.
Pierwsza, najgorsza fala minęła. Powoli odzyskiwała kontakt z otoczeniem. Nie wiedziała ile minęło, ale dopiero gdy poczuła na sobie kolejny dotyk, do jej uszu dostał się czyjś głos. Wieszcz. Podciągnęła nosem i zamrugała otępiała, powoli się podnosząc. Oczy miała przekrwione i... puste. Zupełnie jakby wypłakała wszystko; emocje, uczucia, wspomnienia. Sztywno poprawiła się na łapach, garbiąc się brzydko. Musiała wyglądać żałośnie. Była żałosna. Miała nigdy nie pozwolić, by ktokolwiek ją tak zranił, żeby kogokolwiek opłakiwała w tak obrzydliwy sposób, jednak nie mogła inaczej. Królik nie był zwykłym kotem, był jej częścią. Jak ma żyć bez połowy samej siebie? Przykleiła uszy do czaszki i zasyczała sucho. Królik naprawdę zmarł. Zmrużyła ślepia i westchnęła żałośnie, podnosząc się na równe łapy. To co opłakiwała, to do czego się przytulała i co sprawiało jej tyle bólu nie było już jej ukochanym Królikiem, a jedynie pustą, śmierdzącą śmiercią, skorupą. Powinna pożegnać go jak nakazywała tradycja, ale... nie mogła. Czuła obrzydzenie do nieruchomego ciała i samej siebie. Zacisnęła szczęki i nastroszyła sierść, parskając w żałośnie bolesnej frustracji. Na co jej to wszystko było? Pokręciła głową i przepychając się przez zebranych, ruszyła w stronę swojego legowiska. — Zakopcie to. To nie jest już m-mój partner. Ja... nie chce na to patrzeć — wycedziła jąkliwie, ale twardo. Nawet nie odwróciła się za siebie, nie zareagowała na żadne możliwe nawoływania, a jeżeli ktokolwiek próbował za nią iść, nasyczała na niego ostrzegawczo i po prostu zniknęła gdzieś w głębi jaskini, zaszywając się najdalej jak tylko mogła, gdzie zwinęła się w ciasny kłębek i... wciąż szlochała. Ciszej, żałośniej, boleśniej. Już nawet nie wiedziała dlaczego; czy przez jego śmierć, czy przez to, że nie miała siły go pożegnać. Była... taka żałosna. Głupia, emocjonalna sarna.

/zt
Re: Pogrzeb Królika Kicającego ku Kwiecistej Kniei
Sob 31 Gru 2022 - 23:50
Robak
Robak
Pełne imię : Robak Wspinający się po Wielkim Dębie
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : inna (zapach kocura)
Księżyce : 45 (I)
Znak Przodków : Sarna
Matka : Mżawka Szepcząca o Świcie [NPC]
Ojciec : Zając Nurkujący w Norze na Wrzosowisku [NPC]
Mistrz : Tafla Jeziora Zmącona przez Płatek Śniegu
Partner : :[
Wygląd : Chudy, wysoki kot o kościstych kształtach. Na jeno trójkątnym kościstym pysku widnieje para jasnych żółtych oczu. Jeno futro jest długie i czarne, opadające równo ku dołowi.
Multikonta : Meduza [pns] Malina [kw] Promyczek [krz] | martwe: Zawilcowa Łąka, Ryczący Niedźwiedź, Kasztan, Ważkowa Łapa, Słoneczna Łapa, npc: Stokrotkowa Łapa
Autor avatara : beevilove
Liczba postów : 775
Plemię Wiecznych Łowów
https://starlight.forumpolish.com/t721-robak-wspinajacy-sie-po-wielkim-debie#5559
Robak niekoniecznie zdawało sobie sprawę z tego jakie koty przychodziły na pogrzeb. Zdawało się być odcięte od rzeczywistości. Zareagowało dopiero na dotyk. Dreszcz przeszedł jeno ciało. Nie chciało, żeby ktoś kładł łapy na jeno ciele. Tak obrzydliwym ciele, obrzydliwego kota. Odsunęło się, czując jak serce nu przyśpieszyło. Zwróciło łeb w stronę kota, który go dotykał. Była to Słonecznik. Ile księżycy minęło od kiedy ostatnio z nią rozmawiało? Dużo. Powinno odwiedzać ją, gdy była w lecznicy. Szybko ściągnęło z niej wzrok, a pysk zmarszczył się niesmacznie. Czuło się źle. A najgorszym było to, że kolejny kot no opuścił. Królik. To był jego pogrzeb. Wszyscy płakali, albo byli smutni. A Robak siedziało jakby pozbawione było życia lub jakichkolwiek uczuć. Było całe napięte, ale łez nie potrafiło z siebie wycisnąć. Nie umiało podejść do ciała, pożegnać się z wujkiem. Siedziało sztywno, drgając niekomfortowo uszami aż do momentu pogrzebania ciała. Nie udało się pomóc w tym innym kotom, bo nie było w stanie. Było żałosne. Wyprane z jakiejkolwiek siły. Jak ono mogło. Powinno wspierać bliskich w żałobie. A jedyne co robiło to dystansowało się od innych. Ale może tak będzie dla nich tak właściwie najlepiej? Robak okazało się być beznadziejnym kotem do wspierania innych emocjonalnie. Po pogrzebie wyszło z obozu, żeby zaczerpnąć chłodnego powietrza w lesie.
//Zt

_________________
振り向いた その後ろの (正面だぁれ?)
暗闇に 爪を立てて (夜を引き裂いた)

雨だれは血のしずくとなって頬を
つたい落ちる
もうどこにも帰る場所が無いなら

この指止まれ 私の指に
その指ごと 連れてってあげる
ひぐらしが鳴く 開かずの森へ
後戻りは もう出来ない
Re: Pogrzeb Królika Kicającego ku Kwiecistej Kniei
Nie 1 Sty 2023 - 0:44
Szczyt
Szczyt
Pełne imię : Ośnieżony Szczyt Sięgający Nieba
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : kocur
Księżyce : 47 [luty]
Znak Przodków : Sarna
Matka : Mżawka Szepcząca o Świcie [NPC]
Ojciec : Zając Nurkujący w Norze na Wrzosowisku [NPC]
Mistrz : Tafla Zmącona przez Płatek Śniegu
Partner : Huragan Szumiący w Koronach Drzew
Wygląd : Smukły, średni w wysokości kocur. Krótkowłosy, srebrny z czarnym, klasycznym pręgowaniem. Białe palce u przednich łap, białe skarpetki sięgające do stawów skokowych u tylnych. Biały pyszczek i szyja. Niebieskie oczka. Płaski pyszczek.
Multikonta : Szałwiowa Gwiazda, Gradowy Chłód [KW]; Blask [PNK] | Rdza [P], Lodowy Potok [GK]
Autor avatara : michael cowan (flickr)
Liczba postów : 702
Plemię Wiecznych Łowów
https://starlight.forumpolish.com/t694-osniezony-szczyt-siegajacy-nieba#5313
Zdaje się, że nie ma jak odpowiednio to rozpocząć. Bo nie ma.
Pojawiłem się na pogrzebie jak tylko mogłem. Widziałem już większość kotów. Taflę, Wieszcza, Błotko... oh, Błotko. Skierowałem swoje kroki od razu do niej, nie zwracając uwagę na resztę. Przysiadłem przy swojej córce, nosem delikatnie trącając jej polik. Nie płakała. Nie wymagałem, aby płakała, bo w końcu nie znała aż tak wuja.
Zaraz wstałem, skierowałem się w stronę ciała Królika. Przykucnąłem na moment, zatapiając nos w futrze. Czułem smutek, jednak byłem zbyt wymęczony chorobą, aby płakać. Życzyłem udanej podróży do Plemienia Wiecznych Łowów... i powodzenia. Spojrzałem jeszcze na swojego wuja, i wróciłem do Błotka. Wątpiłem, że cokolwiek miałoby się jeszcze stać... jednak może przyjdzie Huragan. Chciałem ją wspierać wszystkimi swoimi siłami, nawet jeśli sam ledwo co ich miałem.

_________________
Keep me up 'till 4AM, I'll stay up for you
Say, say I'll stay awake
And watch these restless nights turn into days

Re: Pogrzeb Królika Kicającego ku Kwiecistej Kniei
Nie 1 Sty 2023 - 10:10
Wieszcz Promieni Słońca
Wieszcz Promieni Słońca
Pełne imię : Wieszcz Promieni Słońca (Potężny Dąb Stawiający Opór Burzy)
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : kocur
Księżyce : 36 [IV]
Znak Przodków : Niedźwiedź
Matka : Pajęczyna Pokryta Poranną Rosą (NPC)
Ojciec : Jakiś samotniczy przegryw (Kopcuch NPC)
Mistrz : Jaszczurka Owinięta wokół Kamienia (NPC), Wieszcz Szepczących Kamieni (NPC)
Partner : Promyk Słońca Przebijający Chmury
Wygląd : Duży, wręcz ogromny kocur o umięśnionej budowie i silnych łapach. Jego ciało pokrywa długie, wypielęgnowane, bursztynowe futro z rozjaśnieniami po bokach głowy, na piersi, brzuchu i końcówkach łap oraz ciemnymi klasycznymi pręgami. Ogon zakończony czarną kitą. Trójkątna głowa o dosyć prostym profilu i sterczących uszach ze spiczastymi pędzelkami. Nos i obszar wokół niego są ciemne, niemal czarne. Oczy oliwkowe, opanowane.
Multikonta : Pszczeli Pył, Ogień (KG), Żyto (S) | Księżyc (PWŁ)
Autor avatara : Ja
Liczba postów : 603
Wieszcz Promieni Słońca
https://starlight.forumpolish.com/t1643-dab-potezny-dab-stawiajacy-opor-burzy
Oczywiście, pogrzeb nie mógł się obejść bez bachora, który spał sobie spokojnie u boku matki, aż nagle jego piękny sen przerwał czyjś wrzask. Tak głośny, że młody aż musiał zakryć uszy, żeby nie ogłuchnąć. Dąb otrząsnął się i zerknął półsennie na winowaj... czyni? Tak mu się wydawało. Wtedy zobaczył dorosłą kocicę, która siedziała i szlochała w swoim lęgowisku. Widać, że coś obok niej leżało, jakiś kot, ale nie mógł dojrzeć, jaki, bo jej puszyste ciało zasłaniało znaczną część.
Przez jakiś czas nie wysuwał się z kociarni, tylko próbował jeszcze trochę się zdrzemnąć, żeby nie przeszkadzać. Dopiero później, gdy na miejscu zdążyły się już zebrać koty, w końcu zdecydował się ruszyć w stronę Strzelistych Skał, aby zobaczyć wszystko z bliska. Wcisnął się pomiędzy zebranych, których - ku jego zdziwieniu - jakoś nie było szczególnie dużo. Spojrzał więc na martwe ciało Królika. Nie miał okazji go poznać. Szkoda, bo chciałby. Opowieści o nim brzmiały interesująco i sam wyglądał na bardzo doświadczonego strażnika, może nawet jednego z najlepszych. Zauważył, że jego zwłoki nie zostały należycie przygotowane na pogrzeb. Może czyszczenie nie było tutaj potrzebne, ale brakowało tej charakterystycznej woni ziół, którymi się nacierało ciało zmarłego, żeby zbić ten nieprzyjemny zapach. Młody starał się zignorować ten fakt i pożegnał się ze strażnikiem w myślach oraz pomodlił się o jego pomyślność na Lśniącym Szlaku.
Najbardziej ze wszystkich zebranych wyróżniała się czarno-biała kocica, która nagle zdecydowała się stąd odejść. "Zakopcie go..." "To nie jest już mój partner" "Nie chcę na to patrzeć" To wszystko porządnie oburzyło kocurka. Była partnerką zmarłego, ale nie chciała zadbać o jego pomyślny pogrzeb?  Trochę go to wkurzało, bo skoro tak bardzo go kochała, to czemu nie zapewni mu normalnej drogi do Plemienia Wiecznych Łowów? Niezła z niej partnerka. Gdy dorośnie, zadba o to, żeby więcej takich scen nie było, szczególnie w jego rodzinie. Nie będzie jak ta kocica. Nikt nią nie będzie.
Spojrzał na Robaka, który również był powiązany z Królikiem. Chciał do niego podejść, żeby spróbować go pocieszyć swoją obecnością, ale ten... również odszedł.
Zniechęcony, usiadł sobie gdzieś w wolnym miejscu, wolnym od zebranych. Nie chciał już z nikim siedzieć na pogrzebie. Doskonale radził sobie z tym sam.
Re: Pogrzeb Królika Kicającego ku Kwiecistej Kniei
Sob 7 Sty 2023 - 18:52
Jerzyk
Jerzyk
Pełne imię : Niski Lot Polującego Jerzyka
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : kocur
Księżyce : 34 [październik]
Znak Przodków : Niedźwiedź
Matka : Gałązka Targana przez Wiatr
Ojciec : Wieszcz Szepczących Kamieni
Mistrz : Renifer Pędzący przez Śnieżne Zaspy
Partner : cisza
Wygląd : Postawny kocur o długim futerku w liliowe, klasyczne pręgi, najciemniejsze na mordce, łapach i ogonie. Białe skarpetki, łata na szyi oraz piersi. Niebieskie oczy, uśmiechnięta mordka, długie wąsiki.
Multikonta : Srebrna Łuska
Liczba postów : 114
Nieaktywny
https://starlight.forumpolish.com/t848-niski-lot-polujacego-jerzyka#8080
Część kotów zdążyła już opuścić obóz, gdy Jerzyk w końcu wyściubił nos ze swojej kryjówki.
Płonął w nim wstyd. Z jednej strony: że zawiódł Królika. Z drugiej — że po raz trzeci będzie musiał znów zaczynać trening, z kolejnym mistrzem, którego zawiedzie. Nie myślał teraz w kategorii tego, co mógł czuć Królik... bo Królik niczego nie czuł. Królik nie żył. Jakkolwiek egoistyczne nie było to podejście, dla Jerzyka dużo bardziej liczyli się żywi, którzy będą musieli żyć dalej pomimo śmierci strażnika. Wziął głęboki wdech i podszedł powoli do ciała, by samemu również pożegnać się z mistrzem. Z zaciśniętym gardłem wycofał się o dwa kroki kilka uderzeń serca później, by przylgnąć bokiem do Niedźwiedzia.

_________________
Pogrzeb Królika Kicającego ku Kwiecistej Kniei GF7xC3Smy grandpa fought in world war II
he was such a noble dude
i can't even finish school
missed my mom, and left too soon
his dad was a fireman
who fought fires so violent
i think i bored my therapist
while playing him my violin


next to them, my shit don't feel so grand
but i can't help myself from feeling bad

Re: Pogrzeb Królika Kicającego ku Kwiecistej Kniei
Wto 10 Sty 2023 - 18:41
Księżyc.
Księżyc.
Pełne imię : Księżyc Schowany we Mgle
Grupa : Plemię Wiecznych Łowów
Płeć : kotka
Księżyce : 47 [III 2023]
Znak Przodków : Sarna
Matka : Mżawka Szepcząca o Świcie [NPC]
Ojciec : Zając Nurkujący w Norze na Wrzosowisku [NPC]
Mistrz : Królik Kicający ku Kwiecistej Kniei (*)
Partner : Niedźwiedź Wędrujący przez Las
Wygląd : Smukła, wysoka kocica o długich łapach i ogonie, głęboko błękitnych oczach, a także krótkim, zadbanym futrze maści czarny srebrny szynszylowy. Na łbie i ogonie widać słabe pręgowanie. Jej okrągłą mordkę zdobi krótki pysk oraz niewielkie, skierowane na boki pędzelki na uszach.
Multikonta : Pszczeli Pył, Ogień (KG), Żyto (S), Dąb (PNK)
Autor avatara : Ja
Liczba postów : 1406
Plemię Wiecznych Łowów
https://starlight.forumpolish.com/t728-ksiezyc-skryty-we-mgle#5651
Początkowo po prostu siedziała przy Tafli, w miarę jak jej szok postępował. Wciąż nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Przecież wszystko było tak pięknie. Plemię powoli pogodziło się ze stratą Płatka, w międzyczasie witając nowych nowicjuszów, strażników, łowców... i tu nagle wszystko zaczęło się sypać. Początkowo zaginęła Wiatr i teraz... Królik. Martwy. Chociaż czy aby na pewno? Może ten pogrzeb był jednym wielkim fałszywym alarmem? Koszmarem, który minie po przebudzeniu, jak każdy inny absurdalny sen? Albo jeśli nie... To może w Plemieniu Wiecznych Łowów istniała reinkarnacja? Drugie życie? Tak, Królik po prostu postanowił trochę głębiej pospać i już zaraz się przebudzi, żeby wszystko wróciło do normy. Żeby było tak, jak kiedyś.
Z czasem szok zaczął ustępować, stopniowo zastępowany przez uświadomienie sytuacji, lecz jednocześnie to tylko pogłębiało jej niedowierzanie, a we łbie rodziło się tylko więcej pytań, zamiast odpowiedzi. Nie patrzyła na zebranych. Nie patrzyła już na Taflę, Niedźwiedzia czy resztę jej rodziny. Jedyne, na czym jej cały umysł był skoncentrowany, to na nieżyjącym już wujku. Pamiętała, jak spędzała z nim chwile, te dobre i te złe. Jak u niego się trenowała, jak dzielił się z nią całą swą wiedzą i jak malował Lśniące Ślady na jej futrze. A potem oberwała za to, że rozmawiała z klanowymi kotami na granicy. Później długo musiała odkupywać jego zaufanie, żeby przywrócić relację do normy i chociaż pewnie nigdy nie uda jej się odkupić swojej winy w pełni, to przynajmniej ułożyły się ich stosunki. Kolejna fala euforii, wytrenowała swojego pierwszego nowicjusza i mogła znowu cieszyć się życiem wraz z całą swoją rodziną. Lecz teraz... wszystkie patrole, walki, rozmowy... wszystkie te momenty, nawet te najmniej znaczące, przepadły na zawsze. Już nigdy nie będzie mogła go spytać o radę, albo wyjść na wspólny patrol, przyznać co czuje do Niedźwiedzia, czy po prostu razem posiedzieć. To wszystko było teraz przeszłością. Wspomnieniem. Czymś, co już nigdy nie wróci.

Trwała tak jeszcze przez nie wiadomo ile czasu, chociaż na ten moment czuła się oderwana od rzeczywistości, a czas dla niej nie istniał. Jakby zapomniała, czym to wszystko jest. Dopiero po odejściu Tafli zaczęła powoli przychodzić do siebie. W końcu rozejrzała się po zebranych. Przypomniała sobie słowa Tafli o tym, że nie chce uczestniczyć w pogrzebie, zobaczyła, że Robak również postanowił się gdzieś wybrać i zauważyła, że przyszedł Wieszcz, Niedźwiedź, Szczyt i inni, ale ci nie byli już dla niej tacy ważni. Zmrużyła ślepia, zacisnęła zęby i wysunęła pazury, czując, jak ogarnia ją coraz większa gorycz.
Minęła kolejna chwila i w końcu zaczęła się uspokajać. Ciężko oddychała, aż w końcu wcięła się w garść. Otworzyła oczy, znowu widząc ten obraz. Zamrugała parę razy, wzięła głęboki oddech i ponownie przymknęła ślepia.
"Nie wierzę, że będę musiała ci to powiedzieć... Tak bardzo chciałabym się z tobą jeszcze spotkać, jeszcze raz porozmawiać. Dziękuję ci za wszystko i życzę ci udanej drogi do Plemienia Wiecznych Łowów. Mam nadzieję, że będziesz tam szczęśliwy. Postaram się zrobić wszystko, żebym była równie dobrym strażnikiem, co i ty. Żebyś był ze mnie dumny... Żegnaj, wujku. Będę za tobą tęsknić."
Po tych myślach ponownie otworzyła oczy, tym razem nieco trzeźwiej patrząc na wszystko. Nie powiedziałaby, że czuła się teraz lepiej, ale przynajmniej mogła odrobinkę skupić się na rzeczywistości.

Spojrzała na Szczyta, jedynego brata, który tutaj pozostał. Ruchem łba wskazała mu na zwłoki, dając mu znać, że powinni teraz, zająć się ich czyszczeniem. Choć cóż tutaj można jeszcze czyścić? Królik umarł niedawno, więc jego ciało było w praktycznie idealnym stanie, ale nie mniej trzeba było uszanować tradycję. Podobny gest posłała reszcie swojej rodziny, o ile ta sama nie zaczęła się do tego szykować. Zaczęła wraz z rodziną i Wieszczem czyścić ciało wujka tak dokładnie, jak tylko umiała, w myślach wciąż żegnając się z nim i wracając do dawnych wspomnień. To było takie okropne. Nikt nie powinien doświadczać tego. Czemu... Czemu ze wszystkich kotów na świecie musiał odejść akurat jej wujek?
Następnie wynieśli ciało poza obóz, ale nie za daleko. Wybrali miejsce, gdzie była wystarczająco miękka ziemia i tam zaczęli robić dół. Kopała tak starannie, tak pracowicie, próbując wlać w to całą swoją gorycz. Chciała włożyć wszystkie swoje emocje w pracę. Gdy dół został już wykopany, ostrożnie pomogła rodzinie ułożyć Królika, a tuż przed przysypaniem położyła mu królika - cóż za przypadek - jego ostatni posiłek. Wybrała najtłustszego osobnika, żeby wujek miał wystarczająco sił na pokonanie tak długiej drogi, jaką musiało być dotarcie do Lśniącego Szlaku. Później pomogła udekorować grób igliwiem, po czym na sam koniec wraz z najbliższymi położyła na kopcu jeden z kamieni, jako ostateczne pożegnanie.

Siedziała przy grobie długo. Baardzo długo. Ile dokładnie? Nie wiedziała. Czas dla niej już nie płynął. Nie zwracała też uwagi na towarzyszących jej kotów. Nie obchodzili ją. Jedynie oparła się o swojego ojca, milcząco wpatrując się kopiec, dopóki i on nie zdecydował się odejść. Przy reszcie po prostu siedziała cicho, jak zaklęta, nie odpowiadając na żadne pytania, czy prośby.

//zt
Re: Pogrzeb Królika Kicającego ku Kwiecistej Kniei
Wto 17 Sty 2023 - 20:21
Niedźwiedź
Niedźwiedź
Pełne imię : Niedźwiedź Wędrujący przez Las
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : inna (zapach kotki)
Księżyce : 58
Znak Przodków : Niedźwiedź
Matka : Gałązka targana przez wiatr
Ojciec : Wieszcz Szepczących Kamieni(Bio samotniczy przegryw wasyl)
Mistrz : Zbyt dużo jak na raz
Partner : Księżyc na niebie
Wygląd : Średniego wzrostu koteczka o okrągło-kwadratowych kabarytach. Krótkie futro, miękkie w dotyku. Na okrągłej głowie widnieją zielone oczy i lekko okrągłe, zwyczajne uszyska.
Kocica prezentuje na swym futrze głównie ciepłe barwy, gdyż są nimi czekoladowy brąz, beżowy, kremowy, a także rudy wraz z bielą.
Kasztanowe, pstrokate rudym kolorem łaty na mordce, ogonie, łapach i rozlanej linii tułowia towarzyszy bardziej wyróżniająca się jasno-ruda łata na drugiej stronie mordki kotki. Rude plamy posiadają na sobie nikły zarys tygrysich pręg.
Białe paluszki, podbrudek, końcówka ogona i kropeczka pod ciemnym nosem.
Multikonta : Truskawkowa Łapa
Liczba postów : 206
Strażnik [NPC]
https://starlight.forumpolish.com/t839-niedzwiedz-wedrujacy-przez-las
Przyjaciele zmarłego, partnerka , ronili łzy, a jego krewniacy? Żal pomyśleć, żal ku ich dobroci podarowanej przez te wszystkie księżyce.
Kątem oka Niedźwiedź widział jak przez mgłę - ojca roniącego łzy ku przyjacielowi, dziaciaka Pajęczyny, Szczyta siadającego z Błotem, Robaka uciekającego....
To wszystko nie było tak naprawdę wszystkim - a Niedźwiedź poczuł tylko jak mokra ciecz spływa mu licho po polikach, gdy ten sam próbował powstrzymać ją łapą i wzrokiem - który musiał być teraz dla żywych, gdyż martwym spokój przyjdzie, gdy się ich porządnym stylem uchowa. Wzmocni na ostatnią podróż...
Choć niedźwiedź wiedział i teraz widział, że niektóre koty nie były gotowe na ową. Nawet, jeśli nie była to ich wyprawa.
Serce szylkreta tylko ścisło się ponownie na obraz plemienia - tak cichego. Tak....Żałobnego.
Do czasu.
Niedźwiedź poczuł na swym boku czyjąś obecność i zanim zorientował się, że liliowe futro obok jego osoby jest pręgowane, to tak z jego pyska wypadło ciche słówko. Wiatr?
Zielone ślepia zamrugały. Oh. Jerzyk. Racja. On też raczył się zjawić.
Niedźwiedź westchnął, przy czym ułożył ramię na barku brata - Królik jego mentorem. Musiał...Coś. Cokolwiek czuć.
Niedźwiedź nie był czytelnikiem myśl, lecz chciał wierzyć, że jeszcze ich serca nie stały się zamknięte na tragedie.
Rodziło się tyle pytań, a tak mało odpowiedzi. Szczególnie, gdy Tafla....
Co ona właściwie zrobiła?
Umysł Niedźwiedzia zarejestrował kotki krzyk, lecz ...

Ramie z brata zostało szybko zabrane, gdy zielony wzrok spadł z ciała, na łapy partnerki - rozgoryczonej, smutnej, w żałobie. Niedźwiedź poczuł niepokój momentalnie i szybko i sam spiął mięśnie. Jego myśli przebiegły jak stado jeleni różne scenerie dotyczące wyjętych pazurów, lecz jego oddech był jedynym, co zdradzało jego niepewne uczucia.

Modlitwy. Racja - te nigdy nie przychodziły łatwo. Szczególnie bliskim, którzy muszą pożegnać swoich najbliższych...
Dopiero teraz szylkretka zaczęła to rozumieć - Królik mógł przecie być jak nawet ojciec dla Księżyc, Niedźwiedź by zauważył. A zauważył to dopiero teraz - wspólne treningi, patrole, podobne futra. Wszystkie wspomnienia jakie partnerka mogła mieć z wujem...Nowych nie będzie. Będą tylko stare, które zagryzie ząb czasu.
Niedźwiedź opuścił uszy, wzrok i zamruczał głośno, kojąco przy boku partnerki...

Gdy nadeszła pora czyszczenia ciała, Niedźwiedź rozumiejącym spojrzeniem zerknął ku Księżyc, dając znak, że...Pomógłby, najchętniej, lecz tradycja nakazywała, by była to rodzina, wieszcz i bliscy. Ono nie należało do takowych kręgów zmarłego. Nie należało do jego rodziny krwistej, a przez partnerstwo z jego bratanicą...Cóż. Królik nie wiedział. Tego nie mogli mieć nikomu za złe, szylkret i Księżyc.

Czas minął.
Niedźwiedź chciał odszukać partnerke na terenach, lecz mijające godziny i słowa jej ojca...Defakto odradzały owego pomysłu - kotka nie była krótko mówiąc w najlepszym stanie, czy humorze.

Lecz czy ktokolwiek był?


/Zt


_________________
Pogrzeb Królika Kicającego ku Kwiecistej Kniei Dzwiedz
Re: Pogrzeb Królika Kicającego ku Kwiecistej Kniei
Sponsored content

Skocz do: