| :: Ziemie Niczyje :: Ziemie Niczyje :: Podróże | Grupa : Płeć : kocur
Księżyce : 37
Matka : Sarnia Skórka [NPC] (?)
Ojciec : Wilk [NPC] (?)
Mistrz : Dziczy Grzbiet [NPC] (*)
Partner : twoja stara
Wygląd : Wysoki, szczupły, czarny jednolity kocur o długim futrze bez ani grama bieli. Po walce z łasicą na treningu ma bliznę przechodzącą przez prawe oko. Tęczówki Kruka mają barwę jadowitej żółci.
Multikonta : Gwieździsta Noc
Autor avatara : https://www.instagram.com/karvahelvetti/
Liczba postów : 264
Gwiezdny Klan | Po pogrzebaniu dziadka Kruk zniknął na jakiś czas, ale nie na długo. Potrzebował chwili dla siebie. Chwili spokoju dla ducha i wolnego od ciekawskich spojrzeń, które przesuwały po nim koty. Nie zawsze były one przychylne, ale to go akurat nie obchodziło. Kruczoczarny kocur, zastępca Trzmielej Gwiazdy, wysunął się ze swojej kryjówki i ruszył w kierunku wyjścia z obozu, gdzie był umówiony z całą ekipą. Słyszał już wcześniej, którędy trzeba się kierować, żeby dotrzeć do Spienionych Wodogrzmotów. Podobno pod nimi znajdowała się jaskinia, w której Gwiezdni stawali się dużo bliżsi i namacalni. Poczekał, aż wszyscy się zbiorą w milczeniu. Nie odzywał się do nikogo, spoglądając żółtymi oczami gdzieś w dal i zastanawiając się, czemu akurat jego musiało to spotkać. Konwalio, psia krew, czemu nie wytrenowałaś terminatora przede mną? Moje życie byłoby dużo prostsze. — Ruszajmy — rzekł, gdy w końcu wszyscy się zebrali i wyszedł z obozu, kierując się na północ w stronę Gawry, idąc pomiędzy Małym Okiem a Skalnym Zębem. _________________ |
| | Grupa : Płeć : kotka
Księżyce : [*]
Matka : Słowiczy Śpiew [NPC]
Ojciec : Kruchy Pazur [NPC]
Mistrz : Kruczy Cień
Wygląd : Drobna, o niskim wzroście i chudej posturze. Ma krótkie, czarno srebrne cieniowane futro i duże, brązowe oczy.
Multikonta : Cebulowy Nos, Huragan, Jastrząb
Autor avatara : plicha rozkurwicha#3025
Liczba postów : 479
Nieaktywny | Na miejscu była na czas, wcześniej zjadając coś ze stosu i wypoczywając. Nie mogła doczekać się tej wyprawy, czymkolwiek ona była. Nadal bardzo bawił ją fakt, że została do niej wybrana, ale nie zamierzała marudzić. Zawsze to coś nowego, a być może nawet to jedyna taka okazja w jej życiu. Lisia Gwiazda przecież nigdy nie wzięłaby ją na coś takiego, a Chłodny Blask, jeśli kiedykolwiek miałby szansę zostać przywódcą... Prędzej ukarałby ją i uziemił w obozie. Tutaj za to miała tego typu różne atrakcje, które zdecydowanie urozmaicały jej życie. Nie, żeby miała uznawać Klan Gromu za lepszy od Cienia - wciąż nie było dla niej żadnych wątpliwości, w którym wolałaby żyć. Nie mniej jednak, zamierzała wyciągnąć z tego jak najwięcej korzyści. Do samego celu wyprawy podchodziła raczej sceptycznie - z przymrużeniem oka brała te dodatkowe życia od przodków. Lidia Gwiazda padła szybko w pożarze, a teraz Trzmiela Gwiazda niespodziewanie zrobił się bardziej sztywny niż za życia. Czy te mityczne życia im jakoś pomogły? No chyba nie za bardzo. Mewa nie oczekiwała w związku z tym żadnego cudu... Choć ciekawiło ją, jak sam Kruk do tego podchodzi. Nie ośmieliła się jednak zapytać, jeszcze nie teraz. Przywitała się z pozostałymi i ruszyła za czarnym kocurem, kiedy ten poprowadził ich gdzieś w stronę Gawry. - Skąd wiadomo, gdzie się udać? Jak to miejsce wygląda? - rzuciła najprostsze możliwe pytanie, co by nie iść w całkowitej ciszy. Jeszcze zdąży się rozkręcić! Zdała sobie również sprawę, że zapytała bardzo ogólnie. Doskonale wiedziała, że trasa jest znana dzięki Lodowemu Potokowi, który przecież już udał się na spotkanie z przodkami ze swoim terminatorem... Ale skąd się Lodowy Potok? Mewa liczyła, że Kruk albo ktokolwiek inny domyśli się, że pyta o to najdalsze źródło informacji. Przecież kocurowi się to nie przyśniło, prawda? Co do miejsca, to oczywiście mogła zaczekać, ale czy była na tyle cierpliwa? Och, miała tyle rzeczy do wygłoszenia! Samego Kruka z chęcią by zapytała, jak zapatruje się na swoją karierę przywódcy, ale to jeszcze za chwilę. Zerknęła również przelotnie na Konwalię, chcąc dostrzec, co tam się kryje na jej pysku, a potem na Rwący Strumień - wojowniczkę, której kompletnie jeszcze nie znała. _________________ I won't tell you that I love you, kiss or hug you 'cause I'm bluffin' with my muffin I'm not lying, I'm just stunnin' with my
love-glue-gunnin'
just like a chick in the casino take your bank before I pay you out I promise this, promise this check this hand 'cause I'm marvelous
| |
|
| | Grupa : Płeć : kotka
Księżyce : 30 w chwili śmierci
Matka : Sarnia Skórka [NPC] (?)
Ojciec : Wilk [NPC] (?)
Mistrz : Mroźny Poranek [NPC]
Wygląd : Dobrze zbudowana kocica o wzroście trochę wyższym od przeciętnego. Ma długie, czarno-rude futro; na większych rudych plamach widać cętki. Posiada również białe znaczenia na palcach prawej przedniej i tylnej łapy, brzuchu, klatce piersiowej, pyszczku i końcówce ogona, wszystkie o niezbyt dużej powierzchni. Jej oczy są ciemnozłote, a wąsy zabawnie poskręcane.
Multikonta : Motyla Łapa
Liczba postów : 166
Gwiezdny Klan | Pojawiła się na miejscu niemal od razu po pogrzebie. Nie była głodna, nie była zmęczona, nie potrzebowała też żadnej chwili dla siebie – chciała jak najszybciej przejść do zadania, żeby mieć coś, czym mogła zająć myśli, dlatego obmyślała już powoli, jak się za to wszystko zabrać. Nie znała trasy, ale ją na pewno poznał Kruk od Lodowego Potoku. Ona sama szła tam głównie po to, żeby interweniować w ramach zagrożenia, co w sumie bardzo jej odpowiadało. Skupianie się na drodze, wypatrywanie drapieżników, a przy tym towarzystwo dwóch dość energicznych, towarzyskich kocic powinno zadziałać dobrze jako coś do odwrócenia uwagi od wszystkiego, co się stało. A skoro nie bardzo potrafiła radzić sobie z żałobą w jakikolwiek inny sposób i potrzebowała sił, żeby faktycznie jakoś pomóc Krukowi albo coś – idealnie się składało. Liczyła na to, że jakiś czas poza terenami klanu, choćby to wcale nie miało trwać długo, pozwoli jej wrócić do siebie na tyle, o ile było to możliwe. Odciąć się od problemów i skupić na drodze; brzmiało całkiem nieźle. Kruk, Mewa i Rwąca pojawili się dość szybko, a więc wkrótce wyruszyli. Szła trochę z boku, nie bark w bark z Kruczym Cieniem, ale też nie tak zupełnie za nim, głównie dlatego, że nie chciała tworzyć równego rządku. Wolała być trochę z boku, bo wtedy komunikacja robiła się jakaś wygodniejsza, niż jak wszyscy szli w jakiejś kolumnie. Głównie skupiała się na obserwowaniu terenów, bo wciąż nie była za bardzo w nastroju na pogawędki i chciała też szczególnie uważać na jakieś zagrożenia, ale kiedy Mewia Łapa się odezwała, przeniosła na nią spojrzenie. Kruk nie wyglądał za rozmownie, więc równie dobrze mogła spróbować odpowiedzieć chociaż na część jej pytania, nie? – Skoro to miejsce spotkań z Gwiezdnymi, to pewnie przez Gwiezdnych. Może Lodowy Potok dostał jakiś znak, wizję albo coś w tym stylu – rzuciła, lekkim, ale mniej wesołym tonem niż zazwyczaj. Podchodziła do takich rzeczy ciut sceptycznie. To nie tak, że nie wierzyła w Gwiezdny Klan, ale nie sądziła, żeby serio robili dużo tak poza tym, że... istnieli. Te wszystkie wizje, opiekowanie się żyjącymi i tak dalej – w to już nie wierzyła tak łatwo, ale że jej dziadek, uch, był przywódcą i niby dostał te życia, to podejrzewała, że coś musiało w tym być. Zdecydowanie nie była jednak gorliwą wierzącą w Gwiezdny Klan. _________________ if I were still alive, I’d sing just one last time a song I never sang for you, but now I have to try it's just a bit embarrassing, but you need to hear it through it would be nice if you could listen to this song I made for youit would be nice if this song could one day reach you |
| | Grupa : Płeć : kotka
Księżyce : 118 [X]
Matka : Płotkowy Potok [*]
Ojciec : Skołtuniony Ogon [*]
Mistrz : Falująca Trawa
Wygląd : Niskiego wzrostu, długowłosa kocica o trójkolorowej (czarno-biało-rudej) barwie futerka. Dość chuda, drobna. Złociste oczy.
Na czubku głowy, przy nosie, oraz na grzbiecie i ogonie przeplatają się rude i czarne plamy, gdzie na tych rudych widać niewyraźne, tygrysie pręgowanie. Cała reszta ciała biała.
Multikonta : Trzcinowy Brzeg [KRz], Zamglone Jezioro, Wrona [KG]
Liczba postów : 439
Wojownik | Nie ruszyła się niemal z miejsca pogrzebu do samego końca, niepewnie spoglądając na proces pochówku Trzmielej Gwiazdy. Nadal nie mogło do niej dojść, że, no, przywódcy nie będzie. Jakoś tak był od zawsze, a teraz nagle ma być jakiś inny. Znaczy, no, nie jakiś, a konkretnie Kruczy Cień, ale wiadomo o co chodzi, tak? Dlatego niedługo po pogrzebie ruszyła do miejsca, skąd mieli wyruszyć w drogę. Przeleciała spojrzeniem po kotach, które miały z nią iść, skinęła im delikatnie głową na powitanie, nawet nie przywitała się słownie, bo nie wiedziała, czy to... Stosowne? Nie była pewna, czy może się zachowywać jak na co dzień, kiedy ma przy sobie dwójkę wnuków martwego przywódcy, ale była gotowa zarzucić jakiś temat, żeby nie szli w ciszy. Ale, gdy tylko wyruszyli, wyprzedziła ją Mewia Łapa, a że było to w zasadzie coś, co i ją interesowało, to zastrzygła uszkami, ciekawa odpowiedzi, wędrując wzrokiem między kocurem a kotką. No i cóż, nie dowiedziała się za dużo, ale nie chciała zostawiać terminatorki bez odpowiedzi, mimo że... Teoretycznie nie miała o tym miejscu pojęcia. - Skoro jest to miejsce, gdzie siedzą Gwiezdni, to musi być olbrzymie! - rzuciła, nieco się nakręcając, ale jeszcze nie miała jakiegoś specjalnie podekscytowanego tonu, niepewnie zerkając na przyszłego przywódcę i jego siostrę. - No i musi być... Jakieś wyjątkowe, żebyśmy mogli je rozpoznać, prawda? Takie jakieś... Wyróżniające się, albo coś - dodała, a jej wąsy drgnęły z podekscytowania, że będzie mogła zobaczyć tak niezwykłe miejsce! |
| | Grupa : Płeć : kocur
Księżyce : 71 (sierpień)
Matka : Mroźny Wiatr [NPC] (*)
Ojciec : Niedźwiedzia Gwiazda [NPC] (*)
Mistrz : Gwieździsta Noc (*)
Partner : Słodki Nektar
Wygląd : stosunkowo masywny, wyższy niż przeciętnie długowłosy kocur o złocisto-orzechowym futerku, na którym malują się rudawo-brązowe i czarne klasyczne pręgi, i złocistych oczach; często rozczochrany, odstaje mu futro na głowie i piersi; porusza się z uniesionym ogonem
Multikonta : Wieczorna Rosa; Echo; Tygrysica
Autor avatara : avatar ja, art pliszka
Liczba postów : 2982
Gwiezdny Klan | I wyruszyli.
Na szczęście Kruczy Cień poznał szczegóły trasy do miejsca spotkań z Gwiezdnym Klanem od Lodowego Potoku, w związku z czym dość liczna wycieczka nie musiała kluczyć i liczyć na znaki od przodków, by wiedzieć, gdzie się kierować. Mimo to czekała ich długa, męcząca podróż, zajmująca więcej niż pół dnia; w końcu nawet do klanowej granicy szło się dość długo, a teraz Gromiacy musieli dotrzeć o wiele, wiele dalej. A skoro o granicy mowa – dotarcie do niej obyło się bez jakichkolwiek problemów, za wyjątkiem starych tropów lisa, które nie prowadziły do żadnego konkretnego miejsca, wręcz przeciwnie: po pewnym czasie przestały być wyczuwalne. Oczywiście trochę to trwało, bo nawet dość żwawym krokiem droga z obozu do okolic Gawry zajmowała 2 godziny… ale to był dopiero początek podróży.
Resztki mokrego śniegu zmieszane z błotem i liśćmi utrudniały poruszanie się czwórce Gromiaków, przedłużając ich wędrówkę. W końcu jednak, po kolejnych kilku godzinach, stanęli na szczycie Turzycowej Skarpy, niedaleko granicy terenów Klanu Wichru. Zejście nie wyglądało na proste, ale jednocześnie nie wydawało się niemożliwe; skarpa była kamienista i przykryta wyschniętymi trawami, których w razie czego można było się chwycić w razie konieczności. Pytanie tylko, czy przyszły przywódca chciał ryzykować, czy może wolał nadłożyć drogi i przejść do Spienionych Wodogrzmotów przez Osuwisko, które znajdowało się dalej… |
| | Grupa : Płeć : kocur
Księżyce : 37
Matka : Sarnia Skórka [NPC] (?)
Ojciec : Wilk [NPC] (?)
Mistrz : Dziczy Grzbiet [NPC] (*)
Partner : twoja stara
Wygląd : Wysoki, szczupły, czarny jednolity kocur o długim futrze bez ani grama bieli. Po walce z łasicą na treningu ma bliznę przechodzącą przez prawe oko. Tęczówki Kruka mają barwę jadowitej żółci.
Multikonta : Gwieździsta Noc
Autor avatara : https://www.instagram.com/karvahelvetti/
Liczba postów : 264
Gwiezdny Klan | Kocice same dobrze bawiły się w swoim towarzystwie i Kruczy Cień właściwie nie musiałby im odpowiadać, bo wszystko już padło, ale niestety tylko i wyłącznie w domysłach, a ten jeden raz nie chciał wyjść na buca. Zwłaszcza że jedną z tych kocic była jego siostra, wobec której zawsze starał się być w porządku. — Konwalia ma rację. Lodowy Potok dostał podobno znak od Gwiezdnych, który go poprowadził. Szczerze? Nie wiem, jak to miejsce będzie konkretnie wyglądać. Mówił mi tylko o wodospadzie, który podobno od razu rozpoznamy — odpowiedział na pytania, które padły. Prawdę mówiąc, czuł się trochę jak prowadzony przez ślepego, ale co tam. Może i im Gwiezdni ześlą jakieś znaki. Westchnął w duchu przygnębiony zarówno śmiercią dziadka, jak i tym, że ta śmierć przypieczętowała jego los. A gdyby tak wpadł do Gęsiej Szyi i porwał go nurt? Brzmiało jak dobre rozwiązanie na jego obecny problem. Po paru godzinach dotarli do Gawry, a idąc dalej w końcu dotarli do Turzycowej Skarpy, o której mówił mu Lodowy Potok. Kruczy Cień spojrzał w dół z jej szczytu i z niesmakiem zmarszczył nos. — Lodowy Potok mówił, że musimy zejść tędy, ale o tej Porze ta skarpa nie wygląda na bezpieczną. Chcemy próbować czy szukamy lepszego zejścia? — zadał pytanie do całej swojej gromadki, umywając łapy od podejmowania decyzji, chociaż to właśnie jego rolą było zadecydowanie o dalszym przebiegu. Powoli zaczął iść wzdłuż krawędzi, szukając jakiegoś łatwiejszego zejścia, gdy czekał na odpowiedzi. W końcu w oko wpadło mu nieco oddalone Osuwisko, które widział z oddali. _________________ |
| | Grupa : Płeć : kotka
Księżyce : 30 w chwili śmierci
Matka : Sarnia Skórka [NPC] (?)
Ojciec : Wilk [NPC] (?)
Mistrz : Mroźny Poranek [NPC]
Wygląd : Dobrze zbudowana kocica o wzroście trochę wyższym od przeciętnego. Ma długie, czarno-rude futro; na większych rudych plamach widać cętki. Posiada również białe znaczenia na palcach prawej przedniej i tylnej łapy, brzuchu, klatce piersiowej, pyszczku i końcówce ogona, wszystkie o niezbyt dużej powierzchni. Jej oczy są ciemnozłote, a wąsy zabawnie poskręcane.
Multikonta : Motyla Łapa
Liczba postów : 166
Gwiezdny Klan | Wysłuchała domysłów Rwącego Strumienia, przerzucając wzrok na wojowniczkę, a następnie potwierdzenia ze strony Kruczego Cienia. Wodospad, który od razu rozpoznają... Brzmiało całkiem przyjemnie. Konwaliowa Ścieżka lubiła przebywać nad wodą, a wodospady były ładne. Inna sprawa, że jeśli się zmoczą, to raczej nie będzie przyjemnie. Podróżowanie czy też stanie i czuwanie w takiej zimnej temperaturze z mokrym futrem na pewno nie było miłe, a kto wie, może jeszcze skończyłoby się jakimiś przeziębieniami. Brr. Póki co mieli jednak sporo drogi do przejścia i z pewnością inne przeszkody na drodze do pokonania. Na szczęście nie było przynajmniej żadnych drapieżników; ot, tylko stary trop lisa, ale sam psowaty gdzieś już poszedł. Mimo to Konwalia rozglądała się uważnie i była na baczności przez całą drogę. Szło się w zasadzie całkiem przyjemnie, jeśli nie liczyć złego nastroju spowodowanego śmiercią Trzmielej Gwiazdy, ale ten starała się z całych sił odpędzać. "Całkiem przyjemnie" skończyło się jednak w momencie, w którym stanęli przed Turzycową Skarpą; tam czekał na nich wybór trasy, który w dodatku Kruczy Cień zostawił im. Uch, co teraz? W normalnych okolicznościach Konwaliowa Ścieżka chętnie by spróbowała, ale teraz nie była w najlepszej formie i po głowie chodziły jej niezbyt przyjemne scenariusze. Obawiała się trochę o to użądlenie, które Lodowy Potok kazał jej oszczędzać, poza tym na skarpie mogło być ślisko w związku z porą. – Gdyby ktoś zwichnął tu sobie łapę, mogłoby być nieprzyjemnie – mruknęła, głośno myśląc i, podobnie jak Kruk, zaczęła się rozglądać za innym zejściem. Jedno miejsce kawałek dalej wyglądało potencjalnie na takie, gdzie dało się zejść. – Osobiście wolałabym sprawdzić, czy dałoby się zejść tamtędy – dodała, wskazując stronę Osuwiska. – Obawiam się, że tu może być ślisko, Lodowy Potok i Morelowa Łapa pewnie mieli lepsze warunki, a jesteśmy na tyle daleko, że gdyby komuś stała się krzywda, powrót byłby... problematyczny. Ale nie wiem, może przesadzam. Jak myślicie? – spytała w końcu. Nie chciała, żeby ktokolwiek musiał wracać jakiś poraniony, dlatego podchodziła do tego pomysłu ze sporą dozą ostrożności... ale może skarpa wydawała jej się straszniejsza, niż faktycznie była, a ona po prostu zrobiła się nadopiekuńcza, bo tak na nią zadziałała śmierć Trzmielej Gwiazdy? W każdym razie powiedziała, co o tym myślała, ale decyzję pozostawiała do omówienia. _________________ if I were still alive, I’d sing just one last time a song I never sang for you, but now I have to try it's just a bit embarrassing, but you need to hear it through it would be nice if you could listen to this song I made for youit would be nice if this song could one day reach you |
| | Grupa : Płeć : kotka
Księżyce : [*]
Matka : Słowiczy Śpiew [NPC]
Ojciec : Kruchy Pazur [NPC]
Mistrz : Kruczy Cień
Wygląd : Drobna, o niskim wzroście i chudej posturze. Ma krótkie, czarno srebrne cieniowane futro i duże, brązowe oczy.
Multikonta : Cebulowy Nos, Huragan, Jastrząb
Autor avatara : plicha rozkurwicha#3025
Liczba postów : 479
Nieaktywny | Odpowiedź "przez Gwiezdnych" nie za bardzo ją satysfakcjonowała. Potrzebowała prostej, rzetelnej informacji, a nie bajek i bredni. Znak? Wizja? Dobre sobie - czegoś takiego przecież nie ma! Jakby tak na to spojrzeć, to Mewia Łapa nie miała żadnego powodu, aby wierzyć czy nie wierzyć w przodków. Jeśli istnieją - w porządku, ale wolałaby nie mieć z nimi styczności, skoro nie zrobili nic, aby zapobiec tragedii Klanu Cienia. Jeśli ich nie ma, to zasadzie byłoby tym lepiej. No cóż, nieważne - zadała to pytanie, aby sobie pogadać, ot co. I częściowo zaspokoić swoją ciekawość - nic poza tym. – Och? A czemu to? Może po śmierci koty jako Gwiezdni stają się malutcy jak mrówki, a ich rezydencja wcale nie jest okazała? – zachichotała cicho, zwracając się do Rwącego Strumienia. Czy to miejsce faktycznie będzie wyjątkowe – zobaczymy. Być może nie będzie się niczym różnić od wszystkiego innego - i tyle z tego wyróżniania się. Mewa liczyła raczej na inne atrakcje, może jakiś samotnik stający im na drodze... Albo ciekawe obiekty... Cokolwiek! Tylko po to idzie na tę wycieczkę! – A więc wodospad – powtórzyła cicho i lekko się uśmiechnęła. Może być i wodospad - oby nie musieli do niego włazić, bo w czasie Pory Nagich Drzew nie jest to wybitny pomysł. Terminatorka szczególnie wolałaby uniknąć zachorowania - nie chciałaby być uziemiona w obozie, na dodatek w lecznicy! Co ona by tam robiła?! Jedynym, czym mogłaby się zająć, to wkurzaniem tego Lodowego Gbura. Wędrówka nie była dla niej tak męcząca, jak myślała, że będzie. Najwyraźniej długie wycieczki jeszcze na starych terenach przyzwyczaiły ją do wielogodzinnych tras. Dotarli do jakiejś skarpy, która - krótko mówiąc - nie wyglądała na zbyt stabilną. Zatrzymała się przy samej krawędzi i zerknęła na sam dół. – Mogłoby – przytaknęła Konwalii. – Z drugiej strony, nie wiemy, ile drogi musielibyśmy nadłożyć i gdzie ostatecznie byśmy trafili, czy w ogóle znalazłoby się lepsze zejście i ile zajęłoby jego szukanie. Ta skarpa jest pewna, choć ryzykowna. – dodała od siebie. Sama, gdyby miała decydować, zaraz spróbowałaby się z niej ześlizgnąć. Zerknęła kątem oka na Rwący Strumień, która być może będzie miała jeszcze coś do dodania, a zaraz potem na Kruka, na którym zawiesiła wzrok na nieco dłużej. Decyzja, przyszły przywódco. _________________ I won't tell you that I love you, kiss or hug you 'cause I'm bluffin' with my muffin I'm not lying, I'm just stunnin' with my
love-glue-gunnin'
just like a chick in the casino take your bank before I pay you out I promise this, promise this check this hand 'cause I'm marvelous
| |
|
| | Grupa : Płeć : kotka
Księżyce : 118 [X]
Matka : Płotkowy Potok [*]
Ojciec : Skołtuniony Ogon [*]
Mistrz : Falująca Trawa
Wygląd : Niskiego wzrostu, długowłosa kocica o trójkolorowej (czarno-biało-rudej) barwie futerka. Dość chuda, drobna. Złociste oczy.
Na czubku głowy, przy nosie, oraz na grzbiecie i ogonie przeplatają się rude i czarne plamy, gdzie na tych rudych widać niewyraźne, tygrysie pręgowanie. Cała reszta ciała biała.
Multikonta : Trzcinowy Brzeg [KRz], Zamglone Jezioro, Wrona [KG]
Liczba postów : 439
Wojownik | Zachichotała również, gdy usłyszała domysły Mewiej Łapy, a jej wąsy drgnęły delikatnie. W sumie, kto wie, nigdy Gwiezdnych nie widziała, może faktycznie byli jacyś tacy mniejsi? Ale z drugiej strony, czy wodospad, jak opisał go Kruczy Cień, może być mały? Chyba inaczej by go opisał, jakby to było niewielkie? Jakiś spadek wody, czy coś, no nie wiem, ale nie wodospad, no nie, bo to brzmiało tak... poważnie, dostojnie i w ogóle, woow. - Kto wie. Na pewno Kruczy Cień nam opowie, jak już tam dojdziemy, w jakich rozmiarach się prezentują! - rzuciła wesoło, spoglądając na karego kocura. Miała nadzieję, że rozładuje to jakoś atmosferę, bo sama, podobnie jak Mewa, nie chciała całą drogę iść w smutnej ciszy. Rozumiała, że dwójka z nich może być przybita, ale hej, świadomie, czy nie, po to właśnie Kruk wziął ją na tę wyprawę, by nieco rozładować atmosferę i spróbować ich jakoś pocieszyć. - Chociaż jak dla mnie wodospad brzmi zbyt fajnie, żeby to miało być jakieś małe nie-wiadomo-co i mieszkały tam mrówki. No chyba, że samo miejsce jest olbrzymie, ale Gwiezdni malutcy - zaczęła rozwijać ten temat, mając nadzieję, że może ktoś to pociągnie i będzie o czym gadać. W każdym razie, po jakimś czasie doszli do... Cóż, ciekawego miejsca. Skarpa nie wyglądała zachęcająco i Rwąca nawet nieświadomie przełknęła głośniej ślinę, w głębi duszy mając nadzieję, że przywódca uzna, że to niebezpieczne i trzeba znaleźć jakąś inną drogę. Ale ten wydawał się polegać na kotkach, które ze sobą wziął, na co ona szybko uniosła wzrok na pozostałą dwójkę, mając nadzieję, że one jakoś wyperswadują szukanie innej drogi. Lubiła przygody, pewnie, ale nie kosztem własnego życia! Niepewnie zerknęła na obie kocice, które wygłosiły już swoje opinie, a następnie sama się odezwała, najpewniej jak umiała: - To zejście nie wygląda obiecująco. Łatwo możnaby się poślizgnąć... Z drugiej strony, jeśli nie ma w pobliżu łagodniejszego zejścia, to... Chyba warto spróbować, niż niepotrzebnie nadkładać drogę - rzuciła, niby obojętnie, ale jednak miała nadzieję na drugą opcję - nadłożenie drogi i bezpieczniejsze zejście. Ale, no, to zależy od przyszłego przywódcy, w którego swoją drogą wbiła wzrok. |
| | Grupa : Płeć : kocur
Księżyce : 37
Matka : Sarnia Skórka [NPC] (?)
Ojciec : Wilk [NPC] (?)
Mistrz : Dziczy Grzbiet [NPC] (*)
Partner : twoja stara
Wygląd : Wysoki, szczupły, czarny jednolity kocur o długim futrze bez ani grama bieli. Po walce z łasicą na treningu ma bliznę przechodzącą przez prawe oko. Tęczówki Kruka mają barwę jadowitej żółci.
Multikonta : Gwieździsta Noc
Autor avatara : https://www.instagram.com/karvahelvetti/
Liczba postów : 264
Gwiezdny Klan | Słuchał wszystkich za i przeciw i w pewnym momencie dotarło, że one nie podejmą decyzji za niego. Przynajmniej w pełni. Od tego wschodu słońca wszystkie o wszystkich ważnych sprawach miał decydować właśnie on w ostateczności. Mieć ten ostatni głos. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł go po grzbiecie, stawiając lekko czarne futro w okolicach karku. Dobrze, że kocice same się sobą dostatecznie zajmowały i nie musiał być w tym momencie duszą towarzystwa. Zmagał się z własnym problemem pt. "Nigdy nie chciałem tu być". Nigdy, ale to nigdy nie miał parcia na szkło, na władzę, ani nawet zbyt dużych ambicji. Lubił wiedzę, lubił wiedzieć o przeróżnych sprawach, ale nie, na ostry i ciernie, odpowiadać za innych. Słowa Konwaliowej Ścieżki po raz kolejny utwierdziły go w przekonaniu, że byłaby zdecydowanie lepszym wyborem dla klanu, gdyby tylko miała wytrenowanego terminatora i gdyby tylko Trzmiela Gwiazda nie ubzdurał sobie jakiejś wizji jego samego, którą sam zresztą własnymi łapami pielęgnował, żeby dziadkowi nie było przykro. Znalazł się w tym położeniu z powodu własnej głupoty. — Konwalia ma rację. Na dodatek sama nosi opatrunek. Nie możemy ryzykować, że któreś spadnie i się połamie, gdzie do Wzburzonej Wody mamy dobre parę godzin marszu — stwierdził ostatecznie. Nie miał nastroju, żeby reagować na jakieś śmieszki i zaczepki na temat tego, jak mogą wyglądać Gwiezdni i gdzie mieszkać. Powiódł ślepiami w kierunku Osuwiska i zaczął iść w jego stronę. Zamierzał zejść tamtędy na dół, ostrożnie stawiając kroki, a potem ruszyć wzdłuż brzegu rzeki w stronę, po której wschodziło słońce. Lodowy Potok mówił, że powinni się tamtędy kierować, aby odnaleźć Spienione Wodogrzmoty. _________________ |
| | Grupa : Płeć : kocur
Księżyce : 71 (sierpień)
Matka : Mroźny Wiatr [NPC] (*)
Ojciec : Niedźwiedzia Gwiazda [NPC] (*)
Mistrz : Gwieździsta Noc (*)
Partner : Słodki Nektar
Wygląd : stosunkowo masywny, wyższy niż przeciętnie długowłosy kocur o złocisto-orzechowym futerku, na którym malują się rudawo-brązowe i czarne klasyczne pręgi, i złocistych oczach; często rozczochrany, odstaje mu futro na głowie i piersi; porusza się z uniesionym ogonem
Multikonta : Wieczorna Rosa; Echo; Tygrysica
Autor avatara : avatar ja, art pliszka
Liczba postów : 2982
Gwiezdny Klan | Kruczy Cień podjął decyzję o nadłożeniu drogi na rzecz bardziej bezpiecznej trasy… chociaż może niekoniecznie bardziej przyjemnej, biorąc pod uwagę żwir i drobne kamyczki, po których musiała przejść cała wycieczka. Szkoda, że kocur nie wiedział, że później tak czy siak będą szli bardzo wąskim brzegiem Gęsiej Szyi, co było nawet bardziej niebezpieczne, niż zejście Turzycową Skarpą, na której co najwyżej ktoś by się trochę obił. No i, chcąc nie chcąc… decyzja podjęta ostatecznie przez przyszłego przywódcę i tak miała mieć konsekwencje dla przynajmniej jednego z uczestników wyprawy…
Rzut „kto porani stópki”: 1d4. 1: Konwaliowa Ścieżka, 2: Kruczy Cień, 3: Mewia Łapa, 4: Rwący Strumień. Wypada 3 – Mewia Łapa.
Rzut „co się stanie”: 1d10. 1-4 – średnie podrażnienie opuszek łap (obrażenia pomiędzy 10 a 19), 5-8 –lekkie podrażnienie opuszek łap (obrażenia poniżej 10), 9-10 – nic. Wypada 7.
Rzut na obrażenia: 1d10. Wypada 4.
Na szczęście konsekwencje te nie były AŻ TAK poważne. Gdy już dotarli na Osuwisko, co trochę zajęło w mokrym śniegu, i zaczęli się nim przemieszczać, by przejść do Międzyrzecza, okazało się, że Mewia Łapa ma bardzo delikatne poduszeczki łapek i lekko je otarła, przemieszczając się po żwirze i drobnych kamyczkach, których nie przykrywała nawet roślinność (-4 HP). Na szczęście obyło się bez poważniejszych obrażeń i popękanych opuszek, więc może jednak opłacało się nadłożyć drogi?
W końcu wyprawa dotarła do Gęsiej Szyi. Na początku rzeka, w górę której musieli iść, nie wyglądała jakkolwiek… zagrażająco. Gdy dotarli do miejsca, w którym Międzyrzecze było oddzielone od Doliny Oka Gór niezbyt wysokim, ale stromym pasmem gór, ścieżka nad rzeką się zaczynała zwężać, ale wciąż była bardzo bezpieczna – jeżeli koty chciały iść obok siebie, wciąż mogły.
Problem zaczął się tak naprawdę dopiero przy samych Spienionych Wodogrzmotach. Huk zagłuszał nie tylko potencjalne słowa kotów, ale i ich myśli, na pyski i futra kotów pryskały krople wody, a droga wyraźnie była tylko jedna: bardzo wąską ścieżką po boku rzeki, która ewidentnie prowadziła do podstawy wodospadu. Nie dość że była wąska, to jeszcze podmyta przez wodę, przez co jej brzeg był ostry, a nie łagodny… a sama droga na pewno była śliska.
Niemniej jednak, jeżeli wszyscy zachowywali ostrożność i rozsądne tempo, idąc ścieżką, to udało im się dotrzeć… prosto pod wodospad. Przemoknięte koty mogły przejść przez jego granicę i znaleźć się w niewielkiej grocie. Ta po kilkunastu krokach się zwężała i zaczynała tworzyć stosunkowo wąski tunel, który był jedyną drogą, jaką przed sobą mieli. Tunel był krótki i znowu się zaczynał rozszerzać po zaledwie kilkunastu krokach, żeby ostatecznie stać się jaskinią – większą, w której panował przedziwny zapach i aura. Tam, czego nie można było racjonalnie wyjaśnić, futro kotów stało się znowu suche. Żadne z czwórki kotów nie było wcześniej w tego typu miejscu, więc nigdy też nie czuli tego typu mocy, niemożliwego do wyjaśnienia poczucia bezpieczeństwa i trudnych do określenia zapachów, tworzących przyjemną mieszankę. Jaskinia miała wysokie sklepienie, a gdyby komuś przyszło do głowy, by na nie zerknąć, dostrzegłoby się otwór, przez który wpadało światło, idealnie oświetlające jedyny obiekt, znajdujący się w centrum jaskini: wysoki, zaostrzony na szczycie kamień, który miał bardzo jasny, niemal biały kolor z niebieskim podtonem i który lekko świecił. To musiało być to. |
| | Grupa : Płeć : kocur
Księżyce : 37
Matka : Sarnia Skórka [NPC] (?)
Ojciec : Wilk [NPC] (?)
Mistrz : Dziczy Grzbiet [NPC] (*)
Partner : twoja stara
Wygląd : Wysoki, szczupły, czarny jednolity kocur o długim futrze bez ani grama bieli. Po walce z łasicą na treningu ma bliznę przechodzącą przez prawe oko. Tęczówki Kruka mają barwę jadowitej żółci.
Multikonta : Gwieździsta Noc
Autor avatara : https://www.instagram.com/karvahelvetti/
Liczba postów : 264
Gwiezdny Klan | Ostrożnie zeszli po Osuwisku, a kiedy znaleźli się na dole grupa ruszyła tam, gdzie Kruczy Cień ich prowadził. Lodowy Potok nie wspomniał mu, albo on nie pamiętał, że trasa brzegu też nie jest zbyt bezpieczna. Naprawdę, Gwiezdni, nie mogliście sobie wybrać jakiegoś innego miejsca, do którego łatwiej dotrzeć? Wąski brzeg Gęsiej Szyi, wzdłuż którego szli, sprawił, że Kruczy Cień poprosił, żeby na wszelki wypadek poruszali się... gęsiego. I tak jeden za drugim szli przez te węższe obszary z Mewą, która na dodatek otarła sobie opuszki łap podczas schodzenia na dół. Wkrótce dotarli do Spienionych Wodogrzmotów. Kruczy Cień zatrzymał się na chwilę, podziwiając uroki tego miejsca, a że i tak było szumnie i głośno na tyle, że nie za bardzo mogli się nawzajem usłyszeć, to z przyjemnością odleciał myślami na ten czas do własnej krainy, nie myśląc o tym, że jakieś martwe koty z chmury zaraz przemianują go na Kruczą Gwiazdę. Po czasie znowu ruszyli, ostrożnie stawiając łapy po ścieżce przy stromym brzegu, aż w końcu dotarli prosto pod wodospad, zmoknąwszy nieco wcześniej. Wchodząc pod wodospad po jakimś czasie dotarli do jaskini o wysokim sklepieniu. Czarnowłosy poczuł się... dziwnie. Mimowolnie spojrzał w górę i wtedy ujrzał otwór w sklepieniu jaskini, przez który wpadał snop światła. Powiódł za nim żółtymi ślepiami, a świetlne pasmo doprowadziło go prosto do jasnego kamienia o niebieskim podtonie, który lśnił, choć trzeba było mieć bystre oko, by to dostrzec. — Coś mi się wydaje, że to jest to czego szukamy. Piękne miejsce — odezwał się w końcu, a jego ton głosu nie był już taki przygnębiony jak wcześniej. Kruczy Cień czuł się tu dobrze i bezpiecznie. Jakaś siła ciągnęła go do tego wspaniałego kamienia, toteż lekkim, cichym krokiem zbliżył się do niego. — Chyba muszę go dotknąć. Średnio wierzę w cały ten mistycyzm naszej wiary, ale zżera mnie ciekawość. Konwalio, teraz ty tu rządzisz. Swoją drogą, może gdybyś się nie ociągała z treningami, to byłabyś na moim miejscu — odezwał się znowu. Tym razem słowa Kruczego Cienia były skierowane głównie do tego siostry i przy okazji jedynej krewnej, która została w klanie, a może i przy życiu. Pewnie wcale tego nie żałowała, ale Kruk trochę tak. Mógł się tak nie śpieszyć to może doczekaliby sie Mroźnej Gwiazdy, albo właśnie Konwaliowej. Gromiak o nieczystej krwi wziął głębszy oddech i dotknął nosem białego, ostrego kamienia, który zwracał na siebie uwagę, a potem...
_________________ |
| | Grupa : Płeć : kocur
Księżyce : 71 (sierpień)
Matka : Mroźny Wiatr [NPC] (*)
Ojciec : Niedźwiedzia Gwiazda [NPC] (*)
Mistrz : Gwieździsta Noc (*)
Partner : Słodki Nektar
Wygląd : stosunkowo masywny, wyższy niż przeciętnie długowłosy kocur o złocisto-orzechowym futerku, na którym malują się rudawo-brązowe i czarne klasyczne pręgi, i złocistych oczach; często rozczochrany, odstaje mu futro na głowie i piersi; porusza się z uniesionym ogonem
Multikonta : Wieczorna Rosa; Echo; Tygrysica
Autor avatara : avatar ja, art pliszka
Liczba postów : 2982
Gwiezdny Klan | „Chyba muszę go dotknąć”, stwierdził Kruczy Cień… i na pewno musiał dotknąć kamienia. Ledwo to zrobił, a jego oczy się zamknęły. Obudził się na polanie utkanej z gwiezdnego pyłu, tuż przed nikim innym, jak swym dziadkiem; jego futro i oczy lśniły, a pysk miał tak samo surowy i beznamiętny wyraz, jak zwykle. – Wnuku – rozbrzmiał donośny, oficjalny głos Trzmielego Pyłu, w którym nie brzmiała już słabość, którą mogli wyłapać co bardziej spostrzegawczy obserwatorzy w ostatnich dniach życia kocura. Słowo to zabrzmiało tak głośno, było tak… wypełnione dumą, zupełnie jakby Kruczy Cień wypełnił w sercu swojego dziadka miejsce, które było przeznaczone raczej na jego… syna. Los jednak nie obdarzył Trzmielej Gwiazdy żadnym światłym synem, wręcz przeciwnie; Świńskie Ucho może i został wojownikiem, ale z trudem, i nie osiągnął czegokolwiek więcej; jego największym dokonaniem była śmierć w wyniku ran poniesionych w walce z samotnikiem. W pewnym sensie zmarły przywódca marzenie o idealnym synu przelał więc na swojego wnuka, praktycznie nie dostrzegając w nim wad… bo, nie oszukujmy się, mając porównanie akurat ze Świńskim Uchem, faktycznie było ciężko dostrzec jakiekolwiek wady w czarnofutrym zastępcy. – Wierzę, że jesteś gotowy – oznajmił szorstko poprzednik Kruczego Cienia, najwyraźniej nie pozostawiając mu miejsca na dyskusję czy chociażby namysł. Cóż… tęgi kocur się nie certolił, nie ma co. Najwyraźniej nawet śmierć nie mogła odmienić jego formalizmu i przechodzenia do sedna tak szybko, jak się da. Wtedy też poza Trzmielim Pyłem pojawiły się inne koty; łącznie dziewięć z nich, licząc razem z tęgim kocurem, otoczyło okręgiem czarnofutrego kocura. Inne sylwetki majaczyły dalej, zbyt niewyraźne, by można je było rozpoznać… ale tych, co stali najbliżej, w większości Kruczy Cień doskonale był w stanie zidentyfikować.
Nie minęła długa chwila od pojawienia się Gwiezdnych, a Kruczy Cień poczuł przeszywający ból, rozchodzący się od klatki piersiowej na resztę ciała. Bolało go dosłownie wszystko, włącznie z kośćmi, i mogłoby się wydawać, że to koniec. Że umrze i zostanie tutaj, wśród przodków, pozostawiając klan bez przywódcy. Że przeszedł taki kawał drogi na darmo. Nie był w stanie się poruszać, nie mógł nawet mrugać czy przełykać śliny… a ból trwał i trwał, rozrywając każdą z komórek zastępcy. W końcu jednak – ustał tak gwałtownie, jak się rozpoczął. Nagle Kruczy Cień poczuł pustkę, niczym naczynie, które ktoś opróżnił, a teraz było gotowe do napełnienia. Krąg Gwiezdnych wokół niego się zacieśnił, a jako pierwszy odezwał się ponownie Trzmieli Pył. – Kruczy Cieniu. Z pierwszym życiem dostajesz ode mnie dar opanowania. Emocje nie są dobrym doradcą dla żadnego wojownika, a tym bardziej dla przywódcy. – Wraz ze słowami zmarłego przywódcy na Kruczy Cień spłynęła fala gwałtownych, niekoniecznie zrozumiałych uczuć; nagle potężny gniew mieszał się w nim z radością, gdzieś majaczył jeżący futro strach, obrzydzenie, pogarda, a nawet poczucie zemsty na wszystkich, którzy uczynili Krukowi jakąś nieprzyjemność… i inne, ciężkie do odróżnienia od siebie emocje. Po chwili jednak zgasły, pozostawiając jedynie spokój i jasność umysłu, którymi powinien kierować się każdy rozsądny przywódca, jeżeli chciał, by jego klan prosperował. Trzmieli Pył wycofał się, dołączając do reszty kotów, a do Kruczego Cienia podeszła Jeżynowy Kolec. Zastępca instynktownie wiedział, że ma do czynienia ze swoją babką, nawet jeśli nigdy wcześniej się nie spotkali, gdyż szylkretowa kocica zmarła przedwcześnie w walce, zaledwie dwa księżyce po tym, jak jej kocięta zostały terminatorami. – Siła. Siła mięśni i siła ducha na pewno ci się przydadzą – oznajmiła kocica krótko i konkretnie. Wraz z ostatnim słowem babki, Kruczy Cień poczuł ogromny ciężar, naciskający na jego grzbiet i niemalże odbierający mu dech. Po chwili jednak, gdy łapy się już pod nim ugięły i rzuciły go na gwiezdną polanę, poczuł, że może nie tylko wstać, ale i sprostać wszystkim trudnościom na swojej drodze, jego łapy zaś rwały się do walki. Kawcza Łapa podeszła… nie, wyskoczyła! z szeregu Gwiezdnych, żeby stanąć tuż przed Kruczym Cieniem, niemal stykając się z nim nosem. Z umaszczenia przypominała Jeżynowy Kolec, z tym wyjątkiem, że była bardziej ruda i miała więcej bieli od niej, a jej pręgi były klasyczne, nie tygrysie; różniła się także bardziej delikatną posturą i radosnym wyrazem pyszczka, czego u Jeżyny nie można było za często doświadczyć. Wyglądała dokładnie tak, jak mógł ją zapamiętać czarnofutry kocur… jak to same ciekawskie, żądne przygód kocię, którym wciąż przecież była w momencie swojej śmierci. – Hej, Kruczku! – rozbrzmiał wesoły głos kotki, która przez utratę życia nie straciła ani trochę ze swojej beztroski i radości. Zapewne też nie zmądrzała. – Wiesz, co ci się przyda bardziej od siły i tych innych różnych POWAŻNYCH rzeczy? RADOŚĆ I ENERGIA! Żebyś miał w sobie pasję i werwę i entuzjazm! – oznajmiła siostra Kruczego Cienia, znikając zaraz sprzed jego nosa z chichotem. Tym razem kocur poczuł emocje równie intensywne, ale od razu nadeszły do niego te pozytywne, niemal przytłaczając go swoją siłą. Mógł odczuć kocięcy niemalże zachwyt, energię i szczęście, które przepełniały go aż do pojawienia się kolejnego kota. A skoro o tym… rodzinie, można by rzec, nie było końca, jeśli chodzi o tę ceremonię, bo oto przed kocurem zjawiła się Dziczy Grzbiet, jego poprzedniczka na stanowisku zastępcy i ciotka zarazem. Wyglądem nie różniła się mocno od dwóch poprzednich kocic – po umaszczeniu można było dostrzec, że to rodzina, szczególnie zaś podobieństwo było widać pomiędzy nią, a Jeżynowym Kolcem. Nic zresztą dziwnego. W spojrzeniu Dziczego Grzbietu błyszczała… duma, co było wręcz nieco dziwne, biorąc pod uwagę, jak słabo kocica potrafiła wyrażać pozytywne emocje. – Lojalność, Kruku. To mój dar. NIGDY nie zapominaj, kim jesteś, skąd pochodzisz, i dobro którego klanu jest najważniejsze. I nigdy nie zapomnij, kim jest prawdziwy Gromiak. – Słowa kocicy były wyjątkowo… tajemnicze, można by rzec. Do czego mogła nawiązywać poprzednia zastępczyni? Czy do siły i wybitnych umiejętności… czy może do odwagi i właśnie lojalności, z którą często inni kojarzyli ten klan? A może była to zachęta do bardziej brutalnych metod… lub potępienie Trzmielego Pyłu, który na kilka księżyców przed swoją śmiercią przyjął do klanu dwie kocice z Klanu Cienia? Cóż, Dziczy Grzbiet nie spieszyła się z wyjaśnieniem, a gdyby wszystko było podane jak na stosie zwierzyny, to Kruczy Cień nie miałby do czynienia z Gwiezdnym Klanem. Uczucie, które do niego przyszło, było na początku nieco stłumione, szybko jednak urosło do potężnej siły, nakazującej mu wracać do domu, bronić granic, ale też… bronić klanu przed tymi, którzy mogli go zniszczyć od środka. W końcu i to minęło. Wreszcie przed kocurem stanął ktoś, kto nie należał do rodziny. Właściwie to… Milczącej Gwiazdy, a raczej Milczącej Mordki czarnofutry miał prawo nawet nie pamiętać, biorąc pod uwagę, że poprzedniczka jego dziadka zmarła, gdy był kocięciem. Dość drobna, buro-biała długowłosa kotka przyglądała mu się swymi zielonymi ślepiami przez chwilę w milczeniu, oceniając przyszłego przywódcę. Jej pysk wyrażał bezbrzeżny spokój. Co ciekawe, na jej ciele dawało się dostrzec liczne blizny, wyglądające na świeże, całkiem jakby dawna przywódczyni w momencie śmierci doświadczała swoich księżyców świetności i szczęścia, do których podobno cofał się każdy Gwiezdny. – Daję ci dar sprawiedliwości. Mądry przywódca czasami podejmuje decyzje, które nie są popularne… ale są prawe i sprawiedliwe wobec jak największej ilości kotów, których dotyczą. – Głos kocicy nie był dużo głośniejszy od szeptu. Sprawiedliwość, jak się okazuje, była bardzo nieoczywistym uczuciem; była niczym pożar, przechodzący przez wnętrze kocura, by zaraz spotkać się z taflą lodu: metaforą racjonalności, bezstronności, uczciwości. Kot, który podszedł do Kruczego Cienia jako następny, był w każdym skrawku swojego jestestwa inny od Milczącej Mordki. Był to potężnie zbudowany, krótkowłosy Borsuczy Pazur, którego krok był donośny, a pysk wykrzywiony w brzydkim grymasie. Jego niebieskie ślepia błyszczały nieco chorobliwie, choć całe ciało nie nosiło śladów ani starości, ani choroby. Właściwie po tym grymasie i spojrzeniu można by stwierdzić, że kocur ten nie trafił tam, gdzie powinien, że raczej należał do Ciemnego Lasu… i, znając historię tego przywódcy Klanu Gromu, ten, kto by tak pomyślał, wiele by się nie pomylił. Po czasie chyba nikt nie uważał go za dobrego przywódcę. – Ode mnie dostajesz ambicję! – zagrzmiał donośnie dawny przywódca. – Sięgaj po więcej, niż inni, nawet jeśli mówią ci, że nie powinieneś… i nigdy się nie zatrzymuj. – Najwyraźniej do tego kocura po śmierci również nie przyszło zrozumienie, jak bardzo błędnie postępował w trakcie swojego życia, a konkretniej – jak bardzo błędne i szkodliwe były jego decyzje i sposób rządzenia klanem. Ciekawe, że próbował wpłynąć na nowego przywódcę w ten sposób, prawda? Być może Borsuczy Pazur uznał, że młody kocur to idealny cel do wlania weń jego chorych ambicji i marzeń o stworzeniu tak potężnego klanu, jak tylko było to możliwe, nawet kosztem żyć innych kotów… w tym własnych wojowników. Pod wpływem jego słów na syna Sarniej Skórki spłynęła przytłaczająca potrzeba sięgania po więcej, od której aż paliły go łapy… ale i poczucie mocy, przekonanie, że może osiągnąć wszystko. Silnie kontrastującą postacią z Borsuczym Pazurem był kolejny kocur, który podszedł do Kruczego Cienia: Traszkowy Język, który zmarł zaledwie 6 księżyców przed pożarem. Dar od niebieskiego pręgusa również miał mocno kontrastować ze słowami Borsuczego Pazura, któremu mistrz Lodowego Potoka posłał wcześniej nieco zdegustowane spojrzenie. – Wydawałoby się, że teraz możesz wszystko, prawda? – spytał z początku dość cicho, jakby podważając to, co przed chwilą usłyszał i przede wszystkim poczuł Kruczy Cień. – Ale każde słowo i każda decyzja przywódcy ma konsekwencje dla innych, nawet jeśli pojawią się one dopiero po wielu, wielu księżycach. Nieraz konsekwencje te są tak zabójcze, jak pomyłka medyka w czasie leczenia. Uważaj więc na to, co robisz, Kruczy Cieniu… i z pomocą dalekowzroczności, która jest moim darem, podejmuj każdą swoją decyzję. Wreszcie, co ciekawe, przed Kruczym Cieniem stanął nikt inny, a jego własny terminator, Zajęczy Brzuch! Kocur prawie potknął się o własne łapy, truchtając w stronę kocura, ale jednak dotarł do niego bez bliskiego spotkania z podłożem. Obszedł swojego mistrza, przyjacielsko szturchając go barkiem przy okazji. – No cześć! Wszyscy są tacy sztywni i w ogóle, a czasami też trzeba trochę zaszaleć i wyluzować! No i wiesz… odpocząć, bo ile można ciągle wypełniać obowiązki. Daję ci więc dar humoru i zabawy! – I faktycznie, na początku do Kruczego Cienia przyszło… poczucie obciążenia, przemęczenia, a do tego myśl, że na pewno miał do zrobienia coś jeszcze, o czym być może zapomniał. Powieki kocura zaczęły niebezpiecznie opadać, jakby miał zaraz z tego zmęczenia zasnąć, tu i teraz, w tym momencie jednak przyszedł do niego niesamowity relaks, dobry humor i energia do dalszego działania. Jako ostatni pojawił się Trzaskający Mróz. Właściwie to przez chwilę Krukowi mogło się wydawać, że stoi przed nim nie kto inny, a Roztrzaskana Tafla, ale kocur był bardziej potężnie zbudowany, miał więcej futra, a w jego ślepiach było widać coś, czego nigdy nie dało się ujrzeć w oczach jego kociąt i co zdecydowanie najbardziej odróżniało go od jedynej córki, nawet jeśli ta wyglądała prawie identycznie – ostry, oceniający chłód, przenikający Kruczego Cienia na wskroś. Gdyby czarnofutry się przyjrzał uważnie, być może dostrzegły w kocurze nutkę… gniewu. A może zazdrości? W końcu to właśnie na tym miejscu, na którym stał Kruk, zawsze chciał stanąć Trzaskający Mróz. – Ode mnie, Krucza Gwiazdo, dostaniesz zdolność do poświęceń dla dobra klanu. – Cóż, wiele kotów, które znały tego kocura, z pewnością by rzekło, że był on gotów do zrobienia absolutnie wszystkiego dla dobra klanu – już pomijając fakt, że dosłownie zginął on w obronie klanowych ziem i kotów. Inni być może by rzekli, że szedł w tym aż zbyt daleko, w niebezpieczny fanatyzm, który odsunął go od rodziny i miał nad wyraz nieprzyjemne działanie na jego kocięta. Uczucie, jakie przyszło do Kruczego Cienia, było zaskakująco… mało intensywne. Była to po prostu lekka, podskórna gotowość do zrobienia wszystkiego w obronie klanu i dla jego dobra, czy było to wyciągnięcie kocięcia z płonącego obozu, czy podjęcie trudnej decyzji, czy może walka z poważnym przeciwnikiem, na którego pokonanie teraz kocur miał mieć kilka razy więcej szans, niż zwykły kot. – Dokonało się – oznajmił głośno Trzmieli Pył. Gwiezdni zaczęli skandować „Krucza Gwiazda! Krucza Gwiazda! Krucza Gwiazda!”… ich okrzyki zaczęły zanikać, obraz przed oczami kocura – ciemnieć, aż nie spotkał się on jedynie z czernią swoich powiek i powiewem chłodu ze świata zewnętrznego, w którym obudził się nowy przywódca Klanu Gromu. |
| | Grupa : Płeć : kocur
Księżyce : 37
Matka : Sarnia Skórka [NPC] (?)
Ojciec : Wilk [NPC] (?)
Mistrz : Dziczy Grzbiet [NPC] (*)
Partner : twoja stara
Wygląd : Wysoki, szczupły, czarny jednolity kocur o długim futrze bez ani grama bieli. Po walce z łasicą na treningu ma bliznę przechodzącą przez prawe oko. Tęczówki Kruka mają barwę jadowitej żółci.
Multikonta : Gwieździsta Noc
Autor avatara : https://www.instagram.com/karvahelvetti/
Liczba postów : 264
Gwiezdny Klan | Dotknięcie przedziwnego, ale przy okazji pięknego kamienia zadziałało - Kruczemu Cieniowi po chwili odcięło zasilanie, a gdy ponownie otworzył oczy, spostrzegł, że znalazł się na lśniącej gwieździstym pyłem polanie, która zdawała się wręcz być utkana z błyszczących punktów, które zwykle widywał na nocnym nieboskłonie. Czarnofutry nie spodziewał się usłyszeć niczyjego innego głosu, a Trzmielej Gwiazdy, swojego dziadka, który... w sumie już nie był Gwiazdą. Ponownie zwał się Trzmielim Pyłem, co powoli zaczynało docierać do jego wnuka. Wnuka, który zdawał sobie sprawę, że jego los przypieczętowały również inne koty, a nie tylko on i dziadek. Jednym z większych sprawców całego zamieszania był przecież Świńskie Ucho, który do niczego się nie nadawał. Pamiętał wujka i po jego śmierci nawet przez chwilę zaczął pałać sporą niechęcią wobec samotników, ale był wtedy jeszcze kociakiem i nie miało to ostatecznie większego przełożenia na jego obecne podejście do tematu. Kocur zorientował się, że Świnia właściwie sam się prosił o taki los. — Dziadku — odezwał się w odwecie, chociaż on, w przeciwieństwie do Trzmiela, doskonale wiedział, jak się sprawy miały i że po prostu nie był na to wszystko gotowy. Wrzucono go w czyjeś buty, a Kruk, jak to Kruk, po prostu dał się w nie wpakować, chociaż były za duże i mu się nie podobały. Nie minęło wiele czasu, a w pobliżu pojawiło się dziewięć innych kotów, których po części z pyszczka nie kojarzył, ale wystarczyło jedno spojrzenie, by zrozumieć, że bura szylkretka to jego babka. Dostrzegł też Kawkę w tym całym towarzystwie, ale nigdzie nie widział matki? Czyżby jednak żyła? Nagle jego ciałem zawładnął niewyobrażalny ból. Łapy się pod nim ugięły i praktycznie padł na ziemię. Kocur czuł, jakby miał sam wyzionąć ducha i dołączyć do Gwiezdnego towarzystwa, z którym nigdy nie było mu po drodze. Piekła go skóra pod futrem, a ciałem targały skurcze i palący, wewnętrzny ogień. Jakby się rozpadał na milion kawałków. Nie był w stanie nawet zagryźć zębów sparaliżowany bólem. Nagle wszystko ustało, jakby za pociągnięciem czarodziejskiej różdżki. Cały ból zniknął równie gwałtownie, jak się pojawił. Z pierwszym życiem przyszedł oczywiście Trzmieli Pył, od którego czarny kocur otrzymał dar opanowania. Odczuł dziwne mrowienie, gdy jego ciało przyjęło dar od dziadka. Kolejny dar otrzymał od swojej babki, a była nim siła ducha i mięśni. Podziękował dziadkom, nim Kawka wyskoczyła przed szereg. — Cześć, Kawko. Szkoda, że nie ma cię już z nami — odpowiedział jej. Brakowało im roztrzepanej, nieco głupiutkiej siostry tam na dole. Od niej otrzymał radość i energię. Prawdę mówiąc, Kawka miała więcej, niż trochę racji, że przyda mu się jakiś dar, który pomoże znosić mu te trudy i znoje, które dziadek zrzucił na jego barki przekonany, że to na pewno wspaniały wybór. Kruk rozumiał, że są to w pewnym sensie sugestie tego, jaki powinien być w tej roli. Tyle, że on tej roli nie chciał. Niemniej dary przyjmował, jakby nie widział dla siebie innej opcji. Nie mógł przecież teraz przerwać w połowie ceremonii i powiedzieć, że on się z tego wypisuje. Z kolejnym darem przyszła jego mistrzyni i ciotka - Dziczy Grzbiet. Nawet po śmierci próbowała przekonać go do tego, że pochodzenie z Klanu Gromu to coś, z czego powinien być dumny. Sęk w tym, że Kruk doskonale zdawał sobie sprawę z własnego rodowodu. Dla Kruka słowa ciotki były praktycznie nic niewarte i nie reprezentowały jego obecnych, ani przyszłych poglądów. Przynajmniej tak mu się w tym momencie właśnie wydawało. Dar otrzymany od Milczącej Gwiazdy przypadł mu do gustu. Nie zawsze to, co zgarnia pochlebne słowa, jest tym, co jest słuszne. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę, toteż posłał kocicy porozumiewawcze spojrzenie, ale, nim zdążył się odezwać, pałeczkę przejął poprzednik Milczącej, którego Kruk znał z opowieści o chorych ambicjach. Czarnowłosy otrzymał od niego dar ambicji? Naprawdę? Musiał się mocno hamować, by nie parskną śmiechem. Wyglądało to tak, jakby Borsuczy próbował ściągnąć na siebie swoją uwagę i to zdecydowanie bardziej od reszty. Ta chwila oderwania się sprawiła, że Kruk zaczął postrzegać całą tę ceremonię, jako walkę Gwiezdnych między sobą o to, jaka droga jest najsłuszniejsza i którą powinien iść. Jego przemyślenia podkreśliły kąśliwe słowa Traszkowego Języka. — Nie sposób się z tobą nie zgodzić — zwrócił się do kocura. Pragnął dłuższej wymiany zdań z Traszkowym, jednak wiedział, że nie będzie im dane porozmawiać. Zajęczy Brzuch wypalił prosto z mostu zaraz po tym, jak Kruk cokolwiek powiedział. No tak, fajtłapowaty terminator, którego przypadkiem udało mu się wytrenować. Gdyby nie on, to Kruka by tutaj nie było. Ironia losu. Pasowaliby do siebie z Kawką, zwłaszcza patrząc na dary, które od obojga otrzymał. Szkoda, że nie dane im było żyć dłużej. Kruk ubawiłby się do łez, gdyby Zając i Kawka się zeszli w przyszłości. Może to lepiej, że im się nie udało? Wyobraźcie sobie te biedne kocięta, które nie miałyby po którym z rodziców grzeszyć inteligencją. Mogłyby co najwyżej cieszyć się urodą po Kawce, bo Zając w jego oczach był kompletnie aseksualny. Ostatni, dziewiąty dar kocur miał otrzymać od... ojca Trzask i Żara, i Ogórka, po którym wojowniczka nosiła imię. Wydawał się przesadnie sztywny i w oczach Kruka idealnie pasował do starej gwardii Trzmielej Gwiazdy. Na dodatek mówił o poświęceniu dla klanu, od którego Kruk od zawsze stronił. Czasy dawnych rycerzy i poważnych wojowników przeminęły, a ich miejsce zastąpiły koty, które nie wiedziały czego, chcą i co właściwie robią. Kruk z nich wszystkich wiedział, czego na pewno nie chce i to go od nich w niewielkim stopniu odróżniało. Drodzy Przodkowie, załkacie jeszcze. Nie cieszcie się długo tą ceremonią. Jego nowe imię rozbrzmiewało głośno i wyraźnie, ale w ogóle do niego nie docierało. Było jakby obok... jakby nie dotyczyło jego. Kocur porównywał się w myślach do pustego pnia, który każde z nich chciało napełnić cząstką siebie i nazwać imieniem, na które wspólnie się zgodzili. Scena pełna patosu zniknęła, a Kruk ponownie zapadł w sen, lecz tym razem zbudził się w jaskini przy białym, lśniącym niebieskim blaskiem kamieniu. Leniwie podniósł powieki, a po nich głowę i rozejrzał się po swoich strażnikach. — To by było na tyle. Długo spałem? — zapytał, powoli podnosząc się na cztery łapy. Ziewnął jeszcze przeciągle i wyciągnął przednie łapy do przodu, a później przeniósł na nie ciężar ciała na przednie łapy i wygiął grzbiet w stronę ziemi. — Dostałem życia między innymi od Kawki, babci i dziadka. Matki nie było. Tak się zastanawiam... może ona jednak żyje? Jeśli interesuje was, jak to było, to powiem wam, że okropnie bolało. Po zaśnięciu zbudziłem się na polanie utkanej z gwiezdnego pyłu i przyszły do mnie koty, które od dawna nie żyją. Wydawały się być bardzo realne — odezwał się znowu, ale tym razem nie było już przeciągania w jego wykonaniu, zamiast tego maszerował już do wyjścia z jaskini. Tak naprawdę nie chciał wracać. Mógłby wpaść do gwałtownego nurtu, stracić jedno z otrzymanych żyć i zaszyć się gdzieś w Międzyrzeczu. Przy okazji przetestowałby, czy te życia faktycznie... działają i czy to nie jest jedynie pic na wodę. Po wyjściu z jaskini zorientował się, że było już późno i słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Wolałby się nie wspinać po ciemku po Osuwisku, albo tamtej skarpie, toteż ruszyli w drogę powrotną po krótkiej rozmowie. A Kruk nadal czuł się Kruczym Cieniem.
zt? _________________ |
| | Grupa : Płeć : kotka
Księżyce : 30 w chwili śmierci
Matka : Sarnia Skórka [NPC] (?)
Ojciec : Wilk [NPC] (?)
Mistrz : Mroźny Poranek [NPC]
Wygląd : Dobrze zbudowana kocica o wzroście trochę wyższym od przeciętnego. Ma długie, czarno-rude futro; na większych rudych plamach widać cętki. Posiada również białe znaczenia na palcach prawej przedniej i tylnej łapy, brzuchu, klatce piersiowej, pyszczku i końcówce ogona, wszystkie o niezbyt dużej powierzchni. Jej oczy są ciemnozłote, a wąsy zabawnie poskręcane.
Multikonta : Motyla Łapa
Liczba postów : 166
Gwiezdny Klan | Rwący Strumień też lepiej zapatrywała się na łagodniejsze zejście, podczas gdy Mewia Łapa chyba wolała spróbować zejść skarpą. Mogła mieć rację, ale Konwaliowa Ścieżka nie znała w sumie dokładniej drogi i nie wiedziała, jak daleko będą musieli iść, więc czy pójście Osuwiskiem faktycznie zmieni dużo? Chciała już spytać Kruka, czy dowiedział się od Lodowego Potoku, jak daleko było od tej skarpy, ale wtedy jej brat sam się ustosunkował i przyznał jej rację. To trochę ją ucieszyło, bo w końcu zależało jej na tym, żeby wszyscy wrócili z tej wyprawy zdrowo i bezpiecznie. O ile normalnie nie zastanawiałaby się długo nad odpowiedzią i by zaryzykowała, z opatrunkiem na łapie i trójką innych kotów obok siebie wolała nie mieć nikogo na sumieniu. W końcu kto wie, czy gdzieś dalej nie było resztek lodu albo śniegu, na którym ktoś mógłby się poślizgnąć i w najlepszym wypadku skończyć potłuczonym, a w najgorszym – ze skręconą łapą. Tak czy inaczej, zeszli przez Osuwisko i dotarli na brzeg rzeki, gdzie początkowo było przyjemnie, a potem zrobiło się... no, nie za fajnie. Ślisko, głośno i mokro, tak dokładniej. Konwaliowa Ścieżka lubiła wodospady, ale nie przypuszczała, że jeśli będą takie wielkie, to będą przy tym takie irytujące. Na szczęście jednak wszyscy zachowali ostrożność i przeprawili się przez tę jakże cudowną ścieżkę zdrowia, żeby ostatecznie mokrzy dotarli do... dosłownej ściany z wody, która jeszcze bardziej ich zmoczyła! Kocica nie mogła powstrzymać nieprzyjemnego dreszczu, kiedy przekroczyli wodospad. Woda była zimna, a teraz jej futro całe nią ociekało. Uch, oby tylko nikt z nich nie złapał jakiegoś przeziębienia w drodze powrotnej. Ci Gwiezdni wybrali sobie ciekawe miejsce, nie ma co. Niemniej, kiedy ruszyli w głąb jaskini i w końcu dotarli tam, gdzie zmierzali, trochę zmieniła zdanie. Ten ładny, świecący kamień, brak sklepienia i przenikające przez dach światło były piękne, a w dodatku ich futra natychmiastowo wyschły, och, no i jeszcze ta dziwna aura! Do tej pory była trochę sceptyczna na temat Gwiezdnych i tego, czy faktycznie robili cokolwiek poza tym, że istnieli (to, że Trzmiela Gwiazda umarł tak wcześnie mimo rzekomych dziewięciu żyć, z pewnością w tej sytuacji nie pomagało), ale skoro mieli talent do suszenia futer, nie zamierzała narzekać. Z zamyślenia wyrwał ją dopiero głos Kruka, na który jej kąciki pyszczka drgnęły w lekkim uśmiechu. – Oj tam, zaraz ociągała. Zawsze to ty mogłeś się ociągać bardziej – mruknęła z rozbawieniem, ale zaraz nabrała trochę więcej powagi. Bądź co bądź, wiedziała, że Kruczy Cień wcale nie chciał znajdować się na tej pozycji. – Powodzenia, czy coś – dodała po chwili. Kruk tymczasem dotknął kamienia... i natychmiast właściwie zapadł w sen. O, ciekawe. Przydałby jej się taki gadżet, zdecydowanie. Nie wiedziała, ile dokładnie czasu minęło, nim kocur się obudził, ale wydawało jej się, że wcale nie trwało to długo. Być może to kwestia tego, że faktycznie spał krótko, a może po prostu miała dziś dużo na głowie, w każdym razie na pytanie Kruka pokiwała przecząco głową. Chciała już spytać, jak to było, ale zanim zdążyła to zrobić, kocur sam zaczął opowiadać. Na dźwięk imienia Kawki drgnęła lekko. Nie zazdrościła bratu bycia przywódcą, ale chętnie zobaczyłaby się z siostrą jeszcze choć raz, podobnie jak z matką, ale nie wiadomo, czy ona w ogóle żyła... Ech, może temat trupów nie był zbyt przyjemny. – To ciekawe. Mam nadzieję, że u Kawki wszystko w porządku? – rzuciła, niby to mimochodem, ale tak naprawdę bardzo chciała wiedzieć, co tam u siostry. Zastanawiała się też, czy powinna jakoś przywitać brata nowym imieniem, ale zważywszy na to, że o nie wcale nie prosił, stwierdziła, że może to niezbyt dobry pomysł. Nadszedł czas na to, żeby wracać do klanu, a więc nie przedłużając, ruszyła za Kruczym... To znaczy, Kruczą Gwiazdą.
/zt może _________________ if I were still alive, I’d sing just one last time a song I never sang for you, but now I have to try it's just a bit embarrassing, but you need to hear it through it would be nice if you could listen to this song I made for youit would be nice if this song could one day reach you |
| | Grupa : Płeć : kotka
Księżyce : [*]
Matka : Słowiczy Śpiew [NPC]
Ojciec : Kruchy Pazur [NPC]
Mistrz : Kruczy Cień
Wygląd : Drobna, o niskim wzroście i chudej posturze. Ma krótkie, czarno srebrne cieniowane futro i duże, brązowe oczy.
Multikonta : Cebulowy Nos, Huragan, Jastrząb
Autor avatara : plicha rozkurwicha#3025
Liczba postów : 479
Nieaktywny | I decyzja została podjęta! Niech będzie, nie chcą ryzykować - to trudno. Mewia Łapa ruszyła bez problemu za pozostałymi, a trasa okazała się być... Niezbyt przyjemna. Kamienie, żwir, piach - wszystko to właziło między pazury i drażniło opuszki, które stawały się coraz bardziej bolesne. Wrażliwa na ból, Mewa obtarła swoje łapki, na co jednak starała się nie zwracać większej uwagi. Mogła chodzić, zdarza się - zawsze jakaś pamiątka z wyprawy. Chociaż nie do końca taka, jakiej by oczekiwała. Może jeszcze na coś natrafią? Na... Cokolwiek? Niestety, chyba musiała się przeliczyć - do wodospadu dotarli bez żadnych trudności. Swoją drogą, spadająca woda była naprawdę uciążliwa. Huk, jaki powodowała, nieprzyjemnie brzęczał w umyśle, a woda, która na nich pryskała, również nie była jakaś ciepła. Mewia Łapa wzdrygnęła się, jednak szła dalej, aż dotarli pod sam wodospad. Ze zmoczonym futrem, przeszli za wodę i znaleźli się w jakiejś jaskini. Terminatorka rozejrzała się zaciekawiona po otoczeniu, które emanowało jakąś dziwną aurą i nietypowym zapachem. Wciągnęła powietrze do nosa, zdając sobie również sprawę, że jej przemoczona sierść na nowo stała się sucha? Otworzyła szerzej oczy, zastanawiając się nad tymi dziwami i podeszła do jednej ze ścian. Podniosła głowę do góry, dostrzegając otwór, przez który wpadały promienie światła - idealnie na jakiś kamień. Zrobiła krok do przodu, a następnie odwróciła się do Kruczego Cienia. - Wyjątkowe - przytaknęła. Nie wierzyła w czary-mary związane z tą jaskinią, ale pomijając tą całą rzekomo "gwiezdną" otoczkę, była to całkiem niezła kryjówka. Uśmiechnęła się lekko, słysząc, że Kruk także średnio w to wierzy - zobaczmy więc, co się stanie. Terminatorka usiadła w wygodnym miejscu i obserwowała uważnie wszystko, co działo się z Krukiem. Po dotknięciu kamienia kocur nagle... Zasnął? Zmarszczyła pysk w zmieszaniu, zastanawiając się nad sensem tego wszystkiego. Jak to możliwe? Aż naszła ją ochota, by podejść do przywódcy i pacnąć go łapą w tym momencie. Starała się jednak powstrzymać, a po chwili, kiedy obserwacja już jej się znudziła - zagadała do Konwalii i Rwącego Strumienia o jakichś mniej znaczących rzeczach. - Całe sto obiegów, Krucza Gwiazdo - odparła i wysłuchała, jak to naprawdę było. Bolało? Cóż, w śnie chyba można cierpieć. Nie wiedziała do końca. Polana z gwiezdnego pyłu? Koty, które nie żyją? Może ta jaskinia ma jakieś halucynogenne właściwości? Musi być na to jakieś sensowne wyjaśnienie. Albo ten kamień, który działa na kota podobnie jak jakieś medykamenty? - Czyżbyś się nawrócił? - zachichotała, zastanawiając się, co właściwie teraz uważa Kruk. Dalej średnio wierzy? A może po tym "śnie" już zmienił zdanie? Zerknęła kątem oka na "magiczny kamień" i nie odrywała od niego spojrzenia. Jeśli ma on jakieś specjalne właściwości... Jeśli pozwala zapaść w jakiś dziwny sen... Pomyślała o czymś, o czym być może nie powinna. A jednak - nie mogła wyrzucić tego pomysłu z głowy. Kiedy Kruczy Cień skierował się do wyjścia, Mewa podeszła ostrożnie do kamienia. Raz kozie śmierć, jedyna taka okazja. Nie była w stanie powstrzymać swojej ciekawości po tym, co usłyszała. Nie zaszkodzi wypróbować tego czegoś - w razie czego niczego przecież nie straci, prawda? Szybko przysunęła nos do kamienia, czekając, czy coś się stanie. Jeśli nie, spróbowałaby jeszcze go... Lekko polizać. A jeśli dalej nic - dotknęłaby go jedną z łap. No, zobaczmy to rzekome czary-mary.
/Nie wiem XD :pustycursedpaj _________________ I won't tell you that I love you, kiss or hug you 'cause I'm bluffin' with my muffin I'm not lying, I'm just stunnin' with my
love-glue-gunnin'
just like a chick in the casino take your bank before I pay you out I promise this, promise this check this hand 'cause I'm marvelous
| |
|
| | Grupa : Płeć : kotka
Księżyce : 118 [X]
Matka : Płotkowy Potok [*]
Ojciec : Skołtuniony Ogon [*]
Mistrz : Falująca Trawa
Wygląd : Niskiego wzrostu, długowłosa kocica o trójkolorowej (czarno-biało-rudej) barwie futerka. Dość chuda, drobna. Złociste oczy.
Na czubku głowy, przy nosie, oraz na grzbiecie i ogonie przeplatają się rude i czarne plamy, gdzie na tych rudych widać niewyraźne, tygrysie pręgowanie. Cała reszta ciała biała.
Multikonta : Trzcinowy Brzeg [KRz], Zamglone Jezioro, Wrona [KG]
Liczba postów : 439
Wojownik | A jednak. Temat ich rozmowy zanikł, a sama Rwąca skupiła się bardziej na oglądaniu widoków, aniżeli próbowaniu rozkręcić tematu na nowo. Widocznie żaden z kotów nie był na tyle zainteresowany rozmową, a po prostu każdy z nich chciał jak najszybciej odbębnić tę wędrówkę. No cóż. Ona sama wyjątkowo napaliła się na tę podróż - no bo halo! Uwielbiała zwiedzać, a fakt, że teraz szli przez tereny nie znane im w ogóle tylko sprawiało, że bardziej i bardziej się nakręcała. No, tylko sam pomysł tego, by zeszli po tym stromym zejściu jej się nie podobał i fakt, że Kruczy Cień wybrał trochę dłuższą drogę, ale z łagodniejszym zejściem, nieco ją pocieszył. Bo trochę lipa, jakby musiała się w połowie wracać, bez dojścia do tego miejsca spotkań z Gwiezdnymi, które TAK BARDZO chciała zobaczyć. Szła radośnie, z uniesionym ogonem i strzygąc wesoło uszami, trochę na wszelki wypadek, jakby coś się na nich czaiło, a trochę bo była wszystkiego strasznie ciekawa. Tylko siłą woli nie odbiegała kawałek od całej reszty grupy, niczym mały kociak, by zbadać każdą roślinkę, każdy kamień, każdą kałużę, każdą dziurę, norę, czy cokolwiek, co akurat mijali. No, jedynie ta wąska droga przy samej wodzie i olbrzymi huk wody nieco wybiły ją z rytmu, szczególnie, że musiała uważać bardziej na to jak i gdzie stąpa, niżeli się co chwilę rozglądać. No i ten lodowaty prysznic! BRR. Nagle przestało jej się podobać... Ale, już po chwili znów zaczęło, bowiem nie dość, że ich sierść dość szybko wyschła i nie było wcale tak zimno, to jeszcze dookoła panowała taka przyjemna aura i... no, w ogóle, fajnie było, o! Omal nie pisnęła z zachwytu, gdy się rozejrzała, a jej oczom ukazał się kamień, który prawdopodobnie miał jakiś związek z Gwiezdnymi. Za to otworzyła pysk, z radością rozglądając się dookoła, nawet niespecjalnie zwróciła uwagę kiedy dokładnie czarny kocur podszedł do tego kamienia i zasnął. I, ba, teoretycznie powinna go pilnować, czy coś, ale zamiast tego chodziła dookoła podziwiając ściany groty, podziwiając każdy kamień, jaki się jej napatoczył bo... bo może i wyglądało to nudno, ale nie dla niej. W każdym razie, niedługo potem kocur znów się przebudził, tym razem jako Krucza Gwiazda, z tego co się już orientowała. Zastrzygła uszami, słuchając wypowiedzi czarnego kocura, zastanawiając się, jak to jest, tak właściwie - spotkać się z Gwiezdnymi. Brzmiało... ciekawie! Aż sama nagle zapragnęła dotknąć tego kamienia, zapaść w sen, faktycznie spotkać się z przodkami, ale... Krucza Gwiazda zaczął się już kierować w stronę wyjścia z jaskini, więc Rwąca szybko udała się za nim, nawet nie orientując się w tym, że jedna z uczestniczek podróży... Podeszła do tego dziwnego kamienia - ale może to i dobrze, bo sama od razu by tam podleciała. Z czystej ciekawości. |
| | Grupa : Płeć : kocur
Księżyce : 71 (sierpień)
Matka : Mroźny Wiatr [NPC] (*)
Ojciec : Niedźwiedzia Gwiazda [NPC] (*)
Mistrz : Gwieździsta Noc (*)
Partner : Słodki Nektar
Wygląd : stosunkowo masywny, wyższy niż przeciętnie długowłosy kocur o złocisto-orzechowym futerku, na którym malują się rudawo-brązowe i czarne klasyczne pręgi, i złocistych oczach; często rozczochrany, odstaje mu futro na głowie i piersi; porusza się z uniesionym ogonem
Multikonta : Wieczorna Rosa; Echo; Tygrysica
Autor avatara : avatar ja, art pliszka
Liczba postów : 2982
Gwiezdny Klan | Ktoś mógłby już pomyśleć, że za chwilę koty się oddalą i w spokoju wyruszą w długą drogę powrotną… ale to nie był wcale koniec przygód, gdyż Mewia Łapa niepostrzeżenie została w tyłu, we wnętrzu groty, w której znajdował się lekko świecący kamień. Kocica chyba nie byłaby sobą, gdyby go nie dotknęła – i zaraz po tym, jak przytknęła do niego nos, jej łapy ugięły się pod nią, a powieki zamknęły. Znalazła się na Srebrnej Skórce, jednak nie w tym samym miejscu, w którym był Krucza Gwiazda przed chwilą. Nie, tu nie było śladu po kotach dających nowemu przywódcy Gromu życia i dary. Właściwie to wyglądało, jakby kocica znalazła się na utkanym z gwiazd… skrawku lasu, gdzie pod dużą wierzbą płaczącą znajdowała się nora, naprzeciwko której znalazła się pochodząca z Klanu Cienia terminatorka. Rzecz w tym, że wcale nie była tu sama! W wejściu do legowiska w niezbyt atrakcyjnej pozycji siedziała kocica… rudo-biała, z klasycznymi pręgami zdobiącymi rude fragmenty, z urwanymi końcówkami uszu i zielonymi, przymrużonymi ślepiami. Miała ona jedną z tylnych łap uniesioną wysoko w górę i myła sobie wnętrze uda, jednak gdy zorientowała się, że ma nieproszonego gościa, zastygła w bezruchu, z wciąż uniesioną łapą głowę obracając w stronę Mewiej Łapy. Terminatorka na pewno doskonale wiedziała, że ma do czynienia z Lisią Gwiazdą, czy raczej Lisim Pyskiem. Na dodatek przyłapała ją w dość niefortunnym momencie! Ostatnia przywódczyni Klanu Cienia opuściła łapę i zmarszczyła lekko nos, obserwując kotkę. – Mewia Łapo. Nie powinno cię tu być – stwierdziła z lekkim… oszołomieniem w głosie, czego zapewne córka Słowiczego Śpiewu nie słyszała za często, gdy rudo-biała żyła. – Chociaż dobrze wiedzieć, że chociaż twoja podświadomość pamięta o Klanie Cienia – dodała dość gorzkim tonem kocica, podnosząc się na równe łapy. Ktoś tu chyba nie był zadowolony, z jaką łatwością dwie z jej klanowiczów, w tym jej własna córka, przystosowały się do życia w zupełnie innym klanie, zapominając o własnym. – No, już, czekają na ciebie – dorzuciła, podchodząc bliżej Mewiej Łapy i dotykając jej nosa, na co ta natychmiast się wybudziła. Nie trwało to dłużej niż trzech minut, więc reszta uczestników wyprawy mogła się nawet nie zorientować, jeżeli nie byli wystarczająco czujni!
W każdym razie droga powrotna miała być… długa, ale jednocześnie spokojna i pozbawiona większych wydarzeń. Oczywiście zapewne opóźniło ją potencjalne polowanie i wypoczynek, jeżeli tak zarządził Krucza Gwiazda, ale wciąż – dotarli do domu bezpiecznie.
|
| | Grupa : Płeć : kotka
Księżyce : [*]
Matka : Słowiczy Śpiew [NPC]
Ojciec : Kruchy Pazur [NPC]
Mistrz : Kruczy Cień
Wygląd : Drobna, o niskim wzroście i chudej posturze. Ma krótkie, czarno srebrne cieniowane futro i duże, brązowe oczy.
Multikonta : Cebulowy Nos, Huragan, Jastrząb
Autor avatara : plicha rozkurwicha#3025
Liczba postów : 479
Nieaktywny | Wszyscy wyszli - jak wspaniale! Nikt nie musi wiedzieć, co ona teraz wyczynia. Zresztą, nie zrobiłoby to jakiejś wielkiej różnicy - Mewia Łapa nie miała nic do ukrycia, jeśli chodzi o jej działania. Tak czy inaczej, owe czary-mary zdawało się... Podziałać. To było niczym mignięcie - jedno uderzenie serca i poczuła, że robi jej się ciemno przed oczami. A kiedy ponownie je otworzyła, była już w zupełnie innym miejscu. Otworzyła szerzej swoje ślepia i rozejrzała się dookoła. Wszystko zdawało się lśnić, a po kształtach rozpoznała, że bym to pewien rodzaj... Lasu? Jego skraju? Podniosła głowę i spojrzała na wierzbę, a następnie na norę, gdzie też niedaleko siedziała... Rudo-biała, całkiem znana jej kocica. Zastygła w bezruchu - czy to z szoku, czy niedowierzania - i przez parę uderzeń serca nie była w stanie zmienić pozycji. Niemożliwe. Wpatrywała się w cienistą przywódczynię, a ta mogła dojrzeć na pysku Mewiej Łapy coś w rodzaju zaskoczenia i zmieszania - co nie było wcale takim pospolitym widokiem. Przełknęła ślinę, nie mogąc zdobyć się na standardowy uśmiech, który zazwyczaj zdobił jej mordkę. Nie rozumiała, co się właśnie stało. Czemu ukazała jej się... Lisia Gwiazda. I gdzie ona właściwie jest? Przecież to niemożliwe, by te bzdety o Gwiezdnych były prawdziwe! A jednak... Jak miała to wyjaśnić? Otoczenie wyglądało podobnie do tego, o czym mówił Kruk. Te drzewa, ziemia - zupełnie, jakby była stworzona z samych Gwiazd. I kocica, która dawno nie żyje! – Lisia Gwiazdo... Może. A jednak jakoś się tu znalazłam – odparła i wzruszyła ramionami. Nie powinno, więc co się stało, że jednak tutaj trafiła? Zmarszczyła pysk, słysząc jej następne słowa i podniosła głowę. – Pamięta. I nie zapomni. Zawsze będę cienistą, nieważne gdzie – rzuciła niemal natychmiast z dumą, jakby pewna siebie i swojego pochodzenia. Nigdy nie uważała się za gromiaczkę, nigdy nią zresztą nie będzie. Wzięła głęboki wdech, a następnie, chcąc coś powiedzieć, otworzyła pysk, jednak nim zniknęła, zdołała jedynie rzucić: – Lisia Gwiazdo! Czy... – nie zdążyła dokończyć swojej wypowiedzi, gdyż ponownie znalazła się w jaskini. Otworzyła szeroko oczy i gwałtownie podniosła się do góry, niemal nerwowo rozglądając się po skałach. Cienista przywódczyni zniknęła. A ona nadal nie wiedziała, co właściwie się stało. Czy to faktycznie była Lisia Gwiazda... Czy może jakiś wytwór jej wyobraźni? Jednak to było takie realne, tak wręcz niezaprzeczalnie realne! Jakby faktycznie była na tej polanie i rozmawiała z rudą kocicą. Zacisnęła zęby i odsunęła się od dziwnego kamienia, który oglądała jeszcze przez parę uderzeń serca. Następnie, nie zastanawiając się dłużej - pobiegła w kierunku wyjścia z jaskimi, mając zamiar dogonić pozostałych i udawać, że nic się nie stało. Nie zamierzała na razie o tym mówić - musiała sama to wszystko przemyśleć. A była bardzo zmieszana, niepewna. Czemu przywódczyni ją tak szybko odesłała! Mogła przecież o tyle rzeczy zapytać. Cóż, może następnym razem - teraz zna trasę do tej jaskini.
[zt] _________________ I won't tell you that I love you, kiss or hug you 'cause I'm bluffin' with my muffin I'm not lying, I'm just stunnin' with my
love-glue-gunnin'
just like a chick in the casino take your bank before I pay you out I promise this, promise this check this hand 'cause I'm marvelous
| |
|
| | | |
| |