IndeksIndeks  SzukajSzukaj  GrupyGrupy  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 :: 
Wprowadzenie
 :: Karty Postaci :: Martwi
Królik Kicający ku Kwiecistej Kniei
Czw 01 Kwi 2021, 17:47
Królik
Królik
Pełne imię : Królik Kicający ku Kwiecistej Kniei
Grupa : Plemię Wiecznych Łowów
Płeć : kocur
Księżyce : 87 w chwili śmierci
Znak Przodków : Niedźwiedź
Matka : Chmura Sunąca po Szarym Niebie [NPC] [*]
Ojciec : Gołębie Pióro Niesione przez Wiatr [NPC] [*]
Mistrz : Jastrząb Przelatujący nad Iglastymi Drzewami [NPC] [*]
Partner : Tafla Jeziora Zmącona przez Płatek Śniegu [*]
Wygląd : Wysoki, dobrze zbudowany, długowłosy srebrno-cieniowany kocur o niebieskich oczach. Białe znaczenia pokrywają część jego pyska, kryzę, klatkę piersiową i brzuch, a także mniej więcej połowę przednich łap i całe tylne oraz spód ogona... a raczej tego, co z niego zostało. Ma oderwaną większą część ogona oraz liczne blizny na ciele: dwie na grzbiecie, z tyłu i na środku, po szponach drapieżnych ptaków, skrzyżowane ze sobą podłużne ślady pazurów na prawej przedniej łapie oraz mały, przecinający pyszczek po lewej stronie ślad po zadrapaniu.
Multikonta : Motyli Blask, Skowronkowy Trel, Połyskująca Łapa
Autor avatara : Chabrowy Powiew (avatar), Pliszkowy Dziób (podpis)
Liczba postów : 554
Plemię Wiecznych Łowów
https://starlight.forumpolish.com/t693-krolik-kicajacy-ku-kwiecistej-kniei


Królik

królik kicający ku kwiecistej kniei

kocur z plemienia niedźwiedzich kłów. ma 61 księżyców [listopad]. zajmuje się rangą strażnika. czarny srebrny pręgowany tygrysio cieniowany z bielą. spod znaku niedźwiedzia.

╭੭ ˳⁺⊹ galeria — rysunki

mistrz — jastrząb przelatujący nad iglastymi drzewami [*]

nowicjusze — ryba pluskająca w potoku [?]; ważka frunąca ponad trzcinami [*]; wiewiórka skacząca między drzewami [*]; huragan szumiący w koronach drzew; księżyc schowany we mgle; płatek wiśni szybujący na wietrze

i will have order>:(

.................

Królika zasadniczo można opisać jednym słowem, które z pewnością nie kojarzy się ze zwierzęciem, po którym został nazwany: wielki. Strażnik z pewnością należy do jednych z najwyższych kotów w Plemieniu, a wrażenie to spotęgowane jest przez okalające go grube, gęste, długie futro oraz dość długie uszy, zakończone czarnymi pędzelkami. Czarne są również zarysy pręg na jego głowie i łapach, a także delikatny nalot widoczny na grzbiecie i lekko schodzący na boki. Reszta jego futra jest jasno srebrzysta, ale na niższych partiach ciała kolor ten zręcznie przechodzi w biel. Białe znaczenia pokrywają część jego pyska, kryzę, klatkę piersiową i brzuch, a także mniej więcej połowę przednich łap i całe tylne oraz spód ogona… a raczej to, co z ogona mu zostało, czyli dość krótki kikut. Jego większość stracił w walce z psem jako świeżo upieczony strażnik. Nie są to jedyne bitewne ślady, które nosi na swoim ciele. Posiada kilka widocznych blizn na całym ciele: dwie na grzbiecie, z tyłu i na środku, po szponach drapieżnych ptaków, skrzyżowane ze sobą podłużne ślady pazurów na prawej przedniej łapie oraz mały, przecinający pyszczek ślad po zadrapaniu.
Ze względu na swój wzrost, umięśnienie oraz widoczne blizny, może on wyglądać groźnie i raczej nieprzyjemnie, co w sumie… nie jest dalekie od prawdy. Jego jasnoniebieskie oczy zwykle są chłodne, a wyraz jego pyska zazwyczaj waha się od zgorszonego, do obojętnego.
Królik Kicający ku Kwiecistej Kniei nie jest kotem, z którym łatwo się dogadać. Nie wygląda, jakby przepadał za towarzystwem i również się tak nie zachowuje. Zdaje się unikać większych zbiorowisk kotów, nie licząc oficjalnych okazji, a kiedy już pojawia się w jakimś towarzystwie, nie jest zbyt rozmowny. Właściwie to można o nim powiedzieć, że mówi tylko wtedy, kiedy to potrzebne – zdecydowanie wyznaje zasadę, że milczenie jest złotem i kiedy może, unika jakiejkolwiek werbalnej komunikacji. Gorzej, że… tej niewerbalnej także, bo nie jest zbyt ekspresyjny i ciężko jest odczytać cokolwiek z wyrazu jego pyska. Och, chyba że „cokolwiek” mieści się w zakresie zgorszenia, zdegustowania czy irytacji. Kocur jest bowiem dość temperamentny i, w przeciwieństwie do stereotypowego kota spod znaku Niedźwiedzia, nie ma zbyt dużej cierpliwości. Złości się szybko, a kiedy zajdzie się mu za skórę, potrafi być naprawdę cięty, a w ekstremalnych przypadkach skłania się nawet do użycia siły, choć stara się nad sobą panować. Poza tym zdaje się w ogóle nie odczuwać zbyt wielu emocji.
Wychowany w dużej mierze przez swojego bardzo wierzącego w Plemię Wiecznych Łowów i Znaki Przodków wuja, Królik charakteryzuje się ogromnym poszanowaniem dla plemiennych świąt, tradycji i zwyczajów. Czasami być może wręcz… zbyt dużym, bo wierzy w nie niemal bezgranicznie. Szczególnie widoczne jest to w jego nastawieniu do kotów spod konkretnych Znaków Przodków. Uważa, że znaki w znaczącym stopniu definiują charakter kotów i przez to jest w jakiś sposób uprzedzony do wszystkich znaków poza swoim własnym. Sam zresztą bardzo dobrze pasuje do znaku Niedźwiedzia – jest poważny, inteligentny, odpowiedzialny, a także wszystko dokładnie analizuje i brakuje mu poczucia humoru. Mimo swoich uprzedzeń, stara się jednak nie oceniać  tylko i wyłącznie na podstawie znaku i szukać także innych podstaw dla swojego podejścia do kotów. Jest świadomy, że koty dzielące Znak Przodka mogą być różne i wykazywać więcej lub mniej ich cech.
Choć można mu zarzucić całkiem sporo złego, przy bliskich kotach pokazuje swoją lepszą stronę. Niezbyt dobrze odnajduje się w uczuciach, a więc nie potrafi być emocjonalnym wsparciem, ale zawsze służy praktyczną radą czy pomocą. Ponadto nigdy nie zawaha się, żeby stanąć w ich obronie, chociaż szczerze – jest gotowy poświęcić się w obronie każdego kota z plemienia. Traktuje bardzo poważnie swoją rolę strażnika i zawsze dokłada wszelkich starań, żeby wykonywać swoje obowiązki sumiennie.
Kiedy Chmura Sunąca po Szarym Niebie i Gołębie Pióro Targane przez Wiatr zostali parą, byli jedynie młodymi, świeżo upieczonymi i niezbyt jeszcze odpowiedzialnymi łowcami. Dla nikogo nie było więc wielkim zaskoczeniem, że dość szybko – i z czystego impulsu, bez uprzedniego planowania – doczekali się potomstwa, którym była para srebrzystych kocurów. Jeden był niewielki, nazwany Zającem Nurkującym w Norze na Wrzosowisku, drugi zaś wyjątkowo jak na kocię spory, okrzyknięty mianem Królika Kicającego ku Kwiecistej Kniei.
Traf chciał, że bracia urodzili się porą Ciepłych Wichrów, a że przyszli na świat w Plemieniu Niedźwiedzich Kłów, wróżyło im to świetlaną przyszłość. Na koty spod znaku Niedźwiedzia wiele zagorzałych wierzących w Znaki Przodków patrzyło przychylniej i spodziewano się po nich, że w przyszłości będą pełnić ważne rangi – jednym z takich "zagorzałych wierzących" był nie kto inny jak starszy brat Gołębiego Pióra Targanego przez Wiatr, Jastrząb Przelatujący nad Iglastymi Drzewami. W przeciwieństwie do ojca kociąt, który był dość beztroski i nie bardzo przejmował się takimi rzeczami, Jastrząb, który sam był urodzonym Niedźwiedziem, miał wobec swoich bratanków spore oczekiwania, a szczególnie wobec Królika, który zapowiadał mu się na obiecującego Strażnika. W związku z tym często ich odwiedzał i opowiadał im o tym, co większość kociaków pewnie uznałaby za nudne, czyli o obowiązkach, tradycjach, Plemieniu Wiecznych Łowów, Znakach Przodków i wielu innych rzeczach, próbując wpoić w nich jak najwięcej wiedzy.
Ku zaskoczeniu rodziców, obu braci zainteresowały nauki wuja, ale to właśnie Królik poświęcał im najwięcej czasu i uwagi. Częściowo dlatego, że dość szybko poczuł przypływ determinacji, aby faktycznie być kimś godnym bycia spod znaku Niedźwiedzia, a częściowo po prostu przez to, że dobrze czuł się w towarzystwie starszego kocura. Od pierwszych księżyców życia Królik był bowiem wyjątkowo małomówny, nie przepadał za towarzystwem i miał problem z rozumieniem emocji, przez co trudno było mu nawiązywać kontakty z większością kotów. Nie spotkało się to ze zbyt dużym zrozumieniem ze strony jego ojca. Gołębie Pióro Targane przez Wiatr, stereotypowa, ekstrawertyczna Sarna, zawsze naciskał na niego, żeby znalazł sobie więcej znajomych i wręcz na siłę starał się go rozgadać, z czym kocur nigdy nie czuł się komfortowo. Wuj nie wymagał od niego takich rzeczy, wręcz przeciwnie, sam był dość oszczędny w słowach, a w dodatku inteligentny i silny, przez co szybko zaimponował Królikowi i stał się dla niego autorytetem. Chętnie spędzał z nim czas, a że okazał się wyjątkowo bystrym dzieckiem, wynosił z nauk sporo i zaczął mieć ambicje, aby, o ile tylko Wieszcz na to pozwoli, zostać w przyszłości jednym z najlepszych Strażników, jakie widziało Plemię – chciał być taki, za jakiego uważał swojego wuja.
Zając zawsze go w tym wspierał, choć sam nie miał aż tak ambitnych planów. Mimo iż wuj-Strażnik również mu imponował i podobały mu się jego nauki, miał wrażenie, że lepiej byłoby mu w roli Łowcy i nigdy nie miał planów, żeby jakoś szczególnie się wyróżniać. Królikowi to nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie. Często planowali, że gdy już Zając zostanie Łowcą, a Królik wspaniałym Strażnikiem, będą wspólnie wychodzili na polowania i podczas gdy mniejszy kocur będzie łapał całą tonę zwierzyny dla Plemienia, większy będzie go bronił od wszystkich drapieżników.
W ten właśnie dość spokojny sposób minęło całe ich dzieciństwo. Problemy zaczęły się dopiero na niedługo przed ich ceremonią na nowicjuszy. Niespodziewanie zmarł wtedy Gołębie Pióro Targane przez Wiatr. Jastrząb Przelatujący nad Iglastymi Drzewami, który przyniósł jego ciało do obozu, oświadczył, że na polowaniu spotkali dużego psa, który rzucił się na jednego ze Strażników, a jego młodszy brat wyskoczył przed niego, żeby go zasłonić. Gest ten być może byłby uznany za dzielny, gdyby nie to, że był niewiarygodnie głupi – ów Strażnik był bowiem przeszkolony i miał pojęcie o walce, a więc poradziłby sobie z zagrożeniem, czego nie można było powiedzieć o Gołębim Piórze Targanym przez Wiatr.
Wydarzenie to wstrząsnęło Królikiem, który po przywyknięciu do myśli, że ojciec już nie wróci, zaczął odczuwać wielką złość. Była to głupia, niepotrzebna śmierć, której dało się uniknąć – czy Gołębie Pióro Targane przez Wiatr naprawdę aż tak nie szanował swojego życia, żeby zostawić swoich synów, brata, a przede wszystkim partnerkę, którą najbardziej załamała jego śmierć? Wydawało mu się to okropnie niesprawiedliwe w stosunku do nich wszystkich. Stał się bardziej rozdrażniony, szybciej się irytował... i desperacko chciał przelać na coś całą swoją gorycz po jego śmierci. Nie mógł jednak znaleźć dla niej żadnego ujścia, więc trzymał te uczucia w sobie, udając, że wszystko jest w porządku i jedynie w wybuchach złości, które zaczęły mu się od tamtego czasu przytrafiać, widać było, jak źle się z tym wszystkim czuł.
Ulgę – przynajmniej częściową – przyniosła mu jednak ceremonia. Został nowicjuszem swojego wuja, co było dla niego najlepszym możliwym scenariuszem i ponownie przyniosło mu motywację, żeby skupić się na nauce i stać się wspaniałym Strażnikiem. W końcu jako Niedźwiedź był wręcz predestynowany do sukcesu, prawda? A skoro tak... mógł to wykorzystać jako okazję do tego, żeby nikt inny nie skończył jak jego ojciec. Do listy swoich ambicji dodał kolejny cel: stanie się na tyle silnym, żeby być w stanie obronić każdego, kto będzie tego potrzebował, a w szczególności – ot, tak na wszelki wypadek – postanowił mieć oko na Sarny. Wuj wielokrotnie opowiadał mu o ich lekkomyślności i braku rozwagi, a więc młodemu kocurowi łatwo było znaleźć powiązanie między tym a śmiercią swojego ojca.
Całą swoją energię poświęcił więc treningowi, a w wolnych chwilach pracował nad siłą swoich mięśni, między innymi wspinając się na drzewa czy udając się na walki treningowe. Dzięki swojemu oddaniu i pracowitości, szybko ukończył szkolenie i został Strażnikiem już w wieku trzynastu księżyców, przynosząc wielką dumę swojemu wujowi.
Był to początek spokojniejszego okresu w życiu kocura, jednak zaczął się dość wyboiście – na jednym z pierwszych swoich patroli kocur natknął się na dużego psa. Wraz z innym Strażnikiem udało im się go co prawda porządnie zranić i wygonić z terenów, jednak w potyczce z nim Królik stracił znacznie większą część swojego ogona. Był to pierwszy z śladów po licznych bitwach, które miał stoczyć w swoim życiu Strażnika. Choć z początku odbierał to jako osobistą porażkę, z czasem zdołał się z tym pogodzić i teraz traktuje to jako pewien ślad swojego oddania dla Plemienia. W późniejszych walkach nabawił się takich blizn jak chociażby ślady po szponach jastrzębia na grzbiecie, ślady kocich pazurów na przedniej łapie po nieprzyjemnych spotkaniach z samotnikami, czy też pojedyncze, przecinające mu pyszczek zadrapanie.
Ze względu na to, że musiał spędzić sporo czasu kurując się po wypadku z ogonem i przyzwyczajać się na nowo do życia z utrudnionym utrzymywaniem balansu, swojego pierwszego nowicjusza otrzymał dość późno. Miał on na imię Ryba Pluskająca w Potoku, jednak zdążył zaginąć przed ukończeniem treningu. Od tego czasu Królik Kicający ku Kwiecistej Kniei miał jeszcze trzech nowicjuszy. Trening jednego z nich, Huraganu Szumiącego w Koronach Drzew, wciąż trwa, natomiast dwóch pozostałych, Ważka Frunąca ponad Trzcinami oraz Wiewiórka Skacząca między Drzewami, ukończyło swoje treningi, jednak jeden z nich zginął w walce, natomiast ten drugi w lawinie, która przysypała ich stary obóz, podobnie zresztą jak jego matka i wuj.
Katastrofa ta w znacznym stopniu odbiła się na Króliku, który zdawał się po niej wycofać jeszcze bardziej z jakiegokolwiek towarzystwa. Stracił wtedy większość bliskich i znajomych sobie kotów, a więc choć tym razem podszedł do tego znacznie bardziej dojrzale niż do śmierci ojca i lepiej poradził sobie z żałobą, jeszcze bardziej – o ile w ogóle to możliwe – zamknął się w sobie i przez jakiś czas odzywał się praktycznie jedynie do swojego brata, a niemal cały swój czas poświęcał najczęściej samotnym patrolom. Otrząśnięcie się i wrócenie do normalności zajęło mu kilka porządnych księżyców.
Od tamtego czasu wciąż trzyma się w znacznej mierze w samotności, jeśli nie liczyć kontaktów z Zającem i treningów... ale wyjątek stanowią też rozmowy lub wyjścia z Taflą Jeziora Zmąconą przez Płatek Śniegu. Poznał ją w wieku trzydziestu ośmiu księżyców, kiedy to akurat planował wyjście z jakimś z Łowców na polowanie. Tak się złożyło, że kocica była dostępna, a że była spod znaku Sarny, w głowie zapaliła mu się awaryjna lampka i uparł się, żeby do niej dołączyć. Nie było to dla niego nic nowego, często podłączał się na polowania akurat do Saren, bo od śmierci swojego ojca podchodził do nich z rezerwą i chciał zapobiec podobnym sytuacjom, w których jakiś z kotów spod tego znaku umrze z własnej głupoty. Niemniej, o ile zazwyczaj były to jednorazowe wypady, które koniec końców okazywały się spokojne, los chciał, że z Taflą poszło trochę inaczej. Kocica została bowiem zaatakowana przez lisa i choć nie wykazała... samobójczych skłonności, udało jej się umknąć właśnie dzięki niemu. Postanowił więc, że będzie towarzyszył jej trochę częściej, ot, na wypadek gdyby znowu go potrzebowała, a poza tym żeby upewnić się, że nie zrobi niczego głupiego. W końcu wciąż była Sarną, prawda? W trakcie wspólnych wypadów zdążył nawet kocicę polubić, a więc teraz niekiedy można ich spotkać, jak jedzą wspólny posiłek czy rozmawiają, choć on tak właściwie nie rozmawia za dużo.
poziom — 6
siła╭ 55
zręczność╭ 28
szybkość╭ 13
odporność╭ 20
hp╭ 185
wytrzymałość╭ 115
cechy:
╭ ostre pazury
╭ sokoli wzrok
╭ brak ogona
umiejętności:
╭ pływanie: 0 poziom
╭ skradanie się: 2 poziom
╭ tropienie: 2 poziom
╭ wspinaczka: 3 poziom
╭ zielarstwo: 0 poziom
                   Królik Kicający ku Kwiecistej Kniei Db5ezs5-6b1616dc-cbd8-4d03-a2e4-4fb10f3b5e0b.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOiIsImlzcyI6InVybjphcHA6Iiwib2JqIjpbW3sicGF0aCI6IlwvZlwvNDc4NTNlZmUtODM1My00MzBiLTgzNWUtMzMzYzAzYjgyNWYwXC9kYjVlenM1LTZiMTYxNmRjLWNiZDgtNGQwMy1hMmU0LTRmYjEwZjNiNWUwYi5wbmcifV1dLCJhdWQiOlsidXJuOnNlcnZpY2U6ZmlsZS5kb3dubG9hZCJdfQ

Skocz do: