IndeksIndeks  SzukajSzukaj  GrupyGrupy  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 :: 
Plemię Niedźwiedzich Kłów
 :: Tereny Plemienia :: Ślimacze Drzewa :: Archiwum
Re: Trening Wiatru Niosącego Cichą Piosnkę
Pią 03 Cze 2022, 19:12
Szczyt
Szczyt
Pełne imię : Ośnieżony Szczyt Sięgający Nieba
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : kocur
Księżyce : 47 [luty]
Znak Przodków : Sarna
Matka : Mżawka Szepcząca o Świcie [NPC]
Ojciec : Zając Nurkujący w Norze na Wrzosowisku [NPC]
Mistrz : Tafla Zmącona przez Płatek Śniegu
Partner : Huragan Szumiący w Koronach Drzew
Wygląd : Smukły, średni w wysokości kocur. Krótkowłosy, srebrny z czarnym, klasycznym pręgowaniem. Białe palce u przednich łap, białe skarpetki sięgające do stawów skokowych u tylnych. Biały pyszczek i szyja. Niebieskie oczka. Płaski pyszczek.
Multikonta : Szałwiowa Gwiazda, Gradowy Chłód [KW]; Blask [PNK] | Rdza [P], Lodowy Potok [GK]
Autor avatara : michael cowan (flickr)
Liczba postów : 702
Plemię Wiecznych Łowów
https://starlight.forumpolish.com/t694-osniezony-szczyt-siegajacy-nieba#5313
Słowa Wiatr jedynie mnie jeszcze bardziej zdenerwowały. Moje futro się najeżyło, poczułem, jak moje gardło się zaciska, tam zbierają się łzy. Dodatkowo satysfakcja na pysku kotki była nie do zniesienia, Obróciłem się za kotką, tylko po to, aby wrzasnąć za nią dwa zdania.
ZNIKNIJ Z MOICH OCZU. WON! — mój głos się poniósł po lesie, głośny, ze słyszalnym bólem w tonie, aż kilka wron poderwało się do lotu z pobliższego drzewa. Żałowałem teraz, że nie przeorałem Wiatr pyska, ale z pazurami wyciągniętymi. Chociaż to by nauczyło cokolwiek to lisie łajno. Patrzyłem się na kotkę, aż nie poczułem jak moje mięśnie drżą, a później upadam do siadu. A potem po prostu usiadłem, a łzy zaczęły same lecieć. Odkaszlnąłem kilka razy, przy okazji też czując, jak w gardle mi się zbierają łzy. Wyplułem je. Bolało mnie gardło od wrzasku. Przez dłuższą chwilę siedziałem na ziemi, dopóki nie znalazł mnie mój ojciec. To on wspomógł mnie, abym wstał i wrócił do obozu w całości. Nie mówiłem mu co się stało. Nie chciałem, aby się martwił, że nie mogę sobie poradzić z jakąś zafajdaną nowicjuszką.
Cholera.

_________________
Keep me up 'till 4AM, I'll stay up for you
Say, say I'll stay awake
And watch these restless nights turn into days

Re: Trening Wiatru Niosącego Cichą Piosnkę
Pią 03 Cze 2022, 21:16
Orzechowy Cień
Orzechowy Cień
Grupa : Klan Wichru
Płeć : kocur
Księżyce : 71 (sierpień)
Matka : Mroźny Wiatr [NPC] (*)
Ojciec : Niedźwiedzia Gwiazda [NPC] (*)
Mistrz : Gwieździsta Noc (*)
Partner : Słodki Nektar
Wygląd : stosunkowo masywny, wyższy niż przeciętnie długowłosy kocur o złocisto-orzechowym futerku, na którym malują się rudawo-brązowe i czarne klasyczne pręgi, i złocistych oczach; często rozczochrany, odstaje mu futro na głowie i piersi; porusza się z uniesionym ogonem
Multikonta : Wieczorna Rosa; Echo; Tygrysica
Autor avatara : avatar ja, art pliszka
Liczba postów : 2979
Gwiezdny Klan
https://starlight.forumpolish.com/t285-orzeszek#424
Nagle atmosfera wokół kotów zaczęła się zmieniać.
Niebo zaciągnęło się ciemnymi chmurami, a powietrze zdawało się… naelektryzowane, dziwne, jakby wisiała w nim potężna burza… lub inna katastrofa.
Szczyt też to czuł, nim nie przyszedł po niego Zając. Pojawiło się w nim poczucie, że stało się coś bardzo złego, coś, do czego nie powinno dojść w żadnej sytuacji w Plemieniu, na treningu, w relacji między mistrzem a jego Nowicjuszem. Był świadom, że to nie jest jego własna myśl, jego własna świadomość. Piekła go łapa, którą uderzył kocicę, a jego język przez chwilę palił, jakby zjadł coś ostrego; łzy lejące się z jego oczu zdawały się parzyć jego policzki. Wiatr zerwał z pobliskiego drzewa liście, ciskając je w pysk Szczyta, jakby Plemię Wiecznych Łowów chciało przekazać, żeby nie odzywał się w ten sposób do innych kotów, że powinien nad sobą panować, nawet w obliczu tak bezczelnej, zapatrzonej w siebie i swoje utarte schematy kocicy.

Jednak Wiatr mogła to odczuć nieporównywalnie bardziej od Szczyta. Kotka, odchodząc w tylko znanym sobie kierunku, poczuła nagłe pchnięcie wiatru – och, jakże pasujące, prawda? – które z impetem powaliło ją na ziemię. Zaryła pyskiem w ziemię zaskakująco mocno, mocniej, niż mogła się spodziewać, zrobiło się jej ciemno przed oczami… i można by pomyśleć, że to koniec.


Jakiś czas po tym wydarzeniu, po ceremonii, po wszystkim, co się działo w międzyczasie, tajemnicza siła, która powaliła ją na ziemię podczas powrotu z treningu ze Szczytem, znowu dała o sobie znać. Kocica była tym razem sama – zasnęła w swoim legowisku, czy gdziekolwiek.

Znalazła się na… szczycie. Szczycie góry, rzecz jasna, choć była to, być może, sugestia, że w tym wszystkim chodzi o jego mistrza, i to w czasie szalejącej burzy. Kilka kroków przed nią na skałach rosła stara, wygięta sosna limba, a niebo było ciemne, zasnute ciężkimi chmurami; rozświetlały je błyski piorunów, które zdawały się przybliżać do kocicy coraz bardziej… i istotnie. Zapach spalenizny szybko dotarł do nozdrzy Wiatr, a do niej dotarło, że jeszcze chwila, a piorun uderzy prosto w nią, odbierając jej życie. Co było tym piorunem? Czy gniew Plemienia Wiecznych Łowów? Czy może… pętla, którą Wiatr sobie sama zakładała na szyję każdym kolejnym emocjonalnym krokiem, jaki stawiała?
Znowu błysk w ciemności. Jednak piorun nie uderzył kocicy, a tuż obok niej; przed jej oczami znowu zrobiło się ciemno… i kolejna wizja. Inna.

Nagle Wiatr przeżywa jeszcze raz spotkanie z Gołębiem, jeszcze raz znajduje się na granicy blisko Niedźwiedziej Groty. Jednak tym razem… nie jest kotem, a sarną. W jej uszach brzmią jej własne słowa o lekkomyślności i impulsywności kotów spod znaku Sarny. Raz po raz: „cechuje je impulsywność”, „jesteście baldzo nielosfaszni”, „to tak mófiąc o impulsyfności saln”, jej własny głos, szybciej i szybciej, niczym niekończąca się mantra. Słyszy to wszystko w głowie, jednocześnie na nowo przeżywając wypowiadanie słów do Wichrowego wojownika:
    - Myślisz sze mogłabym kiedyś na takie coś pójść? No fiesz posnać koty s klanóf i f ogóle. Mógłbyś mnie sablać szeby być pefnym sze pójdę sama czy coś.
    - Ja mogę się fypofiedzieć sa plemię. Jestem cólką fieszcza, mam do tego plafo.
    - Fięc naszym pszefodnikiem jest Fieszcz, któly salófno leczy jak i przefodzi plemieniem. Fedług tladycji kolejny fieszcz fybielany jest pszes obecnego i szkoli się dopóki finalnie nie pszejmie po ojcu pozycji. A ja nie mam sa duszo lodzeństfa i nie szebym się pszechfalała ale jestem jedyną doblą kandydatką na to stanofisko.
    - Gdybyś chsiał się dofiedzieć fięcej mogłabym fszystko pszedstafić na sglomadzeniu...
    - Myślę sze nafet byłoby to doble. S lesztą, f ten sposób mosze moglibyśmy... polafić fsajemne stosunki bo mimo fszystko jesteśmy sąsiadami.

I dalej. I znów. „Cechuje je impulsywność”, „jesteście baldzo nielosfaszni”, „to tak mófiąc o impulsyfności saln”…

Kolejna wizja; nagle znajduje się w legowisku swojego ojca. Znowu to samo: w głowie jej dźwięczą jej własne słowa o Sarnach, o ich lekkomyślności, „cechuje je impulsywność”, „jesteście baldzo nielosfaszni”, „to tak mófiąc o impulsyfności saln”… a jednocześnie słyszy wszystko, co mówiła wtedy, podczas rozmowy z Wieszczem
    - Pokój od zawsze jest chfilowy i doskonale o tym fiesz, a humolki kotóf klanofych zmieniają się tak szybko niszym fschód i sachód słońca.
    - To kfestia czasu kiedy po nas pszyjdą. Ale pszeciesz lepiej fieszyć f to sze nic nam nie slobią i są dokładnie tak naifni jak my.
    - Mosze gdybyś nieco częściej fychodził s tego legofiska fiedziałbyś sze niektószy nie chcą jusz chofać się f gólach tylko panofać nad nimi. Ale co ja mogę fiedzieć. Jestem pszeciesz jeszcze tylko noficjuszem, któly nie ma sestafu cech któlyby ci pasofał pszes co f sumie to moszna pszestać sflacać na mnie ufagę, nie faszne co będę lobić i jak nie będę się stalać.
    - Chciałbyś się nam pośfięcić ale jednak jesteśmy sa słabi szebyś fyblał s nas sfojego sastępcę? Mosze nie fiem, pofinieneś mieć kolejny miot samiast oszukifać nas co do tego sze naplafdę jesteśmy ci potszebni?
    - A teraz jakbyś mógł mi sejść s drogi chcę pójść do kogoś dla kogo szeczyfiście coś snaczę i nie muszę spełniać jakichkolfiek oczekifań tylko po to aby sostać całkoficie signolofaną.

Ale znowu mówi to wszystko nie kot, a Wiatr zaklęta w postać sarny. „Cechuje je impulsywność”, „jesteście baldzo nielosfaszni”, „to tak mófiąc o impulsyfności saln”, raz po raz…

I znowu. Kolejna wizja, kolejna przerażająco rzeczywista, namacalna wręcz. Trening ze Szczytem. „Cechuje je impulsywność”, „jesteście baldzo nielosfaszni”, „to tak mófiąc o impulsyfności saln”, dźwięczy w jej głowie, a tym razem jej sarni pysk również wyrzuca te same słowa i wszystko inne. Szczyt w pysk uderza nie kota, a sarnę.

Znowu. Ciemność, zmiana. Tym razem coś, czego nie przeżyła. Zwiastun przyszłości? Wieszcz, Gałązka, Żywica, Płatek, Jerzyk, Niedźwiedź, a nawet ci, którzy dawno zaginęli: Jaskółka i Jarzmianka; Robak, Szczyt, Tafla, a gdzieś dalej inne koty: kocięta Żaby i Orzeł, Królik, Księżyc, Nurt, Kaczka, ich dzieci, Zając, Mżawka, Jeż, Czosnek, ich malutkie kocięta, inne koty, które znała z widzenia, których już nie było w plemieniu. Plemię. Plemię Niedźwiedzich Kłów. Jej plemię, jej rodzina, jej ziemia, jej obóz, miejsce, w którym się urodziła, w którym spędziła całe swoje życie, w którym nauczyła się wszystkiego, co umiała i wiedziała. I wśród nich, jak wśród swoich, ona, ale w postaci sarny. Nagle znikają, wszyscy, jeden po drugim, rozmazują się i stają się przezroczyści. A ona wreszcie pozostaje sama, jako sarna, nie kot. Plemię przestaje istnieć, czy to Wiatr przestaje istnieć? Czy to tylko zły sen, czy omen? Czy to się stanie, czy tylko może się stać?

    - Nie chcę szeby cokolfiek się takiego stało. Nie chcę nikogo ftedy stlacić. Nie chcę stlacić ciebie.

Ale jeżeli nie chciała nikogo tracić, to czemu robiła to wszystko?

I dalej słyszy:  „cechuje je impulsywność”, „jesteście baldzo nielosfaszni”, „to tak mófiąc o impulsyfności saln”, i – zanim się zorientuje – na jej głowie zatrzaskują się szczęki potężnego niedźwiedzia, a wszystko znika.

Budzi się. Tym razem w rzeczywistości, jako ona sama. Nie sarna.
Choć czy na pewno nie Sarna?
Czuje coś. Coś, co nie jest jej. Ma myśli, które nie są jej. Natarczywa nieznana jej wcześniej obecność sprawia, że nabywa bolesną świadomość: w swojej pogoni za kreowaniem się na idealnego Niedźwiedzia, za byciem idealną córką, za byciem kandydatką na Wieszcza, robiła wszystko na opak. Zapominała o tylu sprawach. Zapominała o tym, że nie we wszystkim musi być idealna, bo takie koty nie istnieją. Bardziej przejmowała się tym, że stała się pośmiewiskiem, mimo iż nawet tak nie było, niż tym, że mogła zagrozić Plemieniu, swoim bliskim, których rzekomo nie chciała stracić. Zapominała o dbaniu o dobro Plemienia, zamiast tylko o własne, takie, chwilowe i złudne, poczucie wyższości, bo, o, dogadała Szczytowi, pokazała mu! Co pokazała? Co jej to dało? Nawet gdyby miała rację, to co z tego? Czy było warto?
Posądzała Szczyta o zazdrość wobec jej Znaku Przodków, jednocześnie wyciągając z własnego to, co najgorsze, a nie to, co najlepsze. Dobry Niedźwiedź nie poddaje się emocjom, ma dużo mądrości i cierpliwości, trudno wyprowadzić go z równowagi, a przede wszystkim… patrzy na dobro Plemienia i swoich pobratymców. Nie na to, by pokazać im swoją wyższość. Nie na to, by celowo ich ranić. Nie na to, by cieszyć się, gdy z ich oczu płyną łzy. Nie na to, by wzbudzać w nich poczucie winy, a rzadko kiedy odczuwać to samo w związku z własnymi działaniami. Nie na to, by manipulować innymi, sprawiać, by czuli się źle.

Te uczucia i myśli wreszcie znikają. Natarczywa obecność znika. Ktoś próbował jej coś uświadomić, ale wybór, czy wreszcie to przyjmie i się opamięta na wielu płaszczyznach, należał tylko do niej.

_________________

Trening Wiatru Niosącego Cichą Piosnkę - Page 4 Cz7MEFY


Trening Wiatru Niosącego Cichą Piosnkę - Page 4 MevtoU0

Re: Trening Wiatru Niosącego Cichą Piosnkę
Sob 04 Cze 2022, 16:56
Wiatr
Wiatr
Pełne imię : Wiatr Niosący Cichą Piosnkę
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : kotka
Księżyce : 36
Znak Przodków : Niedźwiedź
Matka : Gałązka Targana przez Wiatr [NPC]
Ojciec : Wieszcz Szepczących Kamieni [NPC]
Mistrz : Taflokrólik
Partner : ...
Wygląd : Raczej mała kotka o puszystym, wiecznie czystym liliowym futerku z mocniejszymi plamami koloru przy pyszczku, uszach, łapach na zadzie i ogonie. Ma dość zebraną budowę, z długimi, silnymi łapami. Dość intensywnie zielone oczy.

Multikonta : Lilia [KR]
Autor avatara : Magnus Lögdberg
Liczba postów : 387
Plemię Wiecznych Łowów
https://starlight.forumpolish.com/t857-wiatr-niosacy-cicha-piosnke
Szła z głową uniesioną wysoko i nawet nie drgnęła, kiedy usłyszała za sobą krzyk Szczyta. Tylko utwierdziło ją to w przekonaniu, iż kot istotnie nie do końca myślał, o emocjonalności już nie wspominając. Ale ją to już nie obchodziło. Bolało ją tylko, że była tak blisko końca treningu. Jakby kocur już nie mógł wytrzymać i powstrzymać te wszystkie głupie komentarze. Westchnęła cicho i dopiero po kawałku przebytej drogi i upewnieniu się, że Szczyt nie ma już jak jej dostrzec, zatrzymała się i sięgnęła łapą do uderzonego miejsca. Bolało strasznie, ale nie zamierzała płakać. Nie przez coś tak głupiego. Przygryzła wargę i starała się opanować buzujące w niej emocje, kiedy nagle poczuła uderzającą w nią siłę wiatru. Przeklęła w myślach i już podnosiła się do dalszej wędrówki, aby jak najszybciej wrócić do obozu, jednak wiatr, a raczej huragan, pokrzyżował jej plany i cisnął ciałem kotki prosto o ziemię. Jej łeb wypełnił przerażający ból, a przed oczami zrobiło się ciemno. Leżała tak chwilę, czując jak cały świat kręci się naokoło niej, a w pysku zebrało jej się na wymioty. Wiedziała jednak, że czym dłużej leży tym później uda jej się wrócić do obozu, a kto wie, jeszcze Szczyt spotka ją w takim stanie. Finalnie zebrała się w sobie i na drżących łapach i z pulsującą głową udałą się w stronę obozu. Za jakie grzechy...

≪ °❈° ≫≪ °❈° ≫


Ostatnie parę dni były, ładnie to ujmując... ciężkie. Jej trening znów stanął w miejscu, relacja z Wieszczem, mimo usilnych starań kocura, nadal się nie poprawiała, a Robak... Wiatr starała się jak najbardziej unikać przyjaciela, aby dać nu nieco czasu i przestrzeni. Aby mogło odreagować wszystko przez co przeszło przez znajomość z liliową. Z resztą Robak nie było jedynym kotem, którego Wiatr starała się unikać, gdyż tak naprawdę omijała każdego kogo znała. Nie umiała spojrzeć na ani jednego kota ze swojej rodziny bez palącego poczucia winy. Weszła więc w pewien trans, gdzie budziła się jeszcze przed wszystkimi i już wtedy udawała się prosto do kociarni, aby tam posprzątać wszystko co mogła oprócz legowisk. Po czym, jeśli była do niego wyznaczona, wychodziła na poranny patrol łowiecki i wróciwszy zajmowała się legowiskami. Zajmowała jej to większość dnia, więc jadła dopiero wieczorem, jeśli w ogóle się potrafiła do tego zmusić, po czym kładła się spać modląc się o sen, który nie był powtórką z rozrywki z ceremonii, gdyż tego też było dużo. Przez chwilę nawet starała się spać jak najmniej, jednak w połączeniu z małą ilością jedzenia jaką przyjmowała, nie stanowiło to zbyt dobrego połączenia, tak też po jakimś czasie po prostu poddała się i pogodziła się, z faktem, iż sen również nie pozwoli jej na wypoczynek.


Tak też było i tym razem. Kiedy tylko liliowa zamknęła oczy sen przeniósł ją do jeszcze bardziej niespokojnej rzeczywistości niż ta, w której żyła. Tylko, że tym razem nie znalazła się znowu na ceremonii. Nigdzie nie było słychać słów Wieszcza. Nie czuła nawet na sobie szydzących z niej spojrzeń, które zawsze jej w tamtym momencie towarzyszyły. Zamiast tego, kiedy otworzyła oczy zrozumiała, że stoi na szczycie nieznanej góry. W pierwszym odruchu chciała jak najszybciej stamtąd uciekać, jednak ze zgrozą odkryła, że nie może ruszyć się nawet o milimetr. Jedyne co jej pozostało to rozglądać się i obserwować wszystko co działo się naokoło niej. A działo się dużo. Wygięta sosna, która zdawało, że lada chwila się złamie, a niebo naokoło niej znowu szalało. Czyżby znowu miał nadejść wiatr, który powali ją z nóg i jednocześnie zrzuci do przepaści za nią? A może stanie się coś jeszcze gorszego?
Może i nie był to wiatr, ale zdecydowanie nic przyjemnego, gdyż już po chwili do nozdrzy kotki dotarł charakterystyczny zapach spalenizny, a jej futro stanęło dęba. Pioruny, na które wcześniej nie zwróciła uwagi, gdyż była zbyt zajęta panikowaniem nad niemożnością ruszenia i bycia tak wysoko, zaczęły zbliżać się coraz bardziej i bardziej. Jej oddech stał się ciężki, a ona sama walczyła z niewidzialną siłą, która zmuszała ją do pozostania w tym samym miejscu. Jednakże nieskutecznie. Pioruny zbliżały się, aż w końcu, kiedy kotka już zamknęła oczy i pogodziła się ze swoją śmiercią, zamiast uderzyć w nią jeden z nich uderzył zaraz obok. Wydawać by się jednak mogło, że osiągnął zamierzony efekt, gdyż kotka poczuła, jak ogarnia ją rozsadzający ból, a jej oczy znowu się zamykają.

Nie zdążyła się jeszcze opanować z poprzedniego snu, a jej świadomość już pochwyciła i wrzuciła ją w kolejny. Wiatr, otwierając oczy, nadal czuła dzwonienie w uszach i naelektryzowane futro oraz ból, którego doznała, kiedy piorun uderzył tuż obok niej. Jednak żyła. Nadal. I jakimś cudem nie była na powrót w swoim legowisku, tylko znajdowała się na granicy z klanem Wichru. Jednak... nie była to granica taka jaką zapamiętała. Była dziwna, jakby z innej perspektywy. I dopiero wtedy Wiatr odważyła się rozejrzeć, a kiedy spojrzała pod siebie czuła, jak serce podchodzi jej do gardła. Nie była sobą. Była sarną.
Po jej głowie niemal od razu zaczęły krążyć słowa, które wcześniej wypowiedziała. Chciała je jakkolwiek zatrzymać czy uciszyć, jednak one ciągle powracały, jakby nie były jej myślami, a ktoś inny usilnie starał się wepchnąć je jej do głowy. Chciała zatkać uszy, zacząć myśleć o czymkolwiek innym, jednak znowu nie mogła. Nie mogła drgnąć nawet o centymetr, a kiedy jej oczy starały się znaleźć jakikolwiek ratunek z obecnej sytuacji, napotkały dobrze znanego jej, wojownika klanu Wichru.

- Myślisz sze mogłabym kiedyś na takie coś pójść? No fiesz posnać koty s klanóf i f ogóle. Mógłbyś mnie sablać szeby być pefnym sze pójdę sama czy coś. -
- Ja mogę się fypofiedzieć sa plemię. Jestem cólką fieszcza, mam do tego plafo.-
- Fięc naszym pszefodnikiem jest Fieszcz, któly salófno leczy jak i przefodzi plemieniem. Fedług tladycji kolejny fieszcz fybielany jest pszes obecnego i szkoli sie dopóki finalnie nie pszejmie po ojcu pozycji. A ja nie mam sa duszo lodzeństfa i nie szebym się pszechfalała ale jestem jedyną doblą kandydatką na to stanofisko. -
- Gdybyś chsiał się dofiedzieć fięcej mogłabym fszystko pszedstafić na sglomadzeniu... -
- Myślę sze nafet byłoby to doble. S lesztą, f ten sposób mosze moglibyśmy... polafić fsajemne stosunki, bo mimo fszystko jesteśmy sąsiadami. -

Kolejne słowa zaczeły wylatywać z jej pyska, mimo iż nie ruszyła nawet jednym mięśniem. Jednak nie były to słowa normalnie. Czuła jakby te przewiercały jej czaszkę i wyryły się w jej myślach na zawsze. Chciała uciekać. Schować się. Uciszyć te wszystkie głosy, ale nie mogła, gdyż tylko zniknęły jedne, a już pojawiały się kolejne. Gorsze. Głośniejsze. Bardziej bolesne.

„cechuje je impulsywność”, „jesteście baldzo nielosfaszni”, „to tak mófiąc o impulsyfności saln”

I znowu, niczym mantra. Nie mogła się ich pozbyć. Zamknęła oczy starając się wyciszyć jak najwięcej bodźców, jednak w rezultacie było ich jeszcze więcej. Nie rozumiała. Co zrobiła źle? Czy to fakt, że chciała pomóc? Że tylko chciała się wykazać? Że chciała pomóc w relacjach klanu i plemienia?

„cechuje je impulsywność”, „jesteście baldzo nielosfaszni”, „to tak mófiąc o impulsyfności saln”

Nie była nierozważna! Może i nie przemyślała tego zbyt dobrze, ale nie była impulsywna! Chciała pomóc- chciała tylko....

Otworzyła oczy czując się jakby topiąc się walczyła o oddech. Głosy w jej głowie nadal nie ustępowały, było tylko gorzej. Czuła jak w głowie jej się kręci, a przed oczami robi jej się ciemno, jednak wyraźnie mogła dostrzec sylwetkę ojca stojącą przed nią i uginającą się pod tymi wszystkimi ciężkimi słowami, które w jego stronę wtedy padły.

„cechuje je impulsywność”, „jesteście baldzo nielosfaszni”, „to tak mófiąc o impulsyfności saln”

Nie chciała go zranić. Nie pomyślała o tym. Po prostu chciała dobrze. Ona naprawdę... To, dlaczego się tak zachowała? Dlaczego pozwoliła wyrzucić w jego stronę te wszystkie okropne słowa?

„cechuje je impulsywność”, „jesteście baldzo nielosfaszni”, „to tak mófiąc o impulsyfności saln”

Nie była impulsywna. Nie była impulsywna. Była niedźwiedziem, nie sarną. Nie mogła sobie pozwolić na-

- Pokój od zawsze jest chfilowy i doskonale o tym fiesz, a humolki kotóf klanofych zmieniają się tak szybko niszym fschód i sachód słońca. -
- To kfestia czasu kiedy po nas pszyjdą. Ale pszeciesz lepiej fieszyć f to sze nic nam nie slobią i są dokładnie tak naifni jak my. -
- Mosze gdybyś nieco częściej fychodził s tego legofiska fiedziałbyś sze niektószy nie chcą jusz chofać się f gólach tylko panofać nad nimi. Ale co ja mogę fiedzieć. Jestem pszeciesz jeszcze tylko noficjuszem, któly nie ma sestafu cech któlyby ci pasofał pszes co f sumie to moszna pszestać sflacać na mnie ufagę, nie faszne co będę lobić i jak nie będę się stalać. -
- Chciałbyś się nam pośfięcić ale jednak jesteśmy sa słabi szebyś fyblał s nas sfojego sastępcę? Mosze nie fiem, pofinieneś mieć kolejny miot samiast oszukifać nas co do tego sze naplafdę jesteśmy ci potszebni? -
- A teraz jakbyś mógł mi sejść s drogi chcę pójść do kogoś dla kogo szeczyfiście coś snaczę i nie muszę spełniać jakichkolfiek oczekifań tylko po to, aby sostać całkoficie signolofaną. -

Patrzyła z wysokości na ojca, ale tym razem nie ze względu na uczucie jakie nosiła, a dlatego, iż znowu przybrała formę brązowego zwierzęcia. Jednak czuła się jakby dzięki temu mogła zobaczyć więcej. A jednak jak okropny był to obraz. Widziała jak jej ojciec wręcz marnieje w oczach, kiedy obrzucała go tymi wszystkimi zarzutami.
Ale czyż nie miałaś racji?
Odezwał się cichy głos w jej głowie, który ciągle starał się przekrzyczeć pozostałe. Na samą tę myśl zrobiło jej się niedobrze.

„cechuje je impulsywność”, „jesteście baldzo nielosfaszni”, „to tak mófiąc o impulsyfności saln”

Nie miała racji. Zaślepiona własną gonitwą za władzą nigdy nie dostrzegała ojca jako... ojca. Zawsze był dla niej po prostu Wieszczem. Kotem, któremu się trzeba przypodobać. Kotem, któremu trzeba zaimponować. A może wtedy zyska jego łaskę i zostanie tym kim od zawsze chciała być. Kimś kim Wiatr nie powinna nigdy zostać. Dlaczego? Jej myśli same zdawały się same na to pytanie odpowiadać.

„cechuje je impulsywność”, „jesteście baldzo nielosfaszni”, „to tak mófiąc o impulsyfności saln”

Czuła jak w jej oczach zbierają się łzy, więc szybko je zamknęła. Nie chciała tego wszystkiego. Niech to już się skończy. Niech te głosy zamilkną.

Jednak było tylko gorzej. Głosy stawały się coraz głośniejsze, a kiedy Wiatr otworzyła oczy już wiedziała, dlaczego.
Znowu znajdowała się na treningu.
Wiedziała co za chwilę się stanie, wiedziała co tym razem było dane jej zobaczyć, a jej policzek znowu zaczął piec. Nie. Nie jej policzek. Policzek sarny. Ale teraz była to też Wiatr. Stała się sarną.

„cechuje je impulsywność”, „jesteście baldzo nielosfaszni”, „to tak mófiąc o impulsyfności saln”

Szczytowi zdaje się to jednak nie przeszkadzać i znowu uderza, już nie kotkę a sarnę stojącą naprzeciw niego. Wiatr zamknęła oczy, gdyż to ona była sarną. To ona odczuła ból.

„cechuje je impulsywność”, „jesteście baldzo nielosfaszni”, „to tak mófiąc o impulsyfności saln”

Tym razem sceneria nie była niczym jej znanym. A przynajmniej tak się jej wydawało, gdyż tak naprawdę znała każdego jednego kota, który stał przed nią. Jej rodzina, jej przyjaciela, jej Plemię. A w śród nich Wiatr dostrzegła samą siebie. Ale nie jako siebie. Jako sarnę.

„cechuje je impulsywność”, „jesteście baldzo nielosfaszni”, „to tak mófiąc o impulsyfności saln”

Powoli wszyscy zaczynają zanikać. Odsuwać się od niej i odchodzić. Zostawiając ją samą. Zostawiając głupią, bezbronną sarnę samą. Może tak jak jej się to należało. Zamknęła oczy, ale nie umiała powstrzymać łez, które zaczęły z nich wylatywać.

- Nie chcę szeby cokolfiek się takiego stało. Nie chcę nikogo ftedy stlacić. Nie chcę stlacić ciebie. -

To w takim razie po co było jej to wszystko? Dlaczego była tak głupia, zapatrzona w sobie. Dlaczego była...

„cechuje je impulsywność”, „jesteście baldzo nielosfaszni”, „to tak mófiąc o impulsyfności saln”

Dlaczego była sarną?
Ta myśl tylko zdążyła przejść jej przez głowę, a Wiatr otworzyła oczy i zauważyła niedźwiedzia. Jednak było już za późno. Zwierzę już zaciskało na jej głowie swoje szczęki.
Była tylko pożywką dla prawdziwego niedźwiedzia. Marną wydmuszką tego kim tak naprawdę chciała zostać.

≪ °❈° ≫≪ °❈° ≫


Obudziła się. Tym razem jednak już w swoim legowisku. Z posklejaną potem sierścią, łzami w oczach i zdartym gardłem? Krzyczała? Jednak była sobą. Nie była sarną, tylko zwykłym kotem.
Chociaż nie czuła się jak kot.
Znowu poczuła falę myśli. Myśli, które nie należały do niej. Jednak nie były to już te same, głośne i jakże bolące słowa odnośnie saren. Tych jednak bała się bardziej, gdyż wiedziała, że nie jest to już sen.
Myśli jednak zdawały się na to nie zwracać uwagi i krążyły jej po głowie, dopóki Wiatr nie zaczęła ich słuchać. I w końcu, w końcu pewna bolesna świadomość uderzyła w nią z całą parą, zabierając jej dech w piersiach.
Nigdy nie była tym kim chciała być. W pogoni za swymi ideałami, była tak naprawdę całkowitym przeciwieństwem tego kim chciała zostać. Zapomniała o tylu sprawach, które przecież powinna postawić na pierwszym miejscu.
Nigdy nie zostanie idealna. Idealnych kotów nie ma.
Nigdy nie da rady dorównać swoim oczekiwaniom, gdyż nawet dorosły i bardziej doświadczony kot by im nie dorównał.
W tym wszystkim liliowa zapomniała o tym co tak naprawdę było ważne: o Plemieniu, o jej rodzinie, którą naraziła na to wszystko. Zawiodła tyle kotów i po co? Po to, aby zyskać chwilowe poczucie wyższości? Po to, aby stać się tym cholernym Wieszczem? Przecież to nie o to w tym wszystkim chodziło. Wieszcz miał być dla kotów, a nie nad nimi.

Myśli zaczęły znikać, jednak Wiatr czuła się jeszcze gorzej, kiedy zostały z nią już tylko te jej przemyślenia. W pysku poczuła okropny, ostry smak, jakby zaraz miała zwrócić wszystko co jadła, a w głowie jej się kręciło. Chciała by móc teraz pobiec do wszystkich, do ojca, do rodzeństwa, do Szczyta. Do całego Plemienia. Chciałaby ich teraz wszystkich pobudzić i przeprosić. Błagać o wybaczenie i może niewygnanie jej za to wszystko co im zrobiła.
Zamiast tego jednak zerwała się na łapy i ze łzami spływającymi po jej pyszczku skierowała się prosto w stronę wyjścia z obozu. Już miała wybiec, już czuła świeże powietrze na pysku, kiedy obiła się o wiele większe od niej, ciało jednego ze strażników pilnującego wyjścia z obozu.
- Nie ty nie losumiesz, musisz mnie fypuścić! Ja muszę- - zaczęła płakać, starając się jakkolwiek wyminąć strażnika, jednak ten nie zamierzał się poruszyć.

„cechuje je impulsywność”, „jesteście baldzo nielosfaszni”, „to tak mófiąc o impulsyfności saln”

Nawet teraz. Nawet w tym momencie jej jedynym odruchem była ucieczka.

Wiedząc, że niczego nie ugra pobiegła w stronę Bocznego Przejścia, jednak sylwetka strażnika mignęła jej zaraz przed oczami, więc po prostu zatrzymała się i opadła na ziemię w tej ciasnej klitce jakiej się znalazła. Zimny kamień nieco ją uspokoił i pozwolił na chociaż chwilowe pozbycie się bólu głowy. Liliowa jednak nie zwracała na to uwagi, a zamiast tego wzrok miała skupiony na kawałku gwieździstego nieba, który mogła dostrzec ze swojej kryjówki.
- Nie fycelofaliście poprawnie. Błagam splóbujcie ponownie. - miauknęła drżącym szeptem, mimo iż najchętniej wykrzyczałaby to wszystko na głos. Chciałaby móc znowu poczuć ból, który przeszedł ją po uderzeniu pioruna. Tylko tym razem powinien uderzyć w nią.
- Błagam ja- potworna gula stanęła jej w gardle, uniemożliwiając dalsze mówienie. Wiatr jednak ciągle patrzyła tęsknym wzrokiem w niebo, jakby czekając aż pojawi się na nim piorun, który zawitałby do jej kryjówki.
Tak się jednak nie stało, a kotka zamiast tego finalnie zasnęła, łkając cicho, z modlitwą o zakończenie tego wszystkiego na pysku.


[zt]

_________________
if i always do what i’m told
i’ll be bitter at fifty years old
i wasted my youth
WASTED MY TIME
wasted my worry on
thexlittlexthings
Re: Trening Wiatru Niosącego Cichą Piosnkę
Sponsored content

Skocz do: