IndeksIndeks  SzukajSzukaj  GrupyGrupy  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 :: 
Wprowadzenie
 :: Karty Postaci :: Klan Gromu
Rozgwieżdżona Łapa
Czw Sty 05, 2023 5:49 pm
Rozgwieżdżona Łapa
Rozgwieżdżona Łapa
Grupa : Klan Gromu
Płeć : kotka
Księżyce : 29 (kwiecień)
Matka : Sobota
Ojciec : Barwne Niebo
Mistrz : Grzmiące Gardło
Wygląd : Przeciętnego rozmiaru kotka o długim, w pełni białym futrze i jasnoniebieskich oczach. Ma trzy blizny: mniejsze, na nosie i czole, oraz o wiele większą, przechodzącą przez większość jej prawej strony tułowia.
Multikonta : Szakal (PNK), Baranek, Zaćmione Słońce (S)
Autor avatara : zhang kaiyv
Liczba postów : 162
Terminator
https://starlight.forumpolish.com/t1701-plomien


rozgwieżdżona łapa

imię
rozgwieżdżona łapa


wiek
25 księżyców (luty)


grupa
samotnicy


ranga
samotnik


płeć
kotka (afab)


orientacja
biseksualna


głos
link/imię


playlista
link


mistrz
jeżynowy cierń (*)


terminatorzy
-



poziom
2


PD
17/100



siła
19


zręczność
12


szybkość
10


odporność
15



hp
130


wytrzymałość
90



cechy
psi węch, twarda skóra, ciamajda, słaby wzrok, …kulawa noga? nie wiem, jak inaczej uznać jej bliznę





umiejętności
skradanie się - 2
tropienie - 3
wspinaczka - 1



WYGLĄDCHARAKTER



Kocica jest raczej przeciętnego wzrostu, może nawet mała, a nawet i chuda, jednak jej długie futro skutecznie to kryje i daje iluzje puchatej, grubej Gwiazdeczki. Ma lekko zarysowane mięśnie, ale nic więcej. Ma za to całkiem wysokie uszy, stojące pionowo, osadzone trochę wyżej, ale nie odróżnia jej to za bardzo od innych kotów. Ogon naturalnej długości, może nieco krótkawy, przywołujący na myśl ten psi.
Futro jest nieskazitelnie białe i niemożliwe jest znalezienie na nim pigmentu, które mogłoby się pod nią kryć. Oczy gapią się jasnobłękitnym, może wręcz nieco lodowatym spojrzeniem, ale to nie one najbardziej zwracają uwagę w wyglądzie Rozgwiazdki. Są to raczej jej blizny; dokładniej, jedna, wielka blizna, która orze jej prawy bok przez długość prawie całego tułowia. Te mniejsze znajdują się na nosie i czole.

Posiada galerię:
link




Jej poprzednia, bijąca radością aura zdała się zgasnąć - w całym jej byciu czuć trochę więcej pokory i pewnego poddania się temu, co zrzuca na nią świat. Nie chodzi (już) ciągle przygnębiona i żałosna, jednak wydarzenia jakim została poddana zostawiły ją z pewnym gorzko-słodkim spokojem w duszy.
Dalej jest kotem o dużym poczuciu sprawiedliwości i poprawności, o szlachetnym sercu i altruistycznych tendencjach. Stała się jednak nieco bardziej ostra przy krawędziach, jej słownictwo z dziecięcego i niedojrzałego przeszło na nieco bardziej ciężkie, a nawet wulgarne, jeśli ma na to chęć. Jest taka, jakby zmęczona, a jej celem w życiu jest obecnie odnaleźć drogę do domu - Klanu Gromu, znaleźć ojca i siostry - jeśli jeszcze tam są, i przeprosić za odejście. Stać się lepszym wojownikiem, niż miała się stać jako dziecko.
Wciąż ma poczucie humoru i głównie go używa jako swój mechanizm do radzenia sobie z problemami. Bardzo możliwe, że przy powrocie do klanu Gwiazdka rozchmurzy się co nieco - póki co jednak jest na smutnej drodze szarości. Odkąd odeszła od Zając, prawda jest taka, że jest zwyczajnie samotna. Nie ma nawet na kogo się złościć, cieszyć, śmiać, smucić, dopóki jej łapy nie zamieszkają znów w Klanie Gromu. Ma też nawyk gadania do siebie, czy to w myślach, czy na głos.
Właściwie to też nie tak, że niedojrzała i śmieszna Rozgwieżdżona Łapa zupełnie w niej umarła. Raczej została chwilowo uśpiona i gdy poczuje się znów komfortowo w swojej skórze, Gwiazdka może powrócić do swych łask, choć w zmienionej formie.



HISTORIA
Kotka urodziła się pod mianem Płomień jako owoc miłości wtedy jeszcze Barwnej Łapy z Sobotą; gdy jej ojciec wrócił do Klanu Gromu, urodził ją oraz jej dwie siostry - Cierń oraz Łapcię. Płomień była z nich wszystkich chyba najbardziej głośna i aktywna; pozostała dwójka była nieco chorowita, szczególnie Łapcia.
Jako jedyna ze swojego rodzeństwa została terminatorką w wieku sześciu księżyców, a nadano jej imię Rozgwieżdżonej Łapy, co nieco różniło się od kocięcego imienia - uniknięto powtórzenia, gdyż w klanie był już Płomieniste Ucho. Białej kotce podobało się nowe imię, brzmiało bardzo dostojnie i poważnie, jednak miała lekkie problemy z wypowiedzeniem go. Trenowała z Jeżynowym Cierniem, Łapcia siedziała w lecznicy, a Cierń niedługo po mianowaniu zaginęła. Gwiazdka czuła się troszkę samotna, czuła potrzebę, by się popisywać, ale nawet nie wiedziała, komu. Najlepiej całemu Klanu Gromu.
Jej trening nie zakończył się szybko - poza chorowaniem co jakiś czas, Gwiazdka miała okropną pamięć i nie mogła za nic skupić się na tym, co mówiła do niej mistrzyni. Pewnego dnia, gdy miała 15 księżyców, Rozgwieżdżona Łapa wyszła na spacer-patrol-polowanie, mimo tego, że nie znała dobrze terenów, walki, czy polowania. Nie obchodziło ją to - chciała się wykazać. Udowodnić swoją wielkość i wartość, zdobyć atencję, której była głodna od kocięcia.

Zgubiła się. Nie zorientowała się, kiedy przestała czuć zapach terenu Klanu Gromu, nie rozpoznawała już żadnego miejsca wokół siebie… ale, nie wiedząc co zrobić innego, szła w jakimkolwiek kierunku. Szła długo. Była głodna. Na podstawie tego, co mówiła jej o polowaniu Jeżynowy Cierń, próbowała upolować sobie jakąś mysz - nie poszło jej najlepiej, krótko mówiąc, a ona sama zmuszona była zasnąć i spędzić noc pod drzewem na Ziemiach Niczyich.

Obudziła się jeszcze w nocy, nad ranem; jej sen zruszył nieznajomy zapach, a może - przeczucie. Pierwsze, co zobaczyła, gdy obudziła się i spojrzała do góry, były wielkie, żółte oczy należące do sowy… która najwyraźniej była bardzo głodna i obrała młodego, głodnego i zaspanego kota jako swoją ofiarę, rzucając się na nią dokładnie w tym momencie. Gwiazdce serce zaczęło bić mocniej w piersi, jak nigdy wcześniej. Cudem zerwała się na nogi na czas, choć czuła słabość i mroczki przed oczami. Zaczęła biec, ile sił w nogach, ale sowa - puchacz - była uparta, najwyraźniej w desperacji… i prawda była taka, że mogła bez problemu dogonić kocicę. Była przerażona, miała łzy w oczach, ale próbowała walczyć, zamachiwać się pazurami na wielkie ptaszysko. Nie spodobało mu się to, ale też nie powstrzymało od dalszych prób; puchacz zaatakował ją najpierw dziobem w czoło, zostawiając tam niewielkie rozdarcie skóry, potem szponem zostawił szramę na nosie. Ta akcja dała mu czas, by unieść się w powietrze, a potem zaatakować kocicę swoimi szponami, rozdzierając jej głęboko prawy bok od barku do uda.
Rozgwieżdżona Łapa nigdy nie czuła takiego bólu, jak wtedy. Wydała z siebie przeraźliwy pisk. Piekło, bolało, czuła się słabsza, coraz słabsza, aż nie opadła żałośnie na ziemię. Wtedy puchacz zaczął próbować ją unieść, jak uczyniłby z inną, mniejszą zwierzynę, przekonany, że kocica nie żyje. Wziął ciało niewielkiego, chudego kota w swoje szpony w całości i zaczął powoli lecieć.
Po przeleceniu kilku długości drzewa Rozgwieżdżona Łapa straciła przytomność, choć bardzo tego nie chciała, biorąc pod uwagę ból, w jakim była. W ostatnim przypływie instynktu walki o przetrwanie zaczęła się szamotać, gdy ptak leciał dość nisko nad ziemią, ciągnięty jej ciężarem, ostatkami sił zarypała pazurami o jego nogi, by zostać upuszczonym na ziemię. Miała szczęście, że było nisko, a podłoże, na które spadła, było miękką łąką; nie zdołała złamać nic więcej, choć trochę się poobijała. Ptak, zraniony w szpony, które były jego główną bronią, w końcu poddał się i odleciał, zaś Rozgwieżdżona Łapa mogła w spokoju wykrwawić się na pięknej łące.

…A przynajmniej tak można było podejrzewać, że się stanie, jednak gdy biała terminatorka otworzyła swoje oczy, nie miała przed sobą Srebrnej Skórki, a czyjeś legowisko. Wszystko przesiąknięte było zapachem ziół… włącznie z jej własnym futrem, na którym znajdowało się bardzo, bardzo wiele opatrunków i pajęczyny.
Żyła. Okazało się, że słysząc dziwne odgłosy nad ranem, samotniczka żyjąca w okolicy - Zając - cudem zatamowała jej krwawienie i ostrożnie dociągnęła ją do legowiska, wiedząc, że nie ma wielkich szans na przeżycie, jednak uważała, że lepiej spróbować, niż potem czuć się winnym za czyjąś śmierć. Została nakarmiona i umieszczona w bezpiecznym miejscu, jednak wcale nie czuła się dobrze. Ani fizycznie, ani psychicznie.
Była katatoniczna, cicha. Nad wdzięcznością dla kocicy wygrywał ból i żal, jaki czuła na sobie i do siebie. Ile ziół kotka musiała zmarnować na uratowanie jej życia? Samotniczka poinformowała ją nawet, że… że niekoniecznie z tego wyjdzie. Że to wszystko mogło pójść na nic, że jej rany mogły się pogorszyć, więc nie obiecuje jej, że przeżyje. Gwiazdka czuła, że chyba wolałaby tam umrzeć. Dostawanie tej pomocy wydawało się tak… złe. To wszystko była jej wina, wina jej i jej głupoty, i powinna ponieść za to konsekwencje, a nie być ratowanym. To był dziwny moment w jej życiu - pierwszy raz czuła się aż tak bardzo, w pełni, całościowo i ogarniająco pusta i smutna. Zła, ale na siebie.

W nocy płakała. Zając kazała jej się zamknąć. Wtedy przestawała, a zamiast tego miała ciche refleksje na temat… wszystkiego, choć głównie te negatywne. Tęskniła za domem. Czy rodzina też za nią tęskni? Zostawiła Łapcię samą. Czy kiedykolwiek zobaczy jeszcze tatę? Czy terminatorzy, których znała, zostaną wojownikami bez niej? To wszystko była jej wina. Zostawiła Klan Gromu, choć mówiono jej, żeby nie wychodzić daleko, dopóki nie pozna dobrze granic i zasad przetrwania. Wiedziała, że to był przypadek, ale… to było tak, jakby zdradziła swój dom. Na którym naprawdę, naprawdę jej zależało. A najwyżej tak sądziła, ale była zbyt głupia, by pokazać to w jakkolwiek godny sposób. Można powiedzieć, że to wszystko nauczyło ją pokory… ale przede wszystkim była okropnie i strasznie depresyjna i przygnębiona, nie zainteresowana niczym. Zając, która się nią opiekowała, nie była bardzo emocjonalnym, wylewnym czy ciepłym kotem, ale nawet ona była zmartwiona stanem swojej pacjentki. Wiedziała, że to nie jej sprawa, ale… nie chciała, by jej akt dobroci był skazywaniem tej młodej kotki na wieczny smutek.



Gdy ranom Gwiazdki się polepszyło - co wydarzyło się około 2 księżyce po jej przybyciu do legowiska Zając -  i mogła minimalnie się ruszać, Zając próbowała nawiązywać z nią jakieś rozmowy, by może pomóc wrócić jej do normalności… ale Gwiazdka nie była bardzo chętna. Czuła się źle z otrzymywaniem dobroci Zając, winna, że ktoś się nią zajmuje, a ona tak naprawdę jest tylko rozwydrzonym dzieciakiem, który nie potrafił posłuchać się starszych, bardziej doświadczonych kotów. Zając tego nie wiedziała, pewnie sądziła, że jest jakąś biedną duszyczką, która akurat napotkała na tego ptaka, tak o, a nie uciekając ze swojego klanu (gubiąc się).
W końcu Gwiazdka powiedziała jej, że zabiera jej czas i miejsce, że to wszystko przez jej głupotę. Że marnuje na nią swoje zioła, i że będzie lepiej, jeśli odejdzie i nie będzie sprawiać jej więcej problemów, niż już sprawia, i że przeprasza za to wszystko. Zając donośnie się nie zgodziła - kotka nie doszła jeszcze wszak do zdrowia, potrzebowała nieco rehabilitacji zarówno fizycznie, jak i mentalnie.
Gwiazdka nie zamierzała ani się z nią kłócić, ani zmieniać zdania. W nocy wymsknęła się z legowiska, by odejść, gdy Zając spała… ale ominęła fakt, że Zając była raczej nocnym duchem. Kocica zauważyła, jak Gwiazdka się wymyka, ale dała jej chwilę czasu. Wiedziała, że nie odejdzie daleko… bo już po kilku długościach drzewa biała poczuła ból w boku i nagłą słabość, bowiem długo nie wychodziła na dalsze spacery. Znów leżała na ziemi. Zając przybyła i zawlokła ją z powrotem do legowiska, gdzie nie wytrzymując frustracji nakrzyczała na koteczkę.
Wygarnęła jej, że tak, była głupia, i nadal jest, ale powinna wziąć się w garść zamiast izolować od wszystkiego. Że to cud, że żyje i nawet nie zdaje sobie sprawy, jak wielki, że prawie każdy kot po tym wszystkim skończyłby martwy, czy to na miejscu, czy przez komplikacje z ranami, ale ona żyła i to był znak, że ma kontynuować swój żywot. Że ma naprawić swoje błędy, wrócić tam, skąd przyszła, gdy będzie zdrowa, że jej bliscy na pewno ucieszą się na sam jej widok. Że bycie niedojrzałym dzieckiem to nie zbrodnia, a coś, przez co każdy musi przejść w życiu.

Gwiazdka milczała. Potrzebowała chwili, by przemyśleć jej słowa, poukładać je w swojej głowie, dać im dotrzeć do siebie… i przełykając ślinę, przyznała kocicy rację. Podziękowała, a od tego czasu, choć było jej ciężko, starała się współpracować z Zając ku własnemu polepszeniu. Była dla niej nieco jak matka, czy po prostu rodzic, którego nieco jej brakowało we własnym klanie. Z czasem nabrała nieco jej manieryzmów, ostrzejszego języka, sposobu bycia. Wymieniały niewielkie rozmowy i gesty, ale to pomagało poczuć się znowu choć trochę normalnie.
Jej największa rana nieco utrudniała jej poruszanie się i mobilność prawej strony, dlatego potrzebowała rehabilitacji. Gdy już była w pełni zaleczona - księżyc później, codziennie starała się ostrożnie stawiać więcej kroków, coraz pewniejszych i szybszych, by nauczyć się funkcjonować w ten sposób i przyzwyczaić swoje ciało do tej małej niepełnosprawności. Skóra ściagnęła skórę i mięśnie, przez co ta miała skrócony wykrok. Z Zając wierzyły, że nie będzie to na tyle poważne, by nie móc polować czy walczyć, ale będzie to trudniejsze. Na polepszaniu swojego stanu spędziła około pięć księżyców - było to nieco długo, ale faktem było, że była poważnie ranna i uszczerbiona. W końcu, gdy Gwiazda miała dwadzieścia trzy księżyce, kotki zaczęły przygotowywać się do jej odejścia - odejścia do domu. Zając upewniła się, że zna ona chociaż podstawy polowania oraz wspinaczki; poleciła jej uciekać bądź wycofywać się z każdej walki, unikać konfliktów. Wyruszyła, zjadłszy kilka ziół na wzmocnienie od Zając i dziękując jej za wszystko, czego dokonała. Samotniczka kazała jej się nie rozczulać i już stąd zwiewać, bo nie zdąży przed nocą.
Gwiazdka szukała terenów Klanu Gromu prawie księżyc, pytając kotów dookoła, czy wiedzą, gdzie iść. Logika teraz mówiła jej, że tam, gdzie wysokie góry - więc gdy te pojawiły się na horyzoncie, wiedziała już mniej więcej, w którą stronę powinna się kierować. Teraz tylko najtrudniejsze - stanąć znów przed obliczem Klanu Gromu, który porzuciła. Zdradziła. …Po prostu zgubiła.







Skocz do: