IndeksIndeks  SzukajSzukaj  GrupyGrupy  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 :: 
Plemię Niedźwiedzich Kłów
 :: Obóz Plemienia :: Strzeliste Skały
Pogrzeb Wiatru Niosącego Cichą Piosnkę
Pon 23 Sty 2023, 10:13
Błoto
Błoto
Pełne imię : Błoto Pokrywające Podnóża Gór
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : inna (zapach kotki)
Księżyce : 42
Znak Przodków : Mysz
Matka : Huragan Szumiący w Koronach Drzew [*]
Ojciec : Ośnieżony Szczyt Sięgający Nieba [*]
Mistrz : Huragan Szumiący w Koronach Drzew [*], Niedźwiedź Wędrujący przez Las
Wygląd : Smukła kotka o długim tułowiu. Futerko ma krótkie, ale gęste, czarne z szaro-białymi przejaśnieniami w formie pasków na całym ciele, chociaż głównie na brzuszku i najmniej na pyszczku oraz łapach. Okrągły pyszczek okalają duże uszy. Ma bursztynowe oczy.
Autor avatara : kermitnx
Liczba postów : 284
Strażnik
https://starlight.forumpolish.com/t1558-dluga#33091
Mijał czas, a Błoto nie czuło się ani odrobinę lepiej. To właśnie było głównym powodem niezadowolenia nowej nowicjuszki. To, że nie mogła pozbyć się tego wszystkiego w jej sercu, nie wiedziała co z tym zrobić. Była zagubiona we własnych emocjach, o których nie wiedziała jak opowiedzieć, bo nie chciała ich nawet zauważyć. Z każdym dniem było coraz gorzej i nie rozumiała czemu. Przecież unikała tego tematu, tematu utraconej rodziny, jak ognia! Czemu nie było lepiej? Czemu czuła się tak okropnie, czemu coraz częściej miała ochotę krzyczeć? Czemu nagle każda rozmowa przynosiła ze sobą taką irytację i złość? Błoto czuło się jak okropna osoba. Nie powinno się wyżywać na innych. Nie miało takiego prawa. Zresztą, nic wielkiego się nawet nie stało! Wszyscy dookoła żyli normalnie, a ono z jakiegoś powodu czuło jak burza emocji w sercu tylko się pogarsza.
I dlatego złamało obietnicę. Dlatego wyszło z obozu samo, mimo tego jak bardzo zazwyczaj nienawidziło samotności. Ale nie chciała przeszkadzać innym. Nie chciała być na innych zła. Nie chciała znowu być zostawiona, tym bardziej z powodu czegoś, co mogłoby jej się wymknąć w momencie słabości. Więc wyszła. Żeby odejść, na kilka chwil być tą, która zostawiła, a nie na odwrót. Więc szła. Szła, szła, szła i biegła. Jakby to mogło ocalić ją i wyswobodzić od gnębiących ją problemów.
Samotne wyjście wcale jej nie pomagało. Wcześniej denerwowały ją koty dookoła, teraz nie mogła pozbyć się wspomnień osamotnienia, którego doświadczyło jako kocię. Zaczynało mieć wrażenie, że nie będzie wstanie uciec od siebie, od własnych emocji. Że strategia, jakiej dotąd używało, nie zadziała.
Jej ucieczka, przed samą sobą i przed jej rodziną, o dziwo skończyła się przy jednym członku rodziny, którego chciała unikać najbardziej. Znała to miejsce. Znała kota, który był tutaj pochowany. I znała… Znała kota, który tu leżał. Przy grobie Robak. Nie spodziewała się kogokolwiek tam zastać. Nawet nie wiedziała, że to tu zaprowadzą ją łapy. A tu leżała Wiatr. Patrzyła na jej nieruszające się ciało dysząc ciężko po biegu. Czekała, aż kotka odwróci się do niej.
Czekała.
Długo zajęło jej zrozumienie, że nie ma na co. Ale teraz… Nie miała już siły. Nie miała siły udawać. Widok śmierci, tak częsty w ostatnim czasie, był ciężki. Nie reagowanie na niego wymagało tyle energii, a Błoto było takie zmęczone. Zrobiło jeden krok. Dwa. Powąchało delikatnie Wiatr. Wiatr Niosący Cichą Piosnkę, dzięki której miała teraz rodzinę. Kotkę, która rozpoczęła jej życie. Kotkę, która zakończyła swoje.
Powoli odsunęła się. A więc tak. A więc to jest prawdą. Czymś, czemu nie może zaprzeczyć. I czuła strach. Zwykły strach, jakby ta zaraza, która zabierała jej kolejne i kolejne osoby miała przejść na nią, zarazić ją i zatruć jej krew. Nawet nie zorientowała się, kiedy zaczęła uciekać z podkulonym ogonem. Nic nie miało znaczenia, oprócz bycia daleko, daleko od ciała. Chciała być bezpieczna, zatrzymać tę rozpacz, która rosła w jej sercu. I nie sądziła, że mogłaby ją powstrzymać. Jej oczy zaszkliły się i biegła praktycznie na oślep. Kilka razy potknęła się i prawie upadła, ale nie zatrzymywała się. Nie mogła. Wpadła do obozu jakby palił ją ogon. Znalazła Huragan i ledwie oddychając wykrzyczała prawdę, której nie chciała znać. Krzyki, wezwania do pracy, poruszenie. Nie dała Huragan odejść, nie dała pomóc, wpijając się w jej futro i głośno lamentując, po raz pierwszy w życiu. Było tego za dużo, za dużo jak na jej biedne, małe serce. To, co kumulowało się od księżyców, od kiedy po raz pierwszy została sama, zostało wypuszczone. Grube łzy lały się po jej twarzy.
I tak została. Bo cóż mogła zrobić? Teraz wszyscy wiedzą. Jej krzyki i ciało, które kilka kotów, których los jej nie obchodził, przyniosło do obozu, tak bardzo rzucały się w oczy. I już nic nie powstrzymywało Błota od zwykłego łkania jak nowo narodzony kociak.

_________________
Pogrzeb Wiatru Niosącego Cichą Piosnkę  Baotko10Pogrzeb Wiatru Niosącego Cichą Piosnkę  Baotko10Pogrzeb Wiatru Niosącego Cichą Piosnkę  Baotko10
Re: Pogrzeb Wiatru Niosącego Cichą Piosnkę
Pon 23 Sty 2023, 15:10
Szczyt
Szczyt
Pełne imię : Ośnieżony Szczyt Sięgający Nieba
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : kocur
Księżyce : 47 [luty]
Znak Przodków : Sarna
Matka : Mżawka Szepcząca o Świcie [NPC]
Ojciec : Zając Nurkujący w Norze na Wrzosowisku [NPC]
Mistrz : Tafla Zmącona przez Płatek Śniegu
Partner : Huragan Szumiący w Koronach Drzew
Wygląd : Smukły, średni w wysokości kocur. Krótkowłosy, srebrny z czarnym, klasycznym pręgowaniem. Białe palce u przednich łap, białe skarpetki sięgające do stawów skokowych u tylnych. Biały pyszczek i szyja. Niebieskie oczka. Płaski pyszczek.
Multikonta : Szałwiowa Gwiazda, Gradowy Chłód [KW]; Blask [PNK] | Rdza [P], Lodowy Potok [GK]
Autor avatara : michael cowan (flickr)
Liczba postów : 702
Plemię Wiecznych Łowów
https://starlight.forumpolish.com/t694-osniezony-szczyt-siegajacy-nieba#5313
Był spokój tego dnia. Akurat mogłem wyjść z lecznicy, choroba mnie opuściła. Przebywałem w obozie, kiedy zauważyłem, że nigdzie nie mogłem znaleźć Błotko. Zacząłem się martwić, że gdzieś wyszła i się zagubiła, ale wróciła. W o wiele gorszym stanie, niż myślałem. Wbiegła praktycznie w Huragan, a ja zaraz do niej podbiegłem, patrząc spanikowanym wzrokiem na moją córeczkę i na to jak płakała. Położyłem uszy po sobie. Wykrzyczała, że Wiatr chyba nie żyje, że nad grobem Robak.
Spojrzałem po obozie, zauważając Grom, i krzyknąłem do Strażnika, aby pobiegł w miejsce za mną i sprawdzić, czy moja córka mówi prawdę.
Jak się okazało, prawdę mówiła. W miejscu, które wskazała leżało zimne ciało Wiatr. Przez chwilę patrzyłem się na... tą skorupę w niedowierzaniu. Jak tak bardzo irytująca kotka mogła po prostu umrzeć? Zaraz napłynęły do mnie uczucia złości i zirytowania. Nie mogłem ich wytłumaczyć, ale były, może nie miały powodu, ale były, o wiele silniejsze niż podczas którejkolwiek rozmowy mojej i Wiatr. Robak odeszło, to ból i poczucie zagubienia dla każdego, ale... nie musiała się do tego posuwać. Czemu nie pomyślała o Wieszczu, który stracił kolejnego kota z Plemienia, do tego swoją głupią córkę? Czemu nie pomyślała o swojej matce, która i tak straciła prawie swój cały miot, ot, ostał się Jerzyk, Niedźwiedź, Żywica. Najpierw zaginęła, później wróciła i zaraz umarła. Ugryzłem swój język, aby nie zacząć jej wyklinać w obecności Gromu, ale robiłem to w głowie. Bo jeśli umarła po to, aby znowu widzieć Robak, to ja nie wiem, czy ono chce ją widzieć.
Poprosiłem o pomoc Strażnika, w zaniesieniu ciała do obozu. Tam ją położyliśmy na środku. Zastrzegłem uszami, aby zaraz zawołać:
Niech całe Plemię Niedźwiedzich Kłów zbierze się przy Strzelistych Skałach!
Po czym wróciłem do Błotka. Nie miałem interesu w tym, aby siedzieć przy ciele, płakać. Jedyne co czułem wraz z jej śmiercią to irytację. Ha, w końcu jest w środku uwagi. Jednak nie skupiałem się na ciele, skupiałem się na swojej córce, która teraz potrzebowało mojego wsparcia. Spokojnie przejeżdżałem językiem po czole koteczki, cicho szepcząc, że będzie dobrze, że niech się wypłacze, że jesteśmy tutaj zawsze dla niej, obok, jeśli potrzebuje pomocy. Biedna... tyle przeżyło i jeszcze... to.

_________________
Keep me up 'till 4AM, I'll stay up for you
Say, say I'll stay awake
And watch these restless nights turn into days

Re: Pogrzeb Wiatru Niosącego Cichą Piosnkę
Sro 25 Sty 2023, 14:46
Niedźwiedź
Niedźwiedź
Pełne imię : Niedźwiedź Wędrujący przez Las
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : inna (zapach kotki)
Księżyce : 58
Znak Przodków : Niedźwiedź
Matka : Gałązka targana przez wiatr
Ojciec : Wieszcz Szepczących Kamieni(Bio samotniczy przegryw wasyl)
Mistrz : Zbyt dużo jak na raz
Partner : Księżyc na niebie
Wygląd : Średniego wzrostu koteczka o okrągło-kwadratowych kabarytach. Krótkie futro, miękkie w dotyku. Na okrągłej głowie widnieją zielone oczy i lekko okrągłe, zwyczajne uszyska.
Kocica prezentuje na swym futrze głównie ciepłe barwy, gdyż są nimi czekoladowy brąz, beżowy, kremowy, a także rudy wraz z bielą.
Kasztanowe, pstrokate rudym kolorem łaty na mordce, ogonie, łapach i rozlanej linii tułowia towarzyszy bardziej wyróżniająca się jasno-ruda łata na drugiej stronie mordki kotki. Rude plamy posiadają na sobie nikły zarys tygrysich pręg.
Białe paluszki, podbrudek, końcówka ogona i kropeczka pod ciemnym nosem.
Multikonta : Truskawkowa Łapa
Liczba postów : 206
Strażnik [NPC]
https://starlight.forumpolish.com/t839-niedzwiedz-wedrujacy-przez-las
Dni mijały Niedźwiedziowi...Szybko. Zbyt szybko.
Zbyt szybko Jerzyk znów się zapodziewał, zbyt szybko Robak odeszło, zbyt szybko ojciec tracił w oczach, zbyt szybko Wiatr zaginęła, by znów wrócić i dowiedzieć się, co sie stało z jej drugą połówką, zbyt szybko Księżyc popadała w smutek...
Niedźwiedź czuł się bezsilny. Najprościej mówiąc, czy widząc.
Starał się spędzać czas z tymi ostatnimi, którzy tego chcieli - matką, ojcem, czy też Księżyc. Jednak wiedział, ze to może nie wystarczyć. Dlatego miał plany, przynajmniej do spędzenia dnia z partnerką po wyznaczonych wartach - przyszykuje coś dobrego do jedzenia, znajdzie gwiazdy na niebie lśniące najsilniej w nocy, by bury dzień został zapomniany, porozmawiają może o czymś bardziej radosnym, tak, jak kiedyś...

Wyprostowanego Niedźwiedzia z postoju wyrwał głos - nikogo innego, jak brata partnerki.

Czy...Zielonooki nie zauważył srebrnego? Czy może... Szczyt po prostu wcześniej coś lub kogoś sprowadził, jeszcze przed jego wartą? To drugie było możliwe.
Strażnik poprosił o chwilę drugiego, by zobaczyć, co w trawie piszczy - Sepia był wyjątkowo spokojny, jak na siebie, nawet jeśli z tyłu głowy wiedział, co wołanie plemiennego kota nie będącego wieszczem może znaczyć. I co może sie z tym wiązać.
Ciężkie kroki obiły się o zimne, skalne podłoże które powoli mieszało się z kawałkami mchu z pobliskich półek na ścianach groty - młody strażnik skierował swój wzrok ku srebrnemu pręgusowi, który stał przy boku kocięcia znajdy, którą znalazła kiedyś Wiatr.
Co za głupota - pomyślał Niedźwiedź -w stylu Wiatr. No i patrz, maluch dostał należną mu miłość od opiekunów. Tyle dobrego.

No właśnie. Tyle dobrego. Bo jak mowa o Wiatr - to tak właśnie jej ciało leżało na tym zimnym, skalnym podłożu groty.
Niedźwiedź musiał zamrugać kilka razy - po czy westchnął.
Kierując się do ciała siostry, przejechał końcówką ogona po barku brata partnerki. Z nakrapianej gardzieli, cicho już miało paść pytanie, Czy Błotko musi na to patrzeć, czy nie rozsądniej nie byłoby jej zabrać, lecz nie miał zamiaru kwestionować wyborów srebrnego opiekuna dymnej - przecież wiedział, co i jak. Czyż nie?

No i wkońcu doszedł - małymi krokami, które sprawiały wrażenie, jakby szedł przez cały szlak górskich szczytów. Silne lapy ugięły się pod właścicielem, a ten skulił się przy ciele siostry - nie roniąc łez, lecz pomrukując głośno z gardła, całym ciałem.

Czuł strach. Ciało nie zostało namaszczone zielem, ędzie trzeba to zrobić...a jako rodzina będzie musiał pomóc przy pochowaniu ciała, przyniesieniu ostatniego posiłku, dla skorupy którą kiedyś posiadała siostra. Jej duch musi nabrać sił na ostatnią drogę, lecz sam Niedźwiedź nie był pewny, czy jej rodzina będzie ją mieć. No właśnie tu był strach. Rodzina. Co powie ojciec? Matka? Żywica? Jerzyk, o ile raczy się ich dwójka rodzeństwa zjawić?
Na matkę i ojca miał co liczyć. To było szczęście w nieszczęściu, lecz Miś wiedział...Swoje.
Czuł wściekłość. Do siebie i do siostry - Czy to wszystko było na nic? Ich rozmowy, jej obietnica,jej przeprosiny, że będą wspólnie przeciwstawiać się oporom? Że już coś takiego się nie pojawi w ich życiach? Że obydwie są siostrami i postarają się z tym żyć?

Wtulił się głębiej w liliowe futerko. Mamrocząc.
-No-n-nowe życie. Pr....Przodkowie, przyjmijcie ją z-zze spokojem, choć ona sama taką ni-nie była. - Zaczął z troską, łamliwym głosem. Niech Robak i Wiatr znów się spotkają, wyjaśnia sobie co muszą, jeśli nie dany był im czas tu, wśród żywych.
Szeptem mruknął.
-C-czemu... J-jak...Powiesz m-mi? - Opuścił znów łeb. Zaśmiał się gorzko na swe własne słowa.
No tak - to nie była już jego siostra, tylko jej ciało. Wiatr była teraz z przodkami, a sam Niedźwiedź wiedział, że tradycji musi stać się zadość.
Tylko czemu jego serce kurczyło się z każdą cichą łzą na poliku, gdy pomyślał, jak zareaguje rodzina? Ich biedni rodzice, którzy już i tak zostali z prawie niczym ze swych kociąt?

Niedźwiedź wyprostował się, biorąc głęboki wdech. -
-Plemie Wiecznych łowów, prosze, przyjmijcie mą siostre na Lśniący Szlak. Była nierozsądna, lecz była córką, siostrą, partnerką...Była Wiatr. I niech wiatr niesie ją spokojnie na tą ostatnią wypra-...Wyprawę.
Opuścił wzrok. Modły do zmarłych. Jeszcze czego.
Co takiego dla niego te stare pryki niby zrobiły? Do tej pory tylko zabierają. Więcej i więcej.
Łzy natoczyły się w kącikach oczu, lecz sepia je odtrącił.



_________________
Pogrzeb Wiatru Niosącego Cichą Piosnkę  Dzwiedz
Re: Pogrzeb Wiatru Niosącego Cichą Piosnkę
Sro 25 Sty 2023, 19:04
Księżyc.
Księżyc.
Pełne imię : Księżyc Schowany we Mgle
Grupa : Plemię Wiecznych Łowów
Płeć : kotka
Księżyce : 47 [III 2023]
Znak Przodków : Sarna
Matka : Mżawka Szepcząca o Świcie [NPC]
Ojciec : Zając Nurkujący w Norze na Wrzosowisku [NPC]
Mistrz : Królik Kicający ku Kwiecistej Kniei (*)
Partner : Niedźwiedź Wędrujący przez Las
Wygląd : Smukła, wysoka kocica o długich łapach i ogonie, głęboko błękitnych oczach, a także krótkim, zadbanym futrze maści czarny srebrny szynszylowy. Na łbie i ogonie widać słabe pręgowanie. Jej okrągłą mordkę zdobi krótki pysk oraz niewielkie, skierowane na boki pędzelki na uszach.
Multikonta : Pszczeli Pył, Ogień (KG), Żyto (S), Dąb (PNK)
Autor avatara : Ja
Liczba postów : 1406
Plemię Wiecznych Łowów
https://starlight.forumpolish.com/t728-ksiezyc-skryty-we-mgle#5651
Księżyce mijały nieubłaganie, a stan Księżyc się nie poprawiał. Co prawda, w końcu minęła ta jej choroba, ale to nic w porównaniu z cierpieniem, jakie doznawała po stracie aż dwóch bliskich kotów za tak krótki czas. Nie chodziła na patrole, nie mówiąc już o zwykłych spacerach i nie rozmawiała z nikim, poza jej najbliższymi. Nie wiedziała już, gdzie czuła się gorzej, w towarzystwie, czy bez. W jednym przypadku narastała w niej rozpacz, tęsknota i poczucie winy oraz - o dziwo - samotność, a w drugiej - irytację związaną z zakłóceniem jej spokoju. Czuła się bezsilna zarówno wobec losu, jak i siebie. Nie była w stanie nawet nad sobą zapanować, skoro nawracające myśli o Króliku i Robaku nie dawały jej spokoju dniami i nocami.

W tej chwili leżała w swoim lęgowisku, skierowana do ściany, na której już dawno sok z jagód się złuszczył, pozostawiając jedynie pojedyncze, niewielkie dawnych malowideł, nieprzypominające czegokolwiek. Ponieważ leżała tyłem do obozu, nie widziała, jak Szczyt wraz z innym strażnikiem zanoszą czyjeś ciało. Poruszyła lekko uchem, słysząc wołanie i niechętnie obróciła się, żeby spojrzeć najpierw swojego brata, a potem na ciało zmarłego. Już w tym momencie poczuła ponowny, choć słabszy zastrzyk emocji, spodziewając się, że na ziemi ujrzy kolejną bliską jej osobę. Okazało się, że była to Wiatr, dawna partnerka Robaka. Strażniczka prychnęła lekko, odwracając wzrok. Chociaż Wiatr teoretycznie była częścią jej rodziny, to wcale w niej nie widziała kogoś bliskiego, a przynajmniej w porównaniu do jej partnera, a śmierć dwóch bliższych jej kotów wzbudzał w niej jeszcze większą niechęć. I tak już za dużo osób umarło.
Jednak widok przygnębionej Niedźwiedzicy nie pozwalał jej długo leżeć obojętnie, dlatego wkrótce wstała i małymi, powolnymi kroczkami podeszła do niej. Usiadła przy swojej partnerce i oparła się lekko o jej bok, posyłając zmęczone spojrzenie. Nie widać było przy tym żadnych innych emocji. Nawet jeśli starała się jakoś wesprzeć strażniczkę swoją obecnością, to i tak nie była w stanie skryć swojej pustki, jaka obecnie panowała w jej sercu.
Re: Pogrzeb Wiatru Niosącego Cichą Piosnkę
Pią 27 Sty 2023, 00:23
Echo
Echo
Pełne imię : Senne Echo Szepczącego Strumienia
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : kocur
Księżyce : 32 [luty]
Znak Przodków : Niedźwiedź
Matka : Pajęczyna Pokryta Poranną Rosą [npc]
Ojciec : Kopcuch [npc]
Mistrz : -
Partner : -
Wygląd : rosły, barczysty; długie futro, w większości czarne, ze srebrzystym brzuchem, bokami, kryzą i dolną częścią ogona, najciemniejsze są łapy, grzbiet, głowa i uszy; uszy zakończone pędzelkami; mocny pysk i broda; oczy żółte
Multikonta : orzechowy cień, i inni.
Liczba postów : 369
Plemię Wiecznych Łowów
https://starlight.forumpolish.com/t1640-echo-senne-echo-szepczacego-strumienia#36970
Tym razem zjawia się szybko, jako jeden z pierwszych kotów. Znowu pogrzeb – znowu jakiegoś kota, którego nie zna. Kociak marszczy się, obserwując zastaną scenę i ciało sprzed wyjścia z kociarni. Bardziej niż trup, brzydzi go becząca młoda kocica.
Kolejny kot, którego śmierci nie rozumie. Ciało nie nosi śladów ran, nie czuć zapachu krwi; ta kocica nie umarła w bitwie w obronie swojego Plemienia. Nie umarła też z powodu choroby, bo gdyby przebywała w lecznicy, to by o tym wszyscy wiedzieli. Więc co jest przyczyną?
Niezależnie od powodu, ma inną niepokojącą i bardziej ogólną konkluzję: Plemię umiera. A może… umierają najsłabsze jego ogniwa? Jednak czy Królika można było tak nazwać? Nie wydaje mu się.
Powinien jak najszybciej zostać następcą Wieszcza i zaprowadzić tu porządek. Rzygać mu się chce od tego, jak słabe są te koty. Bez słowa odwraca się i wraca do Miękkich Półek.

zt

_________________



i got too  good at
fighting chemicals
and dodging arrows
i was
asking for

wading through the fog
a
nd then it disappeared
naked when i'm here


and why should i deny what's all at once
so crystal clear?

Re: Pogrzeb Wiatru Niosącego Cichą Piosnkę
Sob 28 Sty 2023, 01:55
Światło Gwiazd
Światło Gwiazd
Grupa : Gwiezdny Klan
Płeć : kocur
Księżyce : nieskończone
Matka : srebrna skórka
Ojciec : gwiezdny pył
Wygląd : utkany z gwiazd
Multikonta : administracja
Liczba postów : 1890
Administracja
https://starlight.forumpolish.com
Wieszcz Szepczących Kamieni




Wiedział, że wołanie innego kota to zły znak. Bardzo zły… przez chwilę zwlekał. W końcu jednak z lękiem w sercu Wieszcz wysunął się z Zębatego Ustronia i… z jego gardła wydarł się cichy jęk, a zaraz po tym: zamarł. Kocur po prostu dość długą chwilę stał w wyjściu ze swojego legowiska – wychudzony, zmarniały, z matowym, zaniedbanym futrem i przeraźliwie pustymi oczami – nie wierząc w to, na co patrzy.
Fala wspomnień i mieszanina uczuć walczyły z chęcią wyparcia i odcięcia się od tego, udawania, że wcale nie widzi właśnie martwego ciała swojej córki. Jednak dawno już nie był kociakiem i mimo wszystko… nawet jeśli nie zawsze potrafił, to wiedział, że musi sobie poradzić z tym jak ktoś dojrzały.
Nie wiedział, ile czasu minęło, ale w końcu na sztywnych łapach, zgarbiony, zbliżył się do ciała Wiatr. Nie nosiło śladów walki, krwi, ran… zmarszczył delikatnie czoło. Wiatr z bliska wyglądała… sam nie wiedział. Przy pysku i na szyi miała ślady po ślinotoku i wymiotach… mamrocząc ciche „przepraszam”, delikatnie otworzył mordkę Wiatr, gdzie dostrzegł resztki czerwonych owoców.

Och.

Zakręciło mu się w głowie, lekko się zatoczył do tyłu. Zamrugał oczami, a w uszach słyszał tylko pisk.


Zabiła się.
popełniła samobójstwo
sama to sobie zrobiła
jej decyzja
jak zwykle po swojemu
jak zwykle myśląc tylko o sobie
chyba nie myślała, że nikt się nie zorientuje


Zabiła się.
Więc po co było to wszystko?

Zabiła się.
Och, przodkowie, gdybyście mogli mnie po prostu zabrać do siebie, bym już nigdy więcej nie musiał tego przezywać, bym nie czuł bólu, bym nie musiał nieść na barkach tego ciężaru, bym mógł po prostu niczym się nie przejmować.

Zabiła się.
A im zostały tylko wspomnienia i nieruchome ciało, pozbawione oddechu i przepływu krwi przegryzieniem jagód cisu.  Dla niej tak prosta czynność, po chwili bólu i świadomości, że umiera, mogła już nie czuć nic.
Też by chciał już nic nie czuć.


Zabiła się.
I nienawidził sam siebie za to, że, gdy minął ten pierwszy szok, gdy pisk w uszach ucichł… jakaś jego część czuła ulgę. Ulgę, że… że Wiatr nie będzie się już męczyć, że nie będzie musiał patrzeć, jak pogrąża się w spirali rozpaczy, jak działa destrukcyjnie dla samej siebie, dla swoich bliskich, dla Plemienia, jak nie jest w stanie wmusić w siebie jedzenia, jak spędza godziny poza obozem, uciekając od wszystkich, od problemów.
I nienawidził sam siebie za to, że jakaś jego część czuła jakieś przerażające, groteskowe wręcz… zadowolenie. Nie, to złe słowo. Po prostu… po prostu mu spadł jakiś ciężar z serca i z barków, jego część. Bo nie znajdował w sobie słów pocieszenia dla Wiatr i nie potrafił nic zrobić, bo jej sytuacja była ciężka i bezprecedensowa, być może. Bo… bał się, co jego córka zrobi, sobie, innym, Plemieniu – wszak miała dość niechlubną historię zwracania na siebie uwagi, robienia po swojemu, działania impulsywnie, i nie miał siły na walkę z tym.
Tylko że wolałby próbować dalej ją wspierać albo nawet walczyć z jej wybrykami, niż teraz patrzeć na jej ciało.

I nienawidził sam siebie za to, jak inna była jego reakcja na śmierć Wiatr, w porównaniu do tego, jakie spustoszenie wywołała w nim śmierć Robak, mimo iż to ta pierwsza była jego córką. Bo poza bezsilnością, szokiem i rozpaczą… miał w sobie również ogromny żal do córki, złość, a jednocześnie tę przedziwną ulgę – uczuć tych nie miał wobec czarnofutrego Łowcy… a poza tym, czuł coś, co nieco go obrzydzało; jakby nadzieję, że może przynajmniej… Wiatr już tak nie cierpi.

Po przetworzeniu tego, co sam czuł, dotknął delikatnie nosem barku Niedźwiedź, po czym zaczął czyścić ciało zmarłej. Po jakimś czasie udał się po wonne zioła, żeby natrzeć nimi jej futro. Płakał przy tym, ale w ciszy, niemal niezauważalnie.
Re: Pogrzeb Wiatru Niosącego Cichą Piosnkę
Nie 29 Sty 2023, 17:49
Blask
Blask
Pełne imię : Złoty Blask Wschodzącego Słońca
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : kotka
Księżyce : 8 [luty]
Znak Przodków : Niedźwiedź
Matka : Pajęczyna Pokryta Poranną Rosą [NPC]
Ojciec : Kopcuch [NPC]
Mistrz : Żywica w Której Zatonął Blask Słońca
Wygląd : Blask już teraz zdaje się wysoka i okazała w mięśniach. Mimo tego jest kotką smukłą. Jej ciało pokrywa długa, gęsta i zadbana sierść koloru jasnobursztynowego, prawie kremowego. Można na nim zauważyć zarys klasycznych pręg, które nie są o wiele ciemniejsze od futra. W słońcu natomiast można zauważyć, jak nabierają bursztynowej barwy. Ponieważ bursztynowe futro odziedziczyła po matce, a dymne futro po ojcu, ma jaśniejszą kryzę, pysk, łapy, spodnią część ogona i nieznacznie brzuch. Ma długie uszy, a w nich jasno-kremowe futerko. Blask posiada również długie, gładkie wibrysy, które są przyczepione do pyszczka, dysponującego ciemnoniebieskim, wyglądającego na pierwszy rzut oka czarnym, nosem. Jej oczy duże i w kształcie migdałów na razie są w kolorze szaroniebieskim.
Multikonta : Szałwiowa Gwiazda, Gradowy Chłód [KW], Szczyt [PNK] | Lodowy Potok [GK], Rdza [P]
Autor avatara : beevilove
Liczba postów : 106
Plemię Wiecznych Łowów
https://starlight.forumpolish.com/t1642-zloty-blask-wschodzacego-slonca-blask#37002
Znowu wołanie innego kota, niż Wieszcz. O co chodziło. Znowu pogrzeb?
Pojawiłam się na zgromadzeniu, widząc jakąś kotkę. Nie wiedziałam kim była. Ale umarła. To był trzeci pogrzeb z rzędu w tym Plemieniu.
Hah. Wymierało.
Koty padały jak muchy, były słabe. Ostaną się najsilniejsi.
Obrzydliwe.
Patrzyłam na zgromadzenie kotów z boku. Nie chciałam nikomu przeszkadzać. Wieszcz płakał, przysiadł się do Niedźwiedź. A, czy to była jego córka? Ta, która umarła? Być może. Przynajmniej o jednego fałszywego niedźwiedzia mniej. Obserwowałam, siedząc z boku, wyprostowana. Oczami przejeżdżałam po zebranych, rejestrując każdy ruch, wszystko, co mogłam. Ale nie zbliżałam się do nich, nie miałam po co. Szczyt nie płakał, uspokajał Błotko. Ona płakała bardzo. Niesamowite, dlaczego?
Mą głowę zaczęły wypełniać pytania, dlaczego te wszystkie koty umierały? Głupie. Powinny żyć i służyć Plemieniu, to było dla nich wszystkim honorem, a umierały jak śmierdzące muchy! Głupie.

_________________
Pop culture was in art, now art's in pop culture, in me
I live for the applause, applause, applause
I live for the applause-plause,
live for the applause-plause, live for the-
Way that you cheer and scream for me
The applause, applause, applause


Re: Pogrzeb Wiatru Niosącego Cichą Piosnkę
Nie 29 Sty 2023, 19:04
Wieszcz Promieni Słońca
Wieszcz Promieni Słońca
Pełne imię : Wieszcz Promieni Słońca (Potężny Dąb Stawiający Opór Burzy)
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : kocur
Księżyce : 36 [IV]
Znak Przodków : Niedźwiedź
Matka : Pajęczyna Pokryta Poranną Rosą (NPC)
Ojciec : Jakiś samotniczy przegryw (Kopcuch NPC)
Mistrz : Jaszczurka Owinięta wokół Kamienia (NPC), Wieszcz Szepczących Kamieni (NPC)
Partner : Promyk Słońca Przebijający Chmury
Wygląd : Duży, wręcz ogromny kocur o umięśnionej budowie i silnych łapach. Jego ciało pokrywa długie, wypielęgnowane, bursztynowe futro z rozjaśnieniami po bokach głowy, na piersi, brzuchu i końcówkach łap oraz ciemnymi klasycznymi pręgami. Ogon zakończony czarną kitą. Trójkątna głowa o dosyć prostym profilu i sterczących uszach ze spiczastymi pędzelkami. Nos i obszar wokół niego są ciemne, niemal czarne. Oczy oliwkowe, opanowane.
Multikonta : Pszczeli Pył, Ogień (KG), Żyto (S) | Księżyc (PWŁ)
Autor avatara : Ja
Liczba postów : 603
Wieszcz Promieni Słońca
https://starlight.forumpolish.com/t1643-dab-potezny-dab-stawiajacy-opor-burzy
Kolejne wołanie innego kota, niż Wieszcz. Z doświadczenia wiedział, że nie oznacza to nic dobrego, a mianowicie - śmierć kolejnego współplemieńca. Do prawdy nie rozumiał, czemu w tej chwili koty tak szybko umierały. Na ich terenach kręciła się banda śmiercionośnych drapieżników, czy co?
W każdym razie Dąb, nieco znudzony tymi przygnębiającymi zebraniami, przybył na miejsce, aby zobaczyć, kto tym razem wyruszył do Lśniącego Szlaku. Tym razem była to jakaś sepia, którą nie za bardzo kojarzył. Ciężko było mu określić, od czego ona zmarła, jako że ciało już było czyszczone przez Wieszcza. Miny zebranych również nie przekazywały niczego nowego. Wieszcz płakał, inne koty też, a jeszcze inne - siedziały przy nich, próbując ich jakoś wesprzeć. Westchnął, rozglądając się za kimś, kogo w miarę dobrze znał.
Po chwili wpatrywania się na dorosłych, Dąb zdecydował się dosiąść do swojej siostry, naśladując resztę. Dlaczego? No może dlatego, że ona siedziała tak sama i była nie mniej zagubiona w ostatnich wydarzeniach, co i on. Poza tym, w tej chwili ze wszystkich kotów do towarzyszenia najbardziej wolał kogoś ze swojej rodziny.

_________________
Pogrzeb Wiatru Niosącego Cichą Piosnkę  Pixel-sun1v2-f2u-by-itwoi-dageaf5
You'll remember me, when the west wind moves
Upon the fields of barley
You'll forget the sun in his jealous sky
As we walk in fields of gold...

Many years have passed since those summer days
Among the f i e l d s of barley
You can tell the s u n in his jealous sky

When we walked in fields of gold...
Re: Pogrzeb Wiatru Niosącego Cichą Piosnkę
Nie 29 Sty 2023, 19:41
Niedźwiedź
Niedźwiedź
Pełne imię : Niedźwiedź Wędrujący przez Las
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : inna (zapach kotki)
Księżyce : 58
Znak Przodków : Niedźwiedź
Matka : Gałązka targana przez wiatr
Ojciec : Wieszcz Szepczących Kamieni(Bio samotniczy przegryw wasyl)
Mistrz : Zbyt dużo jak na raz
Partner : Księżyc na niebie
Wygląd : Średniego wzrostu koteczka o okrągło-kwadratowych kabarytach. Krótkie futro, miękkie w dotyku. Na okrągłej głowie widnieją zielone oczy i lekko okrągłe, zwyczajne uszyska.
Kocica prezentuje na swym futrze głównie ciepłe barwy, gdyż są nimi czekoladowy brąz, beżowy, kremowy, a także rudy wraz z bielą.
Kasztanowe, pstrokate rudym kolorem łaty na mordce, ogonie, łapach i rozlanej linii tułowia towarzyszy bardziej wyróżniająca się jasno-ruda łata na drugiej stronie mordki kotki. Rude plamy posiadają na sobie nikły zarys tygrysich pręg.
Białe paluszki, podbrudek, końcówka ogona i kropeczka pod ciemnym nosem.
Multikonta : Truskawkowa Łapa
Liczba postów : 206
Strażnik [NPC]
https://starlight.forumpolish.com/t839-niedzwiedz-wedrujacy-przez-las
Nie potrafił nawet uronić smutku na pogrzebie własnej siostry. Czuł wstyd, żal, smutek...Lecz tym razem do samego siebie. Do tej pustki, jaką czuł.
Jaki normalny kot czuje....Kamień spadający z serca, gdy ktoś umiera? Z jego własnej rodziny, niemniej?
Wiedział jednak jedno - Wiatr będzie przy robak. Przy reszcie rodziny, przy przodkach...Przy tych, którym czasu również zabrakło tu, na ziemi. Przy tych, których może liliowa poszanuje.
To była miła wizja. Gorszą była nicość, o której sepie nie chciała myśleć. Cofnij - o której myślała, która napawała ją wstydem, a nawet agresją, że to wszystko....By po prostu po nic. Cała ta zabawa, cyrk, kary....Po nic.
Nie. Niedźwiedź nie chciała o tym myśleć, a historia się nie powtórzy. Już nie więcej. Nie w jej przyszłości. Nie w tej w której przy boku miała plemie.

Plemie, a szczególną w nim kocice.
Poczuł jasne futro na swoim boku, a sam odwzajemnił się przytuleniem do jej boku i ciepłym oddechem na jej uchu, mówiąc szeptem, tak, by tylko ona słyszała.
-Nie powinnaś widzieć mnie w takim stanie, kochana. - I byłą to prawda w jego głowie - to on powinien być teraz dla strażniczki, straciła więcej niż on, a światło w jej oczach gasło.
Nienawidził się za to, że na to pozwolił, że na to wpływał. Dodał szeptem, po raz kolejny, ocierając łeb o jej polik. -Nie musisz na to patrzeć.


Plemie. Ojciec. Wieszcz - słysząc jego kroki, Niedźwiedź spiął mięśnie. Nieuniknione to było, że kocur przyjdzie, lecz jakaś cząstka sepii wolała, pragnęła, by ojciec nie przechodził przez to samo już...Który właściwie raz? Niedźwiedź już nie liczył - szykował się na impakt, widząc zgarbione, liche ciało kocura. Coś co kiedyś było podporą umięśnionego strażnnika stało się nagle wiotkie - tak jak emocje które teraz wyczuwał.
Płacz, krzyk, emocje...Których nie było. Była tylko realizacja - stracenie dziecka, siostry, członka plemienia i ponura pogoda za grotą, która przypominała, że nie ma temu końca.
Czując nos ojca na barku, Niedźwiedź cicho miauknął, jakby jego gardło było chore od lat, strugane i rozstrzępione. Tylko ojciec miał prawo to słyszeć. Tylko on miał prawo zobaczyć pełen żalu wzrok swego dziecka. -Ta...T-Tato... - Wybacz. Za Wiatr, Płatka, Jerzyka, Jaskółkę.

Otrząsnął się jednak, wiedząc w sercu, co znaczy znak ojca.
Niespokojną noc i jeszcze nie spokojniejsze myśli.

Szylkret Był przy ojcu przez cały czas - Od umycia ciała, do pomocy przy nacieraniu ciała zielem. Nie zapraszał Księżyc - już i tak dużo zrobiła będąc tu, a sama sepia nie miała serca ani głowy prosić jej o taką pomoc, choć byli rodziną.
Oparł się o bok ojca. W ciszy.

_________________
Pogrzeb Wiatru Niosącego Cichą Piosnkę  Dzwiedz
Re: Pogrzeb Wiatru Niosącego Cichą Piosnkę
Sro 01 Lut 2023, 21:29
Żywica
Żywica
Pełne imię : Żywica w Której Zatonął Blask Słońca
Grupa : Plemię Niedźwiedzich Kłów
Płeć : kotka
Księżyce : 56 ks
Znak Przodków : Niedźwiedź
Matka : Gałązka Targana Przez Wiatr
Ojciec : Wieszcz Szepczących Kamieni (Wasyl)
Mistrz : Huragan Szumiący w Koronach Drzew
Partner : Wszyscy, pls kochajcie mnie
Wygląd : Krótkowłosa o gęstej czekoladowo-szylkretowej sierści, dobrze zbudowana kotka o średnim wzroście i złotych oczach.

Multikonta : Pył, Jaśminv2, Śpiewka[GK], Jarzębina[NKT], Jaśmin [GK]
Autor avatara : Ja
Liczba postów : 513
Strażnik
https://starlight.forumpolish.com/t1067-zywica
Ostatnie pogrzeby ominęła. Co prawda nie specjalnie, ale chyba nawet była za to wdzięczna. Nie chciała widzieć żadnych, martwych ciał, które jakimś cudem mają czelność zostawać na ziemi, podczas gdy kota w środku już nie ma. Irytowało ją, jak łatwo można było uszkodzić czyjeś ciało. Jak kruche było. Królika przebolała, chociaż nadal wydawało jej się mało możliwe, by tak wielki, potężny kocur, będący w jej oczach jak ten idol którego plakaty wiesza się na ścianach (poważnie, zrobiłaby to), po prostu odszedł we śnie. Potem padło na Robak. W tym przypadku również nie była jakoś bardzo przywiązana, ale uważała no za rodzinę. Co prawda nadal nie mogła się przyzwyczaić, a relację miała całkiem spokojną, przez co odczuwała stratę w JAKIŚ sposób, ale nie było co na siłę udawać, że jest w potwornej żałobie. Bardziej się wtedy, po usłyszeniu wieści o śmierci martwiła o Wiatr. Właśnie. Wiatr. Po jej zniknięciu rodzina nie specjalnie wiedziała, co ze sobą zrobić, a może po prostu Szysza nie wiedziała. Potem jasna wróciła... wróciła i tak naprawdę, Żywica miała wrażenie, że siostra jej unika. A może się tylko szylkretowej wydawało? Może za mało starała się zrozumieć uczucia Wiatr, może powinna się bardziej postarać, może powinna ją do cholery przygwoździć w jakimś kącie i kazać jej się wygadać, żeby nie popełniała żadnych głupstw. Tym razem, pech chciał, że była na miejscu. Albo raczej wróciła do obozu w nieodpowiednim czasie. Usłyszała głos Szczyta. Nie dobrze. Nie specjalnie przejmując się wyglądem podreptała ku miejscu, gdzie było już spore zamieszanie, z każdym krokiem strosząc bardziej sierść. Nie podobało jej się to. Postawa znikającego po zioła ojca, postawa Niedźwiedź, tylko utwierdzały strażniczkę w przekonaniu, że to o czym myślała, było tym co tak właściwie zobaczy. Szepty. Dużo szeptów wypełniło umysł kotki, które potem zaczęły być coraz głośniejsze i bardziej natarczywe, a gdy wreszcie ujrzała jasne futro, nastała cisza. Siadła, wpatrując się w jeden punkt na ciele siostry. Nie potrwało to jednak długo, gdyż zaczęła szukać. Czego? Rany. Chciała wiedzieć, jaki rodzaj k*restwa tym razem postanowił odebrać życie kolejnego członka jej rodziny. Ale nie było nic. Szponów, śladów po zębach. Do płuc kotki napłynął urywany, długi wdech, podczas gdy wizja zaczęła się coraz to bardziej rozmazywać. Zamrugała, chcąc ją wyostrzyć, ale mało co to dawało. Zamiast tego nadal siedziała spięta w miejscu, czując coraz to większe uczucie irytacji, z powodu wsparcia jakie okazywała Księżyc w stronę Niedźwiedź i Szyszka nie potrafiła tego wyjaśnić. Mieszanka złości i jakiejś dziwnej rezygnacji przeszła przez jej ciało, nakazując wstać i wypędzić wszystkich z tego pogrzebu, czego jednak nie zrobiła. No, może nie licząc wstania. Strażniczka podeszła sztywno do Wiatr, by językiem spróbować oczyścić futro na jasnym karku. Trudno jednak stwierdzić, czy jej pomoc w chwili obecnej cokolwiek dała. Nie chciała patrzeć na te wszystkie pyski. Na pysk ojca w szczególności, jakby się czegoś obawiała. Miała wrażenie, że słyszy jakieś szepty, znów w jej głowie? A może poza nią? Uśmiechają się... Cieszycie się, że nie żyje, prawda? Pieprzeni zdrajcy. Już nikt wam nie będzie robić problemów. Czujecie teraz spokój, co? Zagryzając na chwilę zęby, nie pozwoliła by cokolwiek wypłynęło z jej oczu. Miała dość. Za dużo. A najśmieszniejsze było to, że nawet nie wiedziała, co właściwie czuła. Mieszanka jakichś dziwnych emocji robiła fikołka w jej ciele.
Tak czy inaczej, przez resztę pogrzebu wydawała się być spokojna, może troszkę odłączona, posłusznie stercząc obok Wieszcza, nie chcąc jednak żadnego dotyku z jakiejkolwiek strony.
Re: Pogrzeb Wiatru Niosącego Cichą Piosnkę
Sob 04 Lut 2023, 00:14
Światło Gwiazd
Światło Gwiazd
Grupa : Gwiezdny Klan
Płeć : kocur
Księżyce : nieskończone
Matka : srebrna skórka
Ojciec : gwiezdny pył
Wygląd : utkany z gwiazd
Multikonta : administracja
Liczba postów : 1890
Administracja
https://starlight.forumpolish.com
Wieszcz Szepczących Kamieni




Wiedział, że wołanie innego kota to zły znak. Bardzo zły… przez chwilę zwlekał. W końcu jednak z lękiem w sercu Wieszcz wysunął się z Zębatego Ustronia i… z jego gardła wydarł się cichy jęk, a zaraz po tym: zamarł. Kocur po prostu dość długą chwilę stał w wyjściu ze swojego legowiska – wychudzony, zmarniały, z matowym, zaniedbanym futrem i przeraźliwie pustymi oczami – nie wierząc w to, na co patrzy.
Miał milion myśli i uczuć, nieraz ze sobą sprzecznych, ale jakoś przetrwał pogrzeb. Jakoś.
Przodkowie, przyjmijcie, proszę, Wiatr Niosący Cichą Piosnkę na Lśniący Szlak. Niech zazna wśród was spokoju i szczęścia – powiedział krótko zgaszonym głosem. Nie zamierzał mówić więcej, bo… co miał powiedzieć? Że sama to sobie zrobiła? Po co? Zadrżał lekko. Ostatecznie poprosił Żywicę o wzięcie ze stosu zwierzyny dla Wiatr, po czym wraz z rodziną wyniósł za obóz ciało Wiatr. Pochowali ją niedaleko Robak, choć nie obok; wszystko odbyło się zgodnie z tradycją, od umieszczenia zwierzyny w dole, po udekorowanie gotowego grobu i umieszczenie kamieni. Długie godziny pozostał w miejscu pochówku wraz z Gałązką.

zt
Re: Pogrzeb Wiatru Niosącego Cichą Piosnkę
Nie 05 Lut 2023, 14:25
Księżyc.
Księżyc.
Pełne imię : Księżyc Schowany we Mgle
Grupa : Plemię Wiecznych Łowów
Płeć : kotka
Księżyce : 47 [III 2023]
Znak Przodków : Sarna
Matka : Mżawka Szepcząca o Świcie [NPC]
Ojciec : Zając Nurkujący w Norze na Wrzosowisku [NPC]
Mistrz : Królik Kicający ku Kwiecistej Kniei (*)
Partner : Niedźwiedź Wędrujący przez Las
Wygląd : Smukła, wysoka kocica o długich łapach i ogonie, głęboko błękitnych oczach, a także krótkim, zadbanym futrze maści czarny srebrny szynszylowy. Na łbie i ogonie widać słabe pręgowanie. Jej okrągłą mordkę zdobi krótki pysk oraz niewielkie, skierowane na boki pędzelki na uszach.
Multikonta : Pszczeli Pył, Ogień (KG), Żyto (S), Dąb (PNK)
Autor avatara : Ja
Liczba postów : 1406
Plemię Wiecznych Łowów
https://starlight.forumpolish.com/t728-ksiezyc-skryty-we-mgle#5651
Księżyc nie zwracała uwagi na zbierające się wokół koty. Była tak zmęczona ostatnimi wydarzeniami, że jedyne, z kim miała ochotę spędzać czas, to z Niedźwiedziem. Zdziwiła się lekko na jej słowa, ale zaraz sobie przypomniała, jak to było w sytuacji z Płatkiem, z tą różnicą, że wtedy sepia zareagowała o wiele gwałtowniej na pogrzebie, co w sumie nic dziwnego, ale dzisiaj... Widocznie nie ona jedna straciła siły na cierpienie.
Wiem... ale musimy nawzajem się wspierać. – mruknęła cicho. Nawet teraz zamierzała wspierać swoją partnerkę. Co prawda, sama czuła się marnie po stracie bliskich, ale gdyby widziała siedzącą samotnie córkę Wieszcza przy ciele siostry, czułaby się jeszcze gorzej przez złość na siebie. No bo jak mogła porzucić najbliższego jej kota w takiej chwili?

Tak siedziała jeszcze przez jakiś czas. Starała się towarzyszyć sepii przez cały czas, nawet po pogrzebie, o ile ta jasno nie potrzebowała chwili samotności. Wtedy po prostu siedziała sobie w lęgowisku, nie myśląc już o niczym.

//zt
Re: Pogrzeb Wiatru Niosącego Cichą Piosnkę
Sponsored content

Skocz do: