IndeksIndeks  SzukajSzukaj  GrupyGrupy  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 :: 
Wprowadzenie
 :: Karty Postaci :: Archiwum
Brzoskwiniowy Puch
Pią 11 Mar 2022, 23:51
Brzoskwiniowy Puch
Brzoskwiniowy Puch
Grupa : Samotnicy
Płeć : kotka
Księżyce : 59 [czerwiec]
Matka : Gorejąca Gałązka
Ojciec : Małe Pióro
Mistrz : Kruchy Pazur
Wygląd : Niska, wątła, sucha; o chudych łapach, wygiętym grzbiecie i rzadkim, długim futrze. Kremowa tygrysio pręgowana, z niebieskimi smugami na sierści i znaczeniami karpackimi na uszach i ogonie. Biały pysk (od kości jarzmowych przez policzek po nos, ze strzałką wzdłuż nosa sięgającą guza potylicznego), kryza, brzuch i łapy. Dwukolorowe oczy (lewe bladoniebieskie, prawe ciemnoorzechowe).
Multikonta : Nasięźrzałowa Noc, Srebrna Łuska, Jerzyk
Liczba postów : 26
Nieaktywny
https://starlight.forumpolish.com/t1286-brzoskwiniowy-puch#22069
■ [ IMIĘ ] Brzoskwiniowy Puch
  □ [ POPRZEDNIE ] Brzoskwinia » Brzoskwiniowa Łapa
■ [ PŁEĆ ] Kotka
■ [ WIEK ] 53 [marzec]
■ [ GRUPA ] Samotnicy
  □ [ POPRZEDNIE ] Klan Cienia
■ [ RANGA ] Samotnik
  □ [ POPRZEDNIE ] Kocię » Terminator » Wojownik
  □ [ MISTRZ ] Kruchy Pazur
  □ [ TERMINATORZY ] Łasicza Mordka

■ [ WYGLĄD ]
  □ [ Niska, wątła, sucha. O chudych łapach, wygiętym grzbiecie i rzadkiej, długiej sierści. Niebieska szylkretka karpati z dużą ilością bieli ]

Wygląda jak leśna zjawa i nie raz jej widok, gdy przemykała przez las, przeraził jakiegoś kota. Sprawia wrażenie zwłok, które nie zauważyły, że nie żyją już od co najmniej dwóch księżyców. Jest chuda, żylasta, sucha; ma wyraźnie zaznaczone kości biodrowe, na wygiętym w łuk grzbiecie widać kilka kręgów w odcinku lędźwiowym. Ma długie, szczupłe łapy, które często drżą po intensywnym wysiłku, zdradzając to, jak niesamowicie słaby jest fundament jej ciała.
Głowę ma wąską, w kształcie klina. Nos mały, bladoróżowy; grzbiet nosa prosty, wąski, brak stopu; żuchwa mocno zarysowana, ostro zakończona. Policzki lekko wystające, ostre. Skóra sucha, ściśle przylegająca. Oczy ma duże, powieki ciężkie, ciemna oprawa oczu podkreśla permanentne zmęczenie i smutek wymalowany na pysku szylkretki. Lewa tęczówka jasnoniebieska, w ostrym świetle niemalże biała; prawa ciemna, orzechowa, nocą barwa zlewa się z czernią źrenicy. Uszy ma duże, może nawet nieproporcjonalne; osadzone dość nisko, zdają się opadać pod swoim ciężarem, jakby chrząstka jaka je utrzymuje była niewystarczająco twarda. Sierść na policzkach długa, prosta, rzadka. Sierść na uszach jasnokremowa, rozlewa się od zewnętrznego kącika ucha i sięga oka oraz brwi. Pysk oblany bielą, ze strzałką przecinającą piaskową barwę na czole. Lewy pędzelek na uchu oraz blada, niebieska smuga pod prawym okiem. Z wiekiem znaczenia karpati wyjadły żółć z bazowego koloru na jej twarzy, rozjaśniły też brzegi uszu; wygląda, jakby przedwcześnie osiwiała.
Biała kryza pokrywa jej szyję, choć i tak wygląda dość biednie; ma rzadkie, proste, choć dość długie pasma włosów. Samo gardło natomiast ma niemalże łyse, pokryte króciutką sierścią i wyraźnie zaróżowione. Kremowy płaszcz pokrywa jej grzbiet, zaczynając się tuż za łopatkami, a ciągnie się aż po czubek ogona. To na nim widać najlepiej drobne, choć wyraźnie oddzielające się od jasnego tła tygrysie pręgi. Szarych plam nie ma zbyt wiele, jedynie kilka pojedynczych pasm i smug na grzbiecie, udach, zadzie czy ogonie. Łatwo je pominąć, jeżeli nie zwraca się na nie szczególnej uwagi. Karpackie znaczenia sprawiły również, że końcówka jej ogona jest biała, a na całej długości ogona krem miesza się z białymi włosami. Łapy ma szczupłe, suche, dokładnie widać na nich zarysy jej mięśni; opuszki bladoróżowe, róż rozlewa się również na krótkiej sierści pokrywającej czubki jej palców przy pochewkach pazurów oraz na spodniej stronie jej dłoni i stóp. Brzuch ma niemalże nagi, wyraźnie różowy, pokryty bardzo krótkim, rzadkim meszkiem; ukrywa go jednak mizerna firanka na żebrach, która sięga jej kolana.
Liczne choroby, które powinny były ją zabić, ale którym stawiła czoła, a także sam fakt, że była wcześniakiem z minimalnymi szansami na przeżycie, odbiły swoje piętno na ciele kotki. Kotka często niekontrolowanie drży, a jej głowa kołysze się, gdy jest zmęczona i z trudem utrzymuje ją uniesioną. Gdy mówi, jej głos jest zachrypnięty, czasem po długim okresie milczenia rudno jest jej w ogóle artykułować słowa. Intensywny i długotrwały wysiłek fizyczny natomiast sprawia, że mięśnie odmawiają jej posłuszeństwa; po dwudziestu minutach intensywnej aktywności zaczyna zarzucać zadem, powłóczy nogami, mięśnie drżą; jeżeli nie zatrzyma się i nie odpocznie, następnym krokiem będą problemy z oddychaniem, uczucie duszenia się, chwilowy paraliż mięśni szkieletowych i brak możliwości ruchu, rozbicie, w ostateczności: utrata przytomności.

■ [ CHARAKTER ]
  □ [ Cicha, spokojna, wyważona. Opiekuńcza, chociaż nadmiernie kontrolująca. Miażdżona lękiem przed gniewem Gwiezdnych i przejmującym smutkiem, który wyniszcza ją od środka. ]

Uosobienie kompleksu mesjasza. Wychowanie w przeświadczeniu, że jest wybrańcem Gwiezdnego Klanu i została stworzona do wielkich czynów, dlatego Przodkowie nie pozwolili jej umrzeć, od najmłodszego kocięcia kładło olbrzymi ciężar na jej słabych barkach.
Jest spokojną, wyważoną i może nawet nieśmiałą kotką. Nie mówi zbyt wiele, poniekąd ze względu na swój zniszczony chorobą głos, którego się wstydzi, ale również i dlatego, że jest bardzo konkretna i potrzebuje niewielkiej ilości słów, by dobić do brzegu. Jest opiekuńcza wobec kotów, z którymi przebywa i które darzy sympatią; ma bardzo silne poczucie odpowiedzialności za każdego kota, który decyduje się za nią podążyć - nieraz osiąga to patologiczną potrzebę kontroli nad innymi kotami i całym środowiskiem. Jest raczej potulnym kotem, chociaż bywa drażliwa, zdarzają jej się niekontrolowane wybuchy gniewu, zwłaszcza wtedy, gdy czuje, że zawodzi, że nie jest w stanie wypełnić swojej misji i swojego przeznaczenia lub gdy traci kontrolę nad swoim idealnie rozplanowanym środowiskiem. Zawsze jednak robi wszystko by naprawić to, co zepsuła, nawet jeżeli wiąże się to z dalszym samobiczowaniem się i wywoływaniem poczucia winy u innych kotów. Często ma trudności z zasypianiem i podtrzymaniem snu, jednak gdy zaśnie, często nie potrafi się obudzić.
Rzadko kiedy pogodny uśmiech na jej mordce sięga jej dwubarwnych, smutnych oczu. Gdy nikt nie patrzy, często wpada w histeryczną rozpacz, nie radząc sobie z tym, co na nią spadło, ale jednocześnie nie jest w stanie zmienić swojego celu, za bardzo boi się konsekwencji odrzucenia swojego przeznaczenia i gniewu Gwiezdnych, ale przede wszystkim - gniewu swojej matki, której palący wzrok czuła na swoim ciele na każdym kroku, na każdej myśli.
Czasem ma wrażenie, że nie potrafi odczuwać radości, która została całkowicie zastąpiona przez lęk, wstyd, miażdżącą presję, poczucie nieadekwatności, potrzebę usatysfakcjonowania wszystkich, którzy na nią patrzą i patologiczną potrzebę bycia w centrum uwagi.

■ [ HISTORIA ]
  □ [ PROLOG ]
Nim przejdzie się do właściwej historii Brzoskwiniowego Puchu, należy rozważyć wydarzenia, które miały miejsce przed jej narodzinami, jako że wszystko to, co się wydarzyło, miało wpływ na dalsze życie kotki.
Jej matką była Gorejąca Gałązka, a ojcem Małe Pióro. Gorejąca Gałązka była ekscentryczną wojowniczką; za młodu chciała być medykiem, przekonana o tym, że sny, które miewa, są wizjami od Gwiezdnego Klanu, a ona sama została wybrana do tego, by być łącznikiem z Przodkami. Wirujący Liść nie zgodził się jednak, kto wie dlaczego. Została więc wojownikiem: lojalnym, ambitnym i zaangażowanym, chociaż wciąż paliła ją zazdrość i poczucie niesprawiedliwości. Małe Pióro natomiast był typem lowelasa, nie był szczególnie przywiązany ani do klanu, ani do obowiązków. Gorejącą Gałązką zainteresował się głównie dlatego, że była atrakcyjną, nawet jeżeli nieco dziwną kotką.

Jej rodzice nie byli szczęśliwą parą. Tak naprawdę nawet nie byli do końca parą, gdy Gorejąca Gałązka zaszła w ciążę po upojnej nocy gdzieś w Rozległej Gęstwinie, z dala od ciekawskich oczu innych kotów Klanu Cienia. Ona widziała to jako deklarację miłości, do której uparcie dążyła i zainicjowała, on — jako jedynie niezobowiązującą przygodę. Sądził, że oboje widzą to tak samo, jednak zupełnie nie dostrzegł tego, że Gorejąca Gałązka była w nim zakochana na zabój... i chciała zmusić go niejako do związku, zatrzymując go przy sobie własną ciążą. Nie wyszło jej to na dobre — Małe Pióro od samego początku mówił jej, jak widział ich relację, ale nie słuchała go lub słyszała to, co chciała słyszeć. Gdy była w zaawansowanej ciąży, w końcu na dobre się rozstali w wielkiej, spektakularnej kłótni na środku obozu, której świadkiem był prawie cały Klan Cienia. Gwoździem do trumny okazało się, że Małe Pióro już znalazł pocieszenie w ramionach innej kotki, Wężowego Ogona.
Zrozpaczona Gorejąca Gałązka nieco się zagubiła. W swoich emocjach, w swojej złości, zazdrości i poczuciu niesprawiedliwości, które ją zawsze spotykało. Pocieszenie dawało jej tylko zatracenie się w wyszukiwaniu omenów, odczytywanie znaków i snów. Gdy obudziła się nagle z koszmaru, w którym koty płonęły żywcem w szalejącym pożarze, zorientowała się, że rodzi.

  □ [ MŁODOŚĆ ]
Gdy Brzoskwinia się rodziła, płonęła Rozległa Gęstwina. A może pożar był dzień wcześniej lub dzień później, ale rozszalała z rozpaczy i bólu, zagubiona w swojej rzeczywistości Gorejąca Gałązka uczepiła się swojego snu jako znaku, jakim następnie karmiła swoją córkę…?
Akcja porodowa zaczęła się wcześniej, niż powinna i cieniste matki oraz medyk doskonale wiedzieli, co to oznacza. Chociaż nie pokazywali swoich myśli i dbali o spokój matki, wiedzieli, że kocięta Gorejącej Gałązki urodzą się martwe lub odejdą wkrótce po zabraniu pierwszego oddechu. I tak było z pierwszymi dwoma, które przyszły na świat: Gorejąca Gałązka i tak nadała im imiona, aby nie trafiły do Gwiezdnego Klanu jako bezimienne kocięta. Pigwa i Głóg często odwiedzali Gorejącą Gałązkę w snach. Drugie kocię, Śliwka, przeżyło zaledwie jeden dzień, z początku radząc sobie całkiem dobrze jak na wcześniaka, jednak w którymś momencie zrobiło się sine, wygięło się w łuk i zakwiliło żałośnie w ostatnim oddechu. Pozostała jedynie Brzoskwinia. O połowę mniejsza niż zdrowe, nowo narodzone kocię, chuda, z bardzo rzadkim futerkiem. Choć wszyscy nastawiali się na to, że i ona odejdzie tak, jak odeszli Głóg, Śliwka i Pigwa i mówili Gorejącej Gałązce stanowczo, acz delikatnie, że jej córka nie dożyje dorosłości... Brzoskwinia okazała się zaskakująco silna.
Była kocięciem o bardzo wątłym zdrowiu. Od momentu narodzin aż do swojej ceremonii na terminatora otarła się o śmierć kilka razy, jednak za każdym razem udawało jej się wyjść z choroby obronną ręką, nawet jeżeli każda z nich pozostawiła swoje piętno. Gięła się jak trzcina pod najmniejszym nawet podmuchem wiatru, jednak nic nie mogło jej złamać. Wszystko to sprawiło, że Gorejąca Gałązka, oszalała z rozpaczy, widziała w córce wybrańca Gwiezdnego Klanu. Musiał być powód, dla którego urodziła się w dniu pożaru. Musiał być powód, dla którego wszystkie kocięta umarły, a ona nie. Musiał być powód, dla którego żyła, chociaż wciąż chorowała, była maleńka, chuda i wygięta w pół. Gwiezdni musieli wynagrodzić jej wszelkie krzywdy, wszelkie próby, na jakie ją wystawili i to była jej nagroda. To było jedyne, co trzymało ją przy życiu i wczepiła się pazurami w tę myśl. Była matką mesjasza, który miał ocalić klan i musiała za wszelką cenę dopilnować, by Brzoskwinka wypełniła swoje przeznaczenie.

Większość okresu kocięctwa spędziła w lecznicy, chociaż zdarzało się, że okazjonalnie mogła wyjść i spróbować żyć jak normalne kocięta. Nie była jednak przebojową, towarzyską kotką; była bardzo nieśmiała i cicha, kompletnie nie potrafiła odnaleźć się w towarzystwie i nigdy nie wiedziała co powiedzieć. Nic więc dziwnego, że nie była szczególnie popularna i jako kociak nie miała przyjaciół; kocięta i młodzi terminatorzy dużo bardziej woleli zaczepiać Gorejącą Gałązkę, która nie rozumiała ich złośliwości i uczynnie odczytywała dla nich przepowiednie z przyniesionych jej skarbów czy też szukała znaków w przyrodzie na ich prośbę. Wobec tego Brzoskwinia większość czasu spędzała z nadopiekuńczą matką, która przędła nić swojego wyobrażenia odnośnie małej Brzoskwinki, dzieliła się swoimi wizjami i przepowiedniami, które niewiele kotów brało na poważnie, choć czasem się sprawdzały. Och, tworzyła Brzoskwinię taką, jaką sobie zamarzyła, kładąc olbrzymią presję na jej wątłe barki, a ona sama nie miała siły ani wiedzy, by się temu przeciwstawić, nie miała też wsparcia z zewnątrz, które wyciągnęłoby ją z toksycznej relacji. Zdjęłoby z jej głowy cierniową koronę założoną przez Gorejącą Gałązkę. Niestety, Małe Pióro był zdecydowanie bardziej zainteresowany swoją nową partnerką, z którą spodziewał się kociąt; zawieranie znajomości z chorą córką, która i tak nie dożyje dorosłości, raczej nie było priorytetem w życiu kocura.
Została terminatorką o czasie, mając sześć księżyców. Przyjęła imię Brzoskwiniowej Łapy, a Lisia Gwiazda na jej mistrza wybrała Kruchego Pazura, co okazało się być idealnym wyborem. Ambitny, lojalny wobec swojego klanu kocur, wzorowy wojownik i surowy mistrz, otrzymał równie ambitną terminatorkę, która wątłe zdrowie, zerową kondycję, brak mięśni i zdolności społecznych rekompensowała niezwykle lotnym umysłem. Robiła wszystko, by sprostać wymaganiom zarówno swojej matki, jak i swojego mistrza... na którego widok w którymś momencie jej serce zaczęło drżeć, a po ciele rozlewać się przyjemne ciepło. Nie znając zupełnie innego modelu relacji, uznała wymagania i ambicje kocura za przejaw sympatii wobec niej, w końcu czy nie taka sama była wobec niej Gorejąca Gałązka, która wciąż mówiła, że bardzo ją kocha i chce dla niej tylko tego, co najlepsze? Och, ale nie powiedziała mu tego nigdy, nie mogła. Zamiast tego zrobiła wszystko, by udowodnić mu swoją wartość, by stać się jego ulubioną terminatorką, by ją chwalił, by zwracał na nią uwagę, obsesyjnie robiła wszystko, by sprostać jego wymaganiom i przeskakiwała każdą poprzeczkę, niezależnie od tego, jak wysoko ustawił ją Kruchy Pazur, ku zazdrości córki wojownika, Mewiej Łapy; to, że często porównywał Brzoskwinię do Mewy, nie wpłynęło pozytywnie na relację pomiędzy kotkami. Miał jednak powody do dumy. Nie było niczego dziwnego w tym, że w wieku dwunastu księżyców Brzoskwiniowa Łapa stanęła przed Lisią Gwiazdą, przysięgając wierność Klanowi Cienia i Kodeksowi Wojownika. Została Brzoskwiniowym Puchem.
Niedługo po swojej ceremonii na wojownika, otrzymała swojego pierwszego terminatora. Nie czuła się na to gotowa, jednak z godnością przyjęła swoją nową uczennicę, Łasiczą Łapę. Chciała dla niej jak najlepiej, chciała, by była jak najlepszą wojowniczką, mniej lub bardziej świadomie zamierzała kontynuować toksyczny łańcuch, nie będąc w stanie przerwać go i stać się ostatnim ogniwem, które zakończy to szaleństwo. Niedługo później również i jej przyrodnia siostra, córka Małego Pióra i Wężowego Ogona, została terminatorką, przyjmując imię Chrząszczowej Łapy. Nie miały zbyt dobrych relacji, przynajmniej na początku; chociaż Brzoskwiniowy Puch wiedziała, że jej młodsza siostra mówiła krzywdzące rzeczy, ponieważ była młoda i pod wpływem swoich rodziców, którzy nie lubili jej i jej matki, nie zamierzała nadstawiać drugiego policzka i unikała z nią kontaktu. Nawet jeżeli bolało ją to, że jej własna siostra, jedyna żywa siostra, była dla niej i jej matki tak okrutna.

I wszystko byłoby dobrze, gdyby któregoś dnia Gorejąca Gałązka nie obudziła się z krzykiem. Miała sen, znów miała sen, ten sam, który miała, gdy na świat przyszła Brzoskwiniowy Puch. Pożar otaczał ich obóz, zaciskał krąg wokół nich wszystkich. Nie było ucieczki, płonęli żywcem, smród płonących futer wypełniał jej nozdrza. Gryzący dym zasłonił niebo, na którym rozbłysło na raz wiele nowych gwiazd ze wszystkich czterech klanów. Dla niej było jasne, że musieli uciekać. Teraz była pewna, że to już czas. Gdy spłonęła Rozległa Gęstwina, jej wizja się sprawdziła. Dlaczego miałaby nie sprawdzić się i teraz? Przewidziała wszak głód, przewidziała niechęć Niedźwiedziej Gwiazdy, przewidziała wiele rzeczy, choć niewiele kotów chciało jej słuchać. Nawet nie musiała powtarzać tego dwa razy swojej córce, która gotowa była ewakuować cały klan, jeżeli tylko jej matka da jej znak. Jednak nikt nie chciał słuchać bredni obłąkanej wojowniczki, której już dawno świat rzeczywisty zlał się z jej własnym światem. Nawet jeżeli niektórzy wierzyli w jej słowa, to ostateczne słowo i tak miała Lisia Gwiazda, która w końcu postawiła sprawę jasno: Gorejąca Gałązka miała zamknąć pysk i przestać straszyć cienistych, jako że mieli już wystarczająco dużo problemów i nie potrzebowali do tego zbiorowej paniki. Gorejąca Gałązka nie mogła w to uwierzyć; po spektakularnej kłótni z przywódczynią, za którą kot bardziej poczytalny pewnie wyleciałby na zbity pysk z klanu, wojowniczka postawiła sprawę jasno: z Klanem Cienia lub nie, muszą uciekać teraz. Nie mogą czekać, Brzoskwiniowy Puch nie może ryzykować. Nie może zginąć w kataklizmie, bo nie po to się urodziła, nie po to przeżyła, nie po to pokazywała na każdym kroku, jak silnym i wyjątkowym kotem była! Dlatego na pięć księżyców przed pożarem, który strawił Klan Cienia, Gorejąca Gałązka i Brzoskwiniowy Puch opuściły Cierniste Ustronie, by nigdy do nich nie powrócić.

  □ [ UCIECZKA ]
Zostawiły za sobą cały Klan Cienia... a przynajmniej tak myślały, bowiem okazało się, że w ślad za nimi ruszyła terminatorka Brzoskwiniowego Puchu, Łasicza Łapa. Ufała swojej mistrzyni i zamierzała uciekać razem z nią, przynajmniej taki powód podała wojowniczkom. Choć Brzoskwinia się wahała, jej matka wiedziała, że decyzja zapadła i nie mogą wrócić — Łasicza Łapa musiała więc iść z nimi. Tak więc zaczęła się ich tułaczka. Nigdy nie spodziewała się, że będzie żyła jako samotniczka, poza klanem, nawet jeżeli jej matka nazywała to jakoś inaczej. Byciem Klanem Cienia na emigracji. Nie rozumiała tego, ale nie dyskutowała, Gorejąca Gałązka z całą pewnością wiedziała lepiej, co zrobić, a Brzoskwiniowy Puch była zbyt zależna od niej, by mieć siłę do jakiegokolwiek sprzeciwu. Nawet gdy nieoficjalnie mówiono o niej jako o przywódczyni ich małego Klanu Cienia na emigracji, to i tak każda z nich wiedziała, że to Gorejąca Gałązka pociągała tu za sznurki, a jej córka posłusznie słuchała jej decyzji.
Poza klanem spędziły pełen obieg pór. Nie miały stałego miejsca pobytu, tak naprawdę tylko pora nagich drzew skutecznie zatrzymała je na dłużej w jednym miejscu. Nie wiedziała, czego szukały, ale ufała swojej matce, wiedziała, że miała jakiś cel w tej podróży. Wówczas wyszło również na jaw, że Gorejąca Gałązka nie tylko nigdy nie pogodziła się z tym, że nie została medykiem, ale również samodzielnie się uczyła. Gdy nagła choroba Brzoskwiniowego Puchu znów uziemiła je na dłużej, postanowiła podzielić się z córką postawami, które znała: na polowe warunki ich życia zdolność łatania prostych ran, pozbywania się kleszczy i leczenia kataru były wystarczające, by przeżyły kolejny dzień. Mimo to i tak wielokrotnie musiały błagać lokalnych uzdrowicieli o pomoc dla chorowitej Brzoskwini, której słabe ciało zwłaszcza w pierwszych księżycach ich wędrówki nie potrafiło sobie poradzić z warunkami, na jakie je wystawiono.

Po pełnym obiegu pór powróciły na tereny, które opuściły. Brzoskwiniowy Puch obawiała się powrotu — co zrobią, jeżeli faktycznie wszyscy zginęli? Czy zrobiły dobrze, po prostu uciekając i nie podejmując kolejnych prób przekonania cienistych do ucieczki? Nie potrafiła poradzić sobie z poczuciem winy i odpowiedzialności za życie innych kotów, które porzuciła na pastwę kataklizmu.
Gdy powróciły na stare ziemie, nie zastały niczego. Nie było już lasu. Choć trawa była zielona, widać było, że obieg pór temu pożar strawił te ziemie. Gdy pod jej łapą pękła bielejąca kocia kość, jej serce zatrzymało się na chwilę. Nie była w stanie oddychać. Była pewna, że umiera.

To był koszmar. Przepowiednia jej matki była prawdziwa i nie miały już do czego wracać. Padła na ziemię, zanosząc się histerycznym płaczem. Nie potrafiła unieść miażdżącego ją wstydu i poczucia winy za śmierć kotów. Nie posłuchali jej matki, a ona miała ich ocalić! To była jej rola, której nie wypełniła. Nie walczyła o nich, nie okazała miłosierdzia i zrozumienia, nie próbowała do nich przemówić, nie zachowała się jak wybraniec Gwiezdnego Klanu. To była jej wina. Jej wina, jej wina, jej wina, jej wina.

  □ [ NA EMIGRACJI ]
Nie było już Klanu Cienia. Były tylko one: Gorejąca Gałązka, Brzoskwiniowy Puch i Łasicza Łapa. Dla Gorejącej Gałązki dalszy krok wydawał się jasny jak słońce. Skoro były tylko one, to one teraz tworzyły Klan Cienia; Gorejąca Gałązka mianowała się medykiem, lecz nie mogła nazwać swojej córki przywódczynią. Nie była przecież zastępcą, a jej terminator nie był wojownikiem, a złamanie Kodeksu nie było czymś, na co Gorejąca Gałązka chciała się zgodzić. Wobec tego wołała do Gwiezdnych, wypowiadając standardową formułę, jaką wypowiadają przywódcy lub medycy, gdy mianują nowych wojowników: z mocy Gwiezdnego Klanu nadała jej miano wojownika, Łasicza Łapa od tego dnia miała być znana jako Łasicza Mordka, a Klan Cienia w postaci Gorejącej Gałązki i Brzoskwiniowego Puchu powitał ją jako pełnoprawnego wojownika.
Brzoskwiniowy Puch nie mogła jednak zostać przywódczynią tak od razu. Nie miała klanu; jej matka i terminatorka to zbyt mało, by tworzyć klan. A nawet gdyby tworzył, to problemem okazał się kontakt z Gwiezdnym Klanem: miejsce, do którego przywódcy i medycy wyruszali na spotkanie z przodkami okazało się być opuszczone. Czy zniknęli wraz ze śmiercią klanów? Czy musieli ich odnaleźć, by Brzoskwiniowy Puch mogła przyjąć imię Gwiazdy i stać się przywódcą? A może, na wzór legendarnych przywódców-założycieli klanów, w pierwszej kolejności musiała odnaleźć koty podobne sobie, by móc nazwać się klanem i podzielić las po równo? Musiały też odnaleźć nowe ziemie dla Klanu Cienia, te nie nadawały się do odbudowy klanów, były zbyt niebezpieczne. Wszak musiały zaczynać od zera. I tak zaczęła się ich kolejna wędrówka. Brzoskwiniowy Puch, okrzyknięta tymczasowym zastępcą Klanu Cienia na emigracji, otrzymała bardzo konkretne zadanie. Odnaleźć ziemie, które wykarmią jej klan, a także i znaleźć podobne sobie koty, które ten klan stworzą. Och, a może nie wszystko było stracone, może ktoś jeszcze zdołał umknąć przed pożarem i przeżył?
Odnalezienie zaginionych cienistych, rozproszonych po całym świecie, szybko znalazło się na liście rzeczy do zrobienia jako jeden z priorytetów. To był główny cel ich dalszych podróży, choć jednocześnie usilnie próbowały nawiązać kontakt z Gwiezdnym Klanem. Pomimo pobożnych modlitw i próśb o wsparcie, nikt nigdy nie odpowiedział na wołanie Brzoskwiniowego Puchu. Nagle okazało się, że gwiazdy na nocnym niebie przestały być już znajomymi kotami, nie było wśród nich cienistych, którzy mogli poprowadzić trójkę ocalałych. Jedynym sposobem było odnalezienie miejsca kontaktu z Gwiezdnym Klanem. Wędrowały więc długo, uparcie, przed siebie... i bez świadomości tego, że z każdym krokiem oddalały się od nowych ziem, na które uciekły klany; pominęły okazje do tego, by zapytać samotników żyjących w okolicach starych terenów o to, czy wiedzieli, gdzie udali się ci, którzy przeżyli, a im dalej były, tym mniejsze szanse były na to, że ktokolwiek wiedział cokolwiek o jakichś klanach, a co dopiero o tym, gdzie one mogą być. Nic więc dziwnego, że tak wiele księżyców zeszło im na bezcelową wędrówkę. Widziały wiele miejsc. Poznały wiele kotów. Piły wodę z niejednej magicznie wyglądającej sadzawki, dotykały nosami niejeden tajemniczo lśniący głaz. Za każdym razem jednak odpowiadała im pustka.

Gdy Brzoskwiniowy Puch miała 47 księżyców, zmarła Gorejąca Gałązka. Nagle. Zupełnie nieoczekiwanie. Nie skarżyła się na nic, nie mówiła o żadnej trapiącej ją chorobie, nie było żadnego sygnału, który ostrzegłby Brzoskwinię i Łasicę o tym, że gdy się obudzą, będą już tylko we dwie. Pogrzebały więc Gorejącą Gałązkę pod krzewem jeżyn… i ruszyły dalej. Na ślepo, przed siebie, gdziekolwiek. Dopiero odnalezienie Chrząszczowej Łapy, córki Wężowego Ogona i Małego Pióra, a więc i przyrodniej siostry Brzoskwiniowego Puchu, podniosło morale Klanu Cienia na emigracji. Srebrzysta terminatorka z początku zachowywała się nieco dziwnie… jednak ostatecznie zdecydowała się dołączyć do swojej siostry i jej terminatorki. Teraz miały tylko siebie i sam fakt, że po tak wielu księżycach tułaczki udało im się nawzajem odnaleźć, dał Brzoskwiniowemu Puchowi nadzieję na to, że jeszcze uda im się odnowić Klan Cienia na wzór legendarnych przywódców. Dzięki Chrząszczowej Łapie miały również konkretny cel, jakim była Dolina Oka Gór. Przeszkodą okazała się być jednak ciężka pora nagich drzew, która zmusiła cieniste kotki do spowolnienia wędrówki, ale również pozwoliła im poznać się na nowo, zacieśnić więzi, stać się czymś więcej, niż po prostu trzema kotkami, które przeżyły. W końcu teraz to one były Klanem Cienia.

W Dolinie Oka Gór pojawiły się wraz z roztopami. Woda wezbrała w rzekach i jeziorach, zalewając okoliczne tereny, a Brzoskwiniowy Puch doprowadziła swój mały Klan Cienia do celu ich wędrówki, aby wraz z Chrząszczową Łapą i Łasiczą Mordką odnowić oblicze tej ziemi.

■ [ STATYSTYKI ]
   S: 22 | Z: 30 | Sz: 32 | O: 20
   HP: 190 | W: 70
   P: 5 | PD: 0/400
   MP: 4 | MPD: 0/250
     znane leczenie: rany, stłuczenia i obicia, problemy żołądkowe, przeziębienie i biały kaszel, kleszcze i ukąszenia owadów, uśmieżanie ogólnego bólu i stresu
     znane zioła: cis, języczki polne, krwawnik, lipa, mak, mięta, mniszek, mysia żółć, nagietek, nawłoć, niecierpek, pajęczyna, piołun, szczaw, wierzba, wrzos

■ [ CECHY ]
   Cichy krok
   Wątłe zdrowie
   Wrażliwa Skóra

■ [ UMIEJĘTNOŚCI ]
   Tropienie: 2
   Skradanie: 2
   Wspinaczka: 2
   Zielarstwo: 2

Skocz do: